Instax Wide 400 - test aparatu natychmiastowego

Pierwszy od dekady Instax Wide to model w pełni automatyczny. Bez możliwości korekcji parametrów ale - jak przekonuje producent - z ulepszonym systemem pomiaru ekspozycji. Wide 400 ma być wygodnym aparatem dla każdego. Jak sprawdza się w praktyce?

Autor: Maciej Zieliński

17 Październik 2024
Artykuł na: 6-9 minut

Historia linii Wide sięga roku 1999 kiedy to zaprezentowano pierwszy aparat na szerokie wkłady Instax 100. Co ciekawe pod względem możliwości był to model nawet bardziej zaawansowanym niż najnowszy Wide 400, oferując podstawową kontrolę nad ekspozycją i trybem pracy lampy.

Kolejne modele, Instax (Wide 200, 210 i 300) wprowadzały nieznaczne tylko usprawnienia (lampę błyskową przeniesiono na bok, dodano m.in. gwint statywowy i wygodniejszy uchwyt), przede wszystkim dopasowując stylistycznie aparaty Wide do aktualnej linii Instax Mini.

Najnowsza „czterysetka” skręca nieco z tej drogi i to w kierunku, który wymagającym fotografom niekoniecznie się spodoba. Podczas gdy Polaroid prezentuje najbardziej zaawansowany aparat natychmiastowy w historii, z „prawdziwą” optyką i pełną manualną kontrolą (również z poziomu smartfona), Fujifilm stawia na prostotę obsługi i pełną automatykę. Ale też niską cenę.

Tracimy więc możliwość sterowania lampą i kontroli ekspozycji nawet w tym najprostszym wymiarze jaśniej/ciemniej - Wide 400 to po prostu nieco większa natychmiastowa „małpka”, czyli aparat typu "point-and-shoot". Do kogo adresowany jest ten model najlepiej pokazują również nowe funkcje i akcesoria: wygodny samowyzwalacz, podpórki na pasku i nasadka makro z małym lusterkiem do wygodnego robienia selfie „z ręki”.

Zamysł projektantów jest więc łatwy do odgadnięcia: zamiast zastanawiać się, czy należałoby coś zmienić, użytkownik ma po prostu wcisnąć spust i 90 sekund później otrzymać udane zdjęcie. Brzmi dobrze, a jak jest faktycznie?

Design do którego można poczuć miętę. Lub nie.

Aparat jest jeszcze nieco większy, ale mimo to zdecydowania zgrabniejszy od modelu Wide 300, w którym uchwyt i wizjer wyraźnie wystawały poza obrys aparatu. Instax Wide 400 to prosta i foremna, ale również nieco futurystyczna bryła. Nie brakuje tu designerskich smaczków, które dodają mu charakteru.

Pod względem designu najbliżej mu do linii Square na kwadratowe wkłady. Podobie jak SQ1 wykonany został z matowego tworzywa a nieco brutalistyczną formę skutecznie łagodzi pastelowe wykończenie w kolorze miętowej zieleni. Jednym się to spodoba, a drugim nie. Nam się podoba!

Instaxa Wide 400 niemal w całości wykonano z tworzyw sztucznych. Wydają się być dobrej jakości ale obudowa i tak nieco trzeszczy pod mocniejszym naciskiem. W przypadku aparatów Instax Wide nigdy nie było jednak inaczej.

Aparat ma duży i masywny chwyt a na tylnej ściance dodatkowy profil, na którym wygodnie opieramy kciuk. Mimo sporych rozmiarów aparat jest stosunkowo lekki (ok. 800 g z czterema bateriami AA i ładunkiem), więc bez problemu możemy obsługiwać go nawet jedną ręką. Noszony na pasku nie będzie nam też specjalnie ciążył podczas spacerów i wycieczek.

W modelu 400 wizjer umieszczono po raz pierwszy po lewej stronie co ułatwia fotografowanie w pionie, oraz gdy mamy wokół siebie niedużo miejsca. Ma to więc swoje uzasadnienie, choć skrajnie przesunięty, jak w aparatach dalmierzowych, jest z pewnością wygodniejszy.

Sam wizjer to prosta lunetkowa konstrukcja, która daje w miarę precyzyjny podgląd sceny. Na elemencie optycznym umieszczono również linie pomocnicze, które ułatwiają kadrowanie z małych odległości – celownik odsunięty od osi obiektywu powoduje paralaksę i zafałszowuje faktyczną kompozycję. To miłe ułatwienie i nie trzeba już sobie cały czas powtarzać w głowie „w lewo i w dół, w lewo i w dół”.

Na tylnej ściance znajdziemy jeszcze tylko licznik zdjęć (pozostałych do wykonania) oraz diodę gotowości lampy błyskowej umieszczoną obok wizjera. Zniknął więc ciekłokrystaliczny wyświetlacz oraz tych zaledwie kilka przycisków kontroli ekspozycji i trybu pracy lampy. Aparat możemy co najwyżej włączyć lub wyłączyć.

Producent pozostawia nam wpływ jedynie na odległość ostrzenia, której błędny wybór w przypadku Instaxa Wide jest akurat najczęstszą przyczyną nieudanych zdjęć. Strefowy system obsługujemy szerokim karbowanym pierścieniem na obiektywie. Delikatny obrót w lewo uruchamia aparat i jednocześnie ustawia ostrość w wyjściowym zakresie odległości 0,9-3 m.

Jeśli fotografujemy szerszą scenę, musimy pamiętać by obrócić pierścień jeszcze raz do oznaczonej na tubusie pozycji dystansu dla obiektów od 3 m do nieskończoności. Odległość ogniskowania możemy też skrócić zakładając na przednią soczewkę dodawaną nasadkę. Wówczas minimalny dystans to 40 cm, co wystarczy już by zrobić autoportret.

Jedyna dodatkowa funkcja, to samowyzwalacz z dedykowaną dźwignią, której nie sposób przeoczyć. Obracamy ją z wyczuwalnym klikiem a zapalające się kolejne diody oznaczają odpowiednio 4, 6, 8 i 10-sekundowe opóźnienie wyzwolenia migawki. Dla fanów grupowych portretów z pewnością bardzo użyteczna opcja!

W wykonywaniu zdjęć z rodziną i przyjaciółmi pomóc ma też drobny, ale jakże użyteczny gadżet, w postaci skośnej podpórki zamocowanej na pasku. Ułatwi ona ustawienie aparatu pod odpowiednim kątem, co jest wiecznym problemem - znamy to wszyscy doskonale.

Fotografowanie jest znacznie prostsze. I nic na to nie poradzimy

Wkładamy ładunek spasowując ze sobą żółte markery. Zamykamy klapkę i wciskamy spust. Pierwsze wyzwolenie sprawia, że aparat wypluwa czarną zaślepkę wkładu. Zaczyna się odliczanie od 10.

Aparat sam dobiera najlepszy czas otwarcia migawki z przedziału 1/64 do 1/200 s. W tym zakresie nic się nie zmieniło od narodzin linii Wide. Od 25 lat nie zmieniła się też czułość filmu (ISO 800) oraz konstrukcja optyczna obiektywu. To wciąż ten sam prosty układ dwóch elementów wykonanych z poliwęglanu o stałej przysłonie f/14 i ogniskowej 95 mm (ekwiwalent 35 mm dla pełnej klatki).

Oznacza to, że Instax Wide 400 powinien robić dokładnie takie same zdjęcia jak jego poprzednicy. O ile oczywiście czujnik pomiaru ekspozycji poprawnie oceni natężenie zastanego światła. Bo to on ma obecnie pełnię kontroli nad efektami naszych trudów.

Trzeba przyznać, że w większości sytuacji, pomiar światła radzi sobie dobrze i poprawnie naświetla zdjęcia. Ma lekką tendencją do prześwietlania, ale zbyt jasne zdjęcia często wynikają też z warunków w jakich fotografujemy. W pełnym słońcu nie jest w stanie ani mocniej przymknąć przysłony, ani skrócić czasu ekspozycji, ani obniżyć czułości materiału.

Oczywiście zdarzają się też typowe błędy, które bardziej doświadczony fotograf jest w stanie od razu przewidzieć. W przypadku kontrastowych scen, zawierających duże ciemne obszary, system uśrednia pomiar co prowadzi to rozjaśnienia cieni i jednocześnie prześwietlenia świateł. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia na powyższych zdjęciach.

 

I niestety nie jesteśmy w stanie powtórzyć zdjęcia z ręcznie wprowadzoną ujemną korekcją, by zachować głębokie cienie i oddać na zdjęciu faktyczny nastrój sceny. Warto uważać też na powierzchnie mocno odbijające światło, które też potrafią zdezorientować pomiar aparatu.

 

Bardzo dobrze Instax Wide 400 radzi sobie za to w sytuacjach „imprezowych”. Zdjęcia wykonywane w krótkim dystansie, z automatycznie wyzwolonym fleszem, udają się niemal zawsze. Moc błysku w relacji do czułości filmu wydaje się być policzona tak, by ujęcia osób znajdujących się w odległości ok. 2-3 metrów - a więc wystarczającej by zmieścić w kadrze nawet małą grupkę - były zawsze ostre i dobrze naświetlone.

Podsumowanie

Nowy Instax Wide 400 okazał się dokładnie tym czego się spodziewaliśmy. To świetnie zaprojektowany, intrygujący stylistycznie aparat natychmiastowy, który dobrze sprawdzi się jako gwiazda wieczoru, podczas rodzinnego pikniku i każdej innej aktywności z bliskimi nam osobami, którą chcemy natychmiast uwiecznić. 

Bardziej wymagający użytkownicy szybko poczują jednak niedosyt, bo brak jakiejkolwiek kontroli nad ekspozycją może utrudniać realizowanie swoich twórczych wizji. Każdy, kto poznał już trochę materiały Instax wie, że choć jest to film znacznie bardziej powtarzalny niż mocno eksperymentalny Polaroid, potrzebnych jest czasami wiele prób by osiągnąć zamierzony cel.

Oczywiście Instax również potrafi nas zaskoczyć, dodając zdjęciom ten pierwiastek analogowej magii i nieprzewidywalności. Jak w przypadku tego ujęcia - jednego z moich ulubionych wykonanych tego lata. 

 

Skopiuj link

Autor: Maciej Zieliński

Redaktor naczelny serwisu fotopolis.pl i kwartalnika Digital Camera Polska – wielki fan fotografii natychmiastowej, dokumentalnej i podróżniczego street-photo. Lubi małe dyskretne aparaty, kolekcjonuje albumy i książki fotograficzne.

Komentarze
Więcej w kategorii: Analog
Valoi Easy35 - test systemu do digitalizacji negatywów
Valoi Easy35 - test systemu do digitalizacji negatywów
Easy35 to proste rozwiązanie, które ma pozwalać na szybkie i wygodne skanowanie negatywów za pomocą własnego aparatu. Czy faktycznie jest to tak proste na jakie wygląda? I czy jakość tak...
54
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (1)