Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Weeks Canon w sklepie Fotoforma.pl
Druga generacja vlogerskiego korpusu APS-C ma być wreszcie idealnym rozwiązaniem dla początkujących, ale ambitnych twórców internetowej rozrywki. Sony ZV-E10 II to jednak także prawie 50% wyższa cena od poprzednika. Sprawdziliśmy czy to gra warta świeczki.
Zaprezentowany w 2021 roku Sony ZV-E10 był próbą stworzenia aparatu dla vlogerów, który z jednej strony byłby przystępny cenowo, a z drugiej oferował widocznie lepszą jakość od rozwiązań często używanych przez początkujących twórców, takich jak kamerki sportowe czy smartfony. I trzeba przyznać, że był próbą bardzo udaną.
Choć aparat nigdy nie zrobił takiej furory, jakiej życzyłby sobie producent, miał wszystko, co potrzebne do sprawnego nagrywania filmów do internetu i cieszył się dobrymi opiniami wśród świadomych sprzętowo twórców, którzy się na niego zdecydowali. I to właśnie chyba okazało się zresztą największym problemem aparatu. Będąc korpusem systemowym z możliwością wymiany obiektywów, nie celował w odbiorcę masowego, jak kompaktowy ZV-1. Zamiast tego miał być furtką do bardziej ambitnej i lepszej jakościowo realizacji vlogów dla osób, które chcą wybić się ponad średnią. Problem w tym, że wielu z potencjalnych, bardziej obeznanych ze światem foto-wideo odbiorców kierowało się od razu w stronę pełnej klatki, zostawiając dla ZV-E10 bardzo wąski wycinek rynku. W końcu, w zdobyciu zasłużonej popularności aparatowi przeszkadzały też pewne mankamenty i ograniczenia, które szerzej opisywaliśmy w naszych wrażeniach z tego modelu.
Z tych też powodów przez dłuższy czas myślałem, że kolejnej odsłony serii ZV-E10 nigdy nie zobaczymy. Sony jest jednak znane z tego, że nie daje za wygraną i ulepsza swoje konstrukcje do momentu aż staną się naprawdę dobre. Tak więc otrzymaliśmy model ZV-E10 II - widocznie usprawniony, który nie tylko naprawia większość błędów poprzednika, ale także swoimi możliwościami zahacza o segment zawodowy tak, by właśnie zatrzymać przy sobie osoby, które mogłyby wahać się nad ucieczką do wyższego segmentu. A przynajmniej takie wrażenie odniosłem czytając pierwszy raz specyfikację nowego modelu.
Bo ta jest naprawdę imponującą. Choć ZV-E10 II to nadal prawie tak samo kompaktowa konstrukcja, to wyposażona w znacznie lepszą, 26-megapikselową matrycę z profesjonalnej kamery FX30 (i późniejszego Sony A6700) i wydajniejszy procesor. Niewielki, trudniejszy do chłodzenia korpus (oraz chęć utrzymania dystansu do wyższych modeli) wymusiły co prawda pewne ograniczenia, ale są one naprawdę niewielkie. Względem FX30 i A6700 nie otrzymujemy tu opcji zapisu 4K 120 kl./s, a zapis 4K 60 kl./s realizowany jest z cropem 1,5x - obydwa tryby praktycznie bez większego znaczenia dla realizacji vlogów i tylko w niewielkim stopniu wpływające na możliwość realizacji innych form wideo.
Poza tym aparat otrzymał jednak wszystkie te same fantastyczne opcje zapisu, co jego więksi bracia: opcję wysokiej jakości 10-bitowej rejestracji w 4:2:2 w kompresji All-i z bitrate’ami sięgającymi 600 Mb/s, płaski profil obrazu S-Log 3 i zaczerpnięty z kamer profil koloru S-Cinetone, a obraz próbkowany jest z rozdzielczości 5,6 K, co zapewnia wysoką szczegółowość i wyrazistość nagrań.
Biorąc pod uwagę, że możliwości poprzednika kończyły się na zapisie 8-bit o maksymalnej przepływności 100 Mb/s, nowy ZV-E10 II będzie jak przesiadka do samochodu wyższej klasy, a sam aparat z powodzeniem będzie mógł być teraz używany także przy bardziej ambitnych realizacjach wideo, w tym pomniejszych zleceniach komercyjnych.
Główne zalety nowego sensora to wiec lepsza praca z kolorem (zwłaszcza w przypadku korzystania z płaskich profili), czystszy wyjściowy obrazek, a także lepsza kontrola szumu na wysokich czułościach przy nagrywaniu wideo na wysokich czułościach (w pełni używalne nagrania otrzymamy jeszcze przy ISO 6400 a nawet ISO 128000). Jednocześnie należy zadać sobie pytanie czy te większe możliwości rzeczywiście są vlogerom potrzebne i czy z punktu widzenia użytkownika nie lepiej by było, gdyby zamiast podnosić koszt produkcji lepszą matrycą Sony zaadresowało inne ograniczenia aparatu. Oglądając vlogowe kanały na YT mam wątpliwości czy ich twórcy będą w stanie zrobić rzeczywisty użytek z większej przepływności nagrań i czy ich widownia to zauważy. Poza niektórymi bardziej ambitnymi kanałami, większość autorów nie przywiązuje ogromnej wagi do tzw. production value. Zresztą taka jest też natura vlogów - ważniejszy niż kinowy obrazek jest tu ciekawy content. Twórcy ci z pewnością chcieliby jednak zobaczyć rzeczy, które jeszcze bardziej zwiększą komfort pracy z aparatem.
Po lewej ZV-E10 II, po prawej ZV-E10
I trzeba przyznać, że i pod tym względem Sony odrobiło prace domową (choć tylko częściowo, ale o tym za chwilę). Aparat oferuje teraz większy, wygodniejszy grip, który mieści też większą baterię NP-FZ100 (taka sama jak w serii A7). Ta pozwoli na niemal dwukrotnie dłuższe nagrywanie niż w przypadku poprzednika - nawet 195 minut rejestracji Full HD i ok. 80 minut rejestracji 4K. To już wyniki, które na jednym akumulatorze powinny pozwolić nam na swobodnie nagranie całego materiału na kilkunastominutowy filmik.
Po lewej ZV-E10 II, po prawej ZV-E10
Po lewej ZV-E10 II, po prawej ZV-E10
Być może jeszcze ważniejszą nowością jest implementacja w pełni dotykowego menu, który wzorem pełnoklatkowego modelu ZV-E1 oferuje też wygodne interfejs dla vlogerów - ten wyrzuca na ekran wszystkie najpotrzebniejsze funkcje i pozwala na wygodną pracę z ekranem obróconym do przodu. Interfejs ten reaguje także na zmianę orientacji nagrywania do pionu, co ułatwia tworzenie instagramowych rolek czy treści na TikToka. W parze z bardzo dobrze działającym trybem automatycznym pozwala to na nagrywanie materiałów od razu po wyjęciu aparatu z pudełka i jest świetnym ukłonem w stronę twórców mniej obeznanych z technikaliami. To po prostu działa.
Najnowszy układ menu zapewnia wygodny, dotykowy dostęp do ustawień i przejrzysty system zakładek
Dotykowe szybkie menu dostępne podczas rejestracji znacznie ułatwia tworzenie vlogów w pojedynkę
Interfejs adaptuje swój układ do orientacji pionowej, co ułatwi tworzenie Instagramowych rolek i materiałów na TikToka
Oprócz tego, bardzo istotnym elementem aparatu jest także wbudowany 3-kapsułowy mikrofon - choć to ten sam moduł, w który był wyposażony poprzednik, jego obecność jest nie do przecenienia. Bazując na 3 kapsułach, rejestrator jest w stanie regulować charakterystykę i działać jak mikrofon kierunkowy skierowany do przodu, do tyłu, lub mikrofon dookólny. Do tego robi to na tyle dobrze, że w zasadzie jesteśmy w stanie zupełnie zrezygnować z posiadania jakiegokolwiek zewnętrznego mikrofonu. Tym bardziej, że w zestawie znajdziemy też nakładkę typu martwy kot, która tłumi zakłócenia spowodowane podmuchami wiatru.
To jak radzi sobie mikrofon w praktyce możecie zobaczyć na powyższym filmiku, który mieliśmy okazję nagrać podczas wydarzenia Sony organizowanego przy okazji prezentacji telefonu Sony Xperia 1 VI. Co prawda przekazując nam aparat do pierwszych wrażeń przedstawiciele Sony zapomnieli o martwym kocie, przez co podmuchy wiatru są słyszalne, ale to jak skutecznie mikrofon zbiera dźwięk jest niezaprzeczalne i robi duże wrażenie. W efekcie możemy oszczędzić kilkaset złotych, które musielibyśmy wydać na dobrej jakości rejestrator.
Oprócz tego, aparat otrzymał najnowsze rozwiązania z zakresu pracy AF, wraz z systemami wykrywania zwierząt i obiektów i jeszcze lepszymi algorytmami śledzenia twarzy i oczu. Skuteczność ostrzenia stoi tu na takim samym poziomie jak w zeszłorocznym ZV-E1. Jednym słowem jest świetnie, a system AF błyskawicznie reaguje na ruchy i zapewnia wzorową pracę właściwie w dowolnych warunkach. Pod tym względem Sony nie można nic zarzucić. Vlogerów ucieszy dodatkowo tzw. tryb prezentacji produktu, gdzie w przypadku śledzenia twarzy czy oka autofokus będzie automatycznie przełączał się na obiekt pokazywany do obiektywu.
Twórcy zainteresowani terenowym vlogowaniem mają też do dyspozycji opcjonalny uchwyt, który pełni również rolę statywu i pozwala na kontrolowanie podstawowych funkcji aparatu (wyzwolenie rejestracji, kontrola zoomu i uruchomienie opcji przypisanej do przycisku funkcyjnego) z poziomu rękojeści. Jako statyw, może też pracować w trybie pionowym. To bardzo wygodna rzecz, która według nas powinna być stałym elementem podstawowego zestawu w jego bazowej cenie. Niestety uchwyt dostępny jest wyłącznie jako akcesorium opcjonalne i kosztuje aż... 900 zł. Auć.
Niestety największym problemem aparatu nadal jest to samo, co w przypadku modelu sprzed 3 lat - źle dobrany obiektyw, który znajdujemy w zestawie handlowym oraz brak stabilizacji matrycy. Otóż w zestawie z aparatem otrzymujemy kitowy zoom Sony E PZ 16-50 mm F3.5–5.6 OSS II. To co prawda nowa wersja tego szkła, która oferuje zaktualizowany wygląd i współpracę z systemem kompensacji breathingu (jakby to było najważniejszą rzeczą dla vlogerów), ale to zarazem wciąż ta sama konstrukcja optyczna, która na aparacie z matrycą APS-C oferuje ekwiwalent ogniskowych 24-70 mm. W dodatku obiektyw został nawet uproszczony - zamiast metalowego mocowania otrzymujemy teraz mocowanie plastikowe. Przy tak kompaktowej konstrukcji nie rodzi to obaw o przypadkowe wyłamanie czy pęknięcie, ale jak by nie było jest to zmiana na gorsze.
Po lewej stary model Sony E PZ 16-50 mm F3.5–5.6 OSS, po prawej nowy Sony E PZ 16-50 mm F3.5–5.6 OSS II
Zakres 24-70 mm może wydawać się wystarczający i pewnie będzie wystarczający w przypadku, gdy nagrywamy w kontrolowanych warunkach w domowych studiu, gdzie mamy miejsce na nieco odejścia z aparatem. To jednak nieco zbyt wąska ogniskowa do nagrywania terenowych vlogów z ręki czy nawet popularnych typów pionowych rolek, gdzie aparat stawiany jest na ziemi w orientacji pionowej na kompaktowym statywie, w celu objęcia całej sylwetki. Na ten zakres narzekano już przy pierwszej generacji aparatu ZV-1, który pojawił się rok przed pierwszą wersją modelu ZV-E10, także Sony z pewnością miało świadomość tego, co robi i dziwi nas czemu producent nie zdecydował się na stworzenie w tym wypadku budżetowego obiektywu, który oferowałby realny ekwiwalent 16-50 mm. Choć w zasadzie rozwiązanie tej zagadki jest niestety bardzo proste. Sony nie mogło tego zrobić, bo z takimi możliwościami aparat ten mógłby okazać się zbyt konkurencyjny - zarówno dla kompaktowego ZV-1 II, ale przede wszystkim dla oferty pełnoklatkowej.
Ogniskowa 24 mm w takim wypadku jest w zasadzie na styk, a przecież wiemy, że vlogerzy lubią zawrzeć w kadrze znacznie więcej i do takich zadań najchętniej wybierają ogniskowe poniżej 20 mm. I być może byłoby to wszystko jeszcze do przełknięcia, gdyby nie fakt, że aparat nie oferuje stabilizacji matrycy. Nagrania z ręki są więc dość „wytrzęsione” nawet mimo stabilizacji optycznej obiektywu, a jeśli chcielibyśmy temu zaradzić możemy albo zdecydować się na dodatkowy gimbal, który podnosi koszty i zwiększa rozmiar naszego zestawu, albo skorzystać z bazującej na systemie żyroskopów stabilizacji elektronicznej. Ta jednak znacznie zawęża pole widzenia obiektywu, co w zasadzie przekreśla vlogowe wykorzystanie obiektywu kitowego.
Po lewej stary model Sony E PZ 16-50 mm F3.5–5.6 OSS, po prawej nowy Sony E PZ 16-50 mm F3.5–5.6 OSS II
W efekcie otrzymujemy świetnie opracowany aparat, który jednak do efektywnej vlogowej pracy wymaga od nas zakupienia dodatkowego obiektywu. Modele 10-18 mm lub zbliżone, które wpisywałyby się w opisywane przeze mnie realia to jednak wydatek rzędu aż 3 tys. złotych. Koszty te możemy znacznie ograniczyć decydując się na stałkę - obiektyw taki jak np. Samyang AF 12 mm f/2 (ekwiwalent 18 mm) kupimy już za 1400 zł. I choćby z tego względu na ograniczenia ZV-E10 II można by przymknąć oko. W końcu bardziej rozeznani w systemie użytkownicy będą wiedzieli jak sobie poradzić, prawda?
Problem w tym, że druga odsłona modelu ZV-E10 debiutuje w cenie ponad 40% wyższej od poprzednika - 5000 zł za body i 5500 zł za zestaw z obiektywem, względem 3500 zł za body pierwszej generacji. Tym samym nawet najbardziej oszczędne kombinacje dadzą nam wyjściową cenę na poziomie 6500 zł, a jeśli chcielibyśmy dodać do nich firmowy ręczny grip GP-VPT2BT, który pełni także rolę statywu, cena ta wzrośnie do ponad 7000 zł (bo przecież nie wchodzi on w skład podstawowego zestawu). To już pułapy nieosiągalne dla większości początkujących, a przecież nie oszukujmy się - ZV-E10 II to aparat kierowany głównie do nastolatków czy młodych dorosłych. A jeśli dodatkowo dodamy do tego fakt, że model ten dość przeciętnie nadaje się do fotografowania (robi zdjęcia, ale ma nieprzystosowaną do tego ergonomię i nie posiada fizycznej migawki), atrakcyjność tej konstrukcji jeszcze bardziej maleje.
Sony ZV-E10 II to pod względem możliwości prawdopodobnie najlepszy typowo vlogerski korpus kierowany do hobbystów i początkujących, który bez większego problemu powinien także pozwolić na płynne przejście do świata bardziej ambitnych realizacji czy zleceń komercyjnych. Aparat oferuje świetną matrycę, rozbudowane opcje rejestracji, bardzo skuteczny autofokus, ergonomię ułatwiającą realizację szybkich nagrań, wydajną baterię czy wreszcie imponujący wbudowany mikrofon, który przekreśli potrzebę korzystania z zewnętrznych rejestratorów.
Nowy ZV-E10 II ma w zasadzie wszystko, by zadowolić współczesnego, młodego twórcę internetowego i bardzo żałujemy, że Sony nie postanowiło zagrać va bank i sprawić, by ta konstrukcja była dla tego typu odbiorcy rzeczywiście atrakcyjna. Zamiast tego otrzymujemy prawie 50% wyższą cenę startową i źle dobrany obiektyw kitowy, które sprawiają, że finalny koszt zbudowania praktycznego zestawu wideo na bazie tego modelu wykracza poza możliwości finansowe twórców, do jakich jest kierowany. A przynajmniej poza możliwości sporej ich części, która w niższej, lub podobnej cenie znajdzie dla siebie bardziej praktyczne vlogerskie rozwiązania. Takie jak choćby kompaktowa kamerka DJI Osmo Pocket 3, ale także takie, które bazują na takiej samej wielkości matrycy, jak np. Canon EOS R50 lub R10 z obiektywem kitowym 10-18 mm. A przykładów znalazło by się jeszcze kilka.
Aktualizacja vlogerskego korpusu systemowego Sony pozostaje więc głównie propozycją dla bardziej świadomych twórców, którzy poza zastosowaniami typowo blogowymi będą chcieli wykorzystać go także jako budżetowy zamiennik kamery FX30 w realizacjach innego typu. To z pewnością ciekawa propozycja na pierwsze urządzenie do realizacji teledysków, wywiadów, prostych zleceń komercyjnych czy budowania jakościowego kanału na YouTube, gdzie poniesione wydatki będą miały większe uzasadnienie. Będzie też świetnym b-camem w realizacjach, gdzie główną kamerą jest właśnie FX30.
Jeśli jednak cena nie gra roli, osoby nastawione typowo na vlogowanie z pewnością będą nim zachwycone. Seria ZV to bowiem jak na razie najlepiej opracowane na rynku vlogerskie konstrukcje w zakresie ergonomii i wygody użytkowania.