Obiektywy
Sony FE 400-800 mm f/6.3-8 G OSS - supertele stworzone specjalnie dla „ptasiarzy”
Nowa szerokokątna stałka z serii G celuje w idealny balans pomiędzy modelami 14 mm f/1.8 i 20 mm f/1.8, oferując wysokiej jakości optykę w bardzo kompaktowej obudowie z przystępną ceną. Sprawdziliśmy, jak radzi sobie w praktyce.
Zanim zacznę opisywać nowy obiektyw, pozwólcie że pokrótce wytłumaczę po co producentowi w ogóle tyle tak podobnych do siebie szerokokątnych stałek. Wśród obiektywów superszerokokątnych systemu Sony E mamy bowiem zarówno modele Sony FE 20 mm f/1.8, jak i Sony FE 14 mm f/1.8 GM, które wydają się zaspokajać potrzeby większości potrzebujących. Jaki więc sens dokładania jeszcze czegoś pomiędzy?
Otóż Sony ma problem z tym, że choć wcześnie rozpoznało potrzeby współczesnych twórców w zakresie możliwości aparatów, to nie potrafiło skutecznie odpowiedzieć im w kwestii optyki. Mówiąc prościej, wszelkiej maści vlogerzy, na których plecach w dużej mierze opiera się dzisiaj rynek nie mieli do tej pory idealnego, jasnego szkła do realizacji swoich materiałów. Obiektyw FE 20 mm f/1.8 G, choć niezły do tego typu pracy, okazywał się nieraz zbyt wąski, natomiast FE 14 mm F/1.8 GM był z kolei zbyt szeroki, zbyt ciężki i zdecydowanie zbyt drogi. Nie oferował również aż tak zaakcentowanego efektu rozmycia.
Nowy FE 16 mm f/1.8 G ma więc stanowić idealny balans, który zapewni dynamiczny, ale nie przesadzony kąt widzenia i wysoką jakość obrazu w kompaktowej, lekkie formie. Dodatkowo, choć to pozycja video-first, z tej trójki będzie również prawdopodobnie najwygodniejszym obiektywem do fotografii architektury, wnętrz czy szerokich krajobrazów. W końcu, motywacją do stworzenia tego modelu był z pewnością także zaskakujący i bardzo agresywnie wyceniony Viltrox AF 16 mm f/1.8 STM.
Obiektyw imponuje od razu po wyjęciu z pudełka - to zdecydowanie najbardziej kompaktowy obiektyw tego typu, jaki do tej pory widzieliśmy. Przy wymiarach 73,8 x 75 mm i wadze 304 g jest najmniejszy i najlżejszy z całej wspomnianej przed chwilą trójki obiektywów (370 g w przypadku modelu 20 mm f/1.8 G i 460 g w modelu 14 mm f/1.8 GM). I to zdecydowanie czuć.
Tubus razem z aparatem tworzy zwarty i lekki zestaw, którym wygodnie się fotografuje i który pozwoli wygodnie pracować na lekkich gimbalach. Tu też warto wspomnieć o największej przewadze nad obiektywem 20 mm f/1.8 G w zastosowań vlogowych. O ile model 20 mm oferuje wystarczający kąt widzenia do wielu zastosowań, to żeby w przypadku chodzonych vlogów zawrzeć w kadrze naprawdę sporo, aparat musimy trzymać na mocno wyciągniętej ręce, co na dłuższą metę jest mało wygodne. W przypadku modelu 16 mm obiektywem obejmiemy wszystko, co niezbędne, nawet w przypadku, gdy cały zestaw trzymamy z komfortowo ugiętym łokciem. Wiem, że być może nie brzmi to przekonująco, ale gwarantuję, że różnicę poczujecie już po krótkiej chwili.
Sony FE 16 mm f/1.8 G - kąt widzenia i bokeh przy zgiętej ręce
Sam tubus jest też świetnie wykonany - jak zwykle w przypadku szkieł systemu FE, z którymi szkło zresztą dzieli spójny design. Choć jak w przypadku wszystkich szkieł z serii G, obudowa wykonana jest w całości z tworzywa, jest to materiał sztywny, nie budzący obaw o wytrzymałość. Mimo miniaturowej budowy, otrzymujemy też rozbudowaną funkcjonalność, obejmującą wszystko, co do szczęścia może być potrzebne tak fotografującym, jak i filmującym.
Użytkownicy mogą więc cieszyć się zarówno manualnym pierścieniem ostrości (z liniowym przełożeniem obrotu na ruch soczewek), jak i przysłony (z możliwością blokady i przełączenia na tryb bezstopniowy), a także przełącznikiem AF/MF i przyciskiem funkcyjnym. Co ważne, szkło dysponuje także płaską przednią soczewką, co pozwala swobodne stosowanie filtrów - w tym wypadku w rozmiarze 67 mm. Ucieszy to więc zarówno filmujących, którym potrzebne są filtry ND do uzyskania plastyki i dłuższych czasów podczas pracy za dnia, jak i fotografowie krajobrazu czy architektury, którzy lubią pracować z filtrami polaryzacyjnymi. To zresztą było jedną z największych zalet wspomnianego wcześniej obiektywu Viltroxa.
Jeżeli chodzi o obsługę, wszystkie pierścienie i kontrolery chodzą z idealnie wyważonym oporem - tę kwestię Sony dopracowało już dawno. Jest to też szkło uszczelnione. W zakresie obudowy naprawdę nie można się do niczego przyczepić. A jak to wygląda od strony wydajności?
Obiektyw bazuje na układzie 16 soczewek w 12 grupach i 11-listkowej przysłonie (w tym 3 soczewki asferyczne i 4 elementy ED), co czyni go również jednym z najbardziej zaawansowanych szkieł wśród szerokich kątów producenta. I choć reprezentuje serię G a nie GM, to naprawdę nie ma zbyt wielu powodów, by nie uważać, go za obiektyw profesjonalny.
Choć jeszcze nie mieliśmy okazji sprawdzić go w naszym studiu testowym, to zdjęcia wykonane w praktyce pokazują bardzo dobrą ostrość w całym kadrze, w całym zakresie przysłon. Niewielki spadek jakości dostrzeżemy tylo na brzegach (co spowodowane jest zapewne faktem, że obiektyw jest mocno korygowany cyfrowo), ale nie będzie to miało zbyt dużego znaczenia dla oglądania zdjęć w rozmiarach ekranowych. Na bliskich odległościach ostrzenia obiektyw oferuje też przyjemne rozmycie, a po mocniejszym (od około f/8) domknięciu pozwala zamienić punkty świetlne w 11-ramienne gwiazdki (choć nie bardzo mocno zaakcentowane)
Szkło bardzo dobrze wypada także w zakresie kontrastowości, nie przejawiając praktycznie żadnych spadków kontrastu czy flar w sytuacji pracy w kontrze. Możemy celować prosto w słońce, bez obaw o jakiekolwiek problemy.
Gdzie więc szukać minusów? Prawdę mówiąc trudno doszukać się tu jakichkolwiek bardziej istotnych wad. Szkło ostrzy szybko, płynnie i równie sprawnie, co wszystkie najnowsze szkła producenta i dobrze radzi sobie z korygowaniem pozostałych wad optyki, jak aberracja chromatyczna, dystorsja czy winieta (choć ta akurat zamiast zanikać wydaje się rozlewać po całym kadrze). Tyle tylko, że te świetne rezultaty są głównie wynikiem działania softu, a nie samej optyki.
Nowy szeroki kąt to bowiem kolejny obiektyw producenta, gdzie większość wad jest korygowana cyfrowo (korekcji dystorsji nie jesteśmy nawet w stanie wyłączyć z poziomu aparatu). Gdy więc otwieramy zdjęcia w Photoshopie zanim pojawią się w nim dedykowane profile, naszym oczom ukaże się prawdziwa natura szkła - z ogromną, zakrzywiająca rzeczywistość dystorsją. Należy mieć jedynie na uwadze, że w normalnym użyciu nigdy tego nie zobaczymy, a więc trudno w ogóle mówić tu o jakimkolwiek problemie. Można tym natomiast tłumaczyć plasowanie obiektywu w takim, a nie innym segmencie.
Sony FE 16 mm f/1.8 to zaskakująco komfortowy i wydajny szeroki kąt, który w zakresie użyteczności i wygody wydaje się najciekawszą propozycją z repertuaru szerokokątnych stałek producenta. Jest lekki, mały, szybki, kontrastowy i naprawdę ostry, a większość wad jest bardzo skutecznie korygowana przez profile korekcji.
Jak na swoje możliwości i fakt, że jest szkłem natywnym Sony, obiektyw został też względnie przystępnie wyceniony (1000 euro). Co prawda Na polskim rynku będzie to już ok. 4400 zł, a więc sporo, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że 1500 zł taniej możemy kupić alternatywę Viltroxa, a za 3000 zł mniej Canon oferuje kompaktowy model RF 16 mm f/2.8. Z nowym Sony Viltrox nie może jednak w żadnym stopniu konkurować w zakresie gabarytów i wygody, a Canon pod kątem jakości dostarczanego obrazu.
Biorąc więc pod uwagę, że Sony oferuje nam obecnie najdoskonalsze szkło tego typu na rynku, cena zaczyna wyglądać dużo bardziej atrakcyjnie. To naprawdę udany obiektyw, który świetnie celuje w potrzeby określonej grupy obiorców i ci z pewnością będą nim zachwyceni. Warto też mieć na uwadze, że w ciągu najbliższego roku cena zapewne także nieco spadnie.
Zdjęcia przykładowe wykonaliśmy obiektywem Sony FE 16 mm f/1.8 G podpiętym do korpusu Sony A7RV, na standardowych ustawieniach obrazu, w najwyższej jakości zapisu JPEG, z włączonymi profilami korekcji. Dla zainteresowanych surowym obrazkiem mamy także paczkę z plikami RAW.