Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
75%
Pierwszy zaawansowany bezlusterkowiec producenta ma być alternatywą dla lustrzanek ze średniej półki cenowej i wreszcie godną konkurencją dla aparatów innych firm. Czy obietnice te znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Aparat niestety nie należy do najszybszych jeśli chodzi o czas startu. Pierwsze zdjęcie będziemy wstanie wykonać w czasie 1,9 sekundy od włączenia aparatu. W przypadku obiektywu kitowego 15-45 mm trzeba jeszcze dodać do tego czas potrzebny na zwolnienie blokady szkła. Sprawia to, że Canon EOS M5 raczej nie przypadnie do gustu osobom, dla których liczy się szybkość reakcji. Oczekiwanie na włączenie aparatu może sprawić, że umknie nam ciekawe ujęcie. Lepsze wyniki notujemy w przypadku wybudzania aparatu ze stanu uśpienia - zdjęcie wykonamy już w czasie 0,5 sekundy.
Na szczęście dużo lepiej prezentuje się ogólna szybkość działania aparatu. Ta przebija to, co do zaoferowania mają chociażby aparaty Sony i sprawia, że aparatem fotografuje się bardzo wygodnie. Prawie tak wygodnie jak aparatami Fujifilm, a to już spore osiągnięcie. Nie obserwujemy opóźnień podczas powiększania zdjęć, aparat błyskawicznie reaguje na zmianę parametrów ekspozycji i obsługę przycisków. Jedynym poważnym mankamentem jest długi (prawie 2 sekundy) czas wczytywania podglądu zdjęć po ich wykonaniu. Sprawia to, że trudno będzie nam szybko na bieżąco podejrzeć efekty pracy. Gdy już jednak podgląd się wczyta, nawigacja po zdjęciach i ich skalowanie odbywa się bez przeszkód. Denerwuje też nieco animacja regulacji parametrów wyświetlana podczas ruchu pokręteł. Nie dość, że pokazuje zmiany nastaw z opóźnieniem, to jest w ogóle niepotrzebna, gdyż efekt regulacji parametrów i tak zobaczymy na spodzie ekranu w miejscach wyświetlania informacji o ekspozycji.
Dzięki zaimplementowaniu najnowszego procesora DIGIC 7, aparat jest w stanie fotografować z prędkością aż 9 kl./s (7 kl./s przy pełnym wsparciu AF). To bardzo dobre osiągi, które niestety trudno będzie nam wykorzystać w praktyce, a to za sprawą rozczarowującej pojemności bufora. W przypadku zdjęć seryjnych z maksymalną prędkością, będziemy w stanie wykonać tylko 26 zdjęć JPEG. Warto przypomnieć, że bufor modelu M3 czyszczony był na bieżąco i pozwalał na wykonanie nawet 1000 zdjęć w serii. Spadek wydajności bufora dla plików JPEG nieco dziwi, ale należy pamiętać, że jest on najprawdopodobniej spowodowany dwa razy szybszym trybem seryjnym. Na pokładzie jest jednak procesor DIGIC 7 - spodziewaliśmy się, że będzie znacznie lepiej.
W przypadku zdjęć RAW, z maksymalną prędkością wykonamy 16 ujęć. Jeśli obniżymy prędkość do 7 kl./s liczba ta wzrośnie do 20, co oznacza, że serią będziemy w stanie fotografować przez maksymalnie 3 sekundy. Niezbyt długo. Przeciętnie wypada także kwestia czyszczenia bufora - zgranie serii zdjęć RAW zajmuje około 10 sekund, podczas których nie będziemy mogli podejrzeć zdjęcia ani wejść do menu podręcznego aparatu. Warto przy tym podkreślić, że test wykonywaliśmy na szybkiej karcie SDHC UHS-I U3. W przypadku zwykłych kart czas ten drastycznie się wydłuży. Aparat zawiedzie więc fotografów, którzy w modelu M5 upatrywali poręcznego zamiennika dla EOS-a 80D.
Aparat pochwalić należy za czas pracy na baterii, która zazwyczaj jest zmorą bezlusterkowców. EOS M5 korzysta z tego samego akumulatora, co poprzednik (LP-E17, pojemność 1040 mAh) i według producenta pozwoli nam wykonać między 295 a 420 zdjęć. Wygląda na to, że są to wartości dość zaniżone. Bez problemu na jednym ładowaniu powinniśmy być w stanie wykonać około 500-600 zdjęć.
W praktyce akumulator wystarczy nam na około 3-4 godziny intensywnego fotografowania, lub na cały dzień pracy, jeśli zdjęcia będziemy wykonywać bardziej oszczędnie. To bardzo dobry wynik jak na bezlusterkowca. Szybkiego drenażu baterii nie obserwujemy także w trybie filmowym. Bez problemu powinniśmy być w stanie nagrać około 1,5-2 godziny materiału.
Dosyć przeciętnie aparat wypada natomiast pod względem migawki. Ta pozwala na pracę w zakresie czasów 1/30 - 1/4000 s, co jest standardowym wynikiem w tej klasie aparatów. W oczy rzuca się jednak opóźnienie spustu (shutter lag), które choć nie jest tak dotkliwe jak w przypadku modelu M3, to jednak zauważalne. Największym zdziwieniem jest jednak brak możliwości skorzystania z migawki elektronicznej, jaką to oferują chyba wszyscy producenci bezlusterkowców i która pozwala na bezgłośne fotografowanie korzystanie z superkrótkich czasów fotografowania.
Nieźle natomiast prezentuje się tryb Auto ISO, który sprawnie dobiera czułość do pozostałych parametrów ekspozycji tak, byśmy byli w stanie wykonać ostre zdjęcie. Ma on jednak delikatną tendencję do faworyzowania krótkich czasów naświetlania przez co czułość niekiedy podbijana jest wyżej niż wydaje się to potrzebne, owocując pojawieniem się szumów na zdjęciach.
EOS M5 to pierwszy bezlusterkowiec producenta wyposażony w system Dual Pixel AF, funkcjonujący w oparciu o piksele detekcji fazy umieszczone na matrycy, który bardzo dobrze ocenialiśmy w przypadku najnowszych lustrzanek. Czy równie dobrze sprawdza się tutaj? Łącznie otrzymujemy 49 punktów AF, ale nie możemy wybrać konkretnego - ramka autofokusa przesuwa się płynnie po ekranie. Punkty AF pokrywają około 80 procent powierzchni kadru w poziomie i w pionie, czyli około 60% całej powierzchni kadru. Oznacza to, że nie będziemy w stanie ustawić ostrości na obiekty znajdujące się na samych brzegach kadru.
Pokrycie kadru punktami AF
Bardzo dobre wrażenie robi szybkość autofokusa. Ta ustawiana jest niema natychmiastowo - przeostrzenie z planu dalekiego na bliski odbywa się w czasie 0,1 sekundy (tryb pojedynczy). Nieco więcej czasu (około 0,2-0,3 s) aparat będzie potrzebował na efektywne przeostrzenie w przypadku pomiaru ciągłego, warto jednak nadmienić, że zwykle tego ustawienia używamy do śledzenia obiektów przemieszczających się stopniowo, w jednej płaszczyźnie. Z tym pomiar ciągły radzi sobie bardzo dobrze, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę skuteczność systemu AF w trybie Live View w lustrzankach producenta.
Pewne problemy napotkamy niestety w słabych warunkach oświetleniowych, co nieco dziwi, gdyż system Dual Pixel AF bardzo dobrze spisywał się pod tym względem w lustrzankach. Musimy liczyć się z tym, że w przypadku bardziej zaciemnionych scen i zdjęć nocnych ostrzenie będzie utrudnione.
Najbardziej w przypadku autofokusa zawodzi jednak dość skromny wybór funkcji. Otrzymujemy jedynie pomiar jednopunktowy, strefowy (3 x 3 punkty) oraz pomiar śledzący z wykrywaniem twarzy. Ten ostatni dobrze radzi sobie z utrzymaniem ostrości na osobach znajdujących się w kadrze, ale jest mało wydajny w przypadku próby blokowania ostrości na ręcznie wybranych obiektach. Nie otrzymujemy też żadnych możliwości regulacji autofokusa ciągłego AI Servo, na co coraz częściej pozwala już konkurencja i co powinno być możliwe w najbardziej zaawansowanym aparacie w linii.
Problemem jest także brak możliwości swobodnej regulacji rozmiaru punktu AF, co może okazać się dużą przeszkodą w przypadku wykonywania portretów, gdzie chcielibyśmy, by ostrość była na przykład ustawiona dokładnie na oku fotografowanej osoby. Punkt możemy jedynie nieco zmniejszyć, jednak będziemy mogli z niego korzystać wyłącznie w trybie pojedyncznym. Pochwalić należy jednak działanie autofokusa dotykowego. Aparat momentalnie reaguje na dotyk i pozwala szybko ustawić ostrość.
Tym, co z pewnością zainteresuje wiele osób jest fakt, że aparat wyjątkowo sprawnie radzi sobie z obsługa autofokusa szkieł EF, podpinanych przez dołączany do zestawu adapter. W przypadku wcześniejszych modeli, do dyspozycji otrzymywaliśmy jedynie punkt centralny. W modelu M5 otrzymujemy taką samą swobodę jak w przypadku dedykowanych szkieł. Ostrość ustawiana jest niemal tak samo szybko jak przy użyciu szkieł EF-M, co znacznie rozszerza możliwości wykorzystania aparatu w pracy.
EOS M5 oferuje 4 tryby pomiaru światła (wielosegmentowy, skupiony, punktowy i centralnie ważony). W większości wypadków najlepiej wypadnie pomiar wielosegmentowy, choć ten będzie miał tendencję do niedoświetlania zdjęć w przypadku gdy większość kadru będzie jasna. Niestety tak samo będzie w przypadku pomiaru centralnie ważonego. W takich sytuacjach najlepszy efekt powinien dać nam pomiar skupiony.
W odwrotnym wypadku, gdy większość kadru będzie zaciemniona, a jasne partie znajdą się w jego centrum, również będziemy mieli problemu z odpowiednim zbalansowaniem ekspozycji. Żaden z trybów pomiaru nie dostosuje parametrów w taki sposób by cienie były odpowiednio rozświetlone. Dziwi to tym bardziej, że aparaty Canona zawsze bardzo dobrze radziły sobie z pomiarem światła. Na szczęście w większości zwykłych sytuacji pomiar światła waży ekspozycje bez żadnych problemów.