Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Weekendowy wypad do duńskiego Aarhus, Europejskiej Stolicy Kultury, był idealną okazją by przetestować w praktyce najnowszy stylowy bezlusterkowiec Fujifilm. Zobaczcie, jakie są nasze pierwsze wnioski!
Fujifilm podążając za modą (oraz konkurencją) wprowadziło możliwość przetwarzania zdjęć już w momencie ich wykonywania, uzyskując popularne efekty Retro czy makiety (miniatury). To fajna zabawa i dla osób, które nie lubią się specjalnie z aplikacjami do edycji, sposób na szybkie dodanie charakteru swoim zdjęciom.
Ja nie jestem ich wielkim fanem. Zdecydowanie wolę symulacje klasycznych filmów Fujifilm, których wybór stale się powiększa. Do klasyków, takich Astia, Provia czy Velvia dołączyły niedawno czarno-biały Acros oraz mój zdecydowany faworyt – Classic Chrome. W bardzo przyjemny sposób zmiękcza on barwy i zwiększa kontrast obszarów zacienionych, co sprawia, że idealnie nadaje się do zdjęć reportażowych ale także subtelnych, stonowanych portretów. Zdjęcia ulicy przywodzą na myśl klasyczne streetowe kadry sprzed pół wieku. To pierwszy filtr, który zrobił na mnie tak pozytywne wrażenie!
Na koniec jeszcze dwa słowa o łączności Wi-Fi - funkcji, z istnienia której wielu fotoamatorów w ogóle nie zdaje sobie sprawy. Potwierdzają to zresztą wyniki przeprowadzonej przez nas niedawno ankiety. W Aparatach Fujifilm działa ona bardzo sprawnie, a wyjątkowo przydatna okazuje się właśnie w podróży, gdy często nie mamy ze sobą komputera, a chcielibyśmy się podzielić zdjęciami ze znajomymi - jak to w social mediach - tu i teraz.
Fujifilm miewało problemy z mobilną aplikacją, i przy okazji testów poprzednich modeli okazywała się ona niestabilna, niechętnie łączyła się z aparatem lub niespodziewanie traciła połączenie. W przypadku X-T20 nic takiego mnie nie spotkało. Urządzenia łączyły się błyskawicznie, a wybrane zdjęcia szybko i sprawnie lądowały w pamięci telefonu.