Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
74%
Kierowany do hobbystów, XF10 z 24-megapikselową matrycą APS-C i stałoogniskowym, jasnym obiektywem 28 mm f/2.8 ma być ciekawą alternatywą dla smartfona i towarzyszem codziennych chwil. Zobaczcie, jak wypada w praktyce.
Aparat nie jest demonem prędkości. Uruchamia się dość wolno - na wykonanie pierwszego zdjęcia poczekamy 2,5 sekundy w przypadku pracy z systemem AF i 2,1 sekundy w przypadku ostrzenia ręcznego. Wolno odbywa się także nawigacja po menu za sprawą joysticka, interfejs od czasu do czasu nieco też spowalnia.
Dużo lepsze wrażenie robi tryb podglądu. Nawigacja po zdjęciach jest szybka i bezproblemowa, podgląd w pełnym rozmiarze wczytuje się właściwie bez jakiegokolwiek opóźnienia, a do tego przytrzymanie joysticka pozwala nam błyskawicznie przemknąć przez dużą partię materiału (czyli jednak joystick może działać w trybie ciągłym).
Aparat nie jest też stworzony do fotografowania serią. Przy pełnej prędkości 6 kl./s bufor pomieści jedynie 8 zdjęć JPEG i 4 zdjęcia RAW, nawet z szybką kartą SDHC UHS-II U3. To wynik gorszy od przeciętnego. Na szczęście bufor opróżniany jest względnie szybko (około 5-6 s), dzięki czemu w krótkim czasie jesteśmy w stanie rozpocząć kolejną serię.
Na jednym ładowaniu, według danych CIPA wykonamy około 330 zdjęć. To niezbyt wiele, ale nie ma tu też powodu do obaw. To więcej niż w przypadku wielu kompaktów konkurencji, a w pełni naładowana bateria spokojnie wystarczy na 4-5 godzin umiarkowanego fotografowania. W przypadku gdy zdjęcia będziemy wykonywać “z doskoku” nawet na kilka fotograficznych wypadów w plener. Oczywiście jeśli zamierzamy korzystać z lampy błyskowej wyniki te będą znacznie gorsze, ale jeśli będziemy pamiętali o ładowaniu, raczej nie powinna zaskoczyć nas znienacka informacja o rozładowaniu akumulatora.
AF nie jest najmocniejszą stroną aparatu, ale trzeba pamiętać, że nie jest to konstrukcja stworzona do pracy reporterskiej. Choć oferuje 91 punktów AF, które pokrywają większą cześć kadru, a 35 z nich to centralnie umieszczone punkty detekcji fazowej, obiektyw ustawia ostrość zaskakująco wolno. Mimo że mamy do czynienia z płaskim, niewielkim obiektywem, ogniskowanie soczewek zajmuje 0,45 sekundy, niezależnie czy przeostrzamy z planu na plan czy ustawiamy ostrość w bliskich sobie płaszczyznach - niemal za każdym razem obiektyw i tak “przeszukuje” cały zakres. Do tego niekiedy aparat potwierdza zablokowanie ostrości, gdy ta w rzeczywistości ustawiona jest gdzie indziej.
Układ punktów AF w kadrze modelu XF10. Większe kwadraty w centrum to punkty detekcji fazy
Ciekawym rozwiązaniem jest tryb Snapshot, w którym aparat automatycznie ustawia ostrość na odległość 2 metrów, co w przypadku szerokokątnego obiektywu i lekko domkniętej przysłony powinno umożliwić nam złapanie najważniejszej akcji w polu ostrości.
Słaba wydajność autofokusa doskwiera tym bardziej, że przecież możemy swobodnie sterować wielkością punktu AF, otrzymujemy możliwość pomiaru strefowego i mierzonego z niemal całej powierzchni kadru, gdzie powinien sprawdzić się tryb ciągły C-AF. Niestety i tutaj trudno liczyć na jego skuteczność. W przypadku poruszających się obiektów, na przykład biegnącej w naszą stronę osoby, gdy będzie ona znajdować się w odległości około 3-4 metrów od aparatu system nie będzie już nadążał. Z kolei gdy obiekty znajdują się dalej, w przypadku korzystania z obiektywu 28 mm pomiar ciągły wydaje się mieć już niewiele sensu.
Seria w trybie C-AF
Dobrze wypada funkcja wykrywania oka i twarzy. Co prawda jak zwykle ma ona problem, gdy model nosi okulary, ale w przypadku bliskich portretów sprawdzi się bardzo dobrze. Niestety jak zwykle w przypadku Fujifilm, jej włączenie oznacza brak możliwości regulacji trybu pomiaru światła - funkcja ta będzie oczywiście dostępna w menu, ale nie będzie miała wpływu na pracę. Ot, kolejna przypadłość aparatów Fuji, do której trzeba się przyzwyczaić.
Na dużą pochwałę zasługuje natomiast czujnik pomiaru ekspozycji i powiązane z nim tryby “fotometrii”. Zwłaszcza że dotychczas większość aparatów Fujifilm lubiła nie doświetlać zdjęć. Tutaj tego problemu nie mamy. Pomiar matrycowy działa bardzo rzetelnie, nawet w trudniejszych, bardziej kontrastowych sytuacjach oferując nam jasne, poprawnie naświetlone zdjęcia.
Pomiar matrycowy świetnie spisuje się nawet w trudnych dla aparatu sytuacjach, np. ostrego światła w kontrze
Na pochwałę zasługuje także pomiar punktowy, który zbiera dane z obszaru na tyle małego, że problemu nie stanowi wcelowanie nawet w małe punkty świetlne. Otrzymujemy też pomiar średnioważony, który wyrównuje ekspozycję biorąc pod uwagę cały obszar kadru, zabrakło jednak pomiaru centralnie ważonego, który dostępny jest w wyższych modelach Fujifilm. Brak ten, ze względu na bardzo sprawny pomiar matrycowy, nie będzie jednak odczuwalny.
Na plus trzeba zaliczyć obecność migawki elektronicznej. Możliwości migawki mechanicznej kończą się przy 1/4000 s, ale migawka elektroniczna pozwoli nam fotografować z czasami do 1/16 000 s, dzięki czemu możemy szerzej otworzyć przysłonę w mocnym słońcu czy zamrozić w ruchu bardzo szybko poruszające się obiekty. Nie zauważyliśmy też, by w tym wypadku widocznie przeszkadzał efekt rolling shutter - aby uzyskać zniekształcony obraz, trzeba się naprawdę postarać.
Dodatkowo migawki elektronicznej możemy używać jednocześnie z migawką mechaniczną, gdzie aparat będzie automatycznie przełączał się między jednym, a drugim trybem, gdy będzie wymagać tego oświetlenie fotografowanej sceny. W panowaniu nad ekspozycją pomogą też rozbudowane możliwości trybu Auto ISO. Jak zwykle w przypadku Fuji możemy określić nie tylko zakres czułości dla tego trybu, ale także najdłuższe czasy migawki, poniżej których aparat nie będzie schodził przy korzystaniu z tego trybu. Ponadto otrzymujemy aż 3 konfigurowalne profile, dzięki czemu ustawienia Auto ISO można zaprogramować pod kątem pracy w różnych warunkach, a potem szybko je przywoływać - funkcja ta nadal nie jest oferowana przez większość producentów.
24-milionowa matryca Fujifilm XF10 to dość duży skok w rozdzielczości względem 16-milionowego modelu X70 i rzeczywiście - na wielkość i szczegółowość zdjęć nie można narzekać. Tak samo jak na silnik JPEG i kolorystykę zdjęć, która zawsze była mocną stroną aparatów Fujifilm. Dobrze nasycone barwy i naturalna reprodukcja kontrastów, przy dobrym pomiarze światła sprawiają, że zdjęcia wyglądają po prostu ładnie i atrakcyjnie. W przypadku niskich czułości, na pewno będziemy usatysfakcjonowani rezultatami.
Dobrze wypada także sposób reprodukcji tonów skóry. Cera na zdjęciach ma ciepłą, zdrową barwę i prezentuje się atrakcyjnie, właściwie niezależnie od warunków oświetleniowych. Widać jednak pewną tendencję do nasycania różowych tonów.
Nieco gorzej matryca aparatu radzi sobie w warunkach słabego oświetlenia, choć nadal jest to przepaść w porównaniu z osiągami smartfonów. Mimo szumów pojawiających się na wyższych czułościach, matryca Fuji bardzo dobrze radzi sobie z odwzorowaniem szczegółów. Zdjęcia prezentują się naprawdę dobrze do czułości w granicach ISO 3200, a i zdjęcia wykonywane przy ISO 6400 czy ISO 12 800 będą w większości wypadków w pełni używalne, jeśli nie zamierzamy oglądać ich w 100-procentowym powiększeniu, lub w formie dużych wydruków. Biorąc pod uwagę, że większość zdjęć wykonywanych aparatem ląduje dziś w internecie w mediach społecznościowych, wysokie czułości nie powinny stanowić większego problemu.
Pliki RAW z modelu XF10, mimo że nie mamy tu do czynienia z najlepszą matrycą oferowaną przez producenta, oferują wystarczająco dużą elastyczność, by bez większych problemów uratować niedoświetlone kadry czy też atrakcyjnie "dopieścić" zdjęcie. Z cieni wyciągniemy naprawdę sporo informacji, gorzej jest w przypadku jasnych partii. Należy więc pamiętać, by uważać na prześwietlenia.
Czasem niestety dadzą nam się we znaki niedoskonałości automatycznego balansu bieli. Choć w większości sytuacji nie możemy narzekać, to w niektórych sytuacjach będzie się on nieco gubił, na przykład, gdy na zdjęciu znajduje się dużo zieleni, system wpada niekiedy w magentowe tony. Do tego dochodzi praca nocą i w świetle żarowym. W Fujifilm XF10 nie znajdziemy niestety czegoś na wzór balansu bieli z priorytetem bieli, który oferowany jest coraz częściej w modelach konkurencji. Toteż w przypadku lamp sodowych oświetlenia miejskiego czy domowych żarówek będziemy musieli liczyć się z zażółceniem zdjęć, lub fotografować w formacie RAW, który pozwoli nam łatwo skorygować balans bieli w postprodukcji. Warto jednak nadmienić, że nie będzie to nagminne, gdyż aparat nieźle radzi sobie z wyważeniem temperatury nawet w trudniejszych sytuacjach.
Choć obiektyw o ekwiwalencie 28 mm oferuje typową "smartfonową" ogniskową. Jedni będą czuli się jak w domu, dla innych może to być już nieco za szeroko. Osoby lubiące bardziej standardowe ogniskowe 35 mm i 50 mm będą mogli skorzystać z trybów crop, gdzie pole widzenia zostanie zawężone do tych wartości. Będziemy musieli więc liczyć się także z niższą rozdzielczością zdjęcia, na szczęście spadek nie będzie zanadto widoczny.
Otrzymujemy także tryb HDR, który pozwoli nam wykonywać zdjęcia o rozszerzonym zakresie dynamicznym. Rezultaty są zadowalające, choć w jego wypadku będziemy ograniczeni wyłącznie formatem JPEG, a żeby całość wyglądała naprawdę atrakcyjnie, bez artefaktów wynikających z niedoskonałego łączenia ekspozycji spowodowanego ruchem aparatu, najlepiej będzie skorzystać ze statywu. Prawdopodobnie więc lepsze rezultaty uzyskamy manualnie naświetlając kilka ekspozycji RAW i łącząc je w programie do edycji. Tryb ten może okaże się szybką, wygodną pomocą w trudnych sytuacjach.
Nie można zapomnieć też o funkcji symulacji filmów, dzięki której w łatwy i szybki sposób nadamy zdjęciom charakteru. Symulacje te działają na zasadzie presetów, a ich efekty są dużo bardziej naturalne znacznie przyjemniejsze dla oka niż w przypadku filtrów artystycznych oferowanych przez innych producentów. Co ważne, symulacje, w przypadku zapisu RAW możemy nakładać na etapie przeglądanie zdjęć czy też ich obróbki na komputerze, dzięki czemu nie musimy od razu decydować się na jeden styl.
Tryb standardowy (Provia)
Efekt Velvia
Efekt Astia
Efekt Classic Chrome
Efekt Pro Neg. Hi
Efekt Pro Neg. Std
Efekt czarno-biały
Efekt Sepia
Pozytywnie prezentuje się także praca z lampą. Ta, choć niewielka, jest w stanie oświetlić obiekty nawet w odległości około 4 metrów od obiektywu. Do tego aparat dobrze radzi sobie radzi sobie z wyważeniem odpowiedniej ekspozycji. Niestety, boryka się też z tym samym problemem co większość współczesnych aparatów. Mianowicie, korzystając z trybów automatycznych i preselekcji, a w szczególności przy włączonej funkcji Auto ISO, aparat będzie forsował użycie wyższych czułości, by wydobyć także oświetlenie tła, co odbije się na jakości fotografii. Dla najlepszego efektu, najlepiej więc korzystać w tym wypadku z trybu manualnego.