Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Lwia część specyfikacji zapożyczona z X-T3, wyraźnie poprawiony AF z funkcją wykrywania oka oraz dobrze znany korpus z jeszcze bardziej uproszczoną obsługą - czy to wystarczy, by X-T30 odniósł sukces w tym mocno obsadzonym segmencie bezlusterkowców?
Fujifilm X-T30 spokojnie można uznać za mniejszego brata X-T3. Korzysta z czwartej generacji X-Trans CMOS APS-C, czyli 26-megapikselowej matrycy pozbawionej filtra dolnoprzepustowego opracowanej w strukturze BSI (back-illuminated structure), która ma poprawić ogólną jakość zdjęć nie wpływając przy tym negatywnie na stosunek sygnału do szumu podczas fotografowania na wyższych czułościach. Pomoże w tym także ostatnia odsłona 4-rdzeniowego procesora obrazu X-Processor 4.
Wspomniany duet umożliwi pracę w natywnym zakresie ISO 160-12 800, który rozszerzymy o ISO 80, 100, 125, 25 600 i 51 200. Poza tym maksymalna możliwa do uzyskania rozdzielczość zdjęć wynosi 6240 x 4160 pikseli, co w przypadku druku 300 dpi, umożliwi nam wykonywanie obrazu w formacie do 53 x 35 cm.
X-T30 musimy pochwalić za wysoką reprodukcję szczegółów. Fotografie wykonane w przedziale ISO 100-1600 prezentują zbliżoną ilość detali, a sama jakość obrazu stoi na wysokim poziomie. Niemniej cieszyć powinien przede wszystkim fakt, że również na wyższych czułościach matrycy zdjęcia są szczegółowe. Wprawdzie od ISO 3200 zaobserwujemy bardziej widoczny spadek wyrazistości, ale w przypadku oglądania zdjęć na ekranie komputera, większe zaszumienie gołym okiem zaobserwujemy dopiero w okolicy ISO 6400. Co więcej, detale (przy 100% powiększeniu kadru) jesteśmy także w stanie dojrzeć nawet na najwyższej czułości ISO 51 200. Niemniej musimy już liczyć się ze znacznie większą degradacją obrazu spowodowaną cyfrowym ziarnem i spadkiem nasycenia kolorów.
W kwestii szumów nie ma zaskoczenia. Otrzymujemy taki obrazek do jakiego przywykliśmy wraz z pojawieniem się najnowszych bezlusterkowców systemu Fujifilm X. Mało dokuczliwe zakłócenia w postaci cyfrowego ziarna zaczynają się stopniowo zwiększać od ISO 800. Większy wzrost szumów zauważymy dopiero od ISO 3200, ale nawet do maksymalnej granicy czułości matrycy cyfrowe artefakty będą drobne i całkiem przyjemne dla oka, co nie wpływa destrukcyjnie na ogólny odbiór zdjęć. Poza tym pochwalić musimy szczegółowość surowych plików RAW. Na każdej z czułości matrycy zdjęcia odznaczają się niemal identyczną i wysoką wyrazistością, co jest bardzo dobrym wynikiem w tej klasie sprzętu.
X-T30 zapewnia porównywalne wyniki co X-T3. Ale czy możemy mówić o zaskoczeniu skoro w obu aparatach mamy tę samą matrycę i identyczny procesor obrazu? Tak więc na ISO 160 aparat może pochwalić się zakresem dynamicznym wynoszącym 12,5 EV, co w przypadku sensora APS-C jest dobry wynikiem. Z kolei granica 10 EV zostanie przekroczona w przedziale ISO 1600-3200. Oznacza to, że nie powinniśmy mieć większych problemów podczas fotografowania kontrastowych scen lub w warunkach słabego oświetlenia. W praktyce zarówno w cieniach jak i w jasnych partiach kadru nadal zarejestrujemy sporo szczegółów.
W modelu X-T30 - tak jak w przypadku pozostałych aparatów Fujifilm - mamy do czynienia z kolorystyką, która lubi delikatnie wpadać w cieplejsze tony. Tragedii nie ma, ale do ideału sporo brakuje. Przy świetle dziennym i jarzeniowym ogólna reprodukcja będzie stać na dobrym poziomie, dzięki czemu np. twarz fotografowanej osoby będzie prezentować się naturalnie. Jednak w przypadku pracy w świetle żarowym lub mieszanym sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Aparat rejestruje bardziej przekłamane kolory, które wpadają w pomarańcz, purpurę i czerwienie. W efekcie będziemy musieli dokonać korekty zdjęcia już na etapie postprodukcji.