Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
82%
Piąta odsłona najbardziej zaawansowanego kieszonkowca na rynku wprowadza usprawnienia, które jeszcze bardziej zwiększają dystans do rywali. Czy jednak są na tyle istotne by inwestować w następcę świetnego RX100IV?
Sony RX100 V to ta sama sprawdzona, kompaktowa (101,6 mm x 58,1 x 41 mm) i lekka aluminiowa konstrukcja. Z zewnątrz, za wyjątkiem nieco bardziej wystającej górnej ścianki, pod którą teraz chowa się cały ekran, nie zmieniło się w zasadzie nic. Aparat jest zwarty i solidny, wykonanie nie budzi żadnych wątpliwości.
Minusem pozostaje brak jakiegokolwiek gripu czy nawet materiału antypoślizgowego (śliskie aluminium nie należy do najprzyjemniejszych w dotyku i nie gwarantuje dobrego chwytu), brak wygodnych pokręteł nastaw (obrotowy joystick na tylnym panelu jest znacznie mniej efektywny w użycie niż dobrze rozlokowane pokrętła takich modeli jak Panasonic LX15 czy Canon G5 X), a także brak dotykowego ekranu, co w 2017 roku woła o pomstę do nieba i sprawia, że aparat jest znacznie mniej wygodny w obsłudze od modeli konkurencji.
Sam ekran nadal jest też bardzo podatny na zarysowania. Rysy powstałe na powłoce przeciwodblaskowej, które widzicie na poniższych zdjęciach pojawiły się po 30 minutach, które aparat spędził w plecaku wraz z rzeczami codziennego użytku. Warto przy tym dodać, że nie nosimy w nim ostrych narzędzi czy diamentów, które mogłyby łatwo zarysować szklany ekran. Co gorsza ekran rysuje się także o sam korpus aparatu (wspomnianą wyżej bardziej wystającą górną ściankę) przy odchylaniu go do góry. Nietrudno domyślić się jak może prezentować się po kilku miesiącach użytkowania. Konieczne będzie więc noszenie aparatu w etui lub naklejenie folii ochronnej na monitor.
Łuszczenie się powłoki antyrefleksyjnej to zresztą problem nie tylko serii RX. Podobnie zachowuje się również w innych konstrukcjach producenta w tym w najdroższej linii Sony A7. Może najwyższa pora coś z tym zrobć?
Minusem jest też brak uszczelnień, bo od aparatu za 5 tys. złotych, można już chyba ich wymagać. Ogólne możliwości aparatu sprawiają bowiem, że mógłby być on wykorzystywany w bardzo zróżnicowanych warunkach. W całej konstrukcji najbardziej denerwuje jednak wspomniany już tylny joystick, który z racji wykonania z plastiku nie pasuje do całości i sprawia wrażenie jakby był zaczerpnięty z innego, tańszego modelu. Do tego nie jest zbyt precyzyjny.
Szkoda także, że konstrukcji ciągle nie wyposażono w złącze mikrofonowe. Rozumiemy, że aparat nie może być zbyt konkurencyjny w stosunku do innych modeli producenta, ale przy tej cenie raczej by mu to nie groziło, a filmowcy mogliby otrzymać bardzo ciekawe, kompaktowe rozwiązanie do nagrywania materiałów w terenie. Pochwalić należy za to obecność wyjścia microHDMI oraz USB (niestety ciągle w standardzie 2.0).
Ogólnie rzecz biorąc, sama konstrukcja aparatu nie jest zła, jednak przy niewielkim wkładzie ze strony projektantów mogłaby być niemal doskonała. Na razie wygląda to trochę tak, jakby nie wrócili oni z urlopu, na który wybrali się kilka generacji aparatu temu.