Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
87%
Zdjęcia RAW 80 Mp, tryb seryjny 60 kl./s, superszybki AF oraz filmy 4k - Lumix G9 ma ambicje rywalizować ma z reporterskimi lustrzankami. Czy podoła temu zadaniu?
Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z dużo bardziej zaawansowaną konstrukcją niż w przypadku wcześniejszych odsłon serii G. Jak na bezlusterkowca systemu Mikro Cztery Trzecie, aparat jest naprawdę duży (pod względem gabarytów wcale niedaleko mu chociażby do Canona EOS 80D), ale trudno uznać to za wadę, jeśli weźmiemy pod uwagę jego przeznaczenie. Większym sprzętem pracuje się zwyczajnie wygodniej, co często podkreślają użytkownicy reporterskich lustrzanek.
fot. camerasize.com
Korpus jest jednak odczuwalnie lżejszy (658 g), bardzo dobrze wyważony i jednocześnie wytrzymały - oprócz modułu obracanego ekranu, cała obudowa jest magnezowa. Nie powinniśmy więc obawiać się uszkodzeń mechanicznych. Sam lakier nie należy jednak do najtwardszych - po dwóch tygodniach noszenia aparatu w plecaku pojawiły się na nim pierwsze rysy. Jak przystało na aparat z górnej półki, body zostało w całości uszczelnione przed kurzem i zachlapaniami, dzięki czemu niestraszne będą mu nawet ekstremalne warunki pogodowe.
Od wcześniejszych odsłon aparatów Lumix, model G9 odbiega także wzornictwem. Z charakterystycznie zaakcentowaną kopułką wizjera i prawdziwie ogromnym gripem aparat przypomina bardziej lustrzanki niż smukłe bezlusterkowce. I choć uchwyt wizualnie dominuje nad resztą konstrukcji to doskonale spełnia swoje zadanie. Lumix G9 leży w dłoni chyba najwygodniej ze wszystkich bezlusterkowców, jakie testowaliśmy w ostatnich latach.
Na uwagę zasługują także duże, wygodne przyciski i dobrze zaakcentowane pokrętła. Względem do niedawna jeszcze najbardziej zaawansowanego modelu w ofercie, Panasonica GH-5, nowy Lumix oferuje kilka usprawnień, które docenią fotografujący. Otrzymujemy m.in. blokadę pokrętła PASM z umieszczoną pod nim dźwignią trybów oraz konfigurowalny przełącznik na przednim panelu. Do tego joystick AF, aż 3 pokrętła funkcyjne, port PC Sync do synchronizacji z zewnętrznymi lampami oraz gumową zaślepkę na klapce baterii, która pozwoli na wygodną pracę z adapterami typu Dummy do stałego zasilania aparatu. Słowem wszystko, czego oczekiwać od profesjonalnego aparatu mogą zawodowcy.
Wszystkie elementy zostały ze ze sobą nienagannie spasowane, a klapki złącz bardzo dobrze przylegają do korpusu, dzięki czemu nie będziemy mieć obawy o przypadkowe ich zachlapanie. Dobrze prezentuje się także interfejs złącz jakie otrzymujemy. Oprócz standardowego HDMI (złącze pełnowymiarowe!) i USB 3.0 (z możliwością stałego ładowania podczas pracy!), na pokładzie znajdziemy także wejście mikrofonu i wyjście słuchawkowe, gniazdo elektronicznego wężyka spustowego, wspominany wyżej port PC Sync oraz dwa wejścia na karty SD.
Podsumowując, samej konstrukcji trudno cokolwiek zarzucić. Jedynym niedociągnięciem jest fakt, że w przypadku podłączenia do aparatu słuchawek w celu monitorowania poziomu dźwięku, będziemy mieli problem z odchyleniem ekranu. Można to jednak usprawiedliwiać faktem, że większość osób realizujących bardziej zaawansowane materiały i tak korzysta z zewnętrznych rekorderów i monitorów typu Atomos.
Pozostaje też pytanie na ile praktycznym rozwiązaniem w przypadku aparatu przeznaczonego do wymagającej pracy jest zastosowanie obracanego ekranu, trzymającego się na jednym, obrotowym zawiasie. Jego budowa nie budzi co prawda żadnych podejrzeń pod względem wytrzymałości, ale mamy wrażenie, że lepiej sprawdziłby się jednak ekran odchylany ze sztywnym mocowaniem w dwóch punktach.