Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Zaprezentowany wczoraj EOS M6 to najnowszy reprezentant bezlusterkowej rodziny aparatów Canona. Aktualizacja pokazanego przed dwoma laty modelu M3 do konstrukcji wprowadza niewielkie, ale istotne zmiany. Podczas premiery mieliśmy okazję przyjrzeć im się bliżej.
Zaprezentowany dwa lata temu model EOS M3 był pierwszym poważniejszym przedsięwzięciem producenta w temacie aparatów bezlusterkowych. I choć z pewnością nie jest aparatem doskonałym, to kompaktowe rozmiary oraz stosunkowo niska cena sprawiły, że do teraz cieszy się duża popularnością wśród użytkowników. Konstrukcja widocznie jednak odstawała od tego, co do zaoferowania miały zaawansowane bezlusterkowce innych producentów.
Pokazany jesienią flagowy model EOS M5 udowodnił, że producent coraz poważniej traktuje ten segment aparatów, a my zastanawialiśmy się co takiego zobaczymy przy okazji aktualizacji modelu M3. O tym mogliśmy przekonać się wczoraj, podczas premiery aparatu. Czy w ciągu 2 lat projektantom Canona udało się przekształcić konstrukcję w zaawansowanego, kompaktowego bezlusterkowca na miarę naszych czasów?
Przy pierwszym kontakcie z modelem EOS M6, w oczy od razu rzuca się jego wygląd. Choć bryła aparatu pozostała niemal niezmieniona, konstrukcja prezentuje się znacznie lepiej, zwłaszcza w wersji czarno-srebrnej, która w wyjątkowo udany sposób łączy klasykę z nowoczesnością i wygląda po prostu ładnie. Poza tym aparat lepiej leży w dłoni - grip oraz podkładka pod kciuk zostały delikatnie uwypuklone, a imitująca skórę, gwarantująca pewny chwyt gumowa okleina pokrywa teraz cała powierzchnię przedniego i tylnego panelu. Na pierwszy rzut oka aparat sprawia wrażenie dużo bardziej dopracowanej konstrukcji.
Niestety nie mogło być zbyt kolorowo. Producent porzucił bowiem metalową, magnezową obudowę na rzecz plastiku, co sprawia, że cała konstrukcja sprawia wrażenie dużo mniej wytrzymałej. I choć EOS M6 nie jest adresowany do zawodowców, to wolelibyśmy żeby wraz z nowymi odsłonami producent konstrukcję wzbogacał, a nie zubażał.
Na szczęście potknięcie w postaci plastikowego body wynagradza nam udoskonalona ergonomia, która sprawia, że aparat staje się dużo bardziej poręczny, wygodny i szybszy w obsłudze. Największą zmianą jest pojawienie się nowego pokrętła, umieszczonego bezpośrednio pod pokrętłem korekcji ekspozycji, do którego możemy zaprogramować obsługę różnych funkcji i które sprawia, że aparat będziemy mogli obsługiwać równie efektywnie jak zaawansowaną lustrzankę.
Dwa pokrętła nastaw pozwalają bowiem na dużo szybsze i wygodniejsze sterowanie parametrami aparatu. Co prawda rolę drugiego pokrętła już w modelu M3 mógł spełniać tylny wybierak, jednak z racji jego niewielkich rozmiarów i faktu, że pełnił również rolę joysticka, nie było to najwygodniejszym rozwiązaniem. Samo pokrętło korekcji ekspozycji zostało z kolei wyciągnięte wysoko poza kontur aparatu, co sprawia, że jest dużo wygodniejsze w obsłudze.
Oprócz tego, projektanci zwiększyli nieco pokrętło umieszczone pod spustem migawki, co również wpływa na komfort pracy, a także zmienili układ przycisków na tylnym panelu, na który narzekaliśmy przy okazji testu modelu M3. Najczęściej używane przyciski, służące blokadzie ekspozycji, regulacji pola AF czy powiększeniu kadru nareszcie umieszczono na podkładce pod kciuk, dzięki czemu są łatwiej dostępne. Same przyciski, choć delikatnie mniejsze, dzięki uwypukleniu są teraz lepiej wyczuwalne.
Aparat od poprzednika wypada znacznie lepiej także pod względem możliwości personalizacji. Pokrętło PASM oferuje teraz 2 pozycje trybów użytkownika, do których możemy przypisać całość ustawień aparatu, a własne funkcje możemy zaprogramować do 3 przycisków na obudowie i wszystkich 4 pozycji tylnego wybieraka. Dla porównania, w modelu M3 otrzymywaliśmy jedną pozycję ustawień użytkownika i łącznie 4 przyciski funkcyjne. Zmiana jest więc istotna i pozwoli na lepsze dopasowanie funkcji aparatu do własnych potrzeb, zwłaszcza że lista możliwych do przypisania funkcji jest całkiem bogata.
Menu personalizacji aparatu Canon EOS M6
To tyle jeśli chodzi o samą budowę. A jakie zmiany zaszły “pod maską”? Ciągle otrzymujemy ten sam 24-milionowy sensor APS-C, tym razem wspierany jest on jednak najnowszej generacji procesorem obrazu DIGIC 7, co zapewnić ma lepszą jakość zdjęć i co pozwoliło zwiększyć prędkość trybu seryjnego z 4 do 7 kl./s (9 kl./s w trybie pojedynczego AF). Dzięki temu aparat nareszcie okaże się bardziej przydatny w przypadku fotografowania akcji, na przykład sportu.
Pomoże w tym także nowy, znany z topowych modeli producenta układ autofokusa Dual Pixel AF. System był przez nas bardzo pozytywnie oceniany w przypadku wszystkich testów aparatów Canona i nic nie wskazuje na to by tym razem miało być inaczej. Autofokus ostrzy momentalnie i nie ma problemów nawet w bardziej zaciemnionych miejscach. To na pewno jedno z najbardziej istotnych usprawnień, pozwalające aparatowi bycie konkurencyjnym wobec zaawansowanych konstrukcji innych producentów. Wydaje się także, że producent uporał się także z problemem dużego opóźnienia migawki, które było zmorą modelu M3, dokładnie sprawdzimy to jednak dopiero przy okazji pełnego testu aparatu.
Z nowości należy wymienić także możliwość rejestrowania obrazu z prędkością 60 kl./s w jakości Full HD w trybie filmowym, a także pojawienie się modułu Bluetooth, który pozwoli na współpracę z zaprezentowanym razem z aparatami pilotem zdalnego sterowania BR-E1 i który prawdopodobnie będzie odpowiedzialny także za współpracę z niektórymi funkcjami aplikacji mobilnej. Producent zapowiada bowiem jej znaczną aktualizację, a pojawienie się łączności Bluetooth daje nadzieję, że producent wyposaży ją w coś w rodzaju funkcji przesyłania zdjęć na bieżąco, podczas fotografowania, w jaką w zeszłym roku wyposażył swoje aparaty Nikon.
Reszta aparatu wydaje się pozostawać niezmieniona. Otrzymujemy taki sam, 3-calowy, dotykowy i odchylany ekran LCD, wbudowaną lampę błyskową oraz złącze mikrofonowe. Wygląda jednak na to, że projektantom udało się lepiej zoptymalizować pobór energii. Mimo wykorzystania tego samego akumulatora, jego deklarowana wydajność wzrosła z 250 do 295 zdjęć.
Razem z aparatem Canon pokazał też nowy, opcjonalny wizjer elektroniczny EVF-DC2, który choć oferuje taką samą rozdzielczość jak wcześniejszy model EVF-DC1 (2,36 Mp), to jest od niego znacznie mniejszy i lżejszy, a także dużo lepiej się prezentuje, tworząc z spójną wizualnie całość z korpusem aparatu. Obraz charakteryzuje się dużą częstotliwością odświeżania i całkiem dobrze radzi sobie z odwzorowaniem kolorów, choć w przypadku urządzenia za które musimy zapłacić ponad 1000 zł, chcielibyśmy otrzymać nieco większe powiększenie obrazu - pod tym względem wizjer wydaje się odstawać od tych oferowanych przez bardziej zaawansowane bezlusterkowce konkurencji. Nowy wizjer nie oferuje też możliwości odchylania do pionu, na co pozwalał jego poprzednik.
Czy więc Canon EOS M6 znajdzie dla siebie miejsce na rynku? Największym problemem bezlusterkowej linii aparatów Canona jest jednak ciągle oferta dedykowanych obiektywów, która woła o pomstę do nieba. Na razie znajduje się w niej tylko 7 obiektywów i to w dodatku ciemnych (z wyjątkiem modelu 22 mm f/2). Na szczęście system Dual Pixel AF doskonale współpracuje z pełnoklatkowymi szkłami Canona przy wykorzystaniu adaptera EF-EOS M, co sprawia, że nowy aparat może okazać się bardzo ciekawym, dodatkowym aparatem dla osób posiadających już lustrzankę producenta.
Mimo to wprowadzone wraz z nowym modelem zmiany, choć z pozoru niewielkie, sprawiają, że aparat sprawia wrażenie dużo bardziej kompletnej, a przede wszystkim uniwersalnej i konkurencyjnej wobec aparatów innych producentów konstrukcji. Oprócz znacznie usprawnionej ergonomii, otrzymujemy bowiem świetny system AF, który sprawia, że aparat bez większych problemów powinniśmy być w stanie wykorzystać także w bardziej wymagających warunkach, a dzięki wygodnemu korpusowi i bogatym możliwościom korpus przypadnie do gustu tak amatorom jak i bardziej doświadczonym fotografom.
Niestety aparat debiutuje w dużo wyższej cenie niż poprzednik, co może utrudnić dotarcie do odbiorcy. Za samo body na polskim rynku zapłacimy 3569 zł. Warto tutaj przypomnieć, że w dniu premiery EOS M3 w zestawie z obiektywem kitowym kosztował 2749 zł (przy uwzględnieniu cashbacku). Różnica jest więc dosyć istotna.