Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
87%
Zdjęcia RAW 80 Mp, tryb seryjny 60 kl./s, superszybki AF oraz filmy 4k - Lumix G9 ma ambicje rywalizować ma z reporterskimi lustrzankami. Czy podoła temu zadaniu?
W parze z ciekawym wzornictwem idzie wygoda obsługi. Jak już wspomnieliśmy, aparat doskonale leży w dłoni, a większość elementów sterujących jesteśmy w stanie obsłużyć za pomocą kciuka i palca wskazującego. Panasonic zadbał o to, żeby przyciski i pokrętła były wystarczająco duże, aby wygodnie można było pracować “na czuja”, bez spoglądania na aparat (ważne szczególnie w przypadku przycisków górnego panelu). Niestety obsługa w rękawiczkach nie należy do najwygodniejszych.
Zastrzeżenia mamy także do joysticka AF, który choć jest bardzo dobrze wyczuwalny, to umieszczony nieco zbyt blisko wizjera, przez co osobom o większych palcach może być trudniej nim operować. Problemem jest także jego precyzja i szybkość. Zmianę punktu ostrości możemy regulować jedynie w kierunkach góra - dół oraz prawo - lewo. Brak możliwości przeskakiwania z punktu na punkt po skosie znacznie wydłuża cały proces. Do tego, aby przełączyć się na punkt, który znajdujący się w innej płaszczyźnie, musimy “przeklikiwać” się joystickiem przez cały kadr. Co prawda przy dłuższym przytrzymaniu danej pozycji joysticka, marker punktu AF zacznie się płynnie przemieszczać w kadrze, ale nie będziemy mogli płynnie zmienić kierunku, w którym to robi. Jest to jednak problem, który można rozwiązać na poziomie firmware’u i miejmy nadzieję, że producent zdecyduje się na taki krok.
Sama systematyka obsługi prezentuje się natomiast bardzo dobrze - łączy w sobie sprawdzone rozwiązania z dotychczasowych konstrukcji Panasonica i nie tylko. Pomiędzy poszczególnymi trybami fotografowania oraz trybami seryjnymi przełączamy się za pomocą pokrętła PASM na górnym panelu i umieszczonej bezpośrednio pod nim dźwigni. Natomiast za regulację poszczególnych parametrów danych trybów odpowiadają pokrętła funkcyjne oraz przyciski górnego panelu.
Warto też wspomnieć o małej dźwigni z przodu aparatu, która pozwoli nam błyskawicznie przełączyć się pomiędzy migawką mechaniczną, a elektroniczną. Bardzo wygodna w praktyce okazuje się także znana nam już z wcześniejszych odsłon serii G i GX dźwignia zmiany trybu autofokusa ze znajdującym się na niej przyciskiem AF/AE Lock oraz standardowo współpracującym z nią przyciskiem Fn1, za pomocą którego błyskawicznie może nawigować po ustawieniach wewnątrz danego trybu AF.
Na pierwszy rzut oka, ergonomia prezentuje się więc niemal doskonale. Przy dłuższej pracy zaobserwujemy jednak niewielkie niedociągnięcia. Trudno zrozumieć dlaczego oddając użytkownikom do pracy aż 3 pokrętła, w celu dokonania korekcji ekspozycji standardowo musimy wpierw wcisnąć dedykowany przycisk, a dopiero następnie dokonać regulacji za pomocą pokrętła górnego panelu. Przy czym na przykład w trybach preselekcji, obydwa górne pokrętła dublują swoje funkcje. Na szczęście w menu opcję korekty ekspozycji w trybach preselekcji możemy na stałe przypisać do któregoś z górnych pokręteł, lub dla wszystkich trybów do tylnego pokrętła na tylnym panelu.
Szkoda jednak, że producent nie pozwala w całości zamienić ze sobą funkcji pokrętła tylnego panelu i górnego pokrętła regulowanego kciukiem. Aby kontrolować to drugie musimy nieco nienaturalnie zadzierać palec do góry, co powoduje rozluźnienie chwytu oraz w dłuższej perspektywie czasu zmęczenie. Dużo bardziej naturalna wydaje się kontrola głównych parametrów za pomocą pokrętła umieszczonego z tyłu tak, jak odbywa się to w aparatach Canona. Plusem jest natomiast fakt, że za pomocą tylnego pokrętła możemy także regulować parametry funkcji przypisanych do poszczególnych przycisków.
Generalnie systematyka obsługi nowego Lumiksa zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Zwłaszcza fakt, że nie odrywając oka od wizjera jesteśmy w stanie błyskawicznie regulować dosłownie wszystkie najważniejsze funkcje i parametry fotografowania. To zasługa nie tylko dużej liczby dobrze rozplanowanych fizycznych kontrolerów, ale także wyjątkowo rozbudowanych opcji personalizacji.
Obecnie chyba żaden inny aparat na rynku nie pozwala na tak rozbudowaną i wygodną personalizację, jak Lumix G9. Do dyspozycji otrzymujemy 5 standardowych przycisków funkcyjnych, 5 pozycji wirtualnego panelu wysuwanego z boku ekranu dotykowego a także możliwość przypisania własnych pozycji do każdego z 4 kierunków joysticka AF oraz tylnego pokrętła pełniącego również funkcję wybieraka. Łącznie aż 19 pozycji konfigurowalnych, a do każdej z nich przypisać możemy 96 funkcji. Jednym słowem ergonomię aparatu możemy niemal dowolnie przeprogramować. Dodatkowym plusem jest przejrzystość menu personalizacji oraz fakt, że do głównych przycisków funkcyjnych poszczególne opcje możemy szybko przypisać bez zagłębiania się w menu - wystarczy dłużej je przytrzymać.
Menu personalizacji aparatu Panasonic Lumix G9
Oprócz tego, do dyspozycji mamy 3 tryby użytkownika, do których możemy przypisać całość ustawień aparatu, otrzymujemy opcję regulacji ustawienia trybów seryjnych oraz czułości systemu AF, menu kalibracji monitora i wizjera, a do tego dosyć dużą - choć jak już wspomnieliśmy, pod pewnymi względami niewystarczającą - swobodę pod względem personalizacji działania pokręteł. Do tego mamy możliwość regulacji działania niemal wszystkich pozostałych aspektów funkcjonowania aparatu. Wisienką na torcie niech będzie zupełna swoboda ingerencji w nazewnictwo plików i tworzenie nowych folderów oraz rozbudowane menu obsługi kart.
Poza standardową możliwością dublowania zapisu, przełączenia docelowego miejsca zapisu po zapełnieniu karty i rozdzielenia zapisu RAW oraz JPEG pomiędzy dwa nośniki, możemy nakazać aparatowi zapisywanie na oddzielnym nośniku materiałów wideo czy zdjęć wykonanych w trybach specjalnych, takich jak na przykład 6K Photo. Na pewno pozwoli to upłynnić prace osobom, które zarówno fotografują, jak i nagrywają filmy.
Bardzo dobrze prezentuje się także samo menu. To przeszło widoczny lifting, co mogliśmy już obserwować przy okazji zaprezentowanego wiosną modelu GH5. Poprawa jest mocno widoczna. Wcześniej nawigacja po dużej liczbie zakładek aparatów Lumix mogła sprawiać problemy, zwłaszcza że nie wszystkie funkcje były wystarczająco przejrzyście opisane. Teraz menu jest klarowne i logicznie posortowane w zakładki odnoszące się do poszczególnych aspektów działania aparatu. Nadal nie jest może tak wygodnie jak w przypadku aparatów Canona, ale znacznie lepiej niż u co poniektórych producentów.
Menu główne aparatu Panasonic Lumix G9
Otrzymujemy też znane nam już dobrze menu podręczne Q.Menu, za pomocą którego dokonamy regulacji parametrów głównych funkcji aparatu, takich jak wybór i edycja profili obrazu, zmiana rozmiaru filmów i zdjęć, sposobu zapisu, funkcji AF, trybu pomiaru czy balansu bieli.
Menu podręczne aparatu Panasonic Lumix G9
Co ważne, dzięki obsłudze dotykowej, większość z tych zmian możemy dokonywać za pomocą raptem dwóch kliknięć, co jeszcze bardziej podnosi kulturę pracy z aparatem. Na dodatek wszystkie pozycje menu podręcznego możemy dowolnie personalizować, co w połączeniu z wymienionymi wcześniej możliwościami czyni z modelu G9 jeden z najbardziej o ile nie najbardziej “elastyczny” pod względem personalizacji aparat na rynku.
Lumix G9 jest wyjątkowy także pod względem wizjera. 3,6-milionowy celownik elektroniczny o powiększeniu 0,82 x to obecnie największy i najbardziej zaawansowany tego typu moduł kiedykolwiek zaimplementowany w aparacie niepełnoklatkowym. Dzięki dużemu powiększeniu i punktowi ocznemu 21 mm, wyświetlany obraz wydaje się naprawdę ogromny, ale bez problemu będą mogły pracować z nim także osoby noszące okulary. Jedną z najciekawszych, niespotykanych u innych producentów funkcji jest jednak możliwość regulacji powiększenia wizjera w zakresie 0,7-0,83 x, co może znacznie ułatwić szybką ocenę kadru w przypadku różnych obiektywów. Możemy też dokonywać powiększenia obszaru punktu AF w celu precyzyjnego dostrojenia ostrości.
Do tego wizjer charakteryzuje wysokim kontrastem 10 000:1, duża płynnością wyświetlania obrazu (120 kl./s) zerowym “blackoutem” w przypadku fotografowania serią i minimalnym opóźnieniem (0,005 s), a na dodatek oferuje tryb nocny, w którym obraz podświetlany jest dużo delikatniej, dzięki czemu nie trzeba będzie czekać aż oko przyzwyczai się do ciemności po oddaleniu go od wizjera. Pochwalić należy też błyskawiczne (około 0,2 sekundy) przełączanie podglądu z ekranu na wizjer po zbliżeniu do niego oka. Wiele innych bezlusterkowców nadal ma z tym problem.
Wśród minusów trzeba wymienić mocno widoczną dystorsję spowodowaną soczewką powiększająca obraz w wizjerze, z czym spotykamy się po raz pierwszy, a także fakt, że w przypadku korzystania z podglądu o zwiększonej płynności (120 kl./s) obraz wyświetlany jest w niższej rozdzielczości, co objawi się pikselacją utrudniającą właściwą ocenę ostrości. Do tego w tym trybie będziemy mieć do czynienia z silnym migotaniem w przypadku oświetlenia jarzeniowego. Oprócz tego wizjer ma tendencję do przesadnego rozświetlania cieni w podglądzie i nie zawsze precyzyjnego odwzorowania rzeczywistej ekspozycji, co będzie doskwierać szczególnie w przypadku fotografii wykonywanych w słabym świetle lub nocą.
Pochwalić należy jednak ilość i rozkład informacji wyświetlanych w wizjerze. Ikony są małe, o równej wielkości i rozmieszczone wzdłuż górnej oraz dolnej krawędzi kadru, co pozwala na jego wygodną ocenę. Standardowo wizjer pozwala na podejrzenie głównych parametrów fotografowania oraz ustawień dostępnych z poziomu menu podręcznego. Do tego informacje o stanie baterii i zapełnieniu karty, możliwość wyświetlenia histogramu na żywo, zebry, siatki i wirtualnej poziomicy. Słowem wszystko, czego można oczekiwać od zaawansowanego wizjera elektronicznego. Niestety sposób wyświetlania histogramu na żywo nie należy do najwygodniejszych (na środku kadru), a do tego nie jest to histogram RGB.
Dobrze zachowuje się także 3-calowy, obracany i dotykowy ekran LCD o rozdzielczości 1,04 Mp. To ten sam moduł, który spotykaliśmy już we wcześniejszych odsłonach aparatów Lumix, obyło się więc bez zaskoczeń. Ekran precyzyjnie reaguje na dotyk, jest jasny, kontrastowy i wiernie odwzorowuje kolorystykę zdjęć. W przypadku funkcji obsługiwanych dotykiem otrzymujemy jeden z najbogatszych tego typu układów na rynku. Oprócz możliwości regulacji punktu AF, nawigacji po menu i trybie podglądu, otrzymujemy też wygodną opcję dotykowej kontroli autofokusa w przypadku spoglądania przez wizjer. Jedynym minusem jest fakt, że na dotykową kontrolę ostrości aparat reaguje z niewielkim opóźnieniem.
Niestety podobnie jak w przypadku wizjera obserwujemy tu problem przesadnego rozświetlania podglądu. To co na ekranie wygląda na ekspozycję trafioną w punkt, w rzeczywistości okazuje się zdjęciem niedoświetlonym o około 0,5 EV. Różnica jest więc istotna. Jasność i kontrastowość ekranu możemy na szczęście regulować z poziomu menu, mimo to problem ten nadal będzie widoczny.
Innym problemem jest rozbieżność balansu bieli między podglądem na ekranie, a końcowym zdjęciem. Zwykle rozbieżność ta na szczęście działa na korzyść zdjęcia (balans bieli trafiony jest lepiej na docelowym obrazie), mimo to łatwo odnieść wrażenie, że nie do końca panujemy nad aparatem, gdy przed wciśnięciem spustu migawki i po jego zwolnieniu widzimy obraz o zupełnie różnej temperaturze barwowej. Miejmy nadzieję, że obydwa te problemy to jedynie choroby wieku dziecięcego i zostaną wyeliminowane wraz z finalną wersją oprogramowania.
Informacje wyświetlane na ekranie LCD w trybie Live View
Informacje wyświetlane na ekranie LCD bez podglądu Live View
W kwestii wyświetlanych informacji mamy tu do do czynienia z kopią układu wyświetlanego w wizjerze, otrzymujemy więc szybki podgląd wszystkich najważniejszych ustawień i funkcji. Ikony są jedynie zgrupowane nieco bliżej siebie, nie wpływa to jednak na komfort pracy. Co najważniejsze, informacje nie zaśmiecają ekranu, jak ma to miejsce chociażby w aparatach Sony, a w razie potrzeby możemy je zupełnie ukryć, co ułatwi podgląd kadru.
Na pochwałę zasługuje także pojawiający się po raz pierwszy w aparacie Mikro Cztery Trzecie pomocniczy, podświetlany ekran LCD na górnym panelu. Jego wielkość oraz ilość wyświetlanych informacji nie odbiega tu od tego, co do zaoferowania mają analogiczne moduły spotykane w zaawansowanych lustrzankach, całość jest więc bardzo praktyczna, użyteczna i widocznie podnosi kulturę pracy.