Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
78%
EOS M6 to następca konsumenckiego modelu M3, który ze względu na dobry stosunek jakości do ceny cieszył się dużą popularnością wśród fotoamatorów. Co oferuje nowy model i jak wypada na tle konkurencji? Przekonajmy się!
Pod względem szybkości pracy aparat może konkurować nawet z bardziej zaawansowanymi konstrukcjami. EOS M6 uruchamia się szybko - pierwsze zdjęcie jesteśmy w stanie wykonać już w około 1,2 s od startu. Aparat momentalnie reaguje na zmianę natężenia światła, nie obserwujemy też żadnych widocznych opóźnień między kontrolą pokręteł i przycisków, a regulacją parametrów. Wzorowo spisują się także funkcje dotykowe, które pozwalają na wygodne sterowanie ustawieniami i podgląd zdjęć. Tryb podglądu to zresztą jedna z lepszych implementacji tego rozwiązania na rynku.
Nawigować po zdjęciach i je powiększać jesteśmy w stanie zarówno za pomocą dotyku jak i pokręteł, co najważniejsze beż żadnych opóźnień. Zdjęcia można wyświetlić również w formie indeksu i w trybie histogramu. Mamy jednak dwa zastrzeżenia. Dość długo, bo około 2 sekundy trwa samo uruchomienie trybu podglądu, a podczas szybkiej nawigacji po zdjęciach również mamy do czynienia z niepotrzebną animacją, która wyświetla kolejne kadry na pomniejszonym pasku. Zdecydowanie wolelibyśmy zobaczyć tu system pełnoekranowej nawigacji, znany z lustrzanek producenta
Aparat, jak na konstrukcję kierowaną do amatorów nie najgorzej wypada także pod względem trybu seryjnego. Dzięki zastosowaniu nowego procesora, aparatem możemy fotografować teraz z prędkością 9 kl./s (7 kl./s przy pełnym wsparciu AF). Warto przypomnieć, że w przypadku poprzednika były to raptem 4 kl./s. Z maksymalną prędkością w jednej serii wykonamy 16 zdjęć RAW (i tyle samo przy zapisie RAW + JPEG) oraz 26 zdjęć w formacie JPEG.
I choć na pierwszy rzut oka wydajność bufora prezentuje się bardzo przeciętnie, to warto nadmienić, że w przypadku serii JPEG i szybkiej karty SDHC UHS-I U3, odpuszczenie spustu migawki na ułamek sekundy spowoduje błyskawiczne przerzucenie zdjęć na kartę i pozwoli na dalsze fotografowanie z maksymalną prędkością. Jesteśmy więc w stanie fotografować serią niemal bez przerwy. Niestety w przypadku zapisu RAW opróżnienie bufora trwa około 8 sekund, podczas których nie będziemy mogli podejrzeć zdjęć ani wejść do menu podręcznego aparatu. Pod tym względem konkurencja radzi sobie lepiej.
W Canonie EOS M6 lepiej niż u poprzednika zoptymalizowano pobór energii, dzięki czemu oficjalna liczba możliwych do wykonania zdjęć wzrosła z 250 do 295 zdjęć. Warto jednak nadmienić, że najwyraźniej są to wartości zaniżone, gdyż bez większego problemu na jednym ładowaniu powinniśmy wykonać między 400 a 500 zdjęć.
W praktyce akumulator wystarczy nam na około 3 godziny intensywnego fotografowania, lub na cały dzień pracy, jeśli zdjęcia będziemy wykonywać bardziej oszczędnie. To dobry wynik jak na bezlusterkowca. Szybkiego drenażu baterii nie obserwujemy także w trybie filmowym. Bez problemu powinniśmy nagrać około 1,5-2 godziny materiału.
Dosyć przeciętnie aparat wypada natomiast pod względem migawki. Ta pozwala na pracę w zakresie czasów 1/30 - 1/4000 s, co jest standardowym wynikiem w tej klasie aparatów. W oczy rzuca się delikatne opóźnienie spustu (shutter lag), nie jest ono jednak tak dotkliwe jak w przypadku modelu M3. Największym zdziwieniem, podobnie jak w przypadku flagowego bezlusterkowca EOS M5, jest jednak brak możliwości skorzystania z migawki elektronicznej, którą oferują już chyba wszyscy producenci bezlusterkowców i która pozwala na bezgłośne fotografowanie, a także pracę z szeroko otwartą przysłoną w mocnym słońcu.
Sprawnie działa tryb Auto ISO, który dobrze dobiera minimalne czasy ekspozycji i wartości ISO względem używanej ogniskowej, starając się nie schodzić poniżej 1/60 sekundy. Producentowi należy się jednak nagana za brak możliwości ręcznego ustawienia granicznych czasów naświetlania dla trybu Auto ISO, pod tym względem niedoścignionym wzorem pozostaje Fujifilm.
EOS-a M6 wyposażono w ten sam co w przypadku flagowego bezlusterkowca Canona (EOS M5) , oparty o piksele detekcji fazy na matrycy system autofokusa Dual Pixel AF. To zresztą jedna z najważniejszych aktualizacji względem poprzednika, który korzystał jeszcze z pomiaru detekcji kontrastu.
Łącznie do pomiaru służy 49 punktów AF, ale my nie możemy wybrać konkretnego - ramka AF przesuwa się płynnie po polu pokrywającym około 80 procent powierzchni kadru w poziomie i w pionie. Oznacza to, że nie będziemy mogli ustawić ostrości na obiektyw znajdujące się na samych brzegach kadru, ala zastanówmy się - jak często faktycznie to robimy? No właśnie.
Pokrycie kadru punktami AF
System AF działa wyjątkowo sprawnie, co zresztą podkreślamy przy okazji każdego testu aparatu wyposażonego w technologię Dual Pixel. Ostrość w przypadku krótszych systemowych zoomów z serii EF-M ustawiana jest niemal natychmiastowo - przeostrzenie z planu dalekiego na bliski odbywa się w czasie zaledwie 0,10-0,15 sekundy. Autofokus dobrze radzi sobie także w przypadku słabego oświetlenia. Podczas fotografowania nocą, aparat potrzebuje oczywiście znacznie więcej czasu na wyostrzenie (od 0,3 s do nawet 1 s), ale nie zdarza się, by system miał problem z potwierdzeniem ustawienia ostrości.
Nieco więcej czasu (około 0,2-0,3 s) aparat będzie potrzebował również na efektywne przeostrzenie w przypadku pomiaru ciągłego, warto jednak nadmienić, że zwykle tego ustawienia używamy do śledzenia obiektów przemieszczających się stopniowo, w jednej płaszczyźnie. Z tym pomiar ciągły radzi sobie bardzo dobrze. Irytuje jedynie fakt, że w trybie pomiaru ciągłego AI Servo nie będziemy w stanie skorzystać z pomiaru jednopunktowego, a jedynie ze strefy 3 x 3 punkty, co choć na pewno poprawia sprawność systemu śledzenia, to utrudnia precyzyjne ustawienie ostrości w wybranym przez nas miejscu.
Stosunek wielkości ramki AF do powierzchni całego kadru w trybie autofokusa ciągłego AI Servo
Szkoda też, że otrzymujemy dość skromny wybór funkcji. Do wyboru mamy tylko pomiar jednopunktowy, strefowy (3 x 3 punkty) oraz pomiar śledzący z wykrywaniem twarzy. Ten ostatni dobrze radzi sobie z utrzymaniem ostrości na osobach znajdujących się w kadrze, ale jest mało wydajny w przypadku próby blokowania ostrości na ręcznie wybranych obiektach. Nie otrzymujemy też żadnej możliwości regulacji autofokusa ciągłego AI Servo, ale od aparatu tej klasy chyba nie powinniśmy tego w ogóle oczekiwać.
Nieco problematycznie prezentuje się także kwestia swobodnej regulacji rozmiaru punktu AF, co może okazać się pewną przeszkodą w portrecie, gdzie chcielibyśmy, by ostrość była na przykład ustawiona dokładnie na oku fotografowanej osoby. Punkt możemy jedynie nieco zmniejszyć, jednak będziemy mogli z niego korzystać wyłącznie w trybie pojedynczym. Nie otrzymujemy też funkcji śledzenia oka, oferowanej przez bezlusterkowce Sony i Fujifilm. Zaskoczyła nas jednak implementacja dotykowego autofokusa. Aparat momentalnie reaguje na dotyk, ale nie pozwala w ten sposób ustawić ostrość. Aby ustawiać ostrość dotykowo musimy jednocześnie włączyć funkcję dotykowej migawki, co jest irytujące. Większość aparatów na rynku (nawet lustrzanki producenta) pozwalają rozdzielić funkcje dotykowej migawki i ustawiania ostrości.
Jak zwykle w przypadku aparatów Canona, otrzymujemy 4 tryby pomiaru światła: wielosegmentowy (matrycowy), punktowy, skupiony (punktowy rozszerzony), centralnie ważony uśredniony. W aparatach Canona zwykle najbardziej uniwersalny okazuje się pomiar matrycowy, który sprawnie radzi sobie nawet trudniejszych sytuacjach oświetleniowych, czego rezultatem jest bardzo dobrze zbalansowana ekspozycja. Nie obserwujemy tendencji do prześwietlania bądź niedoświetlania kadru.
Swoją rolę dobrze spełniają także pozostałe tryby pomiaru. Trzeba pochwalić pomiar rozszerzony, który w przypadku wielu kontrastów w środku kadru dostarczy nam nieco lepiej zbalansowanych, a przez to zazwyczaj przyjemniej wyglądających zdjęć niż pomiar matrycowy.