Branża
Ten news was zaboli. Adobe podnosi ceny - za Plan Fotograficzny w 2025 roku zapłacicie ponad 100 zł miesięcznie
87%
Najbardziej przystępny cenowo cyfrowy średni format z pewnością zwrócił uwagę tych, którym pełna klatka przestaje już wystarczać. Czy bardziej mobilna i kompaktowa wersja modelu 50S spełni oczekiwania wymagających zawodowców?
Fujifilm GFX 50R został wyposażony w 50-milionową matrycę formatu 43,8 x 32,9 mm, która pozwala nam na pracę w zakresie czułości ISO 100-12 800 (rozszerzane do ISO 50 – 102 400), a wyjściowa rozdzielczość 8272 x 6200 px powinna pozwolić nam na wykonanie wydruku wysokiej jakości (300 dpi) nawet w formacie 68 x 52 cm.
Trzeba jednak nadmienić, że nie jest to pełnoprawna średnioformatowa cyfrowa matryca, której standardowe wymiary to 53,9 x 40,4 mm. Otrzymujemy tu więc podobny stosunek rozmiarów jak między matrycami APS-H, a pełnoklatkowymi (współczynnik 1,3x).
Sensor powinien dostarczać obraz o większej szczegółowości i tonalności niż aparaty pełnoklatkowe. Pod tym względem sprawuje się naprawdę dobrze. Aż do ISO 1600 szczegółowość zdjęć utrzymuje się na niemal równym poziomie. Większy spadek szczegółowości w maksymalnym powiększeniu zauważymy przy czułości ISO 3200-6400, a z każdą kolejną czułością będzie on się pogłębiał przy jednoczesnym wzroście zaszumienia. Jednak nawet przy górnej granicy ISO i tak jest on ponadprzeciętnie bogaty w detale. W tym wypadku musimy się już jednak liczyć z utratą informacji o kolorach. Akceptowalna jakość obrazu kończy się na granicy ISO 6400, a rozszerzone czułości należy potraktować już jedynie jako ciekawostkę.
Aparat bardzo dobrze sprawdza się także pod względem szumów, a to ze względu na stosunkowo duży odstęp (5,29 mikronów) między poszczególnymi pikselami na matrycy. Bardzo delikatne zaszumienie zauważamy dopiero w okolicach wartości ISO 1600, jednak nawet przy ISO 3200 obraz prezentuje się nad wyraz atrakcyjnie, choć szumy zaczną już wpływać na odbiór drobniejszych detali. Mimo wszystko aż do czułości ISO 12 800 zaszumienie będziemy w stanie zauważyć jedynie oglądając zdjęcie w pełnym powiększeniu. Na rozszerzonych czułościach zakłócenia stają się już znacznie bardziej widoczne.
Cyfrowe ziarno jest jednak przyjemne dla oka, choć wydaje się rozmiarowo większe od tego, które oglądaliśmy na zdjęciach z Hasselblada. Wygląda też na to, że w przypadku matrycy GFX-a nawet podczas fotografowania w formacie RAW będziemy mieli do czynienia z delikatnym odszumianiem obrazu, co skutkuje „rozmydleniem” obrazu na wyższych czułościach. Jak już jednak wspomnieliśmy, będą to kwestie ledwie zauważalne podczas oglądania zdjęć w rozmiarze ekranowym.
Pod względem rozpiętości tonalnej, aparat plasuje się w ścisłej rynkowej czołówce, wyprzedzając najlepsze pełnoklatkowe konstrukcje pokroju Sony A7R III czy Nikon D850. Przy bazowej czułości ISO 100 możemy liczyć na dynamikę rzędu 14,8 EV, a poniżej akceptowalnej granicy 10 EV spada dopiero przy czułości ISO 6400. Pozytywnie wpłynie to na “elastyczność” plików RAW zapisywanych przy nieco wyższych czułościach.
Aparat niestety dość przeciętnie wypada w testach automatycznego balansu bieli. Odchylenia od normy zauważymy w przypadku każdego rodzaju oświetlenia, przy czym najgorsze wyniki, sięgające prawie 20 jednostek na skali Lab zanotujemy w przypadku światła żarowego. Warto tu wspomnieć, że konkurencyjny Hasselblad X1D w tym zakresie oferował jedne z najlepszych wyników jakie udało nam się uzyskać.