Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
W czerwcu ubiegłego roku Hasselblad wywołał niemałą sensację prezentując pierwszy na świecie bezlusterkowy (cyfrowy) aparat średnioformatowy. Po ponad 6 miesiącach od premiery aparat nareszcie trafia na rynek. Czy modułowe „średniaki” mają się czego obawiać?
Największym rozczarowaniem jest niestety szybkość pracy. Od włączenia aparatu do pełnej gotowości mija około 8 sekund. Na szczęście ze stanu uśpienia będzie wybudzał się on momentalnie po wciśnięciu dowolnego przycisku. Frustrujące, jest także czas, który upływa od momentu wciśnięcia spustu migawki do wykonania zdjęcia - aż 0,89 sekundy. Na pewno nie ułatwi to uchwycenia modela w danym, wypatrzonym przez nas momencie. Mylący jest też fakt, że pierwsze “klapnięcie” po wciśnięciu spustu nie oznacza jeszcze wykonania zdjęcia. Rejestrowane jest ono dopiero chwilę później, ale my mimowolnie poruszamy już aparatem.
Proces wykonania zdjęcia przebiega bowiem kilkustopniowo. Najpierw wygaszany jest podgląd Live View, następnie migawka przymykana jest do wybranej przez nas wartości przysłony (pierwszy trzask), a dopiero później wyzwalany jest zapis obrazu przez matrycę i właściwe przymknięcie migawki, na koniec zaś migawka ponownie jest otwierana (drugi trzask). Do tego dochodzi dość długi czas oczekiwania na załadowanie podglądu, co sprawia, że w najlepszym razie od momentu wciśnięcia spustu migawki do wyświetlenia zdjęcia miną ponad 2 sekundy. Warto też dodać, że przez większość tego czasu obraz w wizjerze pozostaje zaciemniony. Co prawda w aparacie możemy uruchomić tryb, w którym migawka zwalniana będzie szybciej, oznaczać będzie to jednak wyłączenie pomiaru światła oraz system AF. 2 sekundy to z pozoru niewiele, ale przy dłuższej pracy okazuje się to niezwykle irytujące. Irytujący jest też sam dźwięk migawki – mechaniczny pisk w niczym nie przypomina przyjemnego klapnięcia średnioformatowego lustra.
Wszystko zajmie jeszcze dłużej jeżeli zdecydujemy się na skorzystanie z systemu AF. To, że otrzymujemy wyłącznie tryb pojedynczy nie powinno dziwić. To przecież aparat średnioformatowy i raczej nikt nie myśli o wykorzystaniu go w fotografowaniu sportu czy dynamicznej akcji. Przeszkadza natomiast fakt, że możliwe do wyboru punkty AF są relatywnie duże, co w przypadku zdjęć na przykład portretowych utrudni rozeznanie się w tym, czy ostrość została ustawiona dokładnie na oko czy może na rzęsy, brwi czy też zatrzyma się na nosie. Możliwości zmniejszenia punktu AF aparat niestety nie oferuje.
Rozkład punktów AF w kadrze
Autofokus nie jest także demonem prędkości. Przeostrzenie z planu na plan w najlepszym razie zajmuje około 0,9 sekundy, co wydłuża cały proces wykonania zdjęcia do ponad 3 sekund. To zdecydowanie zbyt długo, nawet jak na stosunkowo spokojną prace w studiu. Trzeba też wspomnieć, że system miewa niestety problemy z potwierdzeniem ostrości, choć nie są one nagminne. O dziwo autofokus bardzo podobnie radzi sobie w słabym oświetleniu. Co prawda problemy z wyostrzaniem pojawią się nieco częściej, ale ogólna skuteczność systemu nie odbiega zanadto od tego, co możemy zaobserwować za dnia.
Inżynierom Hasselblada należy się jednak pochwała za responsywność i bardzo płynną obsługę aparatu. Podczas pracy z ekranem dotykowym, poruszania pokręteł i wciskania przycisków aparat reaguje błyskawicznie. Z prawie niezauważalnym opóźnieniem wczytuje też podgląd 50-milionowych zdjęć, z czym problem mają czasem aparaty o dużo mniejszej rozdzielczości. Żadnych “lagów” nie zauważyliśmy też w przypadku szybkiej nawigacji po zdjęciach przy pomocy pokręteł. Tym bardziej szkoda, że podobną skutecznością aparat nie może pochwalić się podczas fotografowania.
Model X1D oferuje tryb seryjny, choć jest on raczej jedynie ciekawostką. Zdjęcia możemy wykonywać z maksymalną prędkością 2,3 kl./s, a w jednej serii maksymalnie wykonamy ich 8. Z kolei dość długi blackout w wizjerze uniemożliwia właściwe zorientowanie się w tym, co aktualnie dzieje się przed aparatem. Biorąc jednak pod uwagę rozmiar plików, pochwalić należy szybkość z jaką zdjęcia usuwane są z bufora. Po około 5 sekundach od jego zapełnienia, odzyskujemy już pełną kontrolę nad aparatem i możemy rozpoczynać kolejną serię, przynajmniej w przypadku szybkiej karty SDHC UHS-II z jaką testowaliśmy aparat.
Skoro dotykamy już tematu częstotliwości wykonywania zdjęć, warto tu wspomnieć o kolejnej wstydliwej kwestii. X1D mianowicie bardzo szybko się nagrzewa, co dało się we znaki już po około 15-20 minutach fotografowania modelki. Biorąc pod uwagę superkompaktową budowę aparatu i dużą matrycę, można było się spodziewać, że odprowadzanie ciepła z sensora będzie w tym wypadku problemem. Mimo wszystko jest to kolejna rzecz, która sprawia, że praca w studio z nowym Hasselbladem nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
Znacznie lepiej prezentuje się natomiast kwestia zasilania. Pochwalić należy nie tylko sam mechanizm wymiany baterii (aparat nie posiada żadnej klapki, a po zamocowaniu, spód akumulatora spasowuje się na równi z obudową aparatu), ale także czas pracy na jednym ładowaniu - około 2,5 godziny. Warto wspomnieć, że jest to wynik zanotowany przez nas w przypadku gdy aparat przez większość czasu pozostawał włączony. I choć nie wybija się on na tle innych bezlusterkowców, to takie osiągi w przypadku średnioformatowej matrycy robią bardzo dobre wrażenie. Nieco gorzej prezentuje się natomiast czas ładowania akumulatora do pełna - nieco ponad 2 godziny.
Pochwalić można również działanie trybu Auto ISO, i trybów pół-automatycznych, w których aparat bardzo dobrze balansuje między niskimi czułościami, a czasami migawki pozwalającymi na utrzymanie nieporuszonego zdjęcia. Na uwagę zasługuje także sam fakt wykorzystania migawki centralnej, której możliwości co prawda kończą się na 1/2000 s, ale jest to także najkrótszy możliwy czas synchronizacji z błyskiem, co znacznie rozszerza nasze możliwości podczas pracy ze sztucznym oświetleniem. Dziwi natomiast brak możliwości skorzystania z migawki elektronicznej, która nie tylko mogłaby pozwolić na pracę z krótszymi czasami, ale także ułatwiłaby fotografowanie w jasnym słońcu. Warto przy tym podkreślić, że konkurencyjny średni format Fujifilm ma taką funkcję oferować.
Aparat dobrze wypada także pod względem pomiaru światła. Otrzymujemy 3 tryby pomiaru: punktowy, punktowy rozszerzony i centralnie ważony. W większości sytuacji najlepiej sprawdzi się ten ostatni, precyzyjnie balansując ekspozycję zarówno w przypadku jasnych, jak i ciemnych scen, choć i on niekiedy będzie miewał problemy w przypadku kontrastowego oświetlenia. Nie odbiega to jednak od tego, co prezentuje inne aparaty na rynku.
Nie zauważyliśmy też tendencji do zbytniego prześwietlania, lub niedoświetlania zdjęć. Żałujemy jednak, że producent nie udostępnił pomiaru matrycowego, ani pomiaru z priorytetem jasnych partii obrazu.