Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Za nami kolejny rok rekordowych spadków na rynku aparatów. Czy spiralę zapaści da się zatrzymać? Najnowsze dane sprzedażowe pozwalają wyciągnąć kilka ciekawych wniosków.
Informacje na temat sytuacji rynkowej moglibyśmy pisać właściwie w ciemno. Sytuacja pogarsza się konsekwentnie od około 10 lat i niewiele wskazuje na to, by cokolwiek szybko miało się zmienić. Rok 2019 przyniósł najgorsze wyniki w całej ostatnie dekadzie. Jak można się domyśleć, przysłonięty widnem pandemii rok 2020 nie przynosi wytchnienia producentom. Wręcz przeciwnie - sytuacja jest tak zła, że światowa sprzedaż aparatów zaczyna spadać do poziomu sprzed ery cyfrowej.
Oczywiście duży udział w rozwoju obecnej sytuacji miały smartfony, które na przestrzeni ostatnich lat właściwie w całości wyparły z rynku aparaty kompaktowe, (a obecnie także amatorskie konstrukcje systemowe), ale z roku na rok spada także sprzedaż zaawansowanych aparatów z wymienną optyką.
Obserwujemy jednak pewne trendy zapowiadające (miejmy nadzieję) pewną stabilizację. O długo oczekiwanym wyjściu na prostą donoszą także sami przedstawiciele i prognozy poszczególnych firm. Jak jednak ma się to do twardych danych? Całoroczne dane CIPA (Camera & Imaging Products Association) wskazują, że choć rok 2020 skończył się lepiej niż spodziewaliśmy się jeszcze w lipcu, tempo recesji wcale nie zwalnia, a być może nawet przyspiesza.
Jak wskazują dane całościowe, produkcja i dostawy aparatów na przestrzeni ostatniego roku skurczyły się o ponad 40%, do 8,8 mln sztuk. O 30% spadła też ogólna wartość rynku. To niemal dwukrotnie większy spadek niż w roku 2019, jednak oceniając te dane należy też pamiętać o poważnych problemach z dostawami, w obliczu których stanęli w tym roku wszyscy producenci. Gdyby nie to, recesja utrzymałaby zapewne stałe tempo ok. 20% w skali roku.
Nieco więcej mogą nam powiedzieć dane odnoszące się do poszczególnych typów aparatów. Dla nikogo nie będzie już chyba niespodzianką, że największe spadki dotyczą kompaktów, których dostawy spadły aż o 47% w skali roku i które - jako cały segment - straciły kolejne 41% na wartości. Obecnie segment ten oscyluje na poziomie 3,5 mln sztuk i odpowiada za ok. 45% całego rynku. Prawdopodobnie liczba ta będzie szybko maleć, co w perspektywie czasu doprowadzi zapewne do sytuacji, gdzie ogólna roczna produkcja aparatów będzie utrzymywać się w okolicach 5 mln sztuk, co zresztą prognozowali niedawno sami przedstawiciele Canona.
Niestety wyglada na to, że choć producenci przerzucają swoje siły na segment profesjonalny, to za mało, by zatrzymać spadki (przynajmniej na razie). Jak pokazują dane, produkcja i dostawy aparatów systemowych skurczyły się o ok. 36%, do 5,2 mln sztuk. Z tej puli największe spadki odnotowują lustrzanki (47%), ale sytuacji nie ratują też bezlusterkowce, których dostawy i wartość spadły o kolejne 25 i 15%.
Ta ostatnia pozycja pozwala nam jednak wyciągnąć ciekawe wnioski. Przede wszystkim bezlusterkowce zarobiły w tym roku dwa razy więcej niż lustrzanki (162 mld jenów względem 79 mld jenów), a także po raz pierwszy przebiły je pod względem ilościowym (2,9 mln sztuk względem 2,35 mln sztuk). Możemy więc już śmiało stwierdzić, że bezlusterkowce na dobre przejęły schedę po lustrzankach i zaczynają dominować na rynku. W dodatku wygląda na to, że sytuacja ta dotyczy zwłaszcza segmentu profesjonalnego, na co mogą wskazywać wyniki dostaw obiektywów systemowych - segment obiektywów pełnoklatkowych zaliczył „jedynie” 20/25-procentowy spadek, podczas gdy w przypadku szkieł do mniejszych formatów spadki te wynoszą ok. 40%. Prawdopodobnie gdyby nie pandemia, bezlusterkowce tak, jak w zeszłym roku zaliczyłyby delikatny wzrost.
No dobrze, ale jakie to wszystko rysuje perspektywy na przyszłość? Przede wszystkim, analizując wykresy, należy brać pod uwagę, że za dużą część obecnej sytuacji odpowiadają sami producenci, którzy zaczynają wygaszać swoje systemy lustrzankowe. Trudno spodziewać się pod tym względem oszałamiających wyników, gdy lustrzankowe premiery ostatnich dwóch lat możemy policzyć na palcach jednej ręki. Dlatego też ostrożnie podchodziłbym do wyciągania pochopnych wniosków na temat tego, że społeczność fotografów zawodowych zaczyna masowo przerzucać się na bezlusterkowce. Ten proces oczywiście postępuje, ale jego skala jest prawdopodobnie dużo mniejsza niż wskazywałyby na to liczby.
Widoczny rozstrzał pomiędzy liczbą, a rynkową wartością sprzedanych aparatów w segmentach lustrzanek i bezlusterkwców utwierdza nas w przekonaniu, że obserwujemy postępującą specjalizację rynku, co zresztą potwierdzają także ostatnie wyniki finansowe poszczególnych producentów. Rynek przenosi ciężar na bardziej zaawansowane konstrukcje, których sprzedaje się mniej, ale są też droższe. Potwierdzają to także dane na temat dostaw optyki (poniżej). W obliczu pożerających coraz większą część segmentu amatorskiego smartfonów, jest to działanie jak najbardziej zrozumiałe, ale jednocześnie rodzi pewne pułapki.
Zmniejszenie produkcji i podniesienie cen w krótkim okresie zapewne pozwoli podreperować sytuację firm, należy jednak pamiętać, że presja coraz doskonalszych smartfonów zaczyna zacieśniać sytuację w wyższych segmentach. Od drugiej strony atakują też coraz tańsze i coraz doskonalsze aparaty średnioformatowe. Producenci aparatów pełnoklatkowych już teraz idą w stronę rozwiązań jak najbardziej uniwersalnych, co pokazują takie premiery, jak Sony A1 czy ostatnie bezlusterkowe Canony. Jednocześnie potrzeby rynku wydają się nie rozwijać w podobnym tempie, co technologia. W efekcie tego, a także zaciętej rynkowej konkurencji, z biegiem lat różnice między aparatami w segmentach pro i semi-pro będą stawać się coraz mniej zarysowane, a użytkowników coraz trudniej będzie przekonać do inwestycji w nowy sprzęt, co zresztą zauważalne jest nawet teraz.
Mówimy tu oczywiście o sytuacji, w której na przestrzeni najbliższych lat nie wydarzy się jakaś technologiczna rewolucja, która zupełnie zmieniłaby nasze podejście do fotografowania, jak przed laty aparaty cyfrowe, czy smartfony w ubiegłej dekadzie.
Wobec tego tym istotniejsza wydaje się próba załapania na „mobilny” wózek, z czego doskonale zdaje się zdawać sprawę Canon, testując rynek takimi konstrukcjami jak Powershot Zoom, Ivy Rec czy Powershot Pick. Smartfonową rewolucję firmy fotograficzne definitywnie przespały i nie doceniły jej znaczenia, jeśli jednak jakiś produkt miałby szansę na powrót wyrwać choć część tego rynku, warto próbować.
Jednocześnie wszystko to na powrót otwiera możliwości dla uniwersalnego aparatu w klasycznej formie, który z jednej strony oferowałby funkcjonalność wykraczającą poza możliwości smartfona, a z drugiej był na tyle mały i wygodny, by chciało się po niego sięgać zamiast telefonu. Ciekawe ruchy w tym kierunku wykonuje obecnie Fujifilm, z takimi modelami jak S-X10, X-T200 czy pokazanym przed kilkoma dniami X-E4. Obserwujemy też rosnącą świadomość producentów w zakresie tego, jak dużą rolę odgrywają w tych czasach kwestie łączności. Najnowsze modele pozwalają dziś przesyłać zdjęcia prosto z aparatu na serwer czy też umożliwiają wykorzystanie smartfona w roli profesjonalnego monitora poglądowego i narzędzia do szybkiej selekcji zdjęć. Wszystkie te rozwiązania, a przy okazji wiele więcej, nakierowanych na przeciętnego użytkownika, siłą rzeczy będzie spływać do konstrukcji z niższych segmentów.
Usprawnienia w zakresie łączności, uniwersalności i dostępności sprzętu, a także oddech producentów smartfonów na karku sprowadzają nas do konstrukcji, o której piszę już od kilku lat, a przed którą ciągle bronią się producenci - niewielkiego, połączonego na stałe z naszymi serwisami społecznościowymi aparatu, który jednocześnie wykorzystywałby smartfonowe tricki w zakresie powstawania i przetwarzania obrazu, ale który oparty byłby o większą matrycę, pozwalającą cieszyć się dobra jakością fotografii także poza ekranem smartfona.
Tego typu konstrukcja, ze względów ekonomicznych nie powstanie jeszcze prawdopodobnie przez najbliższych kilka lat, ale w perspektywie czasu z jednej strony pozwoliłaby odzyskać nieco rynku amatorskiego, a z drugiej usprawiedliwić wspomnianą homogenizację segmentu profesjonalnego. Oceniając to, co dzieje się na rynku od kilku lat, tego typu aparat wydaje mi się nieunikniony, a w ostateczny rozrachunku wygra na nim ten, który najszybciej się na niego zdecyduje. Czy jednak producenci, którzy w swojej strategii oprócz rozwoju technologii muszą brać pod uwagę szereg innych czynników myślą podobnie?
O tym przekonamy się zapewne w ciągu nadchodzących 5 lat. Póki co, należy jednak spodziewać się dalszej profesjonalizacji korpusów bezlusterkowych i niestety prawdopodobnie także wzrostu cen.
Więcej informacji na temat sytuacji rynkowej znajdziecie na stronie cipa.jp.