Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
W chwili premiery byłem daleko poza granicami Polski, trochę odcięty od świata. Nie czytałem żadnych plotek i przewidywań, także mój pierwszy kontakt z X-T4 był jak najbardziej pierwotny i naturalny. Gdy dostałem go do rąk byłem mocno zdziwiony, bo wydawało mi się, że w zasadzie nic się nie zmieniło. W pierwszej chwili pomyślałem nawet, że przez pomyłkę dostałem X-T3. Zmian jest oczywiście bardzo wiele ale dla laika mogą być niezauważalne. Moim zdaniem to duży plus, bo dzięki takiej ewolucji, aparat nie burzy przyzwyczajeń użytkownika systemu X-T.
fot. Jacek Bonecki
Dokładnie tak. Pamiętam taką ślepą uliczkę, w którą Fujifilm zawędrowało modelem X-H1. Z górnej ścianki zniknęło najważniejsze, z punktu widzenia fotografa, fizyczne pokrętło kompensacji ekspozycji. Coś, co wyróżniało Fujifilm na tle konkurencji. Kombinacja przycisków na korpusie nigdy nie będzie tak wygodna.
Tak, a ta moda na hi-tech - bo trudno nazwać to inaczej - przeszła do aparatu GFX100, gdzie mamy już trzy wyświetlacze i każdy w zasadzie pokazuje to samo. Ja jestem zwolennikiem rozwiązań tradycyjnych, tak więc pod tym względem nowy X-T4 jest dla mnie połączeniem najlepszych cech X-T3 i X-H1.
Tak, choć nie do końca. Na przykład nowy mechanizm ekranu, który nie jest już uchylny, a obracany i zamocowany na przegubie. Czasem lepsze jest wrogiem dobrego. Ja wolałem poprzednie rozwiązanie. Będę musiał przyzwyczaić się do ekranu, który nie jest już w osi optycznej obiektywu.
Oczywiście doceniam wszystkie zalety płynące z takiego rozwiązania. Na pewno na plus trzeba zaliczyć to, że możemy go zamknąć do środka zabezpieczając przed uszkodzeniem, bardzo wygodnie można też kadrować w pionie, zwłaszcza ze statywu czy z niskiej perspektywy. Aczkolwiek ja pracuję szybko i dynamicznie, więc ekran mocno odstający od aparatu, o który wciąż zaczepia mi się pasek, zdecydowanie nie ułatwia mi fotografowania.
To akurat ciekawa sprawa. Takie deklaracje faktycznie słyszymy za każdym razem, choć często są to zmiany kosmetyczne, bez większego wpływu na szybkość pracy. Teraz producent wcale nie stara się skupić uwagi na autofokusie, nie podkręca tematu. Jest to o tyle dziwne, że AF w X-T4 naprawdę działa zdecydowanie lepiej niż w X-T3. Nie wiem jak oni to zrobili, ale praca jest zdecydowanie efektywniejsza i zauważymy to przede wszystkim w trudniejszych warunkach.
Kiedy takie warunki się zdarzają? Kiedy jest mało światła i kiedy podepniemy do niego ekstremalną optykę, fotografując w trybie śledzenia. Przy 200 mm i papierowej głębi ostrości na przysłonie f/2 ten aparat wyrabia się zdecydowanie lepiej od poprzednika. No i oczywiście producent sam też podniósł poprzeczkę wprowadzając tryb seryjny 15 kl./s, przy których aparat nie dostaje zadyszki. Natomiast w dobrym świetle i z krótszą optyką, różnicy nie odczujemy, bo już X-T3 radził sobie w takich warunkach świetnie.
fot. Jacek Bonecki
Jestem wielkim fanem tego rozwiązania już od czasów Minolty, która wprowadziła stabilizację jako pierwsza. Fujifilm długo się opierało, bo przecież stabilizacja była już w X-H1 a nie zobaczyliśmy jej w X-T3, który premierę miał później. Mam więc nadzieję, że będzie ona już standardem we wszystkich zaawansowanych modelach. W X-T4 zastosowano inną technologię niż w X-H1, producent deklaruje do 6,5 EV i to naprawdę się czuje. Podczas fotografowania, ale przede wszystkim podczas filmowania.
Stabilizacja pozwala na stosowanie wielu trików operatorskich, które do tej pory były możliwe tylko z zastosowaniem gimbali czy rigów. A jeśli chodzi o fotografię, oczywiście pozwala bezpiecznie wydłużyć czas ekspozycji, ale też robić zdjęcia z rozmyciem ruchu, np. gdy fotografuję z roweru - ostatnio robię takich zdjęć sporo.
fot. Jacek Bonecki
To narzędzie, które poszerza też możliwość kreatywnej pracy z obrazem. Teraz mamy już stabilizację w korpusie i w obiektywach i są to rozwiązania, które się nie wykluczają – przeciwnie, uzupełniają się i sumują. Dzięki temu naprawdę długimi obiektywami jesteśmy w stanie pracować z ręki przy czasach poniżej 1/30 s, co jest wynikiem jeszcze kilka lat temu niewyobrażalnym. Kolejna sprawa - w X-H1 system i matryca były bardzo prądożerne, wydajność zasilania w tym aparacie była żenująco niska a stosowanie gripa zmniejszało mobilność korpusu i przede wszystkim zwiększało jego wagę.
Zmiana baterii to kolejna rzecz, która jest dla mnie trochę kontrowersyjna, ale zastrzegam, że wynika to jedynie z mojego lenistwa i przyzwyczajenia. Oczywiście nie było innej opcji, trzeba było wprowadzić wydajniejszą baterię, natomiast, jedną z zalet systemu X było do tej pory to, że stosowano to samo ogniwo do wielu modeli. To było bardzo racjonalne i efektywne dla fotografów takich jak ja, którzy mają w torbie kilka korpusów. Przyzwyczaiłem się do tego, że tych baterii mam zawsze więcej, w szczytowym momencie miałem ich koło 10. Zawsze też wolałem mieć kilka małych baterii, niż jedną dużą.
fot. Jacek Bonecki
Miałem swój system, specjalne miejsce w torbie, szybkie ładowarki i nie było problemu. Teraz straciłem kompatybilność z moim zestawem i gdy mam w torbie X-T3, X-T4 a często również GFX, to mam też trzy różne systemy zasilania – trzy rodzaje baterii i ładowarek, co jest trochę niewygodne. Ale nadal uważam, że wprowadzenie wydajniejszych ogniw to była konieczność: wizjer, Tryb HDR czy stabilizacja to układy, które potrzebują dużo prądu, nie uciekniemy od tego. Po cichu liczyłem, że nowym standardem będzie bateria z GFX, która nie wydaje się zbyt duża by zmieścić ją w modelach X-T, niestety tak się nie stało.
I wracamy do punktu wyjścia - lepiej mieć kilka mniejszych baterii niż jedną dużą. A czy 600 zdjeć to mało? Lepiej mieć 600 niż 300, czy 250 jak w XH-1. Także ta poprawa wydajności jest ogromna.
Wychodzę z założenia, że jeśli masz w samochodzie 300 koni mechanicznych to należy z tych 300 koni korzystać, a nie jeździć na pierwszym i drugim biegu, żeby coś zaoszczędzić. Korzystam z wszystkich dobrodziejstw i przydatnych nowinek. Jak to się mówią „na jedzeniu nie oszczędzam”, ale staram się też tak skonfigurować aparat, żeby tego prądu zużywać jak najmniej. Przede wszystkich aparat powinien przechodzić w stand-by jak najszybciej. Tym bardziej, że X-T4 wybudza się z uśpienia błyskawicznie. Druga sprawa - nie przeglądam zdjęć w aparacie. Pozwala to zaoszczędzić sporo energii, ale też nie grzejemy niepotrzebnie matrycy.
fot. Jacek Bonecki
Ja fotografuję dużo w trybie zdjęć seryjnych. X-T3 przy maksymalnej szybkości w ciasnych planach radził sobie różnie. Tutaj przy 15 kl./s wszystko działa bardzo dobrze. Także czujnik oka, reaguje bardzo szybko, nie czekamy na obraz gdy przystawimy aparat do oka. Oczywiście irytuje czasem to, że przełącza podgląd na główny ekran gdy kadrujesz z biodra i korpus jest zbyt blisko Twojej czarnej koszulki, ale to problem wszystkich bezlusterkowców, nie tylko tego.
W X-T4 faktycznie zmieniło się sporo. Generalnie można odnieść wrażenie, że inżynierowie zadbali w równym stopniu o kwestie fotograficzne jak i wideo. Tryb filmowy nie jest już tylko dodatkiem. Przede wszystkim zasady gry zmienia wspomniana już stabilizacja matrycy, która pozwala robić płynne najazdy. Mamy też bardzo intuicyjną obsługę dotykową i menu spersonalizowane pod kątem rejestracji. Coś czego nie potrzebuję podczas fotografowania ale bardzo często stosuję w trakcie filmowania, to symulacje filmów analogowych. Postprodukcja fotografii jest dziś bardzo łatwa i szybka, ale praca z kolorem, gradacja barwna, w przypadku wideo wymaga sprzętu, wiedzy i przede wszystkim czasu.
fot. Jacek Bonecki
Jeśli chodzi o nagrzewanie się matrycy, nie zauważyłem z tym, żadnego problemu. Ani razu nie spotkałem się z ostrzeżeniem o przegrzaniu. Rolling shutter to przypadłość trudna do wyeliminowania, ale pojawiająca się w ekstremalnych sytuacjach. Mi jak na razie nie trafiła się jeszcze scena filmowa, która pozwoliłaby mi ten efekt zauważyć. Trudno mi to jednoznacznie ocenić.
Motywy „morotwórcze” akurat przerabiałem dosyć mocno i mogę powiedzieć, że ten problem nie występuje.
Kogoś kto fotografuje i filmuje intensywnie w całym spektrum tematów i szuka maszyny uniwersalnej.
fot. Jacek Bonecki
Potrafi fotografować tylko pełną klatka i nic poza tym.
Brak ładowarki do baterii w zestawie.
O tym, że to aparat klasycznie piękny odwołujący się stylistyka do sprawdzonych rozwiązań najlepszych lustrzanek analogowych.
fot. Jacek Bonecki
Do najbardziej zabitej dechami miejscówki na końcu świata.
Tekst powstał na zlecenie firmy Fujifilm Polska