Wydarzenia
Natychmiastowe rabaty na aparaty i obiektywy Nikon Z - w marcu taniej do 4350 zł
Tegoroczne CP+ to sporo ważnych premier, ale też okazja, by przyjrzeć się nowościom zaprezentowanym w ostatnich tygodniach. Oto nasz pierwsze wrażenia, prosto z Japonii.
Ten artykuł będzie aktualizowany
CP+ (Camera & Photo Imaging Show) to największe w Japonii, a po likwidacji Photokiny również na świecie, wydarzeń poświęconych fotografii i technologiom obrazowania. Targi organizowane są od 2010 roku przez CIPA (Camera & Imaging Products Association), a ich historia sięga jeszcze japońskich wystaw fotograficznych. Wydarzenie stanowi platformę premier nowych aparatów, obiektywów i akcesoriów, ale sprzyja też nawiązywaniu kontaktów biznesowych między producentami a dystrybutorami.
Tegoroczną edycję odwiedzamy na zaproszenie firmy Sigma, która uznała CP+ za najlepszy moment do prezentacji nowych, ważnych produktów oraz nowej strategii wizualnej firmy. Zmienił się logotyp i cała identyfikacja, niezmienione pozostały – jak zapewnia producent – wartości i kierunek rozwoju. Sigma pozostaje rodzinną firmą, z produkcją zlokalizowaną w całości w Japonii i z ambicją tworzenia produktów dla najbardziej wymagajacych profesjonalistów.
Najgłośniejszą premierą targów był niewątpliwie nowy pełnoklatkowy bezlusterkowiec Sigma BF. Kolejka chętnych by wziąć do ręki ten przepiękny aparat, przez cały dzień oplatała (niemniej efektowną) rotundę targowego stoiska Sigmy. My aparat mieliśmy okazję testować jeszcze przed targami. Nasze wrażenia i garść sampli (również w RAW) znajdziecie w osobnym artykule. Ale Sigma pokazała również dwa obiektywy, z czego jeden naprawdę przełomowy.
O ile premiera aparatu zaskoczyła wszystkich, o nowym długim tele plotkowało się już od dawna. Sam prezes podgrzewał zresztą atmosferę zapowiadając "obiektyw jakiego jeszcze nie było". Obietnica zmaterializowała się w postaci modelu 300-600 mm f/4 DG OS Sport, a więc pierwszego zooma o takim zakresie dla bezlusterkowców, ale co może ważniejsze o stałej jasności w całym zakresie. Z nazwy obiektywów Sigma znika też symbol DN, który oznacza bezlusterkowca. Producent kończy z produkcją obiektywów do lustrzanek, nie będzie więc już potrzeby wyróżniania nowych modeli.
Obiektyw jest naprawdę potężny, ale odbiorców tego typu optyki nie przerazi ani rozmiar (po zdjęciu osłony nada zmieści się w większym plecaku foto, choć raczej bez korpusu), ani waga - 4 kg, to niewiele więcej niż stałki 600 mm f/4 i mniej więcej tyle co lustrzankowe obiektywy o takim zasięgu. Nową Sigmą można fotografować z ręki, ale raczej incydentalnie, gdy wymaga tego sytuacja. Generalnie jest to optyka wymagająca solidnego statywu, najlepiej z głowicą U-kształtną. Na plus trzeba zaliczyć wygodną stopkę, od razu w standardzie Arca.
To również pierwsza "zebra" tego producenta. Magnezowa obudowa jest przyjemnie matowa i bardzo płynnie zwęża się ku bagnetowi. Jasne wykończenie ma zapobiegać zbyt szybkiemu nagrzewaniu się tubusu co niekorzystnie wpływa i na mechanikę i na optykę tak dużych konstrukcji. Mimo łączeń zachowuje opływowe kształty, pierścienie pracują gładko i precyzyjnie. Osłonę wykonano ze stopu magnezu by zachować niską wagę przy jednocześnie dużej wytrzymałości.
Nowością jest wąski pierścień funkcyjny z wyraźnymi żłobieniami. Dyskretny ale wygodny, bo łatwo wyczuwalny. Możemy go obsługiwać bez odrywania oka od wizjera. Przewidziano również możliwość korzystania z filtrów mocowanych w tylnej części obiektywu przed bagnetem (drop-in). Wraz z obiektywem debiutuje nowy dedykowany filtr polaryzacyjny oraz regulowany filtr ND o zakresie 7 stopni.
Producent obiecuje ponadto rekordową wydajność systemu optycznej stabilizacji sięgającej 5,5 EV. Przy tak dużym zasięgu i wynikającym z niego innym charakterze drgań, z pewnością byłaby nieocenioną pomocą. Generalnie obiektyw sprawia wrażenie konstrukcji topowej, choć zachowuje przyjazną, typową dla linii Sports cenę ok. 6000 dolarów.
Jak spisuje się w praktyce mamy nadzieję przekonać się już niedługo. Nie chcielibyśmy wyciągać wniosków z testów przeprowadzanych w warunkach targowych. Więcej szczegółów dotyczących specyfikacji znajdziecie w naszym newsie.
Drugi zaprezentowany obiektyw to uniwersalny superzoom Sigma 16-300 mm f/3,5-6,7 DC OS. To konstrukcja zaprojektowana pod małe matryce więc przedział ten odpowiada zakresowi ok. 24-450 mm dla pełnej klatki. Na plus należy zaliczyć bardzo ładny design oraz niską wagę. A także cichą i szybką pracę autofocusa opartego o silnik HLA.
Na minus dość sporą "pompkę", długi zakres obrotu oraz nierówny opór pierścienia. Obiektyw zwiększa swoją długość dwukrotnie i czujemy nieco większy opór w połowie zakresu. W przypadku tak długich teleskopowych nie jest to jednak duże zaskoczenie.
Obiektyw z pewnością zachęca bardzo uniwersalnym zakresem i niewielkim rozmiarem w pozycji transportowej. Będzie zapewne popularnym wyborem jako typowy wakacyjny all-rounder, którym wykonamy i szerokie ujęcia i duże zbliżenia i zdjęcia quasi macro, bo przy ogniskowej 70 mm zapewnia niezłe powiększenie 1:2. O jakości optycznej znów nie możemy się jeszcze wypowiedzieć. Spodziewamy się niezłych rezultatów, pewnych kompromisów i sporego zaangażowania systemowych korekt.
By obejrzeć i przetestować nowego Lumixa S1RII, trzeba było się umówić. Producent słusznie przewidział zainteresowanie i wyznaczył zapisy na krótkie sloty czasowe by uniknąć oblężenia i chaosu. Ci którzy "załapali się" na bilecik, mogli poobcować z aparatem w komfortowych warunkach, Ci którzy mieli mniej szczęści...cóż mieli tego dnia mniej szczęścia.
Tak duże zainteresowanie nie powinno specjalnie dziwić, bo nowy topowy Lumix, to jedna z ciekawszych premier ostatnich miesięcy. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę relację do ceny do możliwości. A te, przynajmniej na papierze prezentują się naprawdę dobrze!
Specyfikację aparatu opisywaliśmy już w dniu oficjalnej premiery ale, tylko by przypomnieć kluczowe cechy, Lumix S1RII, to najwyższy model w serii S wyposażony w zupełnie nową pełnoklatkową matrycę 44 Mp ze stabilizacją o skuteczności 8 EV, tryb seryjny do 40 kl./s i wspierany przez AI hybrydowy autofocus z udoskonalonymi trybami śledzenia. Jak przystało na Panasonica to też zdolna kamera, pozwalająca na zapis materiału 10-bit w 8K (30 kl./s) lub wewnętrzny zapis 5,8K (60 kl./s) w ProRes RAW HQ. A wszystko to w bardzo kompaktowym i ergonomicznym body wielkości modelu S5II.
Prawdę mówiąc, gdy szczegóły budowy pozostawały wciąż tajemnicą, obstawialiśmy raczej większy korpus, który nawiązywałby do pierwszej generacji S1 i podkreślał jego profesjonalny charakter. Inżynierom Panasonika udało się jednak "upchać" wszystko w puszce niemal identycznej pod względem wymiarów i tylko 50g cięższej niż w przypadku udanego Lumiksa S5II.
To zbliżone konstrukcje również pod względem jakości wykonania. Uszczelnione magnezowe body pokryto miękką gumą, która przyjemnie lepi się do dłoni. Mimo niewielkich wymiarów aparat trzymamy bardzo pewnie i wygodnie, głównie za sprawą dobrze wyprofilowanego uchwytu z wyraźnym podcięciem na palec serdeczny.
Wygodniejsze na pewno jest tylne pokrętło sterowania, które w S1RII odsunięto nieco od krawędzi. Jest przy tym nieco wyższe co również poprawia przyczepność i komfort obsługi. Ponadto pojawiły się przyciski blokady górnych pokręteł oraz dźwignia blokady wszystkich elementów sterujących. Generalnie jednak osoby przesiadające się z S5 poczują się jak w domu. A tych, którzy przyjdą z innych systemów też nic tu nie powinno zaskoczyć. Systematyka obsługi oparta jest o klasyczne koło PASM, dwa pokrętła sterowania i kierunkowy krzyżak. Nie każdy jest może fanem menu stosowanego w aparatach Lumix (mamy w redakcji odmienne zdania na ten temat), ale przy rozbudowanej personalizacji, zapewne można skonfigurować je raz i nie zaglądać do niego nawet tygodniami.
Nowy w S1RII jest także wizjer. To panel OLED o rozdzielczości 5,76 Mp i powiększeniu 0,78x. Jest więc większy i bardziej szczegółowy niż w S5II choć nadal w dystansie do rynkowej czołówki z celownikami 9 Mp. Taki moduł podniósłby zapewne ostateczną cenę aparatu a Panasonic ewidentnie stara się obecnie budować udział w rynku właśnie ceną. Wizjer w S1RII spisuje się zresztą świetnie, jest wystarczająco duży i jasny - to prawdopodobnie ten sam układ, który niedawno zaimplementowano w Leice SL3.
Dobre pierwsze wrażenie robi również autofocus. A zwłaszcza system detekcji, który jest bardzo czuły i "zdeterminowany". Choć wokół działo się naprawdę wiele, raz zablokowany nie uciekał na tło i nie skakał między twarzami przewijającymi się na tłocznym stoisku. Pozostaje pytanie o precyzję ale tego nie byliśmy jeszcze w stanie wiary sprawdzić. Czekamy na testy!
Nikon przygotował na targach jedno z większych stoisk a sporą jego część zajęła strefa poświęcona filmowaniu. Producent ewidentnie chciał zademonstrować swoje ambicje w tym segmencie rynku. Bo tym, którzy nie śledzą branżowych newsów warto wyjaśnić, że Nikon w kwietniu ubiegłego roku przejął amerykańskiego producenta zaawansowanych kamer RED Digital Cinema, wykorzystywanych przede wszystkim w przemyśle filmowym i wysokobudżetowych produkcjach komercyjnych.
Pierwsze owoce tej współpracy to integracja software'owa i możliwość wprowadzenia do środowiska RED plików z aparatów Nikon (format N-RAW). Oraz oczywiście to do czego Nikon zmierzał, a więc zaprezentowane dosłownie kilka dni temu kamery Z CINEMA, w tym model V-RAPTOR [X] Z Mount oraz KOMODO-X Z Mount, które łączą technologię RED z mocowaniem Nikon Z.
Na stoisku można było sprawdzić jak połączenie to sprawdza się w praktyce. Profesjonalna produkcja filmowa to nie do końca nasze podwórko, ale z przyjemnością przyglądaliśmy się prezentowanym materiałom i możliwościom jakie daję optyka Nikon w połączeniu z kamerami RED. W niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się zapewne nowej linii Nikkor Cine - jej zapowiedzią wydaje się być pokazany wraz z kamerami Z Cinema filmowy zoom Nikkor Z 28-135 mm f/4 PZ, z elektronicznym zoomem i wsparciem dla systemów follow.
Mimo poważnych gabarytów obiektyw okazuje się zaskakująco lekki i poręczny, co jest z pewnością dobrą wiadomością dla zaawansowanych dokumentalistów, którzy często pracują w terenie. Waży 1200 g, a więc niewiele więcej od zaawansowanych, jasnych stałek fotograficznych.
Takich jak na przykład nowy Nikkor Z 35 mm f/1,2S, który dołącza do modeli 50 i 85 i domyka świętą trójcę superjasnej optyki. Najnowsza stałka waży prawie 1,1 kg, ale ciężar ten ma przekładać się na najwyższą jakość optyczną. Oraz szybkość działania bo sprawne przesuwanie ciężkich grup soczewek wspiera nie jeden a kilka silników AF.
Duża waga nie powinna jednak przesadnie przerażać - obiektyw jest dobrze wyważony i w połączeniu z wygodnym korpusem tworzy całkiem poręczne combo. Z pewnością nie jest to "streetowa" stałka, ale w fotografii komercyjnej z pewnością pokaże swoje walory. Ostrzy szybko i celnie a minimalna odległość ogniskowania to zaledwie 30 cm.
Pewne wyobrażenie o jakości zdjęć i efektach jakie pozwala uzyskiwać ten obiektyw da Wam galeria przykładowych zdjęć, które udało nam się zrobić na stoisku Nikona.
Niektórych może to zaskakiwać, ale naprawdę duże zainteresowania na stoisku Nikona wywoływał reaktywowany niedawno superzoom P1100. To w końcu chyba jedyny tego typu aparat na rynku - stosunkowo niedrogi i kompaktowy ale oferujący rekordowy zakres 24-3000 mm. Wygląda na to, że inni producenci zbyt szybko przekreślili tę kategorię, na co najlepszym dowodem mogą być absurdalne ceny, jakie osiągał ostatnio na polskim rynku model P1000.
Wprowadzone zmiany podyktowane są głównie nowym prawodawstwem, które narzuca stosowanie złącza USB-C, ale korzystając z okazji Nikon zaimplementował też nowsze moduły WiFi i Bluetooth, dodatkowe tryby scen i lepszy system redukcji szumu dla długich ekspozycji. Niezmienione pozostały za to system obsługi, wizjer, ekran a nawet menu. Na tę krótką chwilę przenieśliśmy się więc co najmniej dekadę wstecz...
Canon zbudował w hali targów boisko do kosza, by zwiedzający mogli z linii bocznych fotografować zawodników nowymi korpusami EOS R1 i EOS R5 Mark II, ale tu emocje dawno już opadły. Dziennikarze tłoczyli się raczej w strefie zaaranżowanej do testów innej "jedynki" - vlogerskiego malucha Canon PowerShot V1.
Aparat wydaje się być odpowiedzią na dwa trendy - niesłabnące zainteresowanie młodych użytkowników kieszonkowymi cyfrówkami oraz zapotrzebowanie na małe aparaty o rozbudowanych funkcjach wideo, do tworzenia prostych vlogów. Czy Canon V1 to więc wymarzony kompakt dla youngstersów?
Na pewno nie jest to "kieszonkowy słodziak". Aparat jest raczej "uroczym grubaskiem", co wynika z całkiem zaawansowanej specyfikacji rozmiarów sensora czy obecności systemu chłodzenia. Ta niepozorna konstrukcja skrywa bowiem matrycę o wielkości zbliżonej do sensora 4:3 (18,4 x 12,3 mm), która współpracuje z uniwersalnym zoomem 16-50 mm f/2,8-4.
Aparat wykonano starannie, choć mamy pewne poczucie "plastikowości" obudowy. Odlano ją prawdopodobnie z tego samego poliwęglanu, który Canon stosuje do produkcji amatorskich linii swoich aparatów i obiektywów. Dzięki zaznaczonemu wyraźnie uchwytowi trzymamy go bardzo pewnie i wygodnie. Obiektyw okala fakturowany pierścień funkcyjny, który jest niestety bezstopniowy.
Pochwalić trzeba na pewno za ekran, który jest duży, klarowny i odchyla się idealnie pod kątem 90 stopni. Filmowcom spodoba się także wielofunkcyjna stopka akcesoriów, złącze słuchawkowe i mikrofonowe oraz wysokiej jakości wbudowany mikrofon. Z V1 spędziliśmy zaledwie kilka minut, ale dał się poznać jako szybki, responsywny, wygodny i całkiem interesujący nawet dla nie-filmujących.
To kolaboracja, której nikt się nie spodziewał. I premiera, której jeszcze nie było...
Na stoisko Samyanga zajrzeliśmy by przyjrzeć się nowej wersji standardu 35 mm f/1,4P FE. Pierwszej z nowej linii kompaktowych, jasnych i przede wszystkim lekkich stałek "Prima". Obiektyw faktycznie prezentuje się świetnie. Stylistycznie przypomina drugą generację modeli 50 i 85 mm. Jak na optykę f/1,4 jest jednak bardzo smukły (67 mm) i niewiarygodnie lekki. Miejmy nadzieję, że ta miniaturyzacja nie odbyła się kosztem jakości obrazu, ale o tym przekonamy się gdy trafi do nas egzemplarz testowy.
I już kończyliśmy pogawędkę z przedstawicielem Samyanga, gdy w oczy rzucił nam się nietypowy, jak na tego producenta styl wykończenia. Okazało się, że na targach swoją cichą premierę ma również pierwszy model z nowej linii obiektywów opracowanych przy współpracy z firmą Shneider Kreuznach, niemieckim producentem optyki z ponad 100-letnią tradycją.
Shneider znany jest głównie ze swoich topowych linii i modeli projektowanych m.in. dla Phase One czy Linhof, ale zawsze otwarty był też na kolaboracje z innymi markami (przez kilka lat projektował optykę dla Samsunga). Teraz wspólnie z chińskim Samyangiem stworzył ultraszerokokątny zoom do pełnoklatkowych bezlusterkowców Sony.
Samyang AF 14-24 mm f/2,8 to mała zgrabna i bardzo lekka (445 g) konstrukcja. To też pierwszy pełnoklatkowy zoom do bezlusterkowców o takim zakresie, który pozwala na mocowanie filtrów (przeważnie utrudnia to wypukła przednia soczewka). Przedstawiciele firmy nie chcieli zdradzić jaki był zakres współpracy i za co dokładnie odpowiadała niemiecka pracownia. Tajemnicą pozostaje również nadal cena obiektywu.