Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
OM-D E-M1 to nowy, flagowy aparat Olympusa, który według producenta jest propozycją nie tylko dla zaawansowanych amatorów ale także dla profesjonalistów. Dzięki detekcji fazy na matrycy, nowy OM-D wspiera obiektywy systemu 4/3 dając z nimi szybki autofokus i poszerzając liczbę dostępnych, i w pełni użytecznych obiektywów. Czy Olympus OM-D E-M1 spełni duże oczekiwania? Przekonajcie się czytając nasz test.
Pierwsze wrażenie
Olympus OM-D E-M1 to drugi aparat japońskiego producenta z linii OM-D, która wzornictwem nawiązuje do manualnych lustrzanek z bagnetem OM. Aparat jest bardzo solidnie wykonany, widać dużą dbałość producenta o szczegóły. W kształcie nowego OM-D znajdziemy dużo wyraźnych linii. Na korpusie znajdziemy też liczne elementy sterujące, w końcu mamy do czynienia z aparatem, który ma profesjonalne zacięcie. Jak na tak nieduży aparat E-M1 jest ciężki, nawet z lekką stałką 17 mm f/1.8 czujemy ciężar zestawu.
Niestety ekran nadal E-M1 ma bardzo grubą obudowę, Olympusowi nie udało się też zmieścić w korpusie lampy błyskowej. Dostajemy w zestawie z aparatem zewnętrzną lampę błyskową, którą mocujemy na gorącej stopce po zdjęciu dwóch zaślepek z z aparatu i jednej z lampy. Zaślepki są nieduże i bardzo łatwo je zgubić. Gdy najbardziej potrzebujemy lampy okazuje się, że leży w domu albo innej torbie. Najlepszym rozwiązaniem jest skorzystanie z dedykowanego woreczka, który mocujemy do paska.
Nowy OM-D, w przeciwieństwie do E-M5, został wyposażony we wbudowany uchwyt pokryty mięsistą gumą. Aparat wyraźnie przeważa w lewą stronę co pogłębia wrażenie dużego ciężaru. Sam uchwyt jest wygodny dzięki dobremu wyprofilowaniu pod palec środkowy i kciuk na tylnej ściance. Pomaga także guma o antypoślizgowej fakturze.
Funkcje przycisków
W modelu E-M1 Olympus zastosował rozwiązanie znane już z E-P5, czyli przełącznik zmieniający funkcjonalność tarcz nastaw. W pozycji 1 tarcze obsługują parametr ekspozycji i jej korektę. W pozycji 2 czułość ISO i balans bieli.
Na górnej ściance z lewej strony wizjera umieszczono grzybek z przyciskami napędu, AF i pomiaru światła. Tuż obok znajduje się włącznik, na który chyba producent nie miał pomysłu. Lepszym rozwiązaniem był włącznik na tylnej ściance w E-M5, chociaż też nie idealnym.
Z prawej strony wizjera znajduje się tarcza trybów ekspozycji. Na jej środku znajduje się przycisk, którym możemy zablokować tarczę. Idąc w prawo znajdziemy tarcze nastaw i przyciski Fn2 oraz REC, które możemy zaprogramować.
Na tylnej ściance z prawej strony wizjera umieszczono przełącznik trybu tarcz nastaw. W pozycji 1 tarcze obsługują parametr ekspozycji i jej korektę. W pozycji 2 czułość ISO i balans bieli. Idąc w prawo znajdziemy przycisk Fn1, który możemy zdefiniować, a domyślnie pozwala na wybór pola AF. Po prawej stronie ekranu LCD umieszczono przycisk Info zmieniający wyświetlaną informację. Poniżej znajduje się nawigator ze środkowym przyciskiem OK, który kieruje nas do menu podręcznego. Dobre i szybkie rozwiązanie dające szybki dostęp do najważniejszych funkcji w jednym miejscu. Pod nawigatorem znajdziemy przyciski Menu, odtwarzania zdjęć oraz kosza. Z lewej strony wizjera znajduje się włącznik wizjera elektronicznego.
Kolejne przyciski które możemy zdefiniować znajdują się na przedniej ściance.
Podsumowanie
Olympus E-M1 to bardzo dobrze wykonany aparat, który dużo zniesie - jest uszczelniony i ma metalową obudowę. E-M1 w codziennym fotografowaniu jest bardzo przyjemnym aparatem głównie dzięki sprawdzonym rozwiązaniom, takim jak dwie tarcze nastaw, menu podręczne, programowalne przyciski w kluczowych miejscach i łatwy dostęp do punktów AF. Nowość w postaci dźwigni zmieniającej funkcjonalność tarcz nastaw sprawdza się w praktyce. W menu aparatu możemy dostosować OM-D E-M1 do naszych preferencji pod wieloma wzgędami, jak choćby funkcje tarcz nastaw czy kierunek ich działania.
+ bardzo dobre wykonanie
+ uszczelnienia
+ wygodny, bezpieczny uchwyt
+ programowalne przyciski
+ dobra ergonomia
+ menu podręczne