Obiektywy
Sigma C 16-300 mm f/3.5-6.7 DC OS - rekordowy zakres w uniwersalnym zoomie
Sigma BF to pełnoklatkowy korpus, który zrywa z utartymi schematami, oferując radykalnie minimalistyczne, ale też innowacyjne body do fotografowania na co dzień. Czy to jednak nie przerost formy nad treścią?
Sigma lubi zaskakiwać i ma słabość do małych pełnych klatek. Z tego połączenia powstaje Sigma BF - nowy aparat, który jest inny, niż wszystko, co widzieliśmy do tej pory. Nie jest to bynajmniej rozwinięcie koncepcji przyświecającej producentowi przy tworzeniu aparatów z serii fp. Sigma BF to raczej fotograficzny korpus premium, który przyciągać ma użytkowników unikalnym designem i autorską systematyką obsługi, ale przede wszystkim swoją prostotą. Aby podkreślić jego wyjątkowość, wraz z premierą aparatu producent aktualizuje nawet swoje logo.
Sigma BF, to według producenta pierwszy pełnoklatkowy korpus wycięty z jednego bloku aluminium. Pełnoklatkowy być może, ale warto pamiętać, że tak samo tworzona była przed laty Leica T, z której aparat zdaje się zresztą czerpać sporo inspiracji.
Konstrukcję cechuje radykalnie minimalistyczny design oraz systematyka obsługi, dzięki której aparat ma być intuicyjny niczym smartfon. Na obudowie znajdziemy raptem 3 przyciski (z haptyką) oraz jedno pokrętło, za pomocą których przełączamy się po uproszczonym menu, dającym nam szybki dostęp do wszystkich niezbędnych funkcji. Cały proces usprawniają też funkcje dotykowe ekranu, a żeby nic nie przesłaniało nam widoku, główne ustawienia ekspozycji wyświetlane są na pomocniczym ekraniku znajdującym się nad tylnym pokrętłem.
Body jest też lekkie (388 g) i kompaktowe (130 x 73 x 37 mm), ale minimalizm przyświecający jego tworzeniu może okazać się jednak nieco zbyt radykalny. Po pierwsze aparat nie obsługuje żadnych nośników. To akurat nie problem, gdyż otrzymujemy aż 230 GB wbudowanej pamięci, które wystarczą by pomieścić ok. 14 000 JPEG-ów, 4300 nieskompresowanych RAW-ów czy 2,5 godziny wideo w najwyższej jakości. Z aparatu przetransportujemy je za pośrednictwem szybkiego złącza USB-C i pewnie także łączności bezprzewodowej (choć na jej temat producent póki co nic nie wspomina).
Nieźle prezentują się także możliwości aparatu - 24-megapikselowa matryca, fazowy autofokus z z zaawansowanymi trybami śledzenia, wideo do 6K 30 kl./s z płaskim profilem L-Log oraz dostęp do eleganckich profili / filtrów kolorystycznych, które ułatwiają uzyskanie ciekawych efektów jeszcze przed wstępną obróbką.
Większym problemem okazuje się brak gripu (choć mocowanie na prawym panelu może wskazywać na obsługę dodatkowych akcesoriów), brak wizjera (nawet zewnętrznego), brak możliwości odchylenia ekranu i brak jakichkolwiek innych złącz, w tym nawet jakiejkolwiek stopki. W aparacie brakuje też migawki (tylko tryb elektroniczny), stabilizacji matrycy, a użyteczność korpusu podkopuje brak ciekawego obiektywu pancake, z którym mógłby stworzyć wygodny zestaw do tworzenia zapisków z codziennego życia - jego głównego przeznaczenia.
Wszystko to sprawia, że aparat niepotrzebnie zawęża swoje pole zastosowań, a szkoda. W podobnej, ale nieco bardziej rozbudowanej formie, z równie ciekawą systematyką obsługi mógłby stanowić ciekawą alternatywę dla takich modeli, jak Sony A7C II czy Lumix S9. W obecnej formie to bardziej oryginalny gadżet, który podobnie jak inne dotychczasowe aparaty Sigmy pozostanie raczej niszową ciekawostką niż obiektem pożądania. Z drugiej strony projekt jest na tyle oryginalny, że jeżeli interfejs rzeczywiście okaże się wygodny, Sigma ma szansę zacząć budować swoją pozycję wśród podobnej grupy użytkowników, co Leica.
Aparat trafi do sprzedaży w kwietniu 2025 roku, w cenie 1999 dolarów, czyli ok. 8000 zł. Dokładnej polskiej ceny jeszcze nie znamy.
Więcej informacji znajdziecie na stronie sigma-global.com.