Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
92%
Już półtora roku po premierze świetnie odebranego modelu X-T3 pojawia się jego następca oferując tylko kilka, ale być może kluczowych dla wydajności i ergonomii usprawnień. Sprawdźmy, czy warto po niego sięgnąć!
Aparat nie zawodzi pod względem szybkości reakcji. Pod tym względem radzi sobie jeszcze lepiej niż i tak naprawdę szybki model X-T3. Od momentu uruchomienia do wykonania pierwszego zdjęcia, przy włącznym systemie AF, mija już nie 1 s a ok 0,8 sekundy. Różnica być może niewielka, ale jednocześnie kolejny model X-T jeszcze bardziej zbliża się do „lustrzankowych” rezultatów rzędu 0,5 s.
Warto zwrócić uwagę również na fakt, że producent znacznie poprawił czas wybudzania aparatu z uśpienia. Jeszcze poprzednika lepiej było każdorazowo wyłączyć i włączyć, tutaj czas ten jest nareszcie porównywalny.
Aparat świetnie sprawdza się też pod względem ogólnego czasu reakcji na kontrolę parametrów. W tej sferze nie obserwujemy absolutnie żadnych opóźnień (oprócz wspomnianej w poprzednim rozdziale ślamazarności dotykowej kontroli menu Q). Wszystko dzieje się momentalnie, także w trybie podglądu gdzie powiększenie uruchamiane jest właściwie w chwili drugiego dotknięcia ekranu, a podgląd zdjęć wczytywany jest bez jakichkolwiek opóźnień nawet przy szybkiej nawigacji po materiale znajdującym się na karcie.
Cieszy nas także szybsza reakcja joysticka na chęć kontroli „liniowej”, gdzie przytrzymanie kierunku uruchomi płynne przesuwanie się punktu AF w obrębie ramki. W modelu X-T3 na „przeskok” trzeba było czekać prawie sekundę, tutaj dzieje się w czasie ok. 0,2-0,3 s co nareszcie czyni ten sposób kontroli punktu AF w pełni użytecznym. Choć do pełnej precyzji jeszcze nieco brakuje.
Niewielkim problemem są sporadyczne lagi wizjera i ekranu, które pojawiają się niekiedy przy nagłej zmianie oświetlenia. Aby się ich pozbyć należy wcisnąć do połowy spust migawki. Bardziej wstydliwe dla producenta, niż uciążliwe, choć czasem potrafi wytrącić z rytmu podczas fotografowania.
Już model X-T3 zachwycał prędkością trybu seryjnego. X-T4 wypada pod tym względem jeszcze lepiej. Dzięki nowemu mechanizmowi, w trybie migawki mechanicznej możemy fotografować z oszałamiającą prędkością 15 kl./s, co stawia aparat na równi z topowymi reporterskimi lustrzankami i będzie wysoko zawieszoną poprzeczką dla innych producentów.
Nie zmieniają się natomiast możliwości tryby seryjnego w trybie migawki elektronicznej (20 kl./s przy zapisie pełnoklatkowym i do 30 kl./s z cropem 1,25x), ale chyba nikt nie będzie narzekał - w większości wypadków to i tak aż nadto.
Jak zwiększona prędkość serii przekłada się na pojemność bufora i zapis na kartach? Na szczęście nie obserwujemy tu pogorszenia względem poprzednika, przynajmniej w przypadku serii RAW, bo akurat maksymalna długość serii JPEG spadła aż dwukrotnie.
Tak więc w serii RAW z prędkością 15 kl./s, korzystając z szybkich kart SDHC UHS-II zapiszemy 37 klatek, w przypadku plików JPEG będzie to 65 zdjęć. Nie jest to więc wynik powalający (raptem 2 sekundy serii w przypadku zapisu RAW), ale w pełni użyteczny, zwłaszcza że w przypadku mniejszych prędkości pojemność bufora dla plików JPEG pozostaje właściwie nieograniczona. Przy maksymalnej szybkości zapisu bufor też czyszczony jest raptem w 3-5 sekund.
Należy natomiast uważać z seriami RAW, gdyż w tym wypadku na opróżnienie bufora musimy czekać około 25-30 sekund. Najlepiej więc wyrobić sobie nawyk odpuszczania spustu i fotografowania krótkimi seriami.
Skoro już jesteśmy przy szybkości migawki, należy też wspomnieć o jej nowej konstrukcji, która wpłynęła nie tylko na maksymalną prędkość serii, ale także na żywotność całego układu. Według obietnic producenta, mechanizm ma teraz wytrzymać ok. 300 tys. cykli, a to już poziom reporterskich lustrzanek. Do tego pracuje teraz wyraźnie ciszej (według Fujifilm o 30%), co jest wyraźnie zauważalne przy bezpośrednim porównaniu obydwu modeli. W praktyce słyszymy przyjemny szelest i nie wyczuwamy żadnych drgań.
Fanów personalizacji ucieszy także spory wybór wariantów pracy migawki - od klasycznych trybów migawki mechanicznej i elektronicznej, przez tryby łączone aż po tryby elektronicznej przedniej kurtyny migawki i ich wariacje. Jak zwykle w trybie migawki elektronicznej Fujifilm, najkrótszy możliwy do wykorzystania czas skraca się do 1/32000 s, co daje nam możliwości lepszego zamrożenia akcji czy fotografowania z szeroko otwartą przysłoną w mocnym świetle.
Trudno cokolwiek zarzucić także trybowi automatycznego doboru czułości Auto ISO, który jest na tyle rozbudowany, by zadowolić najbardziej wymagających użytkowników. Jak zawsze Fujifilm daje nam możliwość ustawiania granicznych wartości czułości i czasów migawki, których aparat nie będzie przekraczał. Co ważne, własne ustawienia możemy przypisać do 3 slotów, co umożliwi szybkie przywołanie właściwych ustawień, w zależności od charakteru pracy.
Szkoda jedynie, że cały czas nie otrzymujemy tu czegoś na wzór trybu priorytetów szybkości dla trybu Auto ISO, jakie wprowadzono w ostatnich modelach Sony. W zależności od ustawień możemy wymusić stosowanie krótszych, lub dłuższych czasów naświetlania w ramach ustalonych widełek dla trybu Auto ISO, co w praktyce pozwala dużo lepiej zapanować nad rezultatami w dynamicznych warunkach. Zdani jesteśmy więc na konieczność ręcznego ustawiania dolnych limitów dla czasów migawki.
To właściwie żaden problem, ale warto odnotować, że bez ustawienia tej funkcji aparat będzie zawsze dążył do wyboru możliwie najniższej wartości ISO, co automatycznie oznacza również dobór dłuższych czasów otwarcia migawki. Widoczne jest to zwłaszcza przy włączonym systemie stabilizacji. W praktyce, przy ustawieniach standardowych i słabszym oświetleniu zdjęcia będą może mniej zaszumione, ale ryzyko wykonania poruszonych zdjęć będzie jednocześnie większe.
Jedną z najważniejszych nowości w modelu X-T4 jest zupełnie nowa bateria NP-W235 o pojemności 2200 mAh, która na dobre obalać ma argument o małej wydajności akumulatorów w bezlusterkowcach. Producent deklaruje osiągi rzędu 600 zdjęć na jednym ładowaniu (w trybie Eco). A jak to wygląda w praktyce?
Choć trudno tu mówić o wydajności choćby zbliżonej do profesjonalnych lustrzanek, w pełni naładowany akumulator wystarczył na kilka dni umiarkowanego fotografowania i filmowania podczas rowerowej wycieczki. Po wykonaniu niemal 500 ujęć (w trybie normalnej wydajności), sporo czasu poświęcając też na przeglądanie zdjęć i filmów, kontrolka baterii nadal wskazywała jeszcze dwie kreski.
W przypadku bardziej intensywnego fotografowania i rzadszego spoglądania na ekran, z powodzeniem wykonamy nawet do 800 zdjęć, a sama bateria bez większego problemu wytrzyma około 4 godzin ciągłej pracy. To w pełni zadowalający wynik.
Najmniej niespodzianek skrywa przed nami system AF, który został w całości zaimplementowany z poprzednika. Otrzymujemy w sumie 425 punktów pomiaru, z których wszystkie są punktami detekcji fazowej i pokrywają około 98% kadru. Podobnie jak w X-T3, siatkę możemy zawęzić do 117 punktów, a wielkość znacznika AF ustawimy za pomocą tylnego pokrętła.
AF pracuje w 4 znanych nam już trybach: punktowym, strefowym (strefa 3x3, 5x5 lub 7x7 punktów), szerokim ze śledzeniem obiektu oraz trybie All, który zawiera w sobie wszystkie 3 podstawowe tryby i umożliwia przełączanie się między nimi za pomocą regulacji wielkości punktu AF.
Układ punktów AF w kadrze modelu X-T3 (425 i 117 pól)
Co ciekawe, choć sam układ autofokusu się nie zmienił, samo ostrzenie przebiega znacznie szybciej i sprawniej, co jest zasługą nowych zastosowania nowych algorytmów śledzenia. Cały system jest też bardziej czuły w słabym świetle (-6 EV względem -4 EV u poprzednika).
Już model X-T3 ostrzył bardzo szybko jak na standardy bezlusterkowców, a X-T4 winduje tę poprzeczkę jeszcze wyżej. Podczas gdy poprzednik w trybie pomiaru pojedynczego i ostrzenia w podobnych płaszczyznach ustawiał ostrość w czasie 0,07 s, tutaj został on obniżony do 0,02 s i nie jest to wyolbrzymienie producenta. Ostrzenie przebiega tak szybko, że trudno je zmierzyć. Równie szybko jest w przypadku przeostrzania przez cały zakres, które w zależności od obiektywu i ogniskowej trwa od 0,1 do ok. 0,15 s. Jedynie w słabym świetle autofokus potrzebuje nieco więcej czasu, ale naprawdę rzadko zdarza się, by wszystko trwało dłużej niż 0,25 s.
Seria 15 kl/s. w trybie C-AF z wykrywaniem oka. Jak widać problemu dla aparatu nie stanowią nerwowe ruchy obiektu. Przy takich ustawieniach możemy liczyć na 90-procentową skuteczność. Niestety tryb wykrywania oka dużo gorzej działa w trybie pojedynczym
Jeśli zaś chodzi o autofokus w trybie ciągłym bywa różnie. Z jednej strony system niekiedy zaskakuje swoją sprawnością (podobnie jak ten w modelu X-T3) z drugiej niekiedy potrafi się gubić. Diabeł jednak tkwi w szczegółach - wydajność ciągłego AF w dużym stopniu zależy od personalizowanych ustawień czułości ciągłego AF i ogólnego trybu pomiaru. Otrzymujemy dobrze znane nam już menu z 5 zaprogramowanymi ustawieniami i jednym bankiem na ustawienia użytkownika. Regulować może zarówno czułość jak i szybkość śledzenia.
W praktyce zauważyliśmy, że dużo skuteczniejsze niż tryb „trackingu”, w którym autofokus automatycznie stara się podążać za zaznaczonym (lub też nie) obiektem, okazuje się ostrzenie w starym stylu za pomocą strefy punktów. W pierwszym przypadku skuteczność oscyluje na poziomie 40% i w dużej mierze zależy od kolorystyki sceny, w drugim sięga blisko 90% i jest mniej zależna od ruchów fotografowanego obiektu. Czy X-T4 nadaje się do fotografowania sportu? Zależy jakiego w i jakich warunkach. Z jednej strony przy seriach 15 kl./s i niewielkim odsetku nietrafionych ujęć raczej nie powinniśmy mieć problemu z uchwyceniem dobrego momentu, z drugiej tryb śledzenia nie wydaje się być jeszcze równie dynamiczny i pewny jak w przypadku topowych lustrzanek.
Pewnym problemem dla aparatu są na przykład sytuacje gdy fotografowany obiekt zniknie z kadru, a następnie znów się w nim pojawi. Musimy jednak nadmienić, że nie mieliśmy okazji testować aparatu z długimi zoomami, w przypadku których fotografowane obiekty są jednak mocniej odseparowane od tła i wygodniejsze do śledzenia dla systemu AF. Generalnie jest naprawdę nieźle i w większości dynamicznych sytuacji aparat poradzi sobie bez większego problemu. Jeśli jednak ktoś chciałby zastąpić nim lustrzankę na zawodach sportowych, radzimy wpierw aparat wypożyczyć i zabrać go na jazdę próbną, by samemu przekonać się czy skuteczność systemu AF jest satysfakcjonująca.
Przeciętne wrażenie w 2020 roku robi niestety system wykrywania twarzy i oka, który ciągle cierpi na te same choroby co w poprzednich odsłonach aparatu.
Po pierwsze aparat potrafi wykrywać twarze w zupełnie zagadkowych miejscach. Po drugie w przypadku portretów obserwujemy notoryczne przełączenie się ramki między okiem a twarzą, przez co trudno stwierdzić na co tak właściwie ostrzy aparat, a po trzecie ramki nie zawsze pojawiają się na dokładnie na oku czy twarzy, co również nie budzi zaufania do systemu pomiaru. Co ciekawe problemy te znikają po przełączeniu do trybu ciągłego, gdzie aparat ostrzy niema ze 100-procentową skutecznością oka. Świetnie sprawdza się to w przypadku serii, ale tryb ciągły i jest mało naturalny w przypadku pracy z portretem, do której trybu wykrywania oka przecież głównie używamy.
Niewiele zmieniło się natomiast w kwestii pomiaru światła. Jak zwykle otrzymujemy cztery tryby pomiaru (matrycowy, centralnie ważony, punktowy i uśredniony) i jak zwykle jest on nieco niepewny. Raz zdjęcia będą nieco za jasne, innym razem nieco za ciemne, kiedy indziej trafione w punkt. Trudno tutaj o regułę. Trudno też doszukać się bardziej widocznych różnic między pomiarem matrycowym, a centralnie ważonym. Taki już urok aparatów Fujifilm. W przypadku fotografowania w RAW-ach nie będziemy mieli problemu, ale w przypadku JPEG-ów bezpiecznie będzie zwracać uwagę na ręczną korektę ekspozycji
Najważniejszą nowością jest oczywiście system 5-osiowej stabilizacji matrycy, który może pochwalić się deklarowaną skutecznością 6,5 EV, a który jeszcze kilka lat temu według inżynierów Fujifilm miał być niemożliwy do zaimplementowania w aparatach producenta. Cieszymy się, że udało się pokonać przeszkody, i że prezentuje się on jeszcze lepiej niż ten, z którymi mieliśmy do czynienia w przypadku modelu X-H1.
Wykres skuteczności stabilizacji w modelu X-T4
Ba, możemy nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to jeden z lepszych systemów tego typu na rynku. Czy rzeczywiście otrzymujemy aż 6,5 stopnia kompensacji? Co ciekawe jest dokładnie tak, jak obiecuje producent. Obiektywem 35 mm (ekwiwalent 50 mm) byliśmy w stanie bez większego problemu utrzymać z ręki czasy rzędy 1 sekundy. Próby wejścia na 2-sekundową ekspozycję kończyły się niepowodzeniem, nawet w przypadku szerokiego kąta, ale to i tak fenomenalne wyniki, z którymi może konkurować właściwie jedynie Olympus. Stabilizacja bardzo dobrze sprawdza się także w trybie filmowym, ale o tym później.
W trakcie fotografowania zauważyliśmy jednak pewien niewielki problem. Mianowicie wydaje się, że niekiedy stabilizacja błędnie wykrywa i kompensuje ruch, czego rezultatem są bardzo delikatnie nieostre zdjęcia. Wykonane ze względnie krótkimi czasami, przy włączonym systemie stabilizacji nie powinny być problematyczne do utrzymania. Poniżej dwa zdjęcia wykonane jedno po drugim z czasem 1/50 s, w pozycji siedzącej gdzie aparat nie był podatny na dynamiczne ruchy. Problem ten zauważyliśmy w kilku sytuacjach, zawsze w przypadku szybkiego wykonywania ujęć zaraz po sobie.
Dla wielu potencjalnie zainteresowanych zakupem modelu X-T4 zawodem może być to, iż aparat oferuje dokładnie taki sam układ obrazowania, jak jego poprzednika. Czy powinniśmy się tym przejmować? Naszym zdaniem absolutnie nie, gdyż oferowana jakość obrazu jest naprawdę świetna.
Pliki JPEG są kontrastowe, a kolory soczyste. Niektórym kolorystyka JPEG-ów Fujifilm może wydać się nieco przesycona, ale przynajmniej zdjęcia prezentują się atrakcyjnie prosto z aparatu i zwykle nie wymagają dużej ingerencji w edycji.
Do tego otrzymujemy też świetnie sprawujące się symulacje filmów analogowych, które pozwalają dodać fotografiom nieco charakteru już w momencie ich wykonywania.
Aparat dobrze wypada także pod względem pracy w słabym świetle. Dobra jakość zdjęć utrzymuje się do wartości ISO 3200, a akceptowalne rezultaty otrzymamy jeszcze przy ISO 6400. Choć na wyższych czułościach, w maksymalnym powiększeniu zauważymy już pewien spadek szczegółowości, to cyfrowe ziarno jest drobne, dzięki czemu zdjęcia oglądane w rozmiarach ekranowych będą prezentować się zupełnie dobrze. W przypadku plików RAW i braku JPEG-owych artefaktów użyteczne będzie nawet ISO 12 800, choć oczywiście będziemy już musieli pogodzić się z widocznym szumem. Ten na szczęście ma przyjemny, drobny charakter. Nie obserwujemy też kolorowych „placków”, które są zmorą wielu konstrukcji, co jest zapewne zasługa technologii X-Trans.
Dobre wrażenie robi także „elastyczność” plików RAW. W dobrym świetle wyciągniemy pełnie informacji nawet z najciemniejszych cieni, przy stosunkowo niewielkim wzroście zaszumienia, ale bardzo dobre rezultaty uzyskujemy także przy wyższych czułościach. Bez dramatycznych rezultatów jesteśmy w stanie rozjaśniać zdjęcia nawet przy czułościach rzędu ISO 1600-3200, choć to już oczywiście ekstremalne przykłady, w których musimy pogodzić się ze sporym zaszumieniem. Gorzej jest w przypadku prześwietleń, na których odratowanie mamy dużo mniejsze szanse, gdzie jesteśmy w stanie odratować ok 0,5-0,7 EV.
Oryginalny plik JPEG (ISO 160, + 1 EV)
Rzeczą, o której producent praktycznie nie wspominał w czasie premiery, a która ma bardzo duże znaczenie jest pojawienie się trybu priorytetu bieli, lub „ambientu” w przypadku automatycznego pomiaru balansu bieli. Pozwala łatwo wyważyć odpowiednią temperaturę barwową podczas fotografowania w trudniejszym, lub nocnym oświetleniu.
Co najważniejsze, tryb ten działa naprawdę skutecznie, można go porównywać do najlepszego w tym temacie systemu Canona. Warto jednak zaznaczyć, że i zwykły pomiar automatyczny dobrze radzi sobie w większości trudnych sytuacji, toteż przy balansie z priorytetem nie zauważymy niekiedy większej różnicy.