Obiektywy
Hasselblad XCD 75 mm f/3.4 P - uniwersalne parametry i wysoka jakość obrazu w poręcznej formie
75%
Pierwszy zaawansowany bezlusterkowiec producenta ma być alternatywą dla lustrzanek ze średniej półki cenowej i wreszcie godną konkurencją dla aparatów innych firm. Czy obietnice te znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Aparat cechuje dobrze przemyślana ergonomia. Otrzymujemy aż 4 pokrętła, (w tym dedykowane pokrętło ekspozycji) które pozwolą nam na szybki dostęp do regulacji każdego z parametrów. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest dwufunkcyjne pokrętło na górnym panelu, którego działanie (standardowo ISO/Balans bieli) przełączamy za pomocą umieszczonego na nim przycisku. Po pierwsze, znacznie przyspiesza to pracę, a po drugie operowanie nim jest dużo wygodniejsze niż w przypadku malutkiego pokrętła z tyłu aparatu (choć z niego także możemy korzystać w celu regulacji nastaw). W dodatku jeśli nie zależy nam na obsłudze dwóch funkcji, do wspomnianego przycisku możemy przypisać własne ustawienia.
Niestety, nie zostało ono najlepiej rozmieszczone - położono je dość głęboko na górnym panelu i trzymając aparat w ręce musimy zadzierać kciuk, by efektywnie nim operować. Dodatkowo zakres ruchów dość znacznie ogranicza znajdujące się obok pokrętło ekspozycji. Z pewnością będzie to problemem dla osób o większych palcach.
Układ przycisków na tylnym panelu jest bardzo podobny do tego, który znamy z modelu M3 i kompaktów z serii G-X, z tą różnicą, że przyciski blokady ekspozycji i regulacji ramki AF zostały umiejscowione dużo wygodniej, na wypustce pod kciuk. Bardzo wygodnie obsługuje się też spust migawki, jak i znajdujące się pod nim pokrętło.
Pomiędzy wszystkimi trybami fotografowania szybko przełączymy się za pomocą znajdującego się z lewej strony górnego panelu pokrętła PASM, które - co trzeba zaznaczyć - wyposażono w blokadę, dzięki czemu nie będziemy mieć problemu z przypadkowym przełączaniem się ustawień. Dodatkowo otrzymujemy dwie pozycje użytkownika (C1, C2), do których można przypisać całość ustawień aparatu, z czego na pewno ucieszą się bardziej zaawansowani twórcy, chcący mieć możliwość szybkiego przywołania ulubionych ustawień.
Personalizacja to zresztą całkiem mocny punkt aparatu. Bez problemu zamienimy między sobą funkcjonalność i kierunki obrotu wszystkich pokręteł, a własne funkcje będziemy mogli przypisać do 4 przycisków na obudowie oraz do 4 kierunków tylnego wybieraka. W przypadku każdego z nich otrzymujemy nieco odmienny zestaw możliwych do nadpisania ustawień, mimo to każdy powinien być w stanie bez problemu zaprogramować aparat “pod siebie”. Łącznie, dla każdego programowalnego przycisku otrzymujemy 21 możliwych do przypisania funkcji. Otrzymujemy także 3 pozycje użytkownika w menu Style Obrazu, do których możemy przypisać zmodyfikowane pod własne potrzeby istniejące profile kolorystyczne, lub te pobrane z internetu.
Menu ustawień osobistych i lista funkcji możliwych do przypisania przyciskow M-Fn
Możliwości personalizacji aparatu ograniczone są jednak dość zaskakującą wadą. Mimo finalnego firmware’u, w aparacie nie mogliśmy do przycisku blokady ekspozycji (*) przypisać funkcji AF-L, mimo że opcja ta znajduje się w menu personalizacji. Blokada działać będzie jedynie w przypadku gdy do spustu migawki przypiszemy jednocześnie blokadę ekspozycji. Nie działa natomiast w wariancie przypisanie pod oba przyciski funkcji AF-L. Zwykły użytkownik prawdopodobnie nigdy nie zwróci na to uwagi, może to być jednak problemem dla zawodowców, przyzwyczajonych do blokowania ostrości osobnym przyciskiem, którzy chcieliby wykorzystywać EOS-a M5 jako dodatkowy aparat.
Żadnych problemów nie napotkaliśmy natomiast w działaniu menu podręcznego. Wygląda analogicznie do tych implementowanych w najnowszych kompaktach producenta i dzięki rozmieszczonym po bokach ekranu ikonom pozwala na wygodne i szybkie ustawienie najważniejszych funkcji aparatu. Pozycje wyświetlania poszczególnych ikon możemy między sobą zamieniać, niestety nie możemy wymienić ich na inne funkcje, nie znajdujące się w podstawowym zestawie.
Aparat nie oferuje wprawdzie wiele opcji, które moglibyśmy przypisać do menu podręcznego, ale miłym udogodnieniem byłaby chociaż możliwość włączenia za jego pośrednictwem peakingu ostrości czy menu ustawień osobistych. Aby to zrobić musimy niestety każdorazowo włączać menu standardowe, lub przejść do innego widoku menu podręcznego, wciskając kilkukrotnie przycisk INFO, co nie należy do najwygodniejszych rozwiązań.
Podstawowe menu aparatu niczym nie zaskakuje. I dobrze. Canon od lat stosuje ten sam przejrzysty układ funkcji, posegregowanych w poziome zakładki dotyczące ustawień fotografowania, ustawień aparatu, funkcji indywidualnych oraz ustawień Mojego Menu, w którym zapisać możemy najczęściej używane przez siebie pozycje. Po menu możemy dodatkowo nawigować dotykowo, co jest miłym udogodnieniem.
Niewielkim problemem może być dla niektórych jedynie spolszczenie menu gdzie pozycje typu „Nastawy wyróżniania MF” (focus peaking) czy przedstawiane za pomocą skrótów „Nastawy AF dot. z przec.” (ustawienia dotykowego autofokusa) bywają mylące i utrudniają znalezienie pożądanych funkcji.
EOS M5 to pierwszy bezlusterkowiec producenta z wizjerem elektronicznym. Czy powinniśmy się obawiać? Absolutnie nie. Wizjer o rozdzielczości 2,36 Mp i punkcie ocznym 22 mm jest jasny, duży i zapewnia wysoki komfort pracy. Podgląd wydaje się być delikatnie mniejszy niż w modelu X-T2 (producent nie udostępnia szczegółowych danych na temat współczynnika powiększenia), ale za to nie obserwujemy tu problemów z nagłym pojawianiem się szumów po wciśnięciu do połowy spustu migawki i zablokowaniu ostrości. Nie zauważyliśmy też żadnych problemów z odświeżaniem obrazu. Po włączeniu przyspieszenia, obraz wyświetlany jest z prędkością 120 kl./s, co zapewnia wygodny i płynny podgląd w każdej sytuacji.
Wizjer niestety nie należy do najbardziej wiarygodnych jeśli chodzi o reprodukcję barw. Kolory widziane w wizjerze są dużo mocniej nasycone niż te, które zobaczymy na zdjęciu. Na szczęście bardzo precyzyjnie działa funkcja symulacji ekspozycji. Obraz widziany przed wciśnięciem spustu migawki, pod względem jasności będzie prawie w 100% pokrywał się z docelową fotografią.
W Wizjerze wyświetlimy najpotrzebniejszy zestaw informacji tj. główne parametry ekspozycji wraz z informacją o stanie baterii, trybie fotografowania i pozostałym miejscu na karcie(umieszczone wygodnie na spodzie, w ramce niezasłaniającej kadru) oraz większość ustawień z menu podręcznego. Możemy także włączyć wyświetlanie elektronicznej poziomicy oraz histogramu na żywo.
Taki sam zestaw funkcji wyświetlimy na ekranie LCD, choć tu już nie będą tak przyjemnie rozlokowane, a szkoda. Chcielibyśmy zobaczyć podobną ramkę u dołu ekranu, jak w wizjerze. Najważniejsze jednak, że ekran możemy w pełni oczyścić z wyświetlanych informacji w celu rzetelnej oceny kadru.
Sam ekran jest odchylany o 90 stopni w górę i o 180 stopni w dół, co ewentualnie pozwoli na wykadrowanie autoportretu. Będzie natomiast zupełnie niefunkcjonalnym rozwiązaniem dla vlogerów, którzy zwykle stawiają aparat na statywie. A to już uniemożliwi efektywne odchylenie ekranu. Na szczęście otrzymujemy świetnie działające funkcje dotykowe, za pomocą których możemy wygodnie (i szybko) przeglądać i powiększać zdjęcia, nawigować po menu, wyzwalać migawkę oraz sterować położeniem punktu AF. Szkoda jedynie, że jego wielkości nie możemy regulować rozciągając palce, tak jak ma to miejsce w aparatach Panasonica.
Warto jednak wspomnieć o bardzo wygodnej funkcji, pozwalającej na dotykowe sterowanie punktem AF podczas spoglądania w wizjer. Choć podobną możliwość oferują zarówno aparaty Panasonica, Olympusa i Fujifilm, Canon pod tym względem nie ma sobie równych. Jako jedyny pozwala bowiem na precyzyjne określenie jaka część ekranu ma być aktywna na dotyk podczas spoglądania w wizjer.
Jasność ekranu możemy regulować, nie otrzymujemy natomiast możliwości regulacji jego kolorystyki. Na szczęście nie będzie to potrzebne, gdyż ekran bardzo wiernie odwzorowuje kolory. Co ciekawe w menu znajdziemy też możliwość włączenia trybu wyświetlania nocnego, który przyciemni i ociepli wyświetlany obraz, by ten nie raził w oczy podczas nocnej pracy. Rozwiązanie to dobrze znają użytkownicy iPhone’ów.
Jedynym problemem jest fakt, że zdjęcia wyświetlane na ekranie są jaśniej niż wyglądają w rzeczywistości. Dotyczy to zwłaszcza cieni, co niestety sprawia, że w niektórych sytuacjach, z zwłaszcza w warunkach słabego oświetlenia trudno będzie nam ocenić jak zdjęcie będzie wyglądać po zgraniu materiału na komputer. Miejsca, w których na ekranie zobaczymy wiele szczegółów, w rzeczywistości mogą okazać się całkiem mocno zacienione.