Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
79%
Czy tani zawsze musi oznaczać gorszy? Pod lupę bierzemy nową portretówkę Yongnuo. Zobaczcie czym może zaskoczyć model YN 100 mm f/2.
Za każdym razem podczas premier obiektywów Yongnuo dziwimy się, że firma z Państwa Środka nie narusza żadnego z patentów Canona. Jej konstrukcje są niemal wiernymi kopiami modeli japońskiego producenta. Zarówno font jak i rozmieszczenie poszczególnych oznaczeń to istna kalka. Podobnie zresztą jak wymiary - choć w tym wypadku akurat zauważymy pewne różnice. YN 100 mm f/2 waży około 400 g, a odpowiednik Canona 460 g, Poza tym portretówka Yongnuo jest od niego trochę dłuższa - mierzy 76.6 x 122 mm wobec 73.5 x 75 mm.
Jednak już po chwili obcowania z nowym modelem chińskiego producenta zauważymy, że wizualny projekt tubusu ma pewne niedociągnięcia. Przykładowo, oznaczenie YN 100 mm F2 nie znajduje się na tej samej osi co okienko ze skalą odległości hiperfokalnej oraz oznaczenie długości ogniskowej. Tak więc po przymocowaniu stałki do aparatu nazwa obiektywu będzie przesunięta w prawą stronę, co zaburza ogólną harmonię projektu. Ale reszta nie odbiega już od standardu - wszelkie detale i oznaczenia są podobne do tych z Canona 100 mm f/2.
Natomiast zaskoczyła nas budowa nowego Yongnuo, która stoi na naprawdę wysokim poziomie. Wprawdzie tubus nie został uszczelniony, przez co nie jest odporny na niekorzystne warunki atmosferyczne, to jednak nie odnieśliśmy wrażenia, że producent musiał zrezygnować z jakości na rzecz niskiej ceny. Nowy model YN 100 mm f/2 został częściowo wykonany z metalu i tworzyw sztucznych. Na dodatek wszystkie elementy są dobrze dopasowane, a podczas pracy z obiektywem nie zauważyliśmy żadnych konstrukcyjnych niedociągnięć. To naprawdę dobrze wykonany sprzęt, co - jak na jego cenę - może być sporym zaskoczeniem.
Na tubusie znajdziemy okienko z czytelną skalą odległości hiperfokalnej, przełączniki trybów ostrości (AF - autofokus, MF - manualne ostrzenie) oraz rowkowy pierścień ustawiania ostrości. Przełącznik AF/MF jest mały, ale za to wyraźnie zaakcentowany. Z kolei pierścień ostrości charakteryzuje się delikatnym oporem, przez co precyzyjne ręczne ostrzenie może okazać się dla niektórych problematyczne.
Nie tylko wygląd, lecz także i wnętrze nowego Yongnuo jest łudząco podobnie do jego pierwowzoru. Model YN 100 mm f/2 - tak samo jak odpowiednik Canona - został wyposażony w układ optyczny składający się z 8 soczewek ułożonych w 6 grupach. Do tego otrzymujemy 9-listkową przysłonę, która w połączeniu z ogniskową 100 mm i światłem f/2 ma zagwarantować plastyczne rozmycie nieostrości, jak również efektowne bokeh. Maksymalne powiększenie wynosi 0,14x, a na przednią soczewkę będziemy w stanie zamocować filtry o średnicy 58 mm. Niestety frontowy element nie został pokryty żadną powłoką antystatyczną - lubi więc przyciągać wszelkiego rodzaju kurz i brud. Poza tym dokładne oczyszczenie soczewki nie należy do łatwych zadań.
W kwestii zestawu handlowego musimy pochwalić producenta, że nie zapomniał uwzględnić obiektywu. Otrzymujemy jedynie model YN 100 mm f/2 oraz folię, w którą został owinięty. Jest także pudełko, które akurat wyglądem przypomina karton, w którym otrzymujemy szkła Nikona, a nie Canona - charakterystyczny font oraz czarno-złota kolorystyka.