Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Weeks Canon w sklepie Fotoforma.pl
Najnowszy flagowiec Sony wprowadza szereg usprawnień i oferuje bardzo praktyczny zakres ogniskowych w aparatach. W parze z warstwową matrycą i technologiami zaczerpniętymi z aparatów Alpha ma być jednym z najlepszych fotograficznych smartfonów na rynku. Sprawdziliśmy, jak wypada w praktyce.
Historia smartfonów Sony z pewnością trafi kiedyś do podręczników zarządzania. Jak to możliwe, że będąc jedną z największych firm zajmujących się produkcją elektroniki użytkowej, a zarazem monopolistą rynku matryc, Sony na pewien czas odpuściło wyścig zbrojeń i przez lata nie było w stanie zbudować pozycji podobnej do iPhone’a czy Samsunga Galaxy? Ba, dużo popularniejsze i bardziej widoczne na rynku są nawet nowe chińskie marki pokroju Oppo, Xiaomi czy OnePlus. To na zawsze pozostanie zagadką.
Od kilku lat producent zaczął jednak poświęcać linii Xperia nieco więcej uwagi i z roku na rok prezentuje coraz ciekawsze konstrukcje, które choć może nie robią efektu wow, to mają w zasadzie wszystko, by konkurować z najlepszymi flagowcami na rynku. A kto wie, być może oferują nawet więcej.
Smartfonom Sony warto przyjrzeć się m.in. z uwagi na fakt, że jest to produkt japoński (choć produkowany w Tajlandii), tworzony z myślą o wysokiej kulturze pracy. Różnicę między „Chińczykami” widać już na etapie pierwszego uruchamiania, który jest krótki i nie wymaga dawania tysięcy zgód na śledzenie itp. Otrzymujemy też bardzo czystą nakładkę na Androida, bez zbędnych aplikacji, z przejrzystym menu ustawień. Smartfon tworzony jest przy tym w myśl ciekawej idei, która zakłada płynne połączenie ze światem aparatów producenta. I tak na przykład flagowej Xperii 1 VI możemy używać jako wysokiej jakości monitora poglądowego do aparatów Alpha podczas filmowania, a smartfon zaczerpnął z bezlusterkowców rozwiązania z zakresu śledzącego AF, przetwarzania obrazu i funkcji menu czy nawet... fizyczny dwustopniowy spust migawki. A wraz z rozwojem systemu Creators Cloud światy smartfonów i aparatów Sony będą się coraz bardziej przenikać.
Sony Xperia 1 VI to dziś chyba jedyny flagowiec oferujący fizyczny, dwustopniowy spust migawki
W końcu Sony dba też o to, by prowadzić swój biznes w sposób zrównoważony, nie powodujący zbędnych obciążeń dla środowiska. Ocenę tego, czy jest to typowy greenwashing czy realne dążenia do zmniejszenia wpływu produkcji elektroniki na klimat zostawimy ekspertom, producent robi jednak sporo, by nam to pokazać - w niektórych konstrukcjach używa m.in. autorskiego, pochodzącego w większości z recyklingu tworzywa Sorplus, a opakowanie smartfona jest tak minimalistyczne, jak to tylko możliwe. Otrzymujemy małe w całości kartonowe pudełko, w którym znajdujemy wyłącznie telefon i instrukcję (bez kabli i ładowarki).
Opakowanie handlowe Xperii 1 VI
Zaproszenie na event Sony było więc doskonałą okazją, żeby wreszcie przekonać się jak flagowa Xperia wypada obecnie na tle konkurencji w zakresie oferowanych aparatów. Z aparatem mieliśmy szansę spędzić raptem jeden dzień, także nie będzie to bardzo szczegółowy test, niemniej mamy już sporo wniosków na temat działania najnowszego flagowca, które budują całkiem kompletny obraz tego smartfona.
Najnowsza Xperia 1 VI to całkiem sporo zmian konstrukcyjnych, choć na pierwszy rzut oka z zewnątrz telefon wygląda identycznie jak poprzednik. Przede wszystkim zmieniono proporcje ekranu - z kinowego, super panoramicznego formatu 21:9 na 19:9. W ten sposób telefon lepiej odpowiada większości oglądanych treści, a także ma bardziej standardowy profil. Co więcej w ekranie zmniejszono także rozdzielczość - z 4K na FullHD+. Choć z pozoru może wydawać się to wadą, to bardzo rozsądny ruch. Różnicy między Full HD a 4K na tak małej powierzchni nie jesteśmy i tak w stanie zobaczyć gołym okiem, a w ten sposób producentowi udało się znacznie ograniczyć zużycie baterii, która teraz starczać ma na dwa pełne dni pracy. Warto przy tym wspomnieć, że jednocześnie maksymalna jasność ekranu wzrosłą o 50%, a producent obiecuje, że bateria przez 4 lata utrzymywać ma przynajmniej 80% wydajności. Ile w tym prawdy pokażą dopiero testy wydajności.
Ekran z pewnością imponuje jednak jakością wyświetlanego obrazu. 10-bitowy panel LPTO OLED pokrywający gamut BT.2020 jest jasny, bardzo kontrastowy i naprawdę rzetelnie odzwierciedla tonalność oraz kolorystykę zdjęć. Producent chwali się przy tym, że na jakość wyświetlanego obrazu rzutują tu rozwiązania zaczerpnięte z telewizorów Sony Bravia.
Na pokładzie mamy też najnowszeg Snapdragona 8 Gen 3, 12 GB RAM-u i 256 GB przestrzeni dyskowej, a producent wprowadził też wiele funkcji poprawiających optymalizację (m.in. osobne menu dla graczy, które pozwala sterować wydajnością smartofna podczas elektronicznej rozrywki). Jak wspomnieliśmy, telefon dużo lepiej radzić ma sobie także z optymalizacją poboru mocy. Jeśli chodzi o zdjęcia, aparaty otrzymaliśmy naładowane fabrycznie do pojemności około 50%. Po około 2 godzinach początkowego fotografowania gdzie wykonałem w sumie blisko 800 zdjęć, poziom baterii spadł do 18%. Z początku wydało mi się, że drenaż baterii następuje dosyć szybko, ale później pomyślałem o ilości zdjeć jaką wykonałem w tym czasie. Fotografowałem z naprawdę dużą częstotliwością , jak zwykłym aparatem na sesji czy zleceniu - w normalnym użytkowaniu robienie zdjeć nie powinno mieć widocznego wpływu na zużycie baterii.
Gorsze wrażenie robił fakt, że telefon dość szybko się nagrzewał, a aplikacja aparatu łapała zadyszki. Ok, temperatura na zewnątrz wynosiła ponad 26 stopni Celsjusza, a ja radośnie, niczym w trybie seryjnym raz po razie wyzwalałem migawkę, starając się wykonać jak najwięcej zdjęć nie zapychając jednocześnie pamięci szybkimi seriami. Od flagowca pracującego na najnowszym snapdragonie z 12 GB RAM-u oczekiwalibyśmy jednak nieco większej płynności pracy.
Alert o przegrzewaniu pojawia się dość często podczas wzmożonej aktywności aparatu
To jednak może się zmienić, bo nowa aplikacja aparatu nie jest jeszcze produktem skończonym. Finalnie, w okolicach jesieni pojawić ma się jej aktualizacja, która w jednej apce zamykać ma funkcjonalność wcześniejszych programów Photo Pro, Video Pro i Cinema Pro - póki co otrzymujemy wyłącznie funkcje fotograficzne i podstawowy tryb wideo.
Aplikacja aparatu Sony Xperia 1 VI
Jeżeli chodzi o samą apkę, otrzymujemy interfejs bardzo zbliżony do tego, co oferuje większość flagowców. W Trybie pro rzeczywiście wyróżnia się menu szybkich nastaw zaczerpnięte z aparatów, a aparat pozwala także na ciekawą pracę w trybie półautomatycznym (możliwość własnoręcznego doboru czasu migawki w standardowym trybie auto), ale reszta to w zasadzie kopia sprawdzonych rozwiązań, które są już znane od pewnego czasu. Tym bardziej dziwi kilka rzeczy, które producent postanowił zrobić po swojemu. Przede wszystkim nieco denerwuje fakt, że nie jesteśmy w stanie ręcznie aktywować lub dezaktywować trybu HDR - ten włącza lub wyłącza się automatycznie, nie zawsze w sytuacjach kiedy akurat byśmy tego chcieli. Podobnie, nie możemy też ręcznie aktywować lub dezaktywować trybu nocnego - wyjątkiem jest przejście do trybu Pro i manualna regulacja ekspozycji, gdzie tryb nocny nie będzie uruchamiany.
Funkcja kompensacji ekspozycji i regulacji balansu bieli w modelu Xperia 1 VI
Oprócz tego, dziwi nieco sposób kompensacji ekspozycji. Zamiast wyświetlać jakiś suwak w okolicy miejsca ustawienia ostrości, Xperia 1 VI wyświetla dwa suwaki po dwóch stronach ekranu - jeden do regulacji balansu bieli, drugi do regulacji ekspozycji. Z jednej strony to bardzo wygodne, bo pozwala zastosować dane ustawienie i korzystać z niego także po przełączeniu modułu aparatu. Z drugiej komplikuje nieraz proces fotografowania - gdy ustawimy ostrość w odpowiednim miejscu i nagle okaże się, że chcemy wprowadzić korekcję, musimy każdorazowo wędrować palcem na bok. I nie byłoby może to aż tak zauważalne, gdyby nie fakt, że telefon ma spore tendencje do przesadnego rozjaśniania ekspozycji, a dodatkowo resetuje te ustawienia po każdorazowym wygaszeniu ekranu. Jako, że większość zdjęć, które tu pokazujemy zostało zrobionych przy regulacji ekspozycji na minus oznaczało to ciągłą konieczność regulacji suwaka.
Ale dość o wydajności i sofcie, zajmijmy się wreszcie tym, po co odwiedzacie Fotopolis. Jeżeli chodzi o same aparaty, nie zaszły tu bardzo rewolucyjne zmiany względem poprzednika. Aparat superszerokokątny i standardowy szerokokątny bazują na dokładnie tych samym matrycach i obiektywach (odpowiednio 16 mm f/2.2 z sensorem 1/2.6" i 24 mm f/1.9 z sensorem 1/1.35"), co wcześniej. Warto przy tym dodać, że w module głównym jest to matryca „stakowana”, gdzie tranzystory zostały umieszczone na osobnej warstwie niż fotodiody, co pozwoliło na zwiększenie rozmiaru piksela i lepsze przechwytywanie światła. Oprócz tego, główny aparat wykorzystywany jest teraz także do realizowania wirtualnej ogniskowej 48 mm, dzięki czemu smartfon zyskuje wreszcie prawdziwy obiektyw standardowy (osobiście moją ulubiona ogniskowa do codziennych zdjęć).
Największe zmiany dotyczą jednak wbudowanego obiektywu zoom, którego zasięg wzrósł teraz 85-120 mm do 85-170 mm i który może pochwalić się niezłą światłosiłą (f/2.3-f/3.5). Warto też nadmienić, że jest to prawdziwy obiektyw zoom, co na rynku smartfonów póki co jest ewenementem, choć nadal mamy tu do czynienia z dość mikroskopijną matrycą w rozmiarze 1/3.5".
W efekcie smartfon oferuje kompletny zakres najczęściej używanych ogniskowych (16-170 mm), które pozwolą na swobodne wykorzystanie w zasadzie w dowolnej dziedzinie fotografii. Pochwała należy się także za to, że sposób przetwarzania obrazu i szczegółowość każdego modułu są bardzo zbliżone. O ile zdjęcia będziemy wykonywać w dobrym świetle i oglądać je na ekranie smartfona, nie powiększając ich do pełnych rozmiarów, nie zauważymy mocno widocznych różnic w działaniu aparatów. To jak różnice pomiędzy poszczególnymi ogniskowymi wypadają w praktyce możecie zobaczyć poniżej.
Aparaty na pewno należy pochwalić też za działanie autofokusa - ten jest bezbłędny i skutecznie śledzi nawet w sytuacjach gdy obiekt dynamicznie się porusza, czy zostanie czymś przesłonięty. Oprócz tego podoba mi się reprodukcja tonów i kolorów - barwy nie są przesadnie przejaskrawione, skóra wygląda naturalnie, nie też mamy do czynienia z przesadnym rozjaśnianiem cieni, co bywa problemem w chińskich smartfonach.
Co chyba najważniejsze, o ile nie zaczniemy oglądać zdjęć w pełnym powiększeniu, to zwykle nie odniesiemy wrażenia, że zdjęcia zostały przesadnie wyostrzone czy ogólnie przetworzone. Ten efekt ukaże się niekiedy naszym oczom podczas korzystania z teleobiektywu zoom czy trybu portretowego z efektem bokeh, ale generalnie zdjęcia wyglądają na bliskie rzeczywistości. Nie jest to jeszcze ta delikatność, jaką wreszcie chcielibyśmy zobaczyć w smartfonie, ale jest naprawdę dobrze. Szkoda jednocześnie, że aparaty w Xperia 1 VI przejawiają przesadną tendencję do wpadania w dość chłodny balans bieli (aby uzyskać przyjemną i rzeczywista kolorystykę, w przypadku wielu zdjeć musiałem ręcznie regulować balans bieli).
Jak w przypadku większości współczesnych smartfonów, mamy tu specjalne funkcje przygotowane na różne okazje. Najbardziej popularną i ta która znajduje najczęstsze zastosowanie jest z pewnością tryb portretowy z rozmyciem tła, nazwany tu trybem Bokeh. Funkcja ta działa w każdym aparacie poza superszerokokątnym (co jest zrozumiałe) i ogólnie działa dobrze, będąc w stanie zaaplikować rozmycie nawet w bardziej dynamicznych sytuacjach. Dodatkowo intensywnością rozmycia i punktem ostrości możemy sterować (także na etapie edycji zdjęcia), ale to akurat nie działa tak subtelnie jak w niektórych chińskich flagowcach, które mieliśmy okazję testować. Podobnie jest z dokładnością separacji obiektów od tła - w większości sytuacji efekt rozmycia jest dosyć naturalny, a o ile w kadrze nie dzieje się bardzo dużo obiektów, to raczej nie napotkamy wielu artefaktów wynikających z błędnego pomiaru przestrzenności. Mimo wszystko nie jest to ten sam poziom subtelności co w najnowszych modelach Apple. Ponadto denerwuje fakt, że w trybie portretowych nie jesteśmy w stanie skorzystać z funkcji HDR - potrafił to nawet mój stary iPhone X z 2017 roku!
Skoro mamy do czynienia z flagowcem, nie mogło też zabraknąć trybu nocnego. Jak wspomnieliśmy, ten uruchamia się kiedy chce, czyli zwykle zawsze gdy zrobi się ciemniej. Teoretycznie dodatkowe przetwarzanie uruchamia się w przypadku każdego aparatu, ale dość łatwo zauważymy sporą różnice w możliwościach tryb nocnego między aparatem głównym, a superszerokokątnym. Podobnie niewielki sens ma fotografowanie po ciemku teleobiektywem. Cóż, kwestii fizycznych rozmiarów matrycy nie przeskoczymy. I o ile tryb nocny w aparacie standardowym wypada nieźle, to jego obiektyw okazuje się bardzo podatny na flary, co niekiedy utrudnia fotografowanie po ciemku. Dodatkowo, choć podoba nam się, że w trybie nocnym aparat dąży do zachowania rzeczywistego wyglądu scen, to jednak w naprawdę słabych warunkach oświetleniowych nie potrafi wyciągnąć tyle detali, co niektóre współczesne flagowce.
Jedną z najbardziej imponujących funkcji nowej Xperia jest z pewnością tryb makro, gdzie aparat przełącza się na ogniskową 120 mm i oferuje nam naprawdę ekstremalne powiększenie. Odległość robocza jest bardzo mała - niemal dotykamy obiektywem fotografowanych obiektów - ale jesteśmy w stanie wyłapać rzeczy niedostrzegalne gołym okiem. Jak choćby drobinki pyłku na odwłoku owada. Nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby poświęcić temu trybowi więcej uwagi, ale z pewnością może być ciekawym pierwszym krokiem na drodze interesowania się makrofotografią. Tym bardziej, że jak mogliśmy zobaczyć na własne oczy, wyjściowa jakość jest wystarczająca do tego, by ze zdjęć zrobić odbitki 30 x 40 mm - podczas oglądania bliska widać było efekt działaniu układów przetwarzania, ale nie było tragedii. W przypadku oglądania zdjęć na ekranie smartfona czy nawet komputera, nie powinno być to zanadto widoczne.
Oprócz tego Xperia 1 VI pozwala też wreszcie na zapisywanie zdjęć w pełnej rozdzielczości 48 Mp (standardów zdjęcia skalowane są do 12 Mp). Funkcja ta dostępna jest w przypadku obiektywu standardowego. Prawdę mówiąc nie sądzę, żeby była to najbardziej potrzebna rzecz w smartfonie - może okazać się przydatna w przypadku gdybyśmy chcieli zdjęcie mocniej wykadrować, ale przecież w każdej sytuacji możemy skorzystać także z wirtualnego obiektywu 48 mm, którym dokonamy kadrowania już na etapie wykonywania zdjęć, nie zapychając jednocześnie pamięci telefonu.
W końcu ciekawą opcja może okazać się funkcja rejestracji wideo w slow motion. Póki co, zarówno w trybie Full HD jak i 4K obraz jesteśmy w stanie maksymalnie spowolnić 4 razy, co odpowiada filmowaniu z prędkością 120 kl./s. Nie są to być może najlepsze wyniki, jakie oferują współczesne smartfony (zapis 240 kl./s oferują m.in. iPhone’y), ale przynajmniej otrzymujemy wyraźne nagrania, a funkcja ta dostępna jest w każdym aparacie. Na potrzeby filmików do mediów społecznościowych z pewnością wystarczy.
O trybie filmowym, na razie nie piszemy, bo choć funkcja wideo pozwala m.in. na skorzystacie z profilu S-Cinetone, to na razie nie oferuje dostępu do pełnej funkcjonalności i manualnego trybu kontroli, który obecny był już w poprzedniku i który będzie najważniejszy z punktu widzenia osób, które chciałyby wykorzystać telefon do pracy wideo.
Czy Sony Xperia 1 VI to gra warta świeczki? Nowy flagowiec to z pewnością urządzenie dla osób, które cenią sobie kulturę wykonania i pracy. Otrzymujemy nienachalny, elegancki i prosty design, bardzo dobrą podstawową specyfikację, czysty system operacyjny, który nie stara się nas na każdym kroku śledzić, naprawdę wydajną baterię, bardzo dobrze skalibrowany i jasny ekran wykorzystujący rozwiązania z telewizorów Bravia, układ chłodzenia i funkcje wspomagające granie czy wysokiej jakości dźwięk i dostęp do złącza słuchawkowego (co dziś jest już ewenementem). Choć trudno powiedzieć, jak produkt będzie zachowywał się po dłuższym czasie, w zakresie podstawowych możliwości odczuwamy, że mamy do czynienia z produktem Sony. Przy okazji warto tu wspomnieć, że producent obiecuje 3 lata aktualizacji systemu i 4 lata poprawek bezpieczeństwa. Nadal więc nie jest to iPhone (odpowiednio 5 lat aktualizacji iOS i 7 lat wsparcia bezpieczeństwa), ale przynajmniej wiemy na czym stoimy.
A same aparaty? Te nie wgniatają być może w fotel w zakresie możliwości, ale jednocześnie Xperia 1 VI ma do zaoferowania jeden z najbardziej użytecznych zakresów ogniskowych, jakie widzieliśmy w smartfonach, a dodatkowo może pochwalić się przyjemną, naturalną reprodukcją barw, która jest dobrze zunifikowana pomiędzy poszczególnymi modułami. Nie są to moduły doskonałe - tu i ówdzie znajdziemy różnice na korzyść konkurencji - ale w codziennym zastosowaniu mogą bez większych kompleksów rywalizować z tym, co mają do zaoferowania inne topowe smartfony. Jeśli nie mamy w zwyczaju oglądania każdego zdjęcia piksel po pikselu, a w fotograficznym smartfonie szukamy narzędzia do rozwijania naszych zainteresowań, wygodnej dokumentacji codziennych chwil i publikacji w mediach społecznościowych, nowa Xperia powinna sprostać większości naszych oczekiwań.
Jednocześnie Xperia 1 VI jest przesadnie wysoko wyceniona. Przy cenie 6500 zł jest prawie 1000 zł droższa od iPhone’a 15 Pro Max, i ponad 2 tys. zł droższa od Samsunga Galaxy S24 w analogicznej specyfikacji. Różnica jest podobna także w przypadku „Chińczyków”, które przy niższej cenie oferują także większą pojemność i więcej RAM-u. Naszym zdaniem przy wysokiej cenie startowej trudno będzie przekonać do siebie użytkowników, ale jak mówiliśmy, w przypadku Sony płacimy też za rzeczy, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka.
Zdjęcia przykładowe wykonaliśmy w większości w trybie pełnej automatyki, wprowadzając niekiedy ręczne korekcje ekspozycji i balansu bieli. Przykładowe fotografie nie były poddawane dalszej obróbce (chyba, że wyszczególniono inaczej).