Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
79%
Pod koniec września producent zaprezentował trzy nowe aparaty. Wśród nich znalazł się model LX15, który w kompaktowym korpusie oferować ma wszystko, czego od zaawansowanego kieszonkowca mogą wymagać użytkownicy. Sprawdzamy, czy jest tak w rzeczywistości.
Aparat możemy zaliczyć do kieszonkowców - bez problemu zmieścimy go w kieszeni spodni, choć nieco wystający obiektyw będzie powodował lekki dyskomfort. Projektantom Panasonica udało się jednak sprawić, że aparat gabarytami przypomina konkurencyjnego Sony RX100 V, który jest obecnie najmniejszym zaawansowanym kompaktem na rynku. Jest od niego jedynie 4 mm wyższy, 1 mm grubszy (60 x 105,5 mm) i 12 gramów cięższy (310 g). Biorąc pod uwagę jaśniejszy obiektyw, manualny pierścień przysłony i dodatkowe pokrętło na górnym panelu, to osiągnięcie warte wypunktowania.
Po lewej Lumix LX15, po prawej Sony RX100 V
Stylistyką aparat nie odbiega znacznie od tego, co oferuje większość kompaktów na rynku, a szkoda. Producent mógłby w jakiś ciekawy sposób zaakcentować linie kompaktów premium. Uwydatniowny grip i frezowane pokrętła sprawiają lepsze pierwsze wrażenie niż aparat Sony, ale niestety pod względem designu aparat prezentuje się nieco mniej atrakcyjnie niż konkurencyjny Canon G7X Mark II z dynamicznymi rysami obudowy, mocno wyeksponowanym ogumowanym gripem i charakterystycznymi czerwonymi wykończeniami.
Na plus zaliczyć trzeba jednak staranność wykonania aparatu. Korpus w większości został zrobiony ze stopu metali (przednia i górna ścianka), co zdarza się nieczęsto w przypadku aparatów kompaktowych i powinno zagwarantować dużą odporność na uszkodzenia mechaniczne. Pierścienie i pokrętła wykonano z kolei z aluminium, co również zasługuje na pochwałę. Niestety nie mogło być zbyt pięknie - tylna ścianka jest plastikowa i choć jej jakości i sztywności nie mamy nic do zarzucenia, to obniża ona jednak ogólną odporność aparatu.
Pochwalić należy dobre spasowanie poszczególnych elementów. Przyciski, przełączniki, pokrętła oraz zawias ekranu są starannie wkomponowane w obudowę i ruszają się z właściwym oporem. Jedyne zastrzeżenie mamy do klapki baterii, która nie odskakuje samoistnie przy zwolnieniu blokady i trzeba ją podważać paznokciem. Być może jest to jednak wyłącznie kwestia modelu, który trafił do nas na testy.
Otrzymujemy też standardowy zestaw złącz w postaci portu microHDMI i microUSB, choć tylko w standardzie 2.0. Szkoda jedynie, że mimo zaawansowanych funkcji filmowych aparatu, producent nie zdecydował się na umieszczenie złącza mikrofonu i stopki akcesoriów, które mogłyby okazać się znaczną przewagą nad aparatami innych firm i zyskać sympatyków wśród blogerów, którzy upodobali sobie konkurencyjnego Canona G7X.
Niestety mimo solidnej konstrukcji, nie otrzymujemy uszczelnień. Wiąże się to z pytaniem o to, jak prezentuje się kwestia zbierania się kurzu na matrycy i wewnątrz mechanizmu obiektywu, co jest niestety zmorą kompaktów. W większości wypadków niezbyt długi okres czasu jaki aparaty spędzają u nas w redakcji uniemożliwia odpowiedzenie na to pytanie. W przypadku Lumixa LX15 jest niestety inaczej.
Po kilku dniach noszenia aparatu w kieszeni, wewnątrz obiektywu dało się zauważyć “paprochy”, które niestety uwidaczniają się na zdjęciach podczas mocniejszego przymknięcia przysłony. Wizyta z aparatem na plaży nie wchodzi więc raczej w grę. Konieczne tez będzie wyposażenie się w jakiś pokrowiec.