Akcesoria
Robisz zachwycające zdjęcia - i co dalej? Wyeksponuj je w pełnej krasie w centralnym punkcie Twojego domu
Materiał partnera
Wymagała cierpliwości, wytrwałości, znajomości i… odrobiny parcia na szkło (śmiech). Pierwsze kroki w branży stawiałem wraz ze swoim przyjacielem Wojtkiem Barczewskim, z którym stopniowo od zdjęć krajobrazowych przeszliśmy w szeroko pojętą sferę fotografii komercyjnej i reportażowej. Szybko też założyłem sobie fanpage’a na Facebooku, który dość mocno wypromował moją pracę, a to z kolei ułatwiło załatwianie wielu spraw. Bardzo ważną częścią tej drogi były fotowyprawy z innymi fotografami, gdzie poznawałem nowe miejsca, a także wspólnie wymienialiśmy się uwagami i techniką pracy.
Zawsze lubiłem przyrodę, podróże i sport. Sporo jeździłem na rowerze, zwiedzając północne rubieże Krakowa, a stamtąd było już dość blisko chociażby do Ojcowskiego Parku Narodowego. Nigdy też nie kręciły mnie tłumy, zgiełk i chaos. Wydaje mi się, że bardziej cenię sobie samotność i harmonię. Fotografia krajobrazowa niczego od nas nie wymaga, nie ma presji, która często występuje przy zleceniach komercyjnych, z ludźmi. A ja lubię jak jest spokojnie.
Fot. Jan Ulicki
Tak, intensywnie obserwuję warunki pogodowe na kamerach internetowych i wszelkiego rodzaju relacje w mediach społecznościowych. Jeśli wiem, że pojawiło się coś ciekawego, wartego sfotografowania, to pozostaje przeanalizować prognozy i ruszać. Z racji tego, że mam bardzo dużo wolnego czasu, mogę sobie wszystko dobrze zaplanować i fotografować nie tylko wtedy, kiedy mam wolne. Zwykle jestem przygotowany, choć nie wyklucza się to z wieloma spontanicznymi wyjazdami. Nie raz chwilę przed północą decydowałem, że pierwszej nad ranem ruszam gdzieś na wschód, bo jest szansa na dobry „warun” (śmiech).
Wydaje mi się, że na co dzień bywam nerwowy i nieokrzesany, jest we mnie dużo złości. Natomiast fotografowanie krajobrazów pozwala zachować balans, w pewnym sensie się uspokoić. Potrafię się zatrzymać i dostrzec to, czego inni w biegu codziennego życia nie dostrzegają. Do tego dochodzą wszelkiego rodzaju nagrody, wyróżnienia, publikacje, wywiady.
Fot. Jan Ulicki
Niestety nie jestem z gatunku ludzi, którzy fotografują dla siebie. Ja to robię, bo czuję jakąś wewnętrzną misję, żeby prezentować to piękno świata szerszemu gronu osób. Ale jest też ta ciemna strona. Kiedy przegapię jakiś wyjątkowy moment, to czuję, że dałem ciała. Jestem też mocno uzależniony od lajków - gdy coś się nie klika, tracę zapał. Dlatego oprócz samej przyrody, potrzebuję też zewnętrznych bodźców w postaci docenienia mojej pracy. To działa jak motor napędowy.
Podstawa to plecak - koniecznie solidny i pojemny. Dlatego też od 7 lat mój sprzęt chroni seria od Lowepro ProTactic - konkretnie model BP 450. Z tymi plecakami przetrwałem burze śnieżne i deszcze na Islandii czy norweskich Lofotach, a w środku wszystko pozostało suche. Można powiedzieć, że te plecaki są nieustraszone (śmiech).
Jak wspomniałem, ta seria towarzyszy mi od lat, a to już jej trzecia edycja. Miałem wersję I i II, więc nie było wielkich zaskoczeń. Za to od razu zwróciłem uwagę na boczne, rozciągliwe kieszenie, których wcześniej nie było - zdecydowany plus. Podobnie jak większa komora górna plecaka, która teraz idealnie mieści nową aparaturę do drona.
Na pewno body z uniwersalnym obiektywem 24-70 mm i teleobiektyw (najczęściej 80-400 mm). Jeśli ruszam na wschód lub zachód słońca, to niezbędny jest także solidny statyw. Oprócz tego, lubię mieć ze sobą wspomnianego drona, zapasowe baterie i filtr polaryzacyjny. Komfortem jest mieć przy sobie sprzęt gwarantujący, że wykonam każde ujęcie, które sobie wymyślę. Od lat działam w takim schemacie, dlatego ta pojemność plecaka jest dla mnie tak ważna.
Odpowiedni system nośny i to, żeby materiał na plecach „oddychał” - przy noszeniu kilkunastu kilogramów robi to wielką różnicę. Poza tym, mocowania na zewnątrz. Można przytroczyć różne - jak ja to mówię - szpargały, ale stabilizują też zamocowany statyw. W LowePro Pro Tactic te mocowania są praktycznie na całej obudowie plecaka, co też daje spore możliwość personalizacji, a przecież każdy ma trochę inny schemat działania. Osobiście dostaję się do plecaka tylko tylną komorą, w ogóle nie używam wejść bocznych, bo mam już swoją ulubioną metodę ułożenia sprzętu w środku.
To jest plecak w całości przeznaczony na sprzęt fotograficzny. Ja mam dużo sprzętu i chcę wszystko mieć zawsze pod ręką, więc wiadomo – czasem brakuje miejsca na ubrania, jedzenie itp. Coś za coś. To kwestia priorytetów. Teoretycznie zamiast teleobiektywu, można zawsze zapakować 3 kg kiełbasy (śmiech).
Przede wszystkim podpatrywanie innych fotografów w kwestii sprzętu i dostosowanie tego do siebie i swoich potrzeb. Najważniejsze to po prostu próbować. Również w konkursach, bo nigdy nie wiadomo, co akurat spodoba się jury. Jeśli chodzi o międzynarodowe konkursy, to nigdy nie tworzę czegoś stricte pod rywalizację. Wysyłam po prostu najlepsze prace, jakie udało mi się stworzyć i w których dostrzegam największy potencjał.
Często nie doceniamy tego, co mamy pod nosem, bo nam zwyczajnie spowszedniało. Przez wiele lat mojej obecności w social mediach widzę, że zagraniczne ujęcia niekoniecznie cieszą się większą popularnością. Gdy kwitną krokusy, zbierają one dużo więcej zainteresowania niż chociażby pola na czeskich Morawach.
Fot. Jan Ulicki
Dziękuję. Myślę, że jestem po prostu wytrwałym obserwatorem i znam wiele fajnych miejsc. Mnóstwo moich nietuzinkowych ujęć powstało dzięki możliwości odwiedzenia niekoniecznie dostępnych lokacji, jak dachy czy mieszkania prywatne. Do tego staram się łapać spektakularne i rzadkie zjawiska, np. wschody księżyca, dobrą widoczność na Tatry, nieziemskie wschody i zachody słońca. To zawsze powoduje, że zdjęcia mają dodatkowy klimat.
Wszystko w granicach rozsądku. Jeśli chcemy np. usunąć jakiś mało znaczący, a przeszkadzający w zdjęciu słup energetyczny lub papierek, jest to akceptowalne. Ale jeśli ktoś idzie już w dużą manipulację jak podmiana nieba na inne, to jest dla mnie grafikiem, a nie fotografem.
Chciałbym móc dalej tworzyć bez momentów zwątpienia, czy ma to sens. Świetnie byłoby wydać kiedyś jakiś album fotograficzny, by oprócz cyfrowych pamiątek pozostały po mnie także takie namacalne. Od dłuższego czasu myślę też o organizacji wypraw fotograficznych w ciekawe miejsca. Mi to pomogło na początku drogi i fajnie byłoby umożliwić to innym. Wierzę, że Ulicki Travel kiedyś wystartuje.