Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Czy mały i niepozorny XF10 sprawdzi się jako towarzysz urlopowych wypadów i narzędzie do okazjonalnej fotografii ulicznej? Prezentujemy Wam opinię Adama Jędrysika, który jako ostatni miał okazję testować aparat w ramach naszego konkursu.
Ten mały i niepozorny aparat przyszło mi testować podczas jednego z kilku ostatnich wyjazdów. Rzym okazał się dobrym miejscem na sprawdzenie jego możliwości, tak podczas spacerów uliczkami miasta, gdzie przy typowo streetowych warunkach trzeba reagować szybko i sprawnie, jak i przy okazji wielu widoków, którymi raczy miasto.
Sam aparat jest niesamowicie mały. Bez problemu mieści się w kieszeni, co jest cechą bardzo pożądaną. Podczas dłuższych spacerów nie zawsze chce się nosić cięższy sprzęt, a szkoda jest stracić sytuacje, które rzeczywistość kreuje wokół nas. Konstrukcja Fujifilm XF10 sprawia bardzo dobre wrażenie. Czuć, że nie jest to zabawka, a aparat jak na swój rozmiar jest całkiem masywny. Warto jednak uważać na obiektyw, gdyż ten minimalnie wysuwa się z korpusu i może się zdarzyć, że zbyt duży nacisk na jego front spowoduje z czasem problem w tej materii.
fot. Adam Jędrysik
Nie ma wizjera! Nie ma odchylanego ekranu! To jednak nie są wady, a cechy. Z założenia miał to być aparat tańszy i bardziej kompaktowy od modelu X70. Lepiej jednak skupić się na tym, co w XF10 znajdziemy, niż na elementach, które producent pominął w imię stworzenia możliwie najmniejszej i jak najbardziej zwartej konstrukcji.
Korpus jest niewielki, natomiast duża jest matryca. Format APS-C w tak małym aparacie to widok rzadko spotykany. Z kolei rozdzielczość 24 Mp wystarczy do wykonania całkiem sporych reprodukcji. Przy dobrze wykonanej fotografii format A2 nie będzie tutaj wyzwaniem. W rejestracji odpowiednich detali pomaga obiektyw 18,5 mm f/2.8, czyli odpowiednik 28 mm dla pełnej klatki. Dzięki tym parametrom możemy liczyć na dobrej jakości obrazy przy wyższych wartościach ISO (standardowy zakres 200-12800) oraz przyjemną głębię ostrości, pozwalającą na jej kreatywne wykorzystanie. Do tego mamy cyfrowy telekonwerter, umożliwiający rejestrację obrazu na wycinku kadru odpowiadającemu obiektywowi 35 i 50 mm. Brzmi jak idealne narzędzie do streetowych podbojów czy wszelkich wyjazdów. A jak było w praktyce?
fot. Adam Jędrysik
Street ma swoje wymagania. Sytuacje łapiemy szybko, trwają one z reguły ułamek sekundy i nie ma tu czasu na opóźnienia. XF10 zupełnie nic sobie z tego nie robi i dyktuje swoje warunki. Mówiąc krótko, to nie jest aparat do dynamicznych scen i trzeba umieć go ujarzmić. AF za każdym razem poszukuje ostrości przelatując cały zakres, nawet przy włączonej funkcji Pre Focus. Ostrość natomiast łapie w punkt.
Na szczęście mamy funkcję focus peaking, która niewiarygodnie usprawnia pracę. Obrys ostrych elementów czerwoną krawędzią ułatwia fotografowanie na tyle, że często w ten sposób ustawimy ostrość szybciej niż przy pomocy systemu AF. Dodając do tego fakt mocniejszego przymknięcia przysłony i pracy na hiperfokalnej, możemy w zasadzie pozbyć się problemu z opóźnieniami. Zwłaszcza że shutter lag w tym przypadku jest marginalny. Występuje, owszem, ale nie powinien przyczynić się do utraty nadmiernej liczby sytuacji. Jeśli trzeba działać szybko, to właśnie taki set ustawień sprawia, że XF10 staje się bezkompromisowym pożeraczem fotonów i asasynem decydujących momentów. Co prawda, praca w trybie manualnym, z racji kompaktowych rozmiarów nie należy do najwygodniejszych, jednak należy pochwalić fakt iż aparat można obsłużyć jedną ręką.
fot. Adam Jędrysik
W spokojniejszych, typowo wycieczkowych warunkach nie ma sensu doszukiwać się niedociągnięć. Szybki start aparatu i doskonałe działanie sprawiają, że jedyne nad czym trzeba się zastanowić, to kadr. Resztę możemy pozostawić automatyce ostrości i pomiaru światła, które zadbają o odpowiednie ustawienia. Przy trudniejszych scenach możemy oczywiście użyć ustawień w pełni manualnych. Na tym polu XF10 nie stawia przed użytkownikiem żadnych ograniczeń. RAW? Proszę bardzo. Rejestracja równoległa wraz z plikami JPG to idealne rozwiązanie, gdyby miało się okazać, że potrzebna jest trochę bardziej dosadna postprodukcja.
Obsługi aparatów Fujifilm trzeba się nauczyć. Menu w pierwszej chwili przytłacza lekkim chaosem, ale po zapoznaniu się z opcjami, odnalezienie się w nich nie sprawia problemu. Tym bardziej, że mamy możliwość przypisania własnych funkcji do 3 przycisków oraz czterech gestów obsługi dotykowej ekranu. Do tego 16 slotów ustawień w menu podręcznym. Do większości potrzebnych funkcji mamy wówczas dostęp po jednym kliku. Idealnie! Kwestia konfiguracji stoi na arcywysokim poziomie.
Przyzwyczajenia wymaga pokrętło znajdujące się wokół spustu migawki. W większości aparatów w tym miejscu znajdziemy włącznik. Drugie pokrętło jest wielofunkcyjne - w trybach preselekcji odpowiada za kompensację ekspozycji, natomiast w manualu reguluje czas. Dobre rozwiązanie, które nie marnuje miejsca na małym korpusie.
A jakość zdjęć? Jak zwykle u Fujifilm, jest bardzo dobrze. Żyjemy w czasach, w których dobra jakość na wysokich czułościach ISO już nie zaskakuje. To po prostu działa. Warto natomiast wspomnieć o doskonałych plikach JPEG prosto z aparatu oraz o trybie symulacji filmów, który potrafi zapewnić fenomenalną kolorystykę.
Fotografując w formacie RAW mamy też możliwość "wywołania" plików prosto w aparacie. Nic zaawansowanego, ale gdy chcemy dokonać pewnych zmian w stosunku do standardowych ustawień, pozwoli nam to wyciągnąć z plików trochę więcej detali, np. w celu przesłania przez WiFi do telefonu i udostępnienia w social mediach, lub wysłania mailem. Sam test opierał się właśnie na założeniu wywoływania plików w aparacie. Zero oprogramowania. Jak to wszystko działa można zatem zobaczyć na kilku załączonych fotografiach.
fot. Adam Jędrysik
Czy XF10 może zastąpić lustrzankę podczas wyjazdów i spacerów? Jasne, że tak! Duża matryca, pełne spektrum manualnych ustawień, pozwalających w pełni kontrolować ekspozycję, szeroki zakres użytecznych czułości ISO, rejestracja RAW i doskonałe pliki JPG. A do tego iście mikroskopijny rozmiar i piórkowa waga. Te wszystkie aspekty pozwalają w pełni skupić się na dostrzeganiu i fotografowaniu zamiast na szperaniu w torbie w poszukiwaniu odpowiedniego obiektywu. Pozycja do przemyślenia!
Więcej zdjęć autora znajdziecie na profilu @adam_jedrysik w serwisie Instagram.