Aparaty
30 rat 0% na wybrane aparaty i obiektywy z okazji 30. urodzin CEWE FOTOJOKER
Choć mamy tu do czynienia z aparatem amatorskim, Nikon Z5II to jedna z najważniejszych premier producenta od lat. Niezła specyfikacja, w pełni rozwinięta ergonomia i świetna cena naginają reguły rynku. Czy jest tu jakiś haczyk? Aparat mieliśmy już okazję sprawdzić w praktyce.
W świat bezlusterkowców Nikon wszedł z zauważalnym poślizgiem. Choć pierwsze modele Z6 i Z7 pojawiły się na równi z propozycją Canona i prezentowały logiczny podział w ofercie, nawet w swojej drugiej generacji widocznie ustępowały możliwościami propozycjom konkurencji. Wtórujące im amatorskie modele Z50, Z30 czy Z5 pozostawiały podobne wrażenie - były niezłe, ale pod wieloma względami pozostawiały niedosyt. Do pary z drogą systemową optyką wszystko to sprawiało, że system Z nie cieszył się ogromnym zainteresowaniem, a sam Nikon spadł na trzecie miejsce rynkowej czołówki, oddając swoją pozycję marce Sony.
Sytuacji nie poprawiał fakt, że Nikon jest (był?) producentem dosyć zachowawczym. Choć w jego ofercie nigdy nie brakowało istotnych dla całej branży korpusów, nie była to raczej firma naginająca reguły rynku. Raczej podążała utartymi ścieżkami z przewidywalną strategią rozwoju.
Wszystko zaczęło się zmieniać około dwa lata temu. Otrzymaliśmy wtedy Nikona Z8, który choć był w zasadzie przepakowanym modelem Z9, to zamykał flagową specyfikację w kompaktowym body z ceną typowego korpusu o podwyższonej rozdzielczość. Potem zobaczyliśmy model Zf, będący pierwszą współczesną pełną klatką w stylistyce retro (a przy okazji bardzo uniwersalną). W końcu w zeszłym roku ukazał się Nikon Z6III, który w świetnej cenie oferuje jedną z najbardziej wszechstronnych specyfikacji na rynku, a producent zaczął też poważnie testować cierpliwość konkurencji tanimi stałkami f/1.4.
Zmiana w podejściu Nikona staje się coraz bardziej ewidentna, a firma zdecydowanie nabiera wiatru w żagle i ma duże ambicje, o czym świadczyć może chociażby zeszłoroczne przejęcie marki RED. Teraz Nikon zrzuca bombę w postaci „amatorskiego” modelu Z5II, który z dużym prawdopodobieństwem ma szansę powtórzyć sukces lustrzankowej serii D750 i który w moim mniemaniu będzie najważniejszym korpusem we współczesnej historii producenta. Bo jeżeli weźmiemy pod uwagę ofertę konkurencji, to mała rewolucja i coś znacznie więcej niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
Nikon Z5II to pozornie po prostu druga generacja pełnej klatki dla amatorów, idąca tym samym tropem, którym przed dwoma laty poszedł Canon z modelem R8. Otrzymujemy więc body oferujące większość możliwości korpusu zawodowego, w cenie odpowiednio wyższej od poprzednika. Z tą różnicą, że w przypadku propozycji Nikona jest to dotychczas najtańsze body o takich możliwościach, a także pierwszy aparat tego segmentu, który nie został w żaden sposób umyślnie ograniczony w zakresie ergonomii czy funkcjonalności tak, by skierować bardziej wymagających twórców w stronę wyższych modeli.
I choć pod wieloma względami to po prostu przepakowany Nikon Zf z lepszą ergonomią i niższą ceną, wszystko to tworzy mieszankę wybuchową, która potencjalnie ma szansę wstrząsnąć segmentem zawodowym i zmienić dotychczasowe reguły gry. Z 24-megapikselową, stabilizowaną matrycą, trybem seryjnym 14 kl./s, 10-bitowym wideo 4K 60 kl./s i zapisem N-RAW na kartę oraz w pełni rozbudowaną ergonomią z dwoma slotami kart i joystickiem AF, nowy Nikon Z5II jest bowiem w stanie potencjalnie zaspokoić 90% potrzeb dzisiejszego rynku komercyjnego, co przy cenie na poziomie 7999 zł tworzy precedens, którego implikacje odczuje cała branża. Czy jednak na pewno? Możliwości aparatu mieliśmy okazję testować przez ostatni weekend.
Prawdziwe aspiracje producenta widzimy od razu po wzięciu aparatu do rąk. Pod względem budowy i ergonomii body nie ma nic wspólnego z aparatami amatorskimi. Mierząc 134 x 101 x 72 mm i ważąc 700 g, nowy Z5II prezentuje się niemal identycznie jak typowo profesjonalny model Z6 III i - nie licząc braku górnego, pomocniczego wyświetlacza LCD - oferuje dokładnie taką samą ergonomię.
Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że aparat pod względem wyglądu niewiele zmienił się także względem swojego poprzednika, ale prawdę mówiąc nie musiał. Zunifikowana ergonomia to moim zdaniem jedna z największych zalet systemu Z i już pierwszy Z5 prezentował się pod tym względem naprawdę dobrze. Tutaj natomiast kwestię wygody pracy znacznie udoskonala obracany i ulepszony 3,2-calowy ekran dotykowy o rozdzielczości 2,1 Mp oraz superjasny wizjer o rozdzielczości 3,69 Mp i maksymalnej jasności 3000 nitów. Dzięki temu komfortowo fotografujemy w pionie, możemy wygodnie kręcić vlogi a także otrzymać naturalny podgląd nawet podczas fotografowania w bardzo mocnym słońcu, gdzie nie będziemy odczuwać widocznych zmian w jasności po przyłożeniu oka do wizjera.
Aha, pojawił się też znany z modelu Z50 II przycisk do szybkiej regulacji profilu kolorystycznego - te dostępne fabrycznie nie są niczym szczególnym, ale aparat pozwala także na ładowanie własnych profili LUT, co może okazać się wygodnym sposobem na szybką poprawę wyglądu zdjęć bez obróbki czy też szybsze przygotowanie wideo do publikacji. Nie mówiąc już o tym, że kilka miesięcy temu Nikon wypuścił oficjalne profile LUT opracowane wspólnie z RED-em.
Choć rozdzielczość wizjera ani jego powiększenie (0,80 x) nie zmieniły się względem poprzednika, to wspomniana jasność robi kolosalne wrażenie i tylko nieznacznie odbiega od tego, co ma nam do zaoferowania Nikon Z6 III. Jest też naprawdę kontrastowy, świetnie odwzorowuje kolorystykę i choć odświeżanie nie wychodzi poza poziom 60 Hz, to wyświetlany obraz w większości sytuacji wydaje się wystarczająco płynny. Tylko w słabym świetle zauważamy delikatne smużenie, ale nie przeszkadza ono za bardzo. To zdecydowanie najlepszy dotychczasowy wizjer w segmencie amatorskich pełnych klatek.
Nikon Z5II naprawdę świetnie leży w ręce (co w dużej mierze jest zasługą głębokiego gripu), a także sprawia wrażenie dużo bardziej wytrzymałej konstrukcji od EOS-a R8. Nie jest to zresztą tylko wrażenie, gdyż w Nikonie przednia, górna i tylna ścianka wykonane zostały z magnezu, co zapewnia konstrukcji wysoką odporność na uszkodzenia mechaniczne.
Aparat bardzo dobrze wypada także pod względem kultury pracy. Choć nie przepadam za filozofią producenta dotyczącą chociażby korekcji ekspozycji czy ISO, która wymaga ciągłego wciskania dedykowanych przycisków, to wszystkie kontrolery są dobrze wyczuwalne i poruszają się z właściwym oporem. Body jest też dobrze wyważone, a joystick pozwala na szybkie i płynne przesuwanie punktu ostrości. Mamy również w pełni rozbudowane menu personalizacji, pozwalające na przypisywanie własnych funkcji do przycisków i pokręteł.
Właściwie jedyne, do czego można się bardziej przyczepić to bardzo czułe przednie przyciski funkcyjne. Wystarczy je jedynie musnąć, by aktywować przypisaną funkcję, co niekiedy, przy mocniejmy objęciu gripu może powodować lekką frustrację, bo nawet nie czujemy, że są one wciskane i przez chwilę nie wiemy dlaczego aparat nie chce robić tego, czego od niego wymagamy.
W końcu, body Nikona Z5II to także pełnoprawny zestaw złącz oraz dwa wejścia na karty SD (obydwa obsługujące standard UHS-II), co gwarantuje większy spokój przy realizacji ważnych materiałów i ułatwia zarządzanie materiałem.
Pod względem budowy i ergonomii, Nikon Z5II to więc korpus w pełni przygotowany na pracę zawodową, który - co zaskakujące - praktycznie w niczym nas nie ogranicza. A przynajmniej niczego takiego nie zauważyliśmy podczas pierwszych dni spędzonych z aparatem. Nieźle wypada nawet żywotność akumulatora, która w specyfikacji została oszacowana przez producenta na raptem 330 zdjęć (gorszy wynik w tym segmencie oferuje wyłącznie EOS R8, ale nawet pierwszy Z5 szacowany był na 470 zdjęć)
W praktyce akumulator Nikon Z5II nie radzi sobie być może z optymalizacją mocy tak dobrze, jak niektóre modele konkurencji, ale w praktycznym zastosowaniu pozwoli na około 2,5-3,5 godziny ciągłej pracy, w zależności od intensywności fotografowania. To zupełnie niezły wynik, który pozwoli na spokojne fotografowanie bez ciągłego martwienia się o kurczący się wskaźnik baterii. Ja zrobiłem ok. 450 zdjęć zanim aparat zaczął informować o niskim stanie akumulatora, przy czym w tym czasie sporo też szperałem w menu, powiększałem zdjęcia w trybie podglądu i nagrałem kilka krótkich filmików.
Czy równie dobre wrażenie nowy Nikon Z5II robi w zakresie jakości obrazu i ogólnej wydajności pracy? Na początku warto zaznaczyć, że specyfikacja aparatu nie jest bynajmniej żadną rewolucją. Bardzo podobnie wypada między innymi dwuletni Lumix S5 czy 7-letni Sony A7III, które zdążyły już potanieć poniżej ceny startowej Nikona. To, co ma do zaoferowania Nikon Z5II jest jednak propozycją świetnie wyważoną, gdzie ogromną różnicę robią drobne detale. Z Sony A7III nowy korpus wygrywa więc m.in. ergonomią, odchylanym ekranem czy możliwościami trybu wideo, a z Panasonikiem lepszym wizjerem, skutecznością autofokusa, trybu seryjnego i ogólnym czasem reakcji. Sporą różnicę robi chociażby fakt, że Z5II uruchamia się w czasie ok 0,5 s, podczas gdy w Panasonicu trwa to ponad 2 sekundy.
Pod maska znajdujemy ten sam 24-megapikselowy, stabilizowany sensor BSI-CMOS i procesor Expeed 7, co w przypadku modelu Zf, który to z kolei wykorzystywał tę samą matrycę, co model Z6II, który bazował na tej samej matrycy co model Z6 z 2018 roku… Pod względem jakości obrazu nie powinno być więc zaskoczeń, choć według producenta nowy procesor pozwolił uzyskać mniejsze zaszumienie i lepszą jakość na wysokich czułościach.
Nie bójmy się więc tego, że Z5II nie korzysta z najnowszego sensora. To matryca bardzo dobrze oprogramowana a zdjęcia zachowują dobrą kolorystykę i prezentują stosunkowo niewielkie zaszumienie nawet na poziomie ISO 25600.
Doskonale wypada też układ stabilizacji, którego deklarowana skuteczność szacowana jest na 7,5 EV. W praktyce bez większej gimnastyki będziemy w stanie utrzymać z ręki około 2-sekundowe ekspozycje. Co ważne, nie obserwujemy widocznego spadku wydajności w zależności od ogniskowej. W przypadku obiektywu 24-120 mm f/4 byłem w stanie utrzymać takie czasy na każdej ogniskowej.
Co chyba ważniejsze, w odróżnieniu od swojego poprzednika, Nikon Z5II jest naprawdę szybki. W trybie seryjnym wyciągniemy do 11 kl./s z migawką mechaniczną i 14-bitowym zapisem RAW, do 14 kl/.s, z migawką elektroniczną i 12-bitowym zapisem RAW oraz do 30 kl./s przy zapisie JPEG (w tym wypadku także z możliwości zapisu w pętli Pre-Release Capture). W jednej serii wykonamy zaś maksymalnie 200 zdjęć (niezależnie od trybu zapisu). To oczywiście mniej niż w niektórych profesjonalnych korpusach i być może szkoda, że funkcja pre-capture działa tylko z JPEG-ami, ale w rzeczywistości są to osiągi w zupełnie wystarczające nawet do bardziej wymagających celów i bez większego problemu możemy porywać się z nimi na fotografowanie dzikiej przyrody czy sportu.
Kluczowe jest jednak to, że Z5II podpiera te osiągi naprawdę wydajnym systemem AF, który choć na papierze prezentuje się podobnie do tego z poprzednika, to teraz oferować ma zupełnie nową jakość, charakteryzując się czułością do -10 EV (względem - 2EV w poprzedniku) i funkcjonalnością rodem z profesjonalnych korpusów Z6iii i Z8. Mamy 279 punktów detekcji fazy, tryb 3D Tracking i w pełni rozwinięte systemy śledzenia ludzi, zwierząt czworonożnych, ptaków czy pojazdów (łącznie 9 trybów detekcji).
Śledzenie podczas podgląd / śledzenie podczas wyzwalania serii / finalne zdjęcia
Podczas prezentacji prezentacji system AF określany był jako 70% bardziej skuteczny niż w poprzedniku, ale w praktyce to zupełnie inna klasa wydajności. W dobrym świetle system AF śledzi właściwie bezbłędnie i błyskawicznie ustawia ostrość pomiędzy planami. W słabym świetle AF potrzebuje niekiedy na ustawienie ostrości nieco więcej czasu (nawet do ok. 1 s), ale skutecznie ostrzy nawet w miejscach o niewielkim kontraście. Nie ma też mowy o pompowaniu czy rozostrzaniu, które pierwszej generacji Z5 przytrafiały się nawet w stosunkowo dobrych warunkach oświetleniowych. Jeżeli chodzi o ogólną skuteczność nie jest to więc być może ideał, ale rezultaty te powinny usatysfakcjonować większość użytkowników, do których kierowany jest ten aparat.
W końcu Z5II to także całkiem imponujący tryb wideo z 10-bitowym zapisem 4K 60 kl./s (Full HD do 120 kl./s), profilem N-Log, obsługą własnych LUT-ów a także… pojawiającym się po raz pierwszy wewnętrznym zapisem materiałów N-RAW na kartę (do 4K 30 kl./s). Biorąc pod uwagę bitrate’y, które musi być w stanie pomieścić karta SD i które są niższe niż niektóre opcje zapisu zwykłego wideo All-Intra w innych aparatach, jest to zapis skompresowany. Oprócz tego, w przypadku rejestracji 4K 60 kl./s w każdym w trybów zapisu mamy z kolei niestety do czynienia z cropem 1,5 x. W końcu, pod wieloma względami tryb wideo nie jest tak rozwinięty, jak w konkurencyjnym Panasoniku S5II. Nie mamy m.in. trybu Open Gate czy nawet rejestracji w formacie 17:9. Mimo to z pełnoprawnym 10-bitowym zapisem 4K 30 kl./s i dobrze działającym AF, tryb filmowy modelu Z5 II będzie w stanie zaspokoić większość potrzeb twórców średniego szczebla.
Skuteczność AF w trybie wideo
W tym wszystkim dość przeciętnie wypada jedynie kwestia rolling shutter - zniekształcenia zauważymy nawet przy mniej dynamicznych ruchach kamery. O ile jednak nie zamierzamy filmować „wytrzęsionych” ujęć z ręki, nie powinno być to sporym problemem.
Jak pisałem na początku, Nikon Z5II to coś znacznie więcej niż tylko kolejna amatorska pełna klatka. To zdecydowanie najlepiej zbalansowany aparat tego segmentu, najtaniej debiutujący korpus o takich możliwościach i model, który na dobre zrywa z podziałem pomiędzy segmentem amatorskim i zawodowym, co z pewnością da się we znaki konkurencji.
Po raz pierwszy chyba otrzymujemy pełnoklatkowy korpus dla hobbystów czy początkujących, którego atrakcyjność dla bardziej zaawansowanych użytkowników nie jest sztucznie ograniczana w zakresie ergonomii i wydajności. Powiem więcej, to korpus, który jest w stanie zaspokoić praktycznie wszystkie potrzeby fotografii zawodowej, które nie wymagają użycia matrycy o wysokiej rozdzielczości czy ultraszybkich trybów seryjnych (choć i w tym zakresie Z5II wypada naprawdę nieźle).
Aparat oferuje bardzo dobrą jakość obrazu, w pełni rozbudowany system obsługi, a do tego jest szybki i responsywny. Pod względem przeznaczenia, Nikona Z5II można by uznać za współczesne wcielenie modelu D750 - przystępnej, dobrze wyważonej i uniwersalnej pełnej klatki, która 10 lat temu była standardem pracy większości zawodowców pracujących w systemie Nikon F.
Czy podobne możliwości możemy otrzymać dziś taniej? Jak wspomniałem, pod wieloma względami konkurencją dla Nikona pozostaje 2-letni Lumix S5II, Canon EOS R8 a także 6-letni Sony A7 III. Drobne niuanse konstrukcji sprawiają jednak, że na dzień dzisiejszy z całej tej trójki najciekawiej wypada właśnie Nikon. Do tego warto mieć na uwadze, że 7999 zł to cena startowa, która na przestrzeni najbliższego roku zapewne jeszcze nieco spadnie.
Czy Nikon Z5II ma jakieś wady? Choć jak na razie nie mieliśmy jeszcze czasu szczegółowo przyjrzeć się wszystkim funkcjom aparatu, wydaje się, że Z5II to korpus pozbawiony ewidentnych, widocznie rzutujących na wydajność pracy minusów. Dla niektórych mogą być nimi niewielkie braki w zakresie rejestracji wideo czy dość spory rolling shutter, który może ukazywać się także podczas pracy z migawką elektroniczną, a także maksymalne możliwości trybu seryjnego dostępne wyłącznie dla zapisu JPEG. Nieco lepiej mogłaby też wypadać kwestia wydajności baterii czy szybkości autofokusu w słabym świetle. Są to jednak rzeczy, nad którymi jesteśmy w stanie skutecznie zapanować. Poza tym, to korpus zaskakująco przyjemny w użyciu i bezproblemowy.
Podsumowując, Nikon Z5II to aparat zdecydowanie godny polecenia i w mojej opinii aktualnie najbardziej opłacalna pełna klatka na rynku, w której wszystko jest po prostu takie, jakie być powinno. Z pewnością najlepsza propozycja na pierwszy zaawansowany aparat, która zaspokoi nasze potrzeby także wtedy, gdy już zaczniemy realizować pierwsze (i kolejne) zlecenia. Jeśli jednak nastawiacie się głównie na wideo, prawdopodobnie lepiej wybrać Lumixa.
Zdjęcia przykładowe wykonaliśmy aparatem Nikon Z5II z obiektywem Nikkor Z 24-105 mm f/4 S, na standardowych ustawieniach obrazu. Dla zainteresowanych także paczka z plikami RAW.