Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Najnowszy Instax Mini EVO to najbardziej dopracowana odsłona cyfrowego aparatu natychmiastowego Fujifilm i zdecydowanie najbardziej stylowa. Sprawdzamy, jak radzi sobie w praktyce.
Instax Mini EVO nie jest pierwszym cyfrowym aparatem natychmiastowym. Z tą ideą Fujifilm romansuje już od 5 lat, prezentując jej mniej lub bardziej udane wcielenia. Do tej pory w tej serii ukazały się już modele SQ10, SQ20 oraz LiPlay. EVO ma jednak szansę stać się pierwszym, który do tej formy aparatu przyciągnie większe grono użytkowników i sprawi, że cyfrowe Instaxy zaczną cieszyć się większą popularnością. Z kilku prostych względów.
Przede wszystkim Instax Mini EVO jest pierwszym Instaxem, który wygląda naprawdę stylowo. Obudowa w stylu retro przywodzi na myśl klasyczne aparaty dalmierzowe i dobrze wpisuje się w obecne trendy. Dodatkowo wzornictwo podparte jest ciekawą funkcjonalnością. Po raz pierwszy na korpusie Instaxa pojawiają się pokrętła do obsługi poszczególnych funkcji, a aparat może służyć także jako drukarka do zdjęć ze smartfona. Jest to wiec urządzenie 2 w 1, które z jednej strony pozwoli na swobodne fotografowanie, a z drugiej na utrwalanie w fizycznej formie chwil, które uchwyciliśmy nie mając aparatu pod ręką.
Nowego Instaxa pokochali zresztą już sami użytkownicy. Według niedawnych raportów, świetne wyniki modelu Mini EVO wstrzeliły producenta na 2 miejsce pod względem udziału w rynku aparatów kompaktowych w Japonii. Czy to rzeczywiście najlepszy Instax, jaki powstał do tej pory? Zapraszamy Was do naszego krótkiego testu, w którym sprawdzamy jego możliwości.
Do tej pory Instaxy kojarzyły się raczej z kolorowymi zabawkami. Obłe kształty i nieco zwariowane wzornictwo sprawiały, że aparaty te wyglądały być może ciekawie, ale jednocześnie nie należały do najbardziej poręcznych. Wraz z modelem Instax Mini EVO producent zupełnie zrywa z tą tradycją, oddając w nasze ręce urządzenie przypominające i obsługiwane jak zwykły analogowy aparat.
Choć obudowa wykonana została z plastiku, aparat sprawia naprawdę solidne wrażenie, a wykończenie z dużą dbałością o detale wygląda zwyczajnie pięknie. Faktura imitująca skórę, frezowane pokrętło na obiektywie, wstawki graficzne w klimacie retro oraz srebrny górny panel z wajchą stylizowaną na naciąg filmu z klasycznych aparatów analogowych tworzą spójną i bardzo atrakcyjną całość, która przyciąga uwagę i zaskakuje fotografowanych. Wszyscy, którym robiliśmy zdjęcia aparatem, do momentu wydruku byli przekonani, że używamy starego analoga.
Znamienne jest także to, że jest to w zasadzie pierwszy Instax Mini, którego wygląd i systematyka obsługi zachęca do fotografowania w poziomie. O ile możliwe było to w każdym wcześniejszym modelu, dodatkowy spust migawki na górnym panelu sprawia, że wreszcie jest to wygodne (w przypadku chęci fotografowania w pionie, otrzymujemy drugi spust migawki z przodu korpusu, analogicznie do wcześniejszych modelu z serii Mini).
Ciekawie prezentują się także pokrętła i dźwignie sterujące, które sprawiać mają wrażenie, że obsługujemy klasyczny analogowy aparat. Pierścień na obiektywie pozwala nam więc przełączać się pomiędzy 10 wbudowanymi efektami specjalnymi, a pokrętło na górnym panelu obsługuje 10 wbudowanych filtrów kolorystycznych. Efekty możemy ze sobą łączyć, co daje nam w sumie 100 różnych kombinacji. Nie ma więc na co narzekać, choć niektóre filtry mogłyby być nieco ciekawsze.
Wajcha służy zaś do wydawania polecenia wydruku danego zdjęcia. Z powodzeniem wszystkie te funkcje można by zapewne kontrolować z poziomu tylnego panelu, który obsługuje całość pozostałych opcji aparatu, ale w ten sposób aparat najzwyczajniej w świecie dostarcza niespotykanej wcześniej w świecie Instaxa frajdy.
Pierścień i pokrętło przyjemnie klikają, zachęcając do korzystania z wbudowanych efektów, a dźwignia wywoła uczucie nostalgii wśród wszystkich, którzy mieli kiedykolwiek do czynienia z klasycznymi analogami. Pod względem samego wrażenia z fotografowania, to absolutny strzał w dziesiątke. Cieniem na tym pomyśle kładzie się jedynie wspomniany tylny panel oraz wydajność aparatu. W przypadku tej pierwszej kwestii zupełnie niezrozumiałe jest to dlaczego, skoro aparat przybrał poziomą formę, tylne przyciski oraz menu wyświetlające się na ekranie zaprojektowane zostały z myślą o orientacji pionowej.
Choć aparat nie posiada zbyt wielu funkcji, które moglibyśmy kontrolować, to każdorazowe wejście do menu w celu regulacji ekspozycji czy wyłączenia flasha jest zwyczajnie frustrujące, gdyż wymaga od nas obracania aparatu do pionu. Naprawdę nie zliczymy ile razy zamiast nawigować po zdjęciach w trybie podglądu (przyciski lawo-prawo w orientacji pionowej) zaczynaliśmy skalować ich wielkość (przyciski lewo-prawo w orientacji poziomej). Do tego jednak można się przyzwyczaić.
Większym problemem wydaje się natomiast fakt, że aparat niezbyt szybko reaguje na kontrolę przycisków i tak samo wykonuje zdjęcia. Chęć wyłączenia lampy błyskowej czy regulacji ekspozycji wiąże się z koniecznością spędzenia dobrych kilku sekund na uruchomieniu menu i zmiany stosownych parametrów, co w zasadzie uniemożliwia szybką reakcję. To samo dotyczy wykonywania zdjęć. Aparat potrafi dość długo ustawia ostrość i widzimy opóźnienie między wciśnięciem spustu migawki a wykonaniem zdjęcia. Nie da się też szybo wykonywać zdjęć jedno po drugim. Przez to wszystko dużo trudniej niż w przypadku klasycznych analogowych instaksów uchwycić spontaniczne reakcje fotografowanych osób.
Na koniec parę słów o dwóch ciekawych dodatkach, jakimi są stopka do mocowania akcesoriów i gwint statywu. Ten pierwszy pozwala na podpięcie do aparatu np. wizjera lub zewnętrznej lampy, jednak prawdę mówiąc w przypadku aparatu, jakim jest Instax Mini EVO, będzie to mało potrzebne. Aparat oferuje wygodny podgląd kadru na dużym tylnym ekranie (największy z dotychczasowych cyfrowych Instaxów), a mocna lampa błyskowa w zasadzie wyklucza konieczność stosowania innego oświetlenia. Zwłaszcza, że przy braku jakiegokolwiek portu do synchronizacji i tak moglibyśmy w tym wypadku skorzystać wyłącznie z lampy światła ciągłego LED.
Dużo bardziej praktyczny jest wspomniany gwint statywu, który ułatwi ustawienie aparatu i tworzenie zdjęć grupowych z wykorzystaniem samowyzwalacza. Szkoda jedynie, że gwint umieszczony został tylko z boku korpusu, co utrudnia fotografowanie w ten sposób w poziomie (choć oczywiście będzie to możliwe przy odpowiednim pochyleniu głowicy statywu.
Warto jeszcze wspomnieć o ładowaniu i pamięci aparatu. Dużym udogodnieniem względem klasycznych instaxów jest fakt, że do obsługi aparatu nie są nam potrzebne baterie. Jak w przypadku większości współczesnych urządzeń oferuje on wbudowany akumulator, który ładujemy poprzez złącze microUSB (szkoda, że nie USB-C). Cały proces ładowania trwa niestety dość długo, bo około 2-3 godzin. Mogłoby się wydawać, że starczy nam to na wykonanie bardzo wielu zdjęć, ale bateria zaczyna alarmować o niskim poziomie naładowania już po wykonaniu około 100 kadrów. Z drugiej strony w przypadku modelu Mini EVO, który nie powala pod względem szybkostrzelności ten wynik i tak powinien wystarczyć nam na cały wieczór fotografowania.
Jeśli zaś chodzi o sposób przechowywania zdjęć, otrzymujemy dwie opcje. Fotografie możemy zapisywać albo na karcie microSD, albo skorzystać z wbudowanej pamięci aparatu. Ta pozwoli nam na wykonanie około 45 zdjęć. Niewiele, ale powinno wystarczyć w sytuacji gdy przypadkowo zapełnimy kartę.
Instax Mini EVO, podobnie jak model LiPlay, wyposażony został w miniaturową, 5-megapikselową matryce w rozmiarze 1/5”, która pozwoli na wykonywanie zdjęć o rozdzielczości 2560 x 1920 px. To mniej więcej poziom tanich kompaktów sprzed kilkunastu lat i w zdjęciach wykonywanych aparatem nie powinniśmy pokładać żadnych nadziei jeśli chodzi o jakość i oglądanie ich na czymkolwiek innym niż ekran aparatu.
To jednak nie w możliwości cyfrowej archiwizacji wykonanych zdjęć należy upatrywać siły modelu EVO. Główną zaletą cyfrowego instaxa jest to, że możemy drukować tylko wybrane zdjęcia i robić po kilka kopii tego samego ujęcia. Tym samym, chociaż aparat jest widocznie droższy od modeli analogowych (aktualna cena to ok. 899 zł), w perspektywie czasu zaoszczędzimy na wkładach. I to zapewne niemało. Nawet nie chcemy liczyć ile arkuszy zmarnowaliśmy, niechcący wyzwalając migawkę w analogowych instaxach, lub też po prostu wykonując zdjęcia, które nie wyszły.
Choć mamy do czynienia z mała matrycą, nie będzie to miało praktycznie żadnego znaczenia w przypadku wydruków Instax. Zdjęcia, które drukuje Mini EVO wyglądają naprawdę świetnie i w niczym nie przypominają niewyraźnych „tradycyjnych” instaxów. Dla niektórych, inny charakter zdjęć może być wadą, ale powiedzmy sobie szczerze: odbitki instax, dzięki cyfrowemu systemowi przetwarzania obrazu wreszcie wyglądają dobrze. Powiemy nawet więcej - w przypadku modelu EVO są aż zadziwiająco ostre (jak na wydruki Instax Mini), co jest zasługą dwukrotnie większej rozdzielczości druku (1600 x 1600 punktów) niż we wcześniejszych modelach. Dzięki temu, nawet mimo małego formatu wkładów mini (rozmiar samego zdjęcia to raptem 61 x 46 mm), zdjęcia będą bogate w szczegóły.
W tym miejscu mała dygresja. W przypadku Instaxa właściwie trudno mówić o druku, gdyż zdjęcia nie są drukowane w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, a naświetlane za pomocą specjalnego panelu wbudowanego w aparat. Dzięki temu „wydruki” Instax zachowują swój analogowy charakter i prezentują się zdecydowanie najlepiej ze wszystkich natychmiastowych systemów na rynku.
Na górze tryb druku Instax Rich Mode, na dole Instax Natural Mode
Same wydruki, oprócz szczegółowości mogą pochwalić się dobrym odwzorowaniem kolorów i niezłym zakresem dynamicznym. Jest to zasługą nowego trybu drukowania Instax Rich Mode, dzięki któremu otrzymujemy wydruki lepszej jakości. Osoby, które wolą bardziej „sprany” look, przywołujący na myśl tradycyjne odbitki Instax mogą skorzystać z trybu Instax Natural Mode, ale porównując rezultaty z obydwu trybów raczej niewiele osób się na to zdecyduje.
Instax Mini EVO wyposażony został w szerokokątny obiektyw o ekwiwalencie 28 mm i świetle f/2. Dzięki temu nie będziemy mieli problemu by na zdjęciu zmieścić całe grono przyjaciół czy też wykonać sobie selfie (ułatwi nam to lusterko umieszczone nad obiektywem), a dzięki trybowi makro od 10 cm, będziemy w stanie swobodnie fotografować detale.
W przypadku fotografowania w słabym świetle doskonale sprawdzi się lampa błyskowa, która jest naprawdę mocna i która jest w stanie oświetlić nawet większą scenę. Żałujemy natomiast, że aparat nie oferuje trybu Bulb (tryb długich ekspozycji), który mógłby urozmaicić zdjęcia wykonywane nocą. Niestety na tę chwilę taką możliwość oferują jedynie modele Instax SQ10 i SQ20.
Aparat należy pochwalić także za dobrze prezentujące się wydruki czarno-białe. Podczas gdy w pierwszym modelu Square miewały one kolorowe zafarby, tutaj zdjęcia są rzeczywiście monochromatyczne i ładnie się prezentują.
Właściwie jedyną rzeczą, do której można się przyczepić w przypadku fotografowania nowym instaxem (oprócz wspomnianej wcześniej kwestii wydajności) jest fakt iż oferowanych przez aparat efektów nie możemy aplikować bezpośrednio przed samym wydrukiem. Musimy zdecydować się na nie jeszcze przed wykonaniem zdjęcia, którego potem w żaden sposób już nie możemy zmienić, a szkoda. Przełączanie filtrów trwa równie długo, co zmiana innych parametrów aparatu i często po prostu nie mamy czasu na "dokopanie" się do tego, który w danej chwili byłby najciekawszy (mamy jedynie możliwość szybkiego przywołania 3 zapisanych wcześniej ustawień). Chcielibyśmy też mieć np. możliwość wydrukowania wybranych zdjęć w czarno-bieli gdy najdzie nas taka ochota i jesteśmy przekonani, że oprogramowanie aparatu mogłoby na to pozwalać. Takie już jednak widzi-mi-się producenta.
Większą swobodę otrzymujemy używając aparat Instax Mini EVO w formie drukarki do zdjęć ze smartfona, co biorąc pod uwagę dzisiejsze realia jest jedną z jego najważniejszych funkcji. W końcu telefon mamy przy sobie praktycznie zawsze i to często nim wykonujemy te najważniejsze dla nas kadry. W tym wypadku otrzymujemy pełną dowolność i możemy wydrukować absolutnie każdy obraz znajdujący się w pamięci telefonu, np. zapisanego wcześniej mema czy zrzut ekranu.
Dedykowana aplikacja nie oferuje zbyt wiele opcji ingerencji w obraz. Otrzymujemy raptem 3 suwaki do podstawowej korekcji i 4 filtry kolorystyczne. Trochę szkoda, że z poziomu apki nie możemy dodawać efektów z aparatu, nie otrzymujemy też żadnych szablonów jak w drukarce Instax Link Wide, ale nie jest to dużą przeszkodą. Wszelkich edycji możemy przecież dokonać w dowolnej służącej do tego aplikacji i dopiero wydrukować przygotowany obraz.
Tutaj także należy pochwalić drukarkę za wierne odwzorowanie kolorów i niezły zakres dynamiczny. Dziwi jedynie fakt, że w przypadku druku ze smartfona, jest on realizowany w niższej rozdzielczości niż druk zdjęć bezpośrednio z aparatu (800 x 600 punktów względem 1600 x 600 punktów). W efekcie zdjęcia nadal wyglądają dobrze, ale jednak mamy do czynienia z widocznie niższą ostrością wydruków. I bynajmniej nie jest to chęć zmuszenia użytkowników do zakupu osobnego urządzenia - najnowsza drukarka Instax Mini Link 2 także drukuje zdjęcia ze smartfona w takiej rozdzielczości. Ot kolejne nieodgadniona decyzja producenta.
Instax Mini EVO to zdecydowanie najładniejszy z dotychczasowych intaxów, a także model, który stara się nam dostarczać dużo frajdy z fotografowania. Fizyczne pokrętła i pierścienie do regulacji efektów oraz wajcha do drukowania zdjęć stylizowana na naciąg filmu to drobne detale, które sprawiają, że nowy Instax ma w sobie nieco analogowej magii i zwyczajnie chce się po niego sięgać.
Świetne wrażenie psuje nieco powolność aparatu. Ten dość długo się włącza, oferuje mało responsywne menu i z widocznym opóźnieniem reaguje na wciśnięcie spustu migawki, co niekiedy utrudnia uchwycenie spontanicznych momentów. Można powiedzieć, że w niedoskonałości tkwi cała natura Instaxa, ale jednak chcielibyśmy, by urządzenie za 1000 zł działało szybko i możliwie skutecznie.
Nic nie można natomiast zarzucić aparatowi w kwestii jakości wydruków. Te, jak na realia wkładów Mini prezentują się wręcz fenomenalnie, co jest zarówno zasługą nowego, usprawnionego trybu drukowania Instax Rich Mode, jak i większej niż we wcześniejszych modelach rozdzielczości druku.
Mini EVO to w końcu także drukarka do zdjęć ze smartfona, co otwiera przed nami zupełną dowolność w zakresie edycji i zawartości wydruków, a także pozwala w atrakcyjny sposób „materializować” ulubione zdjęcia wykonane telefonami. W dodatku technologia druku Instaxa to dziś absolutnie najlepsze, co możemy otrzymać w zakresie mobilnych drukarek.
Podsumowując, Instax Mini EVO to aparat natychmiastowy godny polecenia i prawdopodobnie najbardziej uniwersalne, a zarazem przyjemnie w użyciu urządzenie z serii Mini. Nie należy do szybkich, ale nadrabia to dowolnością i jakością wydruków. Przede wszystkim to jednak świetna zabawa i przyjemna odskocznia od fotografowania smartfonem.