Obiektywy
TTartisan AF 75 mm f/2 ED od teraz także z mocowaniem L-Mount. To imponująca portretówka za 1000 zł
Do segmentu aparatów przeznaczonych dla vlogerów Canon wchodzi dużo później niż inni. Czy dzięki temu robi to lepiej niż rynkowi rywale? Możliwości najnowszych urządzeń dla twórców wideo mieliśmy już okazję sprawdzić w praktyce.
Szeroko pojęta vlogosfera, której rozwój obserwowaliśmy na przestrzeni ostatnich 10 lat, to doskonały przykład tego, jak słabo producenci elektroniki reagują na realne potrzeby użytkowników. Powstanie nowego segmentu rozpoznano bowiem błyskawicznie, ale na powstanie pierwszych naprawdę sensownych dedykowanych produktów musieliśmy czekać prawie dekadę, zaliczając po drodze serię średnio trafionych premier. Co więcej, nawet dzisiaj są to często konstrukcje obarczone szeregiem oczywistych wad lub też błędnie rozpoznające swój segment cenowy.
Do walki o uwagę współczesnych twórców na przestrzeni lat wszedł już niemal każdy producent, Canon pozostawał jednak w tym temacie powściągliwy. Być może dlatego, że jego aparaty i tak należały do najchętniej wybieranych przez vlogerów (m.in. seria EOS M50), a być może dlatego, że zdawał sobie sprawę ze wspomnianej nieudolności i chciał najpierw zobaczyć na czym wyłożą się rynkowi rywale. W końcu pozostając od dziesięcioleci liderem sprzedaży, nie musi się ścigać.
Nieważne co było rzeczywistym powodem, sytuacja właśnie się zmienia, a w ofercie Canona debiutują dwa pierwsze korpusy kierowane typowo do vlogerów: kompaktowy PowerShot V1 i systemowy EOS R50V. Obydwa świetnie wycenione i pozornie bardzo zbliżone. To jednak dwa kompletnie różne aparaty. Czy tak samo dobre? Czy przypasują wszystkim? A jeśli nie to, który lepiej wybrać? Nowe aparaty miałem już okazję poznać w praktyce i postaram się odpowiedzieć w tym artykule na te i inne najważniejsze pytania dotyczące nowych produkcji Canona.
Litera V to nowość w nomenklaturze oznaczeń Canona i choć przedstawiciele producenta zaznaczają, że nie należy tu mówić o jednej spójnej serii, z miejsca staje się jasne, że oznaczenie to będzie używane do wszelkich konstrukcji video-first, które nie są wystarczająco zaawansowane, by reprezentować serię Cinema EOS - podobnie jak ma to obecnie miejsce w przypadku serii Sony ZV.
Debiut Canona jest jednak o tyle ciekawy, że producent wydaje się zupełnie inaczej różnicować swoje konstrukcje niż konkurencja. Przede wszystkim prezentuje dwa korpusy jednocześnie. Po drugie, obydwa produkty wprowadza na rynek de facto w tej samej cenie - 4297 zł to zarówno cena kompaktowego PowerShota V1, jak i modelu EOS R50V w zestawie z obiektywem kitowym.
Tym samym Canon, jako jedyny z producentów wydaje się rozumieć, że współczesny twórca szukający aparatu do vlogowania to ambitny, ale średnio zamożny amator i nie stara się go na siłę zmuszać do chodzenia na trudne kompromisy. Zamiast tego oferuje dwie ścieżki, które mają przypasować użytkownikom o różnych aspiracjach. Niestety zaleta w postaci jednakowej ceny wzbudza też wątpliwości i może błędnie skierować nas w stronę nieodpowiedniego modelu. Żeby więc nie popełnić błędu, warto zrozumieć z czym właściwie mamy tu do czynienia.
Zacznijmy od podobieństw. Zarówno Canon Powershot V1, jak i Canon EOS R50V to aparaty, których głównym przeznaczeniem jest nagrywanie wideo. Oczywiście zrobią też zdjęcia, ale tryb fotograficzny (choć pełnoprawny) to tutaj raczej tylko dodatek. Obydwa modele wyposażono w obracane ekrany dotykowe LCD, zaawansowane wbudowane mikrofony kierunkowe, które zastąpić mają konieczność korzystania z zewnętrznych rejestratorów, a także szybki i świetnie działający autofocus Dual Pixel, wspierający śledzenie twarzy i oka. Obydwa są też w stanie rejestrować obraz w jakości 4K 60 kl./s (z cropem), lub 4K 30 kl./s z całej powierzchni sensora. Oba pozwalają również na rejestrację slow motion 120 kl./s w jakości Full HD i mogą pracować w trybie kamery internetowej, będąc jednocześnie stale zasilane. Na tym jednak lista podobieństw się kończy.
Główną różnicą pomiędzy obydwoma modelami jest oczywiście sam typ aparatu, jaki reprezentują. Canon PowerShot V1 to aparat kompaktowy, z zamocowanym na stałe obiektywem zoom 16-50 mm f/2.8-4.5, podczas gdy EOS R50V to aparat systemowy, z możliwością wymiany obiektywu (standardowo sprzedawany w zestawie z nowym szkłem RF 14-30 mm f/4-6.3).
Główne różnice modelu R50V: większa matryca i możliwość wymiany obiektywu
Poza tym, obydwa modele dysponują różnej wielkości matrycami. W przypadku PowerShota jest to sensor w rozmiarze 1,4 cala, czyli o takiej samej powierzchni jak matryce aparatów Mikro Cztery Trzecie - tylko, że w formacie 3:2, a nie 4:3. To obecnie największa matryca na rynku kompaktów z zoomem, która powinna deklasować konkurencyjne konstrukcje, ale i tak jest mniejsza od sensora modelu EOS R50V, który dysponuje przetwornikiem APS-C.
Oprócz tego, obydwa aparaty widocznie różnią się możliwościami zapisu. Choć na pierwszy rzut oka specyfikacja wygląda podobnie, w praktyce otrzymujemy urządzenia o innym poziomie zaawansowania. W modelu PowerShot V1 w każdym trybie zapis dokonywany jest w ramach stratnej kompresji międzyklatkowej IPB, a zapis 10-bitowy możliwy jest wyłącznie w przypadku rejestracji w płaskim profilu Log. Z kolei w modelu EOS R50V zapis 10-bitowy z próbkowaniem 422 dostępny jest w każdym trybie zapisu, który dodatkowy realizowany jest w ramach zaawansowanych kodeków XF-HEVC S i XF-AVC S - takich samych jak w przypadku kamer z systemu Cinema EOS. Naturalnie, w modelu EOS R50V otrzymujemy też większą przepływność (bitrate), która powinna przełożyć się na ogólnie lepszą jakość nagrań, a sam obraz skalowany jest z rozdzielczości 6K.
Od razu widzimy więc, że to aparaty kierowane do użytkowników o zupełnie innym stopniu zaawansowania i innych potrzebach. Zanim jednak z miejsca rzucimy się na model EOS R50V warto przyjrzeć się bliżej kilku kwestiom. Uważam bowiem, że dla osób szukających aparatu do vlogowania i realizacji filmików na YouTube, to właśnie PowerShot V1 okaże się dużo lepszym aparatem. Na początek zachęcam do obejrzenia poniższego przykładowego vloga i porównanie materiału z obydwu kamer.
Prawdę mówiąc, zaskoczyło mnie to, jak dobrze wygląda obrazek z PowerShota V1 i - jeśli zależy wam wyłącznie na materiałach typowo vlogowych - raczej nie ma co w ogóle rozważać modelu R50V. Byłem przekonany, że obrazek z matrycy 1,4” zacznie „rozpadać” się we wściekle różowym i niezbyt jasnym pokoju na początku materiału, tymczasem wygląda dobrze, jest ostry i wyraźny nawet na wyższych czułościach, a wbudowany obiektyw - nie dość, że gwarantuje szerszy, lepiej dostosowany do vlogowania maksymalny kąt widzenia - to jest jeszcze jaśniejszy i oferuje lepszą plastykę niż model RF 14-30 mm f/4-5.6, dołączany do zestawu z modelem R50V. Po przeliczeniu światłosiły i ogniskowej względem formatu matrycy, w PowerShocie otrzymujemy bowiem wyjściowy ekwiwalent obiektywu 16-50 mm f/5.6-f/9, gdzie w przypadku nowego obiektywu RF-S jest to 22-48 mm f/6.7-f/10
Co więcej w przypadku V1 mamy do czynienia z obiektywem znacznie lepiej stabilizowanym, co widać od razu w przypadku chodzonych vlogów, a w razie potrzeby obraz możemy dodatkowo ustabilizować elektronicznie, zawężając tylko nieznacznie kąt widzenia. W przypadku modelu R50V stabilizacja obiektywu w trybie wideo działa przeciętnie, a dużo węższy kąt widzenia powoduje, że korzystanie ze stabilizacji elektronicznej przy vlogowaniu przestaje mieć jakikolwiek sens.
Idąc dalej, PowerShot V1 ma również ogromną przewagę w zakresie wbudowanego mikrofonu. Otóż w zestawie z aparatem otrzymujemy nakładkę przeciwwietrzną typu martwy kot, której dla modelu EOS R50V… nie zaprojektowano. To zdumiewające przeoczenie, które znacznie ogranicza użyteczność aparatu w przypadku nagrywania na zewnątrz. A dziwi to tym bardziej, że konkurencyjny ZV-E10 II taką nakładkę przecież posiada.
Oprócz tego, odnoszę wrażenie, że w obydwu przypadkach wbudowany mikrofon jest inaczej oprogramowany. Choć w obydwu aparatach starałem się go ustawić identycznie, wyjściowo dźwięk z V1 od razu wydawał się mocniejszy, tak jakby już w aparacie nakładany był na niego jakiś kompresor. W przypadku R50V charakterystyka mikrofonu wydaje się bardziej wypłaszczona. Otrzymamy więc prawdopodobnie większą precyzję w edycji, ale na potrzeby typowo vlogerskie, wygodniejszy okaże się zapewne mikrofon w modelu V1.
Obydwa modele bazują na tej samej baterii LP-E17
Jednak w PowerShocie wystarczy ona na nieco dłużej
Canon PowerShot V1 wypadnie także lepiej w zakresie długich materiałów czy pracy w roli kamerki internetowej. Obydwa modele bazują na małej baterii LP-E17, która w przypadku modelu V1 wystarczyć ma na zarejestrowanie 400 zdjęć lub 70 minut materiału 4K. Danych dla modelu R50V producent nie podaje, ale biorąc pod uwagę, że mamy tu do czynienia z większym przetwornikiem i rejestracją w bardziej obciążających kodekach, wyniki te będą prawdopodobnie widocznie gorsze.
Oprócz tego, dzięki wbudowanemu wentylatorowi, PowerShot V1 lepiej będzie radził sobie z kwestią przegrzewania w przypadku rejestracji long form. Specyfikacja podaje maksymalny czas rejestracji wynoszący aż 6 godzin. W przypadku EOS-a R50V to „tylko” 2 godziny. To oczywiście nadal sporo, ale jeśli ktoś myśli np. o wykorzystywaniu aparatu do streamingu, może się to już okazać problemem.
Choć kontur obydwu modeli prezentuje się podobnie, PowerShot V1 to aparat nieporównywalnie wygodniejszy do przenoszenia
W końcu, PowerShot V1 to aparat odpowiednio mniejszy i lżejszy. Bez problemu zmieścimy go do kieszeni kurtki, bluzy czy szerszych spodni. Będzie także mniejszym obciążeniem dla ręki podczas chodzonych vlogów. Generalnie jest też zaskakująco przyjemny w obsłudze - otrzymujemy w zasadzie to samo, co w przypadku zaawansowanych PowerShotów sprzed kilku lat, ale korpus jest odpowiednio grubszy i wyposażony w większy grip, dzięki czemu świetnie leży w ręce. Dzięki podobnej ergonomii, co wcześniej, będzie też wygodniejszy w przypadku fotografowania, gdyby ktoś chciał jednak wykorzystać go również w trybie foto. Wszystko to sprawia, że V1, poza zastosowaniami typowo vlogowymi okaże się też ciekawym i wygodnym aparatem podróżniczo-wakacyjnym. Jedyne co by się przydało, to dodatkowe pokrętło nastaw, lub chociaż pokrętło ekspozycji, jak w G7X Mark III. Nie można mieć jednak wszystkiego.
Model R50V, choć nadal stosunkowo niewielki, nie stworzy już jednak zestawu, który włożymy do kieszeni czy wrzucimy do małej torebki. Mocniej sfokusowana na filmowanie ergonomia utrudni też używanie aparatu, jako aparatu. To oczywiście nadal możliwe, ale wystarczy tylko rzut oka na pokrętło wyboru trybów PASM, żeby się o tym przekonać - trybowi foto poświęcono tylko jedną pozycję. Jeśli więc chodzi o sytuacje, z jakimi zwykle kojarzymy vlogowanie, a także szeroko pojęty mass appeal, PowerShot V1 wydaje mi się aparatem dużo ciekawszym.
Jednocześnie nie wypada od razu spisywać R50V na straty. Jeśli bowiem nasze filmowe ambicje wykraczają poza youtubowy baseline, bardziej przyszłościowym aparatem okaże się właśnie EOS R50V. Ujmę to tak: V1 to aparat do vlogowania typu run & gun, podczas gdy R50V z odpowiednią optyką pozwoli nam stworzyć dużo bardziej jakościowe materiały. Okaże się lepszym wyborem, jeśli zależy nam na stworzeniu profesjonalnie wyglądającego kanału czy też tworzeniu form wideo wykraczających poza typowe vlogi. Ze swoimi możliwościami bez problemu nada się także do tworzenia materiałów komercyjnych. Jeśli więc z nagrywaniem wideo wiążecie swoją przyszłość i chcielibyście urządzenia, które poza typowymi vlogowami pozwoli nagrać wam ciekawie wyglądające wywiady, teledyski, relacje czy ujęci typowo komercyjne, R50V będzie korpusem widocznie bardziej rozwojowym. Szkoda jedynie, że Canon powtarza błędy swoich konkurentów i atrakcyjność swojego korpusu podkopuje słabo dobranym obiektywem kitowym.
Canon RF-S 14-30 mm f/4-6.3 jest co prawda całkiem kompaktowy i jest obiektywem Power Zoom, który umożliwia płynną, elektroniczne regulację zoomu, ale jak na potrzeby typowo vlogerskie jest zdecydowanie zbyt wąski (ekwiwalent 22-48 mm), a także dosyć ciemny. To ogniskowa, która okaże się być może dobra do zbudowania statycznego studia na kanał na YouTube, ale szkło to będzie wymuszać na nas także wchodzenie na wyższe czułości i nie zaoferuje ciekawe plastyki. I prawdę mówiąc nawet w tym wypadku wybrałbym pewnie PowerShota V1 - w końcu wyposażone w podobnej wielkości matrycę korpusy Lumix GH przez lata stanowiły podstawowe narzędzie pracy większości youtuberów.
Canon EOS R50V to aparat bardziej zaawansowany, ale jego atrakcyjność nadwątla słaby wybór obiektywu kitowego i niewielki katalog dostępnej optyki
Wszystko to sprawia, że jeżeli chcielibyśmy rozwinąć pełnię jego możliwości, EOS R50V stanie się aparatem dużo droższym niż wynikałoby to z jego ceny startowej, która wynosi 3329 zł. To nadal aparat fantastycznie tani - najtańszy w swoim segmencie - ale podczas gdy na potrzeby typowo vlogerskie, w systemach Fujifilm X czy Sony E użytkownicy mogą wyposażyć się np. w niedrogi, kosztujący raptem 1400 zł model Samyang 12 mm f/2 (ekwiwalent 18 mm), w półzamkniętym systemie Canona nasze opcje sprowadzają się wyłącznie do Tamrona 11-20 mm f/2.8 (2999 zł) i Sigmy 10-18 mm f/2.8 (ok. 3200 zł). Oczywiście mamy też systemy zoom RF-S 10-18 mm f/4.5-6.3 (ekwiwalent 16-28 mm) za ok. 1500 zł ale pod względem jasności i plastyki to podobnie kiepski wybór, co wspomniany model 14-30 mm f/4-6.3.
Co więcej, system RF-S nadal wypada dosyć słabo jeśli chodzi o ogólną dostępność szkieł AF, które mogą nam zaoferować plastyczny obrazek czy chociażby bardziej uniwersalne podejście do pracy wideo. Na chwilę obecną najbardziej profesjonalnymi szkłami w systemie są stałki Sigma DC DN ze światłem f/1.4, oferujące ekwiwalenty 25 mm, 36 mm, 48 mm i 89 mm oraz zoom Sigma 18-50 mm f/2.8 (ekwiwalent 29-80 mm). Nadal nie mamy jednak nic na wzór popularnych, jasnych zoomów 24-105 mm czy 24-70 mm. Nie mówiąc już nawet o braku wszechstronnych zoomów PZ, które wzorem modelu Sony E PZ 18-105 mm f/4 G OSS (ekwiwalent 27-157 mm), mogłyby stać się podstawowym narzędziem pracy do bardziej złożonych realizacji.
Oczywiście EOS-em R50V z dostępnym obecnie wyborem szkieł też będziemy w stanie wykonać naprawdę dobrze wyglądające materiały, ale mimo wszystko na chwilę obecną nasze możliwości bedą widocznie bardziej ograniczone niż w systemach Sony i Fujifilm. A szkoda, bo przy swoich możliwościach i cenie R50V zapowiada się na świetną amatorską kamerę.
Pierwsze typowo „vlogerskie” aparaty Canona to udane, choć nierówne wejście w tę odnogę rynku. Canon PowerShot V1, będąc najbardziej zaawansowanym kompaktem tego typu, wraz z największą w tym segmencie matrycą w rozmiarze 1,4” i najszerszym obiektywem (ekwiwalent 16-50 mm), to prawdziwy gamechanger, który jest zdecydowanie najlepiej przemyślanym aparatem tego segmentu do tej pory i który z czystym sumieniem można polecić wszystkim twórcom szukającym dobrego aparatu do robienia instagramowych rolek, storisków czy kręcenia vlogów na YouTube. Bardzo dobrze sprawdzi się także w roli kamery do streamingu, a przy okazji będzie też całkiem niezłym kompaktem do wykonywania zdjęć.
I choć pozornie jest nieco droższy od niektórych vlogerskich pozycji konkurencji, to zdecydowanie najbardziej opłacalny. 4379 zł, które producent życzy sobie za aparat, w mojej opinii będą obecnie prawdopodobnie najlepiej wydanymi pieniędzmi na sprzęt do vlogowania. Jedyną sensowną konkurencją pozostaje tu kamerka DJI Osmo Pocket 3 w zestawie Creator Combo, jednak z uwagi na większy sensor propozycja Canona wygra z nią jakością.
Jeżeli zaś chodzi o model Canon EOS R50V, zaawansowane opcje rejestracji oferują świetny potencjał, który niestety ograniczany jest przez dostępność obiektywów. To obecnie najtańsze (3329 zł za body, 4379 zł za zestaw z obiektywem) tak zaawansowane urządzenie do filmowania, ale przy aktualnej ofercie szkieł systemowych tworzy średnio atrakcyjny zestaw do vlogowania. W obecnej sytuacji, jeśli chcielibyśmy zrobić z aparatu większy użytek, oznacza to wydatek na poziomie 6,5 tys. złotych. Sam system jest też mało atrakcyjny pod względem wyboru uniwersalnych szkieł do bardziej zaawansowanej pracy wideo. Z drugiej strony, jeśli dostępny katalog szkieł Wam wystarcza, R50V może okazać się naprawdę świetną propozycją na pierwszą kamerę.
Na razie jednak, w zakresie zastosowań vlogerskich z pewnością lepiej wybrać model V1 i obserwować uważnie kwestię dostępności optyki w systemie RF-S. Do czasu aż pojawią się w nim naprawdę konkurencyjne i użytecnze szkła, EOS R50V jeszcze potanieje i być może wtedy stanie się dużo ciekawszym wyborem dla młodych twórców.
Jako, że obydwa aparaty są konstrukcjami typowo filmowymi, zdjęcia przykładowe ograniczyliśmy do zakresu ISO dla obydwu modeli. I nie radzimy wyciągać z nich daleko idących wniosków. Warunki oświetleniowe, jakie panowały na premierowym evencie należą do jednych z najgorszych, jakie możemy napotkać. Zdjęcia wykonaliśmy na standardowych ustawieniach obrazu. Dla zainteresowanych także paczka z plikami RAW.