Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
91%
Najjaśniejszy obiektyw standardowy w ofercie producenta pretenduje do miana najdoskonalszej konstrukcji tego typu na rynku. Sprawdzamy czy będąc o połowę tańszym jest w stanie rywalizować z natywnym obiektywem Sony.
Na pierwszy rzut oka Sigma 50 mm f/1.2 DG DN ART nie zaskakuje. Ot kolejny identycznie wyglądający obiektyw producenta, który po wyjęciu z futerału, z zamocowaną osłoną przeciwsłoneczną wcale nie wydaje się taki mały. Walory obiektywu szybko jednak docenimy biorąc go do ręki. Nowa Sigma waży bowiem jedyne 740 gramów, co czyni ją lżejszą od modelu Sony FE 50 mm f/1.2 GM (778 g) i najlżejszym obiektywem tęgo typu w ogóle. I choć 740 g to nadal odczuwalny ciężar, a wspomniany tulipan nie należy do najmniejszych obiektyw z aparatem tworzy bardzo komfortowy zestaw, który sprawia iż łatwo zapomnieć, że mamy tu do czynienia z obiektywem o świetle f/1.2.
To wszystko zasługa nowej, pomniejszonej konstrukcji silników liniowych HLA (inżynieriom udało się zmniejszyć ich wagę aż o 40%) oraz specjalnie opracowanych, cieńszych soczewek w torze optycznym, których liczba, jak informuje sam producent, została ograniczona do absolutnego minimum.
Układ optyczny obiektywu Sigma 50 mm f/1.2 DG DN ART. Na czerwono zaznaczono soczewki asferyczne
Nie przeszkodziło to w zastosowaniu aż 4 soczewek asferycznych, które gwarantować mają wzorową ostrość oraz nowego 13-listkowego mechanizmu przysłony, który odpowiadać ma za jeszcze doskonalszą reprodukcję nieostrości.
Warto też zwrócić uwagę, że obiektyw został bardzo dobrze wyważony. Jest komfortowy nawet w przypadku dłuższej pracy i nie przeważa body. Co prawa szkło mieliśmy okazję testować z dość masywnym body Leica SL3, którego duży grip ułatwia pracę z większymi obiektywami, ale środek ciężkości nowego szkła wypada bardzo blisko mocowania, co każe wierzyć, że równie komfortowo szkło będzie prezentować się na mniejszych korpusach Sony czy Lumix.
Jeżeli chodzi o samo wzornictwo i wykonanie, otrzymujemy dokładnie to samo, co w przypadku wszystkich współczesnych zaawansowanych obiektywów producenta. Tubus wykonany z metalu i tworzywa wzbogaca duży pierścień ostrości, również spory fizyczny pierścień ostrości, a także fizyczny przełącznik AF/MF i przycisk funkcyjny. Mamy też przełącznik, który pozwoli operować przysłoną w sposób bezstopniowy, a także blokadę pozycji przysłony - rzecz mało potrzebna w fotografii, która jednak może okazać się przydatna podczas filmowania.
Wszystkie elementy sprawiają wrażenie solidnych i dobrze spasowanych, a tubus jest sztywny i wydaje się być odporny na zarysowania. Jednym słowem całość prezentuje się po prostu bardzo dobrze i nie ma tu zbyt wielu rzeczy, które można by producentowi zarzucić.
Jeśli koniecznie miałbym się do czegoś przyczepić, wskazałbym na szeroki pierścień przysłony, którego ząbki niemal zlicowane są z konturem obiektywu. Ja wolę bardziej wystające i lepiej wyczuwalne pierścienie w obiektywach Sony, ale to moje osobiste preferencje, które nie wpływają w żaden sposób na skuteczność pracy. Podobnie, duży pierścień ostrości w połączeniu ze smukłym tyłem sprawiają, że propozycja Sigmy, choć mniejsza i lżejsza, w bezpośrednim zestawieniu wydaje się nieco mniej zgrabna niż odpowiednik Sony. Nie są to jednak rzeczy, którymi należy kierować się przy wyborze obiektywu.
Sigma 50 mm f/1.2 DG DN ART to oczywiście także obiektyw w pełni uszczelniony przed kurzem i zachlapaniami. Uszczelki znajdują się przy wszystkich ruchomych elementach tubusu, a także przy przedniej soczewce i mocowaniu. Powinno więc być to szkło dobrze chronione przed czynnikami zewnętrznymi.
Podsumowując, nowa Sigma to bardzo udana i imponująca konstrukcja, która pokazuje, że producent dogonił, a może nawet przegonił Sony w zakresie umiejętności tworzenia kompaktowych, zwartych szkieł.