Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Lwia część specyfikacji zapożyczona z X-T3, wyraźnie poprawiony AF z funkcją wykrywania oka oraz dobrze znany korpus z jeszcze bardziej uproszczoną obsługą - czy to wystarczy, by X-T30 odniósł sukces w tym mocno obsadzonym segmencie bezlusterkowców?
Fujifilm zrobiło to po raz kolejny. Producent zaserwował nam aparat, który ma mocne podstawy, by w swojej klasie być liderem. Nie powinno to zresztą specjalnie dziwić - X-T30 to większość rozwiązań i technologii zaczerpniętych z X-T3, zamkniętych w jeszcze bardziej kompaktowym i przede wszystkim tańszym body.
Otrzymujemy nową matrycę, dzięki której zdjęcia odznaczają się jeszcze większą - niż w przypadku poprzednika - rozdzielczością, wyrazistością i dynamiką obrazu. Do tego fotografie wykonywane na wyższych czułościach mogą pochwalić się prawdziwym bogactwem detali. Musimy pochwalić również kolorystykę. Barwy są naturalne i przyjemne dla oka, choć w niektórych warunkach wpadają już w cieplejsze tony (typowe dla aparatów tego producenta). Natomiast dzięki ostatniej generacji procesora, aparat wyraźnie przyspieszył pod względem startu, trybu seryjnego oraz oczyszczania bufora i w efekcie swoimi osiągami nawet przybliżył się do modelu X-T3.
Co więcej, aparat może przekonać do siebie miłośników filmowania, bowiem zapewnia większość trybów i funkcji spotykanych w X-T3. Nie możemy zapomnieć też o wyraźnie usprawnionym autofokusie, który sprawnie radzi sobie nawet w bardziej wymagających sytuacjach. Poza tym otrzymał on efektywnie działający system wykrywania twarzy i oka, który wypada o niebo lepiej niż ten zastosowany w X-T20. Niemniej Fujifilm wciąż daleko do technologii opracowanej przez Sony, ale to obecnie najlepsze tego typu rozwiązanie na rynku.
Bez wątpienia wnętrze nowego X-T30 zostało znacznie wzbogacone. Ale ważne zmiany zaszły także na zewnątrz. Na pierwszy plan wybija się odmieniona ergonomia, która została zapożyczona z modelu X-E3. Otrzymujemy rozpoznawanie gestów za pomocą dotykowego panelu kosztem fizycznych przycisków, co akurat nie każdemu może przypaść do gustu. Po stronie plusów jednak warto zapisać pojawienie się joysticka AF. Natomiast w kwestii budowy mamy do czynienia z częściowo magnezowym, ale nie uszczelnionym korpusem. Poza tym sama jakość wykonania, wskutek przeniesienia produkcji do Chin, stoi naszym zdaniem na nieco niższym poziomie niż w przypadku starszego X-T20. Negatywne wrażenie przede wszystkim potęguje luźno osadzony mechanizm odchylanego ekranu.
Czy w takim razie X-T30 jest wart wydania 4100 zł? Odpowiedź brzmi: tak! Aparat mimo kilku wad i niedociągnięć oferuje cały arsenał rozwiązań i nowinek technologicznych, które sprawiają, że w swoim segmencie jest to jeden z najbardziej kompletnych bezlusterkowców.