Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Najnowszy bezlusterkowiec Fujifilm ma być wreszcie pełnoprawnym, “profesjonalnym” korpusem, który zacementuje pozycję producenta jako lidera segmentu APS-C. Aparat mieliśmy okazję sprawdzić jeszcze przed premierą. Czy to gra warta świeczki?
Seria X-T od początku swojego istnienia kierowana była do bardziej wymagających użytkowników, którzy chcieliby wykorzystać aparaty Fujifilm do pracy zawodowej. I choć jego pierwsza generacja nie mogła równać się z królującymi jeszcze wtedy lustrzankami, to wraz z każdą kolejną odsłoną konstrukcja stawała się coraz doskonalsza, nie porzucając jednocześnie swojej tożsamości. Układ przycisków przez lata zmienił się tylko nieznacznie, podobnie systematyka obsługi nadal nawiązuje do systemów analogowych, co na rynku współczesnych aparatów jest wyjątkiem.
Niemal doskonałym wcieleniem serii okazał się pokazany niecałe półtora roku temu model Fujifilm X-T3. To aparat wyjątkowo uniwersalny, który zadowoli tak fotografów, jak i filmowców - w segmencie APS-C na próżno szukać modelu, który oferowałby podobną szybkość i równie zaawansowany tryb filmowy. Nadal jednak korpus odstawał pod pewnymi względami od flagowych, pełnoklatkowych konstrukcji konkurencji. I nie chodzi tu nawet o mniejszą matrycę, która to przy obecnej technologii nie odstaje już zanadto od modeli full frame, ale przede wszystkim o optymalizację poboru mocy i wypatrywaną od dawna stabilizację sensora.
Te problemy rozwiązywać ma najnowszy Fujifilm X-T4, który, biorąc pod uwagę specyfikację, jawi się jako aparat na lata, będący w stanie poradzić sobie właściwie z każdym rodzajem pracy. Choć nie jest to rewolucja, producent obiecuje poprawę większości aspektów pracy. Czy jest tak w rzeczywistości? Z nowym modelem mieliśmy okazję bliżej zapoznać się jeszcze przed premierą. Niestety był to model przedprodukcyjny, także nie możemy pokazać Wam wykonanych nim zdjęć, a dodatkowo nie dysponowaliśmy jeszcze pełna specyfikacją techniczną, także nasze wrażenia bazują na testach przeprowadzonych organoleptycznie. Mimo wszystko pozwoliło nam to wyciągnąć pierwsze istotne wnioski dotyczące pracy z aparatem.
Przede wszystkim nowe body wyraźnie utyło. Sam obrys nie zmienił się widocznie względem poprzednika, ale przez konieczność pomieszczenia nowej, większej baterii i systemu stabilizacji matrycy korpus jest wyraźnie grubszy i cięższy, przez co nieco rozstaje się z ideą lekkiego, kompaktowego aparatu, który pod względem gabarytów widocznie pokonuje lustrzanki. Czy jest to powód do zmartwień? Absolutnie nie. Chyba każdy kto musi pracować z aparatem dłużej niż kilkadziesiąt minut ceni sobie jego ciężar i pewny chwyt. Dzięki grubszemu body i uwydatnionemu gripowi, Fujifilm X-T4 znacznie lepiej wypełnia dłoń i wreszcie sprawia równie pancerne wrażenie, co lustrzankowa konkurencja. Wydaje się, że delikatnie zwiększono też rozmiar górnych pokręteł i dźwigni, choć wrażenie to może być spowodowane nieco innymi gabarytami. Ogólnie jednak aparat trzyma się i obsługuje widocznie bardziej komfortowo niż model X-T3.
Na wierzchu korpusu zaszły też pewne zmiany ergonomiczne. Przycisk szybkiego menu Q wysunięty został na górę tylnej ścianki, a w jego wcześniejsze miejsce przesunięty został przycisk blokady ekspozycji. Z kolei przycisk AF-L zastąpiono przyciskiem AF-On (funkcjonalność można swobodnie regulować w menu personalizacji), który jest teraz także nieco większy. Nowością jest także pojawienie się dedykowanego przełącznika trybu filmowego, który zastąpił dźwignię trybów pomiaru światła. Możliwość szybkiego przełączenia się na filmowanie (które teraz otrzymało także osobne menu) jest jak najbardziej miłą nowością, szkoda jednak, że przestajemy mieć możliwość równie szybkiej zmiany sposobu pomiaru światła. Producent wyszedł jednak najwyraźniej z założenia, że jest to parametr, w który dużo rzadziej ingerują użytkownicy.
Nieco zmienił się także układ podwójnego slotu na karty SD, które teraz ustawione są pionowo, pod sobą, co pozwoli uniknąć sytuacji, w której nieumyślnie wysuniemy nie tę kartę, którą chcieliśmy. Dodatkowo drzwiczki chroniące wejścia na karty możemy wypiąć, co ułatwi filmowanie na gimbalu, którego ramie w niektórych sytuacjach mogłoby uniemożliwić ich pełne otwarcie. Niestety nie obyło się też bez uszczupleń. Aparat pozbawiony został portu słuchawek. Odsłuchu poziomów audio dokonywać możemy co prawda przez adapter na złącze USB-C, ale dodatkowy dyndający kabel raczej nie będzie zwiększał komfortu pracy. Jedyną opcją na odsłuch w starym stylu jest więc wyposażenie się w dodatkowy battery grip, który wzorem modelu X-H1 wyposażony został w tradycyjny port słuchawek.
Wreszcie clou programu, czyli nowa, bateria NP-W235 o pojemności 2200 mAh , która pozwolić ma na zapisanie około 500 zdjęć w normalnym trybie pracy i do 600 zdjęć w trybie Eco.
Jak zwykle wyniki te będziemy pewnie w stanie nieznacznie przebić, co powinno na dobre obalić ten częsty argument wyższości lustrzanek nad bezlusterkowcami. Oczywiście na całodniowe zlecenie i tak będziemy pewnie musieli zabrać dodatkowe akumulatory, ale przecież i w przypadku większości lustrzanek jest to konieczne.
Projektanci aparatu zdecydowali się też na dość nieoczekiwany krok, jakim jest zastąpienie ciekawego, podwójnie odchylanego mechanizmu ekranu systemem obrotowym, jaki znamy chociażby z aparatów Canon. Czy jest to zmiana na plus? Szczerze mówiąc jedynym udogodnieniem wydaje się możliwość obrócenia go przodem do korpusu, co z jednej strony uchroni go przed uszkodzeniami, a z drugiej pozwoli skupić się na fotografowaniu, bez ciągłego spoglądania na ekran. I zupełnie nie mielibyśmy z tym problemu, gdyby nie fakt, że ekran dość trudno się otwiera.
Zamknięty monitor nie wystaje poza obrys aparatu, a otwór służący do podważenia go palcem okazuje się zwyczajnie zbyt mały (testowaliśmy na palcach kilku użytkowników). Być może trzeba wyrobić sobie na to jakiś dobry sposób, póki co szybszy w obsłudze wydaje nam się mechanizm stosowany wcześniej. Obrotowy mechanizm ma jeszcze jedną nieznaczną wadę, wynikająca z samej idei tego typu konstrukcji - praca w odchyleniu może być mniej wygodna podczas filmowania (konieczność spoglądania na bok), a przy obracaniu ekran będzie zahaczał o kabel podłączonego mikrofonu. Jak jednak wiemy z innym konstrukcji i z tym da się żyć, a poza tym złącze mikrofonowe wysunięte zostało na samą górę portów, co znacznie ograniczy ten problem.
Nie zmienił się natomiast wizjer elektroniczny OLED, który nadal oferuje rozdzielczość 3,69 mln punktów, powiększenie 0,75x i punkt oczny 23 mm. Tutaj akurat nie ma co doszukiwać się problemu - wizjer jest duży, jasny, kontrastowy i zwyczajnie bardzo wygodny. Dodatkowo wydaje się, że producent zmodyfikował nieznacznie muszlę oczną, która także wydaje się bardziej komfortowa.
Ekranu i wizjera dotyczą też dość istotne zmiany firmware’owe. O ile tryby oszczędzania energii i zwiększania częstotliwości wyświetlania dostępne były już wcześniej, teraz otrzymujemy także tryby dedykowane do pracy w słabych warunkach oświetleniowych, lub bardziej szczegółowego wyświetlania obrazu. Obydwa wpłyną jednak na większy pobór mocy, który obniży żywotność baterii do około 450-480 zdjęć.
Na koniec kilka słów o nowych mechanizmach stabilizacji sensora i migawki. Ten pierwszy, dzięki zupełnie nowej konstrukcji, która bazuje na magnesach, działać ma dużo skuteczniej niż ten z modelu X-H1, a przy okazji być lżejszy i mniejszy. Producent deklaruje skuteczność rzędu 6,5 EV i współpracę z systemami stabilizacji optycznej obiektywów oraz znacznie lepsze rezultaty w przypadku filmowania. Jak na razie nie mamy jak pokazać wam skuteczności stabilizacji w praktyce, ale pierwsze wrażenie zrobiła na nas bardzo dobre. Robiąc zdjęcia na ogniskowej 16 mm (ekwiwalent 24 mm) byliśmy w stanie utrzymać z ręki czasy rzędu 1 sekundy.
Jeśli zaś chodzi o samą migawkę, jest sporo ciszej. Przy wykonywaniu zdjęć słyszymy tylko lekki, przyjemny szelest, a dodatkowo producent obiecuje, że jej uderzenie jest lepiej tłumione. Możemy też oczekiwać od niej prawdziwie “profesjonalnej” żywotności - producent deklaruje 300 tys. cykli. Mamy wiec do czynienia z pułapem oferowanym przez profesjonalne, reporterskie lustrzanki. Dodatkowo, nowa konstrukcja pozwoliła na przyspieszenie trybu seryjnego z wykorzystaniem migawki mechanicznej do 15 kl./s. Przypomnijmy, ze podobne wyniki na tę chwilę oferują jedynie topowe, reporterskie korpusy.
To w zasadzie tyle, jeśli chodzi o zmiany konstrukcyjne. Warto zwrócić jeszcze jednak uwagę na dwie ciekawe kwestie. Po pierwsze, matryca pozostała ta sama co w modelu X-T3 (X-Trans CMOS IV, 26 Mp), także możemy porzucić marzenia o pojawiającej się niekiedy w plotkach rozdzielczości 32 Mp, ale też nie powinniśmy narzekać - i w przypadku modelu X-T3 jakość zdjęć stała na wysokim poziomie. Tutaj producent obiecuje dodatkowo usprawnienie kwestii przetwarzania kolorów. Jak tylko będziemy dysponować egzemplarzem produkcyjnym, porównamy tę kwestię z poprzednikiem. Druga sprawa to fakt pozostawienia tylnego wybieraka, który Fujifilm usuwa z niższych modeli, tłumacząc to świetnie zastępująca go funkcją obsługi gestów na panelu dotykowym i joystickiem AF. Tutaj nie zdecydowano się na ten krok, czym producent niejako potwierdza nasze przypuszczenia, że było to celowe działanie, mające na celu obniżenie konkurencyjności modeli z niższej półki.
Reszta nowości dotyczy w zasadzie kwestii firmware’owych, co rodzi pytanie o to czy zobaczymy je także w modelu X-T3, po aktualizacji firmware’u. Do tej pory Fujifilm nie ograniczało się w tej kwestii, dając niekiedy aparatom drugie życie. Byłoby miło chociażby ze względu na bardziej rozbudowane możliwości filmowe.
Ale do rzeczy. Jedną z najistotniejszych nowości pod względem wydajności mają być poprawione algorytmy systemy AF, mające przekładać się na doskonalsze śledzenie i bardziej skuteczne wykrywanie twarzy oraz oka (także podczas filmowania). Szybkie testy nie potwierdzają tego jednoznacznie. Choć zwykłej pracy w trybach S-AF i C-AF trudno cokolwiek zarzucić (aparat ostrzy szybko i skutecznie nawet w trudniejszych warunkach), to już szybkie testy systemu wykrywania twarzy pokazują, że raczej nie ma co nastawiać się na skuteczność chociaż zbliżoną do tego, co do zaoferowania mają najnowsze konstrukcje Sony. Pamiętajmy jednak, że mieliśmy okazję pracować z modelem przedprodukcyjnym i choć działał na oprogramowaniu w wersji 1.0 to pod niektórymi względami może on odbiegać od tego, co do zaoferowania będzie miał model produkcyjny.
Jeżeli zaś chodzi o kwestie wideo, aparat jeszcze lepiej sprawdzić ma się w roli zaawansowanej kamery. Choć ogólne możliwości, poza dodaniem opcji filmowania z prędkością 240 kl./s w rozdzielczości Full HD właściwie się nie zmieniły (maksymalnie 4K 60 kl./s, lub 30 kl./s w przypadku nagrywania w profilu Log), to aparat ma być pod tym względem znacznie wygodniejszym urządzeniem. Oprócz wspomnianej wcześniej dźwigni trybu filmowego, otrzymujemy usprawniony system dotykowej obsługi parametrów Movie Optimized Control, dedykowane filmowaniu menu pomocnicze, asystenta rejestracji w formacie Log (łatwiejsze ustawienie odpowiedniej ekspozycji, poprzez nałożenie na obraz korekcji gamma) czy też wsparcie dla zewnętrznych rejestratorów audio poprzez obsługę sygnału line-in. Mamy też ciekawą opcję dublowania nagrywanego materiału na drugą kartę, co okaże może okazać się przydatne w sytuacjach, gdy musimy szybko przekazać materiał do montażu, lub zwyczajnie gdy chcemy zapewnić dodatkową ochronę nagranym filmom.
Fujifilm X-T4 w dużej mierze jawi się jako aparat kompletny. Na chwilę obecną konstrukcji nic już w zasadzie nie brakuje. No, może poza nieco lepiej działającym trybem wykrywania twarzy czy też rejestracją filmów RAW, jaką wraz z modelem EOS-1D X Mark III zaczął oferować Canon. Ale nie zapominajmy też, że jest to model plasujący się w pułapie cenowym średnio-zaawansowanych konstrukcji konkurencji.
W cenie niecałych 8 tys. złotych otrzymujemy bardzo dobrą matrycę, wydajność godną aparatu reporterskiego i tryb filmowy, który obecnie jest jednym z najdoskonalszych na rynku. Do tego otrzymujemy wreszcie pojemną baterię i stabilizację matrycy, o którą użytkownicy zabiegali już od dawna (a jednak się dało). Samo body jest też masywniejsze, a przez to bardziej komfortowe.
Już model X-T3 jawił się jako jeden z najbardziej uniwersalnych modeli w segmencie APS-C, a Fujifilm X-T4 tylko cementuje to wrażenie. Oczywiście o przydatności aparatu zadecyduje to czy pod względem skuteczności systemu AF będzie mógł on konkurować z takimi konstrukcjami jak np. Nikon D500, ale pod względem śledzenia już model X-T3 wypadał bardzo dobrze. Jednym słowem X-T4 zapowiada się na fantastyczny aparat, który wreszcie okaże się równie wygodny, jak pełnoklatkowa konkurencja i być może sprawi, że niektórzy zawodowcy zaczną traktować ofertę Fujifilm bardziej poważnie.
Jedynym poważniejszym problemem w boju o miano najlepszego modelu z matrycą APS-C wydaje się być stosunkowo niewielka dostępność “sportowych” teleobiektywów i niewielki rynek wtórny. Miejmy jednak nadzieję, że z czasem będzie się to zmieniać.
Pojawienie się modelu X-T4 może do systemu przyciągnąć użytkowników w jeszcze jeden, niebezpośredni sposób. Mianowicie możemy spodziewać się, że niebawem cena modelu X-T3 mocno spadnie.