Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
97%
Choć to EOS R5 zgarnął całą uwagę fotografów podczas lipcowych premier, dużo ciekawszym i bardziej praktycznym aparatem może okazać się mniej zaawansowany model EOS R6. Czy to wreszcie fotograficzno-filmowa hybryda na którą wszyscy czekaliśmy?
Canon EOS R6 robi doskonałe wrażenie pod względem szybkości uruchamiania i pracy. Włącza się właściwie momentalnie i pozwala zrobić zdjęcie już w czasie 0,7 s od startu. To wynik, któremu niedaleko do najlepszych lustrzanek. To samo tyczy się płynności pracy i czasu reakcji. Każda funkcja w aparacie włącza się momentalnie, nie ma żadnego opóźnienia względem ruchu pokręteł a informacji wyświetlanych na ekranie. Również podgląd zdjęć w maksymalnej rozdzielczości ładuje się właściwie w momencie wciśnięcia przycisku lupki lub dwukrotnego stuknięcia w ekran. To zdecydowanie najlepiej działający pod tym względem bezlusterkowiec na rynku.
Nowy korpus błyszczy także pod względem szybkości serii, oferując nam prędkość 12 kl./s w przypadku migawki mechanicznej i 20 kl./s w przypadku migawki elektronicznej. To absolutnie wszystko, co może być potrzebne do szczęścia nawet w przypadku bardzo dynamicznej akcji. Jednym minusem może być fakt, że w przypadku migawki elektronicznej otrzymujemy jedynie 12-bitowy zapis RAW (i 13-bitowy w przypadku elektronicznej 1 kurtyny). Jednak prawdę mówiąc te „szybkie” zdjęcia i tak rzadko kiedy wykonuje się w warunkach, które wymagałyby bardzo intensywnej obróbki, dlatego minusów tego rozwiązania prawdopodobnie realnie nie doświadczymy.
W parze z szybkością idzie duża pojemność bufora, w którym przy maksymalnej prędkości zapiszemy kolejno 350 zdjęć JPEG i 180 RAW-ów, co nawet w najgorszym przypadku daje nam aż 8-sekundową serię. Czy kiedykolwiek będziemy potrzebować więcej? Raczej nie. Dodatkowo przy prędkości 12 kl./s ograniczenie bufora dla plików JPEG wydaje się w ogóle nie występować, a RAW-ów zapiszemy grubo ponad 200 (w przypadku formatu C-RAW także nie występuje ograniczenie co do liczby możliwych do zapisania w serii zdjęć).
Bardzo szybko przebiega też czyszczenie bufora, które dla plików JPEG następuję praktycznie natychmiast (około 5 sekund), a w przypadku RAW-ów trwa około 15-20 sekund. Należy jednak upewnić się, że korzystamy z szybkiej karty SD - w przypadku karty V30 i maksymalnej prędkości 150 Mb/s zdarzało się, że aparat miewał lekką zadyszkę przy błyskawicznej nawigacji po wykonanej przed chwilą dłuższej serii zdjęć. W przypadku karty UHS-II V60 300 Mb/s problemy te nie występowały, a czyszczenie bufora następowało przy wymienionych wyżej prędkościach.
Aparat ma do zaoferowania migawkę mechaniczną działającą do 1/8000 s, która zamykana jest przy odłączeniu obiektywu (opcję tę możemy wyłączyć w menu). Jej żywotność oszacowana została na 200 tys. cykli, co jest wynikiem godnym profesjonalnych reporterskich korpusów. Migawka działa bardzo subtelnie - jej uderzenie jest praktycznie niewyczuwalne, a dźwięk to jedynie lekki szmer.
Na wyposażeniu mamy też migawkę elektroniczną, której jeden z mankamentów wymieniliśmy powyżej. Oprócz tego, migawka elektroniczna także ograniczona jest do 1/8000 s, przez co w ekstremalnych sytuacjach nie będziemy w stanie fotografować z superjasną optyką, jak w przypadku niektórych aparatów, które pozwalają na zejście nawet do 1/32 000 s.
Cieszy nas natomiast, że migawka elektroniczna obarczona jest stosunkowo niewielkim opóźnieniem, przez co efekt rolling shutter nie uprzykrza życia aż do czasów rzędu 1/1000-1/2000 s. Przy bardzo szybkim panoramowaniu zauważymy co prawda delikatne zniekształcenie, ale będzie ono na tyle nieznaczne, że nigdy nie powinno to stanowić większego problemu. Sytuacja ma się nieco inaczej w przypadku filmowania, ale o tym w osobnym rozdziale.
Rolling shutter przy 1/250 s i bardzo szybkim panoramowaniu. W przypadku braku panoramowania problem ten nie będzie zauważalny nawet przy ruchomych obiektach i czasach rzędu 1/1000-1/2000 s.
Nie zauważamy też mocno widocznych problemów z „bandingiem” przy fotografowaniu migawką elektroniczną w świetle LED. Oczywiście najlepiej pozostać przy bezpiecznych, zsynchronizowanych z częstotliwością migotania diod czasach 1/50 czy 1/100 sekundy, ale generalnie nie stanowi to większego problemu, nawet jeśli o tym zapomnimy. Tak czy siak bylibyśmy jednak ostrożni podczas fotografowania z migawką elektroniczną takich wydarzeń jak koncerty, gdzie miesza się ze sobą wiele źródeł światła, niekiedy niezsynchronizowanych pod względem częstotliwości.
Najbardziej ekstremalny "banding", jaki udało nam się uzyskać na migawce elektronicznej przy świetle LED (1/800 s)
Świetnie wypada także tryb Auto ISO, w którym możemy określić nie tylko zakres czułości i minimalny czas migawki, ale także tendencję działania tego trybu. Możemy więc nakazać aparatowi skłaniać się ku krótszym czasom migawki (i wyższej czułości), lub też odwrotnie, ku dłuższym czasom i niższej czułości. Jest to zwłaszcza pomocne, gdy trybu Auto ISO chcemy używać w dynamicznych warunkach - wiele z aparatów zwykle zawsze dąży do utrzymania jak najniższej czułości kosztem wydłużenia czasu migawki.
Jedynym bardziej widocznym problemem konstrukcji jest jej prądożerność. Choć otrzymujemy nowy, bardziej pojemny akumulator LP-E6NH (2130 mAh), producent deklaruje jedyne 380 zdjęć na jednym ładowaniu. To mniej niż oferował EOS R.
W praktyce jest nieco lepiej. Problemem nie będzie wyciągnięcie 500-600 zdjęć, zwłaszcza jeśli w dużej mierze korzystamy z podglądu na ekranie LCD (wizjer pobiera więcej prądu). Nie należy jednak liczyć na to, że na jednej baterii „obskoczymy” dłuższe zlecenie. Widoczne jest to także podczas filmowania, w przypadku którego bateria wystarcza na około 1,5-2 godziny pracy. Dobrze więc będzie wyposażyć się w dodatkowe akumulatory.
Świetne wrażenie robi także nowy, wytrenowany w oparciu o nauczanie maszynowe system Dual Pixel AF II, który oferuje 6072 punkty AF, pokrywające 100% powierzchni kadru i który według producenta jest czuły do -6EV (choć należy pamiętać, że to wartość podawana dla obiektywów f/1.2). O szybkości blokowania ostrości trudno cokolwiek napisać, bo proces ten odbywa się właściwie momentalnie po dociśnięciu do połowy spustu migawki, nawet w słabym świetle. Maksymalnie na ustawienie ostrości czekaliśmy około 0,3 sekundy - miało to miejsce w warunkach nocnych, gdy próbowałem ustawiać ostrość na pnie drzew w ciemnym parku. Ten aparat po prostu ostrzy, zawsze i wszędzie. Raptem parokrotnie przydarzyła mi się sytuacja, gdy w słabym świetle system AF nie załapał ostrości „od razu”, ale problem zwykle rozwiązywało lekkie przekadrowanie lub też obniżenie ekspozycji (gdy korekta ekspozycji ustawiona jest na plus, szybkość blokowania AF jest widocznie niższa).
Doskonale spisuje się także tryb śledzenia, który nawet w trybie wielopunktowym (automatycznym) zagwarantuje nam ok. 90% ostrych ujęć. System AF rozpoznaje sylwetkę i automatycznie przełącza się na śledzenie twarzy czy oka w momencie gdy fotografowana osoba znajduje się bliżej obiektywu i zajmuje większą część kadru. Jak zwykle delikatne problemy pojawiają się w przypadku gdy fotografowany obiekt znajduje się już blisko minimalnej odległości ostrzenia.
Servo AF (AF ciągły) w serii 12 kl./s
Możemy tez wybrać, które oko ma być śledzone, a skuteczność całego systemu śledzenia w większości wypadków dorównuje doskonałemu układowi Sony. Canon wypada może nieco gorzej w sytuacjach, gdy fotografowana osoba na chwilę się odwróci, lub zostanie czymś przysłonięta, ale raczej nigdy nie zdarzają się sytuacje byśmy musieli dłużej czekać aż autofokus ponownie „złapie” oko. Co ciekawe, EOS R6 pozwala także na śledzenie oczu i głowy zwierząt. W przypadku kota sprawdziło się dobrze, co każe spodziewać nam się podobnej skuteczności jak w przypadku śledzenia oka u ludzi.
Wzorowo spisuje się także aktywne śledzenie obiektu po zaznaczeniu go na ekranie. Ramka na obiekcie utrzymywana jest nawet przy szybszych ruchach aparatu, a w trybie aparat świetnie radzi sobie także z omijaniem przeszkód. Nawet gdy obiekt przysłaniany jest czymś na pierwszym planie, dalej jest on skutecznie śledzony. Oczywiście zdarzają się sytuacje, gdy ramka się "zgubi", lub nie będzie chciała z powrotem zablokować się na obiekcie, który na chwilę opuścił kadr, ale ogólna skuteczność tego trybu plasuje go w ścisłej rynkowej czołówce. Plus również za to, jak łatwo tryb ten się aktywuje i dezaktywuje - wystarczy tylko dotknąć ekranu.
Bardzo dobrze wypada również dotykowe ustawianie ostrości. Ramka ustawiana jest w klikniętym miejscu błyskawicznie, a ostrość blokowana równie szybko jak w przypadku fizycznego wciśnięcia spustu. Podobnie momentalnie ekran reaguje na dotykową kontrolę punktu AF w przypadku spoglądania przez wizjer (jeśli ktoś wolałby to zamiast joysticka).
Oczywiście z poziomu menu możemy regulować prędkość działania poszczególnych ustawień autofokusa, a także zapisać swoje własne ustawienia. Praktycznie prezentuje się także dostępny wachlarz trybów pomiaru. Oprócz standardowego pomiaru jednopunktowego, poprzez grupy 5 i 9 punktów aż po 3 typy strefy: zwykłą, pionową i poziomą. Żadnego rodzaju akcja nie powinna umknąć możliwościom korpusu.
Jesteśmy w stanie zaryzykować stwierdzenie, że Dual Pixel AF II staje na równi z najlepszymi układami AF z serii EOS-1D X i jest prawdopodobnie najdoskonalszym systemem AF na rynku bezlusterkowców. Podobną skuteczność do tej pory widzieliśmy jedynie w modelu Sony A9.
Canon nigdy specjalnie nie zawodził w kwestii pomiaru ekspozycji i podobnie jest także tym razem. Pomiar matrycowy jest świetnie wyważony i skutecznie dobiera parametry naświetlania, właściwie niezależnie od warunków oświetleniowych (także nocą). W kilku raptem przypadkach musieliśmy ręcznie podnieść ekspozycję o ok. 0,3 EV, by wpuścić nieco więcej światła, ale miało to miejsce wyłącznie w trudnym świetle sztucznym i podczas mocno zachmurzonego dnia. W większości wypadków ekspozycja ustawiana jest w punkt, choć widać, że konstrukcja zdecydowanie skłania się ku jaśniejszym niż ciemniejszym zdjęciom. Zresztą bardzo dobrze, bo zwykle unikamy konieczności rozjaśniania podczas edycji.
Mamy też pomiar skupiony, punktowy i średnio ważony. Szkoda natomiast, że nie uświadczymy tu czegoś na wzór pomiaru z priorytetem świateł. Nie jest to może często używana funkcja, ale gdy zależy nam, by absolutnie żaden obiekt na zdjęciu nie był przepalony - jednak wygodna.
Canon EOS R6, jako pierwszy bezlusterkowiec producenta może pochwalić się wreszcie stabilizacją sensora. Canon chwali się, że jej skuteczność wynosi aż 8 EV. W rzeczywistości nie jest być może tak oszałamiająca jak układ Olympusa, ale i tak robi doskonałe wrażenie. W przypadku obiektywu 24-70 mm większym problemem nie było utrzymanie 1-sekundowej ekspozycji w przypadku „długiego” krańca ogniskowych. Obiektywem 70-200 mm wykonywałem nieporuszone zdjęcia na czasie 1/8-1/15 sekundy. W niektórych sytuacjach w ogóle będziemy w stanie zrezygnować z zabierania statywu.
To zasługa łączenia stabilizacji sensora ze stabilizacją optyczną szkieł RF, co zresztą ma także swoje przełożenie na wyniki. W praktyce aparat wydaje się lepiej stabilizować dłuższe ogniskowe - nawet w przypadku szerokiego kąta raczej nie zejdziemy poniżej czasu 1,5 sekundy.
Zdjęcia z EOS-a R6 cieszą oko dobrym balansem, przyjemną kolorystyką i wyrazistością, którą zawdzięczają świetnej systemowej optyce.
Canon jak zwykle też wzorowo wypada pod względem reprodukcji tonów skóry. Cera na zdjęciach prezentuje się bardzo atrakcyjnie, z charakterystyczną dla producenta pastelową kolorystyką. Pod tym względem, nowej matrycy (i systemowi przetwarzania) Canona nie można absolutnie nic zarzucić.
20-megapikselowa matryca być może nie jest mistrzem detalu, ale sytuacji, gdzie będzie nam potrzebna większa rozdzielczość, w codziennej pracy prawdopodobnie nie będzie wiele, o ile nie mamy w zwyczaju pracować przy profesjonalnych sesjach komercyjnych (dla tych osób jest model R5). Obrazek z modelu R6 ma jednak tę zaletę, że wygląda bardzo dobrze także na wysokich czułościach. Aż do granicy ISO 12800-25600 możemy właściwie nie przejmować się, że z powodu jakości nasze zdjęcie nie będzie nadawać się do pokazania. EOS R6 po prostu lubi ciemność.
Również pod względem zakresu dynamicznego, zdjęcia RAW z nowego Canona wydają się być bardziej „giętkie” niż w przypadku wcześniejszych matryc. Nawet w przypadku czułości ISO 1600-3200 będziemy w stanie odzyskać z cieni czy świateł całkiem sporo informacji, bez niemożliwego do zaakceptowania wzrostu zaszumienia.
RAW po edycji (ISO 2500, + 2,5 EV, lekka korekta Highlights i Shadows, odszumianie 0%)
Jak zwykle otrzymujemy też opcję balansu bieli z priorytetem bieli, która stara się zachować idealnie wyważoną temperaturę barwową, niezależnie od warunków. Wydaje się, że system w niektórych wcześniejszych modelach potrafił działać nieco lepiej, ale i tak pozwala niekiedy szybko wybrnąć z trudnego oświetlenia.