Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Recesja na rynku fotograficznym trwa już od dekady, a obarczony widmem pandemii rok 2020 przyniósł nam najgorsze wyniki w historii. Wygląda jednak na to, że powoli osiągamy upragnioną stabilizację. Jej ceną będzie jednak coraz droższy sprzęt.
Obserwując rynkową sytuacje ostatnich kilkunastu lat, na wykresach dotyczących sprzedaży aparatów zauważymy dwa najważniejsze wydarzenia: boom cyfrowy z połowy poprzedniej dekady oraz szybko postępującą recesję, którą zapoczątkowało pojawienie się smartfonów. Za większość tej sytuacji odpowiadały oczywiście aparaty kompaktowe, które dziś na rynku praktycznie już się nie pojawiają, ale w ostatnich latach kurczył się także rynek aparatów systemowych.
Często zwracaliśmy jednak uwagę, że pozbawiony amatorskiego nabywcy rynek fotograficzny po prostu się specjalizuje i prawdopodobnie ustabilizuje się na podobnym poziomie, co przed pojawieniem się aparatów cyfrowych, tj. około 5 mln wyprodukowanych sztuk aparatów rocznie (podobne prognozy wysnuł zresztą niedawno sam Canon)
O tę granicę otarliśmy się już w zeszłym roku, choć całą sytuację znacznie podreperowały w końcu wyniki dostaw z końca roku. Możemy też spodziewać się, że ze względu na coraz większą populację i coraz większe zapotrzebowanie na profesjonalną fotografię, rynek poniżej tej granicy nie zejdzie, a być może odbije się nawet na nieco większym poziomie. Tym bardziej, że na sytuację spory wpływ ma także wymiana technologii i wolta w stronę bezlusterkowców. I wygląda na to, że właśnie zaczyna się to dziać.
Analizując dane CIPA (Camera & Imaging Products Association) za pierwsze półrocze 2021 roku, widzimy wyraźną poprawę względem tego samego okresu w roku 2020, zarówno pod względem ilościowym, jak i wartościowym. Produkcja wzrosła o 23%, a wartość wyprodukowanych modeli wzrosła aż o 43%.
Oczywiście porównując obecną sytuację z rokiem 2019 widzimy, że w dłuższej perspektywie rynek nadal się kurczy, ale należy wziąć pod uwagę, że w dużej mierze wykres dla całego rynku dalej ciągną w dół wymierające kompakty (spadek o ponad 50% względem roku 2019), a także fakt, że producenci nadal mocno borykają się z problemem dostępności podzespołów (m.in. z tego względu premiera pokazanego ostatnio modelu Sony ZV-E10 była przekładana od maja).
Bardzo optymistycznie rysuje się zwłaszcza segment bezlusterkowców. Nie dość, że pod względem ilościowym kolejny rok z rzędu wyprzedzają lustrzanki, to ich produkcja zwiększyła się aż o 55%, a wartość sprzedanych modeli w ostatnich 6 miesiącach wzrosła aż o 114% względem tego samego okresu rok wcześniej.
Do tego ogólny optymizm płynie także z ostatnich raportów finansowych Canona i Nikona. Obydwaj producenci zaliczyli widoczne wzrosty względem zeszłego roku. Canon poinformował o 100-procentowym wzrośnie sprzedaży, za który w dużej mierze odpowiadają modele R5 i R6, a Nikon pochwali się 99% procentowym wzrostem przychodów. Jednym słowem jest przynajmniej nieźle.
Czy rzeczywiście przełom dekady będzie momentem, w którym rynek fotograficzny wreszcie odbije się od dna? Prawdopodobnie w ogólnym rozrachunku, ze względu na nadal obecne w produkcji kompakty, zobaczymy jeszcze lekkie spadki, ale segment bezlusterkowców, który obecnie wydaje się rosnąć w szybszym tempie niż kurczy się segment lustrzanek, z dużym prawdopodobieństwem będzie w stanie tę sytuację podreperować.
Inna sprawa, to fakt, że przy 55-procentowym wzrośnie wysyłek, wartość wysłanych aparatów wzrosła aż o 114%, co dobitnie wskazuje, że producenci skręcają w stronę zarabiania na mniejszej ilości, ale droższych aparatów. Generalnie więc należy przygotować się na to, że nadchodzące w najbliższych latach aparaty nie będą tanie.
Z drugiej strony powoli "wyhamowuje" także postęp technologiczny, a realne zapotrzebowania twórców nie rosną tak szybko. W efekcie wiele nawet wyśrubowanych oczekiwań spełnia dziś wiele aparatów ze średniej półki, a droższe aparaty dłużej pozostaną „aktualne”.