Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
85%
Fujifilm GFX 50S to bez wątpienia jedna z najgłośniejszych premier ubiegłego roku. W nasze ręce trafił jeden z pierwszych finalnych egzemplarzy, przekonajmy się więc czy rzeczywiście jest bezlusterkowym objawieniem, na które czekaliśmy!
Projektując GFX-a projektanci skupili się się na przełożeniu dobrze znanej nam “analogowej” ergonomii systemu X na konstrukcję średnioformatową. Dość powiedzieć, że zrobili to bardzo dobrze. Mimo masywnego body, aparat obsługuje się nad wyraz wygodnie, przyzwyczajenie się do systematyki obsługi nie zajmie dłużej niż kilka chwil, a użytkownicy modeli X-T poczują się jak w domu.
Ergonomia aparatów Fujifilm, z osobnymi pokrętłami nastaw czasu migawki oraz ISO i przysłoną sterowaną za pomocą pierścienia na obiektywie jest najbliższa klasycznym analogowym konstrukcjom, co sprawia, że praca z aparatem jest nad wyraz przyjemna, a przede wszystkim wyjątkowo szybka. Jednak producent poszedł na rękę także osobom nie przyzwyczajonych do “manualnej” systematyki obsługi aparatów Fujifilm. Odpowiednia konfiguracja ustawień sprawi, że głównymi parametrami będziemy mogli sterować także za pomocą wybieraków umieszczonych na przednim i tylnym panelu.
Bardzo przydatny i wygodny okazuje się także joystick służący do zmiany pola pomiaru AF, a aparat oferuje także aż 4 przyciski bez oznaczeń do których możemy przypisać własny zestaw funkcji, w tym takie pozycje jak blokada AF czy pomiar ekspozycji. Systematyka obsługi ma jednak też pewnie wady. By dosięgnąć przycisku Drive, musimy wpierw przełożyć aparat do lewej ręki, a prawą oderwać od gripa. Podobnie jest w przypadku przycisków podglądu i kasowania zdjęć umieszczonych na górze modułu ekranu.
Niezbyt wygodnie prezentuje się także kwestia kompensacji ekspozycji. Odpowiada za nią miniaturowy dedykowany przycisk niedaleko spustu migawki, którego obsługa dla niektórych może oznaczać konieczność nienaturalnego wygięcia palca wskazującego. Funkcję kompensacji możemy przypisać także do tylnego pokrętła, jednak aby jej dokonać trzeba będzie je obracać jednocześnie wciskając, co przez ograniczającą nieco ruchy podkładkę pod kciuk okazuje się zupełnie nieefektywne i frustrujące. Z drugiej strony warto pamiętać, że problemy te znikną w przypadku pracy ze statywem, gdy mamy swobody dostęp do górnego panelu.
Jak wspomnieliśmy, aparat pozwala na naprawdę dużo w kwestii personalizacji. Własne funkcje przypiszemy do 5 przycisków na obudowie, 4 pozycji tylnego wybieraka kierunkowego oraz wciskanego tylnego pokrętła. Jak widzimy na poniższym przykładzie, zestaw dostępnych opcji jest bogaty, a co bardzo wygodne, menu personalizacji możemy szybko przywołać przyciskając dłużej przycisk ‘DISP. BACK’. Oprócz tego otrzymujemy w pełni programowalne menu podręczne Q, którego całość ustawień możemy zapisać do 7 osobnych ’slotów’, co pozwoli na szybkie wyświetlenie ulubionego zestawu funkcji, w zależności od okoliczności i stylu pracy.
Menu personalizacji aparatu Fujifilm GFX 50S
Samo menu podręczne jest proste i przejrzyste, ciągle jednak mamy do czynienia z charakterystycznym dla aparatów Fujifilm problemem ‘odwrotnego’ ruchu pokrętła. Mianowicie poszczególne wartości - na przykład ustawień odszumiania obrazu - zwiększamy obracając pokrętło w lewo, anie jak podpowiada intuicja - w prawo. Można się jednak do tego przyzwyczai.
Również menu główne prezentuje się wygodnie. To ten sam układ, z którym mamy do czynienia w przypadku najnowszych aparatów Fujifilm X. Pogrupowane pionowo i logicznie opisane zakładki oferują wygodny dostęp do większości ustawień, choć z początku dla niektórych problematyczny może być fakt, że menu nie oferuje dostępu do wszystkich funkcji jakie spodziewalibyśmy się tam znaleźć. Dla przykładu nie znajdziemy możliwości włączenia rozszerzonych czułości. Na pokrętle ISO, w odróżnieniu od innych aparatów producenta nie znajdziemy też pozycji “H”, która sugerowałaby do nich dostęp. Dopiero przełączenie się na pozycję C, pozwalającą na sterowanie parametrami ISO za pośrednictwem tylnego wybieraka otworzy nam do nich dostęp. Po dłuższym czasie spędzonym z aparatem wszystkie tego typu kwestie stają się jasne, z początku jednak odnalezienie niektórych funkcji może sprawiać pewne kłopoty.
W przypadku Fujifilm GFX 50S otrzymujemy dość szczególną konstrukcję wizjera elektronicznego. Celownik jest odczepiany, co pozwala na zastąpienie go nowatorskim, odchylanym na boki i do góry wizjerem opcjonalnym. Celownik jest duży (powiększenie 0,85 x), jasny, i wyjątkowo szczegółowy (3,69 Mp), dzięki czemu podgląd obrazu jest bardzo wygodny. Mimo dużej rozdzielczości, świetnie wypada także pod względem odświeżania obrazu (100 kl./s), co było zmorą wizjera w konkurencyjnym aparacie Hasselblada. Nie zauważyliśmy problemów nawet podczas pracy w gorszym oświetleniu.
Standardowy wizjer aparatu Fujifilm GFX 50 S
Opcjonalny wizjer odchylany
Wizjer dobrze też odwzorowuje kolorystykę sceny, niestety ma jednocześnie delikatną tendencję do zbytniego rozjaśniania podglądu (zwłaszcza cieni) w trybie symulacji ekspozycji, co zauważymy szczególnie w przypadku zdjęć wykonywanych nocą. W wizjerze (i na ekranie) będą one prezentować się tak jak byśmy tego chcieli, po zgraniu na komputer i podglądzie na skalibrowanym monitorze okaże się jednak że mamy do czynienia z niedoświetleniem rzędu 0,5 EV. Dodatkowym problemem jest pojawienie się szumów i migotania obrazu po zablokowaniu ostrości - mankament znany z wizjerów wcześniejszych konstrukcji Fujifilm. Dziwi to tym bardziej, że w zaprezentowanym w zeszłym roku modelu X-T2 projektantom udało się ten problem znacznie zminimalizować.
Jeżeli chodzi o rozkład informacji, otrzymujemy zestaw charakterystyczny dla Fujifilm, z tym że poszczególne ikony zostały dużo lepiej rozplanowane - zajmują jedynie wąski obszar u góry i dołu kadru, co pozwala na bardzo wygodne kadrowanie. Łącznie wyświetlimy w nim 22 parametry. Co ważne w wizjerze możemy wyświetlić także siatkę, wirtualną poziomnicę oraz histogram RGB na żywo. Możemy w nim także podejrzeć wykonane fotografie oraz wejść w ustawienia menu.
Informacje wyświetlane w wizjerze aparatu
Co bardzo ważne, w przypadku przełączenia się wyłącznie na korzystanie z wizjera, wyłączony zostanie czujnik oka, co pozwoli na dość szybkie uśpienie aparatu, a tym samym oszczędność baterii w przypadku gdy ten będzie zwisał na pasku na ramię. W przypadku większości producentów czujnik oka dotykający ubrania powoduje ciągłe wybudzanie aparatu ze stanu uśpienia. Tutaj wybudzenie nastąpi dopiero po wciśnięciu do połowy spustu migawki.
Bardzo podobnie prezentuje się kwestia 3,2-calowego ekranu LCD o rozdzielczości 2,36 Mp, czyli najwyższej jaką możemy znaleźć obecnie w panelach tego typu. Wyświetlany obraz jest bardzo szczegółowy i wiarygodny, a monitor bardzo wiernie odwzorowuje kontrast i nasycenie barw na zdjęciach. Tutaj też mamy jednak do czynienia z delikatną tendencją do rozświetlania cieni.
Co jednak najważniejsze, ekran jest dotykowy i odchylany w aż 3 kierunkach (konstrukcja zaprezentowana przy okazji modeli X-T2), co z pozoru może nie wydawać się mało użyteczne, ale znacznie ułatwia pracę w pionie, gdy aparat znajduje się na statywie. Ekranowi nie mamy nic do zarzucenia także w kwestii responsywności. Bardzo sprawnie reaguje na dotyk, co pozwoli szybko ustawić punkt AF w wybranym miejscu oraz wygodnie przeglądać i powiększać zdjęcia tak, jak robimy to na naszych smartfonach.
Na ekranie wyświetlimy ten sam zestaw informacji, co w wizjerze aparatu, a to sprawia, że w obydwu przypadkach praca będzie tak samo efektywna. Dodatkowo, na ekranie wyświetlimy histogram RGB na żywo oraz wirtualną poziomicę.
Informacje wyświetlane na ekranie LCD aparatu
Świetnie spisuje się także łudząco przypominający ten z modelu Leica SL pomocniczy ekran LCD wykonany w technologii E-ink. Dzięki niej podgląd ustawień nie znika z ekranu, nawet po wyłączeniu aparatu. Dodatkowo możemy go podświetlić, zobaczymy wtedy negatyw obrazu, który wyświetlany jest standardowo.
Oprócz podstawowych parametrów fotografowania (czas migawki, przysłona, ISO, kompensacja ekspozycji) wyświetlimy w nim 4 ikony informujące nas o nastawieniach poszczególnych funkcji, np. balansu bieli, rozmiaru zdjęcia, poziomie naładowania baterii czy informacji o aktualnie używanym slocie karty. Szkoda, że dodatkowych pozycji nie możemy wyświetlić więcej, na ekranie spokojnie zmieściłyby się kolejne 3-4 ikony. Z drugiej strony, przy takim nagromadzeniu informacji byłby zapewne mniej czytelny.