Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
92%
Stabilizowana, 42-milionowa matryca, tryb seryjny 10 kl./s, filmy 4K i tryb Pixel Shift, a wszystko zamknięte w solidnym kompaktowym body. Sony A7R III to jeden głównych pretendentów do miana najbardziej uniwersalnego aparatu na rynku. Sprawdzamy czy zasługuje na ten tytuł.
Podobnie jak w przypadku poprzednika, mamy tu do czynienia z fantastyczną wręcz szczegółowością zdjęć, która dorównuje tej dostarczanej przez aparaty średnioformatowe. W dobrym świetle otrzymamy poprawnie naświetlone, kontrastowe i odpowiednio nasycone zdjęcia o przyjemnej, “aksamitnej” charakterystyce.
Cieszy na też, że producent uporał się z charakterystycznymi dla wcześniejszych aparatów Sony cyfrowych “artefaktów” w plikach JPG - kolorowych szumów i czarnych kropkek ujawniających się głównie w nieostrościach - nawet na stosunkowo niskich czułościach ISO. Te nadal są zauważalne, mimo to raczej nigdy nie będą widoczne w przypadku wydruków czy oglądania zdjęc w rozmiarach ekranowych.
Wygląda też na to, że nieco poprawiony został sposób reprodukcji tonów skóry. Dominują tony żółte i brązy, ale całość jest bardzo przyjemnie zbalansowana. Co najważniejsze, nie obserwujemy tendencji do przesadnego podbijania czerwieni i różów (a warto zauważyć, że poniższe zdjęcia były wykonywane przy minusowych temperaturach, gdzie cera się rumieni), które dominując potrafią popsuć odbiór zdjęcia. Z radością przyjmujemy tez fakt, że aparat nie przejawia już charakterystycznego dla wcześniejszych konstrukcji Sony problemu z wyszarzaniem półtonów skóry.
Z racji wysokiej rozdzielczości sensora sporadycznie na zdjęciach możemy zauważyć efekty mory, jednak problem ten nie będzie nam zanadto uprzykrzał pracy - dostrzeżemy go jedynie w w dużym powiększeniu i w przypadku bardzo drobnych deseni.
Sporadyczne problemy z morą pojawiąją się jedynie w przypadku bardzo drobnych faktur i oglądania zdjęc w maksymalnym powiększeniu
Jak na tak dużą rozdzielczość matrycy, aparat dobrze radzi sobie z pracą na wysokich czułościach, co zapewne jest rezultatem zastosowania wspomnianej w poprzednim rozdziale “dwuobwodowej” architektury sensora. Pod względem szczegółowości i zaszumienia, zdjęcia pozostają używalne aż do wartości rzędu ISO 12800 (ISO 6400 w przypadku pracy w słabym świetle), ale co najważniejsze, nie obserwujemy przy tym widocznej utraty informacji o kolorach.
Pochwalić należy także automatyczny balans bieli, który w większości sytuacji dostarczy nam zdjęć z dobrze wyważoną temperaturą barwową. Jedynym problemem wydaje się bardzo duża czułość pomiaru (o czym wspominaliśmy podczas omawiania wizjera), która sprawia, że nawet lekkie przekadrowanie potrafi sprawić, że zdjęcia wykonywane po sobie będą miały delikatnie niespójną kolorystykę.
Nieźle sprawdza się także automatyczny balans bieli z priorytetem bieli, który pozwoli zachować naturalną kolorystykę w trudnych warunkach oświetleniowych, na przykład podczas zdjęć wykonywanych nocą. Różnica widoczna jest gołym okiem, a dobrze wyważony plik źródłowy pozwoli znacznie usprawnić pracę na etapie postprodukcji tego typu ujęć, niestety nadal nie otrzymujemy takiej precyzji, jak w przypadku lustrzanek Canona.