Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
92%
Bardziej zaawansowany brat modelu S5II oferuje szereg udogodnień dla twórców wideo. Czy warto za nie dopłacać? Czy droższa konstrukcja skrywa coś jeszcze? Sprawdzamy to w naszym teście.
Choć aparat ma wszystko, by konkurować z innymi współczesnymi pełnymi klatkami, łapie niestety lekką zadyszkę w zakresie gotowości do pracy. O ile czas reakcji na kontrolę parametrów, czy nawigowanie po menu jest niemal wzorowy, aparat niestety długo się włącza. Pierwsze zdjęcie od startu wykonamy dopiero po ponad 2 sekundach. Takie wyniki w świecie współczesnych bezlusterkowców w zasadzie się już nie zdarzają i przynajmniej w zakresie fotografii mogą utrudniać nam szybkie uchwycenie ujęć. Tym bardziej, że tak samo długo aparat wybudza się w trybu uśpienia. Co ciekawe przy pierwszym starcie aparatu po dłuższym (kilkugodzinnym) okresie nieużywanie, czas potrzebny na „postawienie” aparatu jest jeszcze dłuższy.
Mamy wrażenie, że z jakiegoś, bliżej nieznanego powodu jest to konsekwencja umiejscowienia w aparacie wyłącznie slotów na karty SD. Podobną ślamazarność w zakresie czasu gotowości przejawiał model GH6, znikała ona jednak w momencie, gdy pracowaliśmy z kartą CFExpress.
Tu niestety nie ma takiej możliwości i niestety to także jeden z największych minusów modelu S5IIX, gdyż bez wykorzystania dysku SDD nie jesteśmy w stanie wyciągnąć z niego pełnych możliwości (o tym dalej w rozdziale poświęconym wideo). Ale nawet jeśli chodzi o samo fotografowanie, opcja 1 x slot CFE i 1 x slot SD byłaby z pewnością bardziej praktycznym rozwiązaniem. Nowe karty są po prostu szybsze, pojemniejsze, wytrzymalsze i dużo szybciej zgrywają się na dysk (przy wykorzystaniu odpowiednio szybkiego czytnika i interfejsu w komputerze), stając się wygonym współczesnym standardem. Wygląda jednak na to, że to celowe działania mające utrzymać dystans przed nadchodzącymi, jeszcze bardziej zaawansowanymi modelami (np. Lumix S2H).
Kolejnym problemem bywa dość długie wczytywanie trybu podglądu. Co prawda, gdy już się w nim znajdziemy zdjęcia do rozmiaru 100% możemy powiększać w zasadzie momentalnie, ale jednak da się zaobserwować widoczną opóźnienie pomiędzy samym wciśnięciem przycisku Play a uruchomieniem podglądu zdjęć. Trwa to około sekundy. Niewiele, ale jednak wystarczająco byśmy za każdym razem zwracali na to uwagę.
Na szczęście, jak już wspomnieliśmy, po procesie uruchomienia aparat nie przejawia żadnych problemów związanych z wydajnością. Wszystko dzieje się błyskawicznie, nie napotkaliśmy też na żadne istotne bugi czy problemy z zawieszaniem się aparatu. Jeszcze raz warto podkreślić bardzo dobrze zaimplementowane funkcje dotykowe i wygodną nawigację po interfejsie aparatu. To w tym wypadku mocny, a często traktowany po macoszemu czynnik, wpływający na szybkość pracy z aparatem.
Aparat wypada naprawdę nieźle w zakresie możliwości trybu seryjnego. W najwyższym trybie HS wykonamy zdjęcia z prędkością 30 kl./s ze wsparciem śledzącego systemu AF, a przed zapełnieniem bufora zapiszemy 200 zdjęć, niezależnie czy korzystamy z zapisu RAW + JPEG czy samych JPEG-ów, co w najgorszym przypadku da nam około 7-sekundową serię. Należy mieć jedynie na uwadze, że prędkość ta dostępna jest jedynie w trybie migawki elektronicznej oraz to, że w przypadku tak szybkiego zapisu nie otrzymujemy podglądu obrazu na żywo, co nieco ogranicza jego skuteczność.
Seria C-AF
Aby zachować pełne możliwości podglądu należy zejść do trybu H, w którym aparat zapisze 8 lub 7 kl./s w zależności od tego czy fotografujemy z migawką elektroniczną czy mechaniczną. Niestety w tym trybie wydajność bufora także wynosi 200 zdjęć dla zapisu RAW+JPEG, ale już 300 zdjęć dla zapisu JPEG. To oczywiście w pełni wystarczające rezultaty, które zapewnią nawet 40-sekundowe serie, ale jednak większość konkurentów w takich wypadkach oferuje już praktycznie nieograniczony bufor. Szkoda też, że prędkość serii z pełnym poglądem Live View nie jest nieco wyższa - 8-7 kl./s na sekundę to wynik charakterystyczny dla aparatów sprzed kilku lat. Nie można natomiast mówić o tym, by taka wydajność w jakiś widoczny sposób nas ograniczała. O ile nie nastawiamy się na profesjonalne fotografowanie sportu, to nadal wystarczający wynik dla większości fotograficznych sytuacji.
Panasonic Lumix S5IIX naprawdę świetnie wypada w zakresie czasu pracy na akumulatorze. Co prawda standardowo specyfikacja deklaruje raptem 370 zdjęć na jednym ładowaniu, ale jeśli tylko uruchomimy funkcję oszczędzania energii wynik ten wzrośnie do około 1200 zdjęć. Funkcja oszczędzania energii polega na szybkim wygaszaniu tylnego ekranu, gdy nie trzymamy aparatu przy oku. Z kolei do jego wybudzenia wystarczy jedynie wcisnąć do połowy spust migawki, a cały proces przebiega momentalnie. Nie jest to więc rzecz, która w jakikolwiek sposób ograniczałaby wygodę pracy i rekomendujemy to ustawienie wszystkim fotografującym. W praktyce, przy włączonej funkcji Power Save LVF bateria w modelu Lumix S5IIX powinna wystarczyć na cały dzień fotografowania z niewielką częstotliwością i na około 3-4 godziny bardziej intensywnej pracy.
Optymalizacja poboru mocy wypada bardzo dobrze także w zakresie rejestracji wideo. W przypadku standarowego dla większości realizacji zapisu 4K 25 kl./s możemy liczyć na około 1,5-2 godziny pracy. Oczywiście w przypadku gdy aparat sporo czasu będzie spędzał w trybie gotowości, z włączonym podglądem ekranu, faktyczny czas zapisu będzie odpowiednio krótszy, ale to nadal w zupełności dobry wynik, pozwalający na wygodną pracę. Niestety zużycie baterii znacznie wzrasta w przypadku zapisu ProRes (więcej piszemy o tym w rozdziale poświęconym filmowaniu).
Jednym z najważniejszych punktów programu jest tu oczywiście nowy, fazowy system AF, który obok modelu S5 II pojawia się po raz pierwszy w historii aparatów Lumix. A w zasadzie jest to system hybrydowy, łączący wypracowane wcześniej dokonania na polu system detekcji kontrastu DFD (315 pół AF) z 779 punktami detekcji fazy na matrycy, które pokrywają w sumie 95% kadru w pionie i 90% w poziomie. Sam system jest czuły od -6 EV, czyli podobnie jak w przypadku większości zawodowych korpusów konkurencji.
Wzorem wszystkich współczesnych konstrukcji, system AF działa w trybie pojedynczym i ciągłym, a także oferuje wygodne udogodnienia, jak dotykowy tracking czy możliwość dowolnego określania własnej strefy punktów. Pozwala też na dokładną personalizację szybkości i płynności przeostrzania i oferuje zaawansowane algorytmy rozpoznawania twarzy, oczu i obiektów, ale też całych sylwetek (także zwierząt), starając się przewidzieć ich ruch. Obserwując systemy wykrywania na monitorze, widać że system bardzo dobrze radzi sobie z rozpoznawaniem obiektów, nawet w słabych warunkach oświetleniowych.
W pierwszych wrażeniach z modelu S5 II opisywaliśmy ogromny rozdźwięk w działaniu AF w trybach foto i wideo. Spodziewaliśmy się, że to samo zauważymy w modelu S5IIX. Trudno powiedzieć czy jest to kwestia tego, że inżynierowie mieli parę miesięcy więcej na dopracowanie firmware’u aparatu, ale z pewnym zaskoczeniem zauważyliśmy, że AF w modelu S5IIX, w trybie fotografowania wydaje się działać nieco pewniej.
Przede wszystkim większą skuteczność wydaje się oferować tryb wykrywania oka, który w modelu S5 II miał bardzo spory problem z celnością. Rzadziej obserwowaliśmy też problemy z rozostrzaniem, po którym aparat miewałby problemy z ponownym złapaniem ostrości. Wydaje się też, że aparat nie traktuje już pierwszego planu tak priorytetowo, jak w przypadku fabrycznego firmware’u modelu S5 II, gdzie system AF notorycznie przełączał się na obiektyw przysłaniające część kadru. Jak możecie zauważyć w serii umieszczonej parę akapitów wcześniej, aparat nie przejawia problemów nawet gdy śledzony obiekt jest przysłaniany czy też zachowuje się w mało przewidywalny sposób.
W przypadku śledzenie twarzy/oka jest trochę gorzej. Głowy i oczy wykrywane są co prawda już z bardzo daleka, ale finalna skuteczność ustawiania ostrości na twarz i oko w sytuacjach nieco bardziej dynamicznych wynosi raptem około 60%. Do tego system ten lubi wpadać w dezorientację, gdy w kadrze znajduje się więcej twarzy, przełączając się często pomiędzy widocznymi obiektami. Niestety zdarza się także, że aparat wykrywa twarze w miejscach gdzie ich nie ma.
Seria ze śledzeniem twarzy/oka
Oczywiście z racji tego, że mamy do czynienia z 1. generacją fazowego układu AF Panasonica, w przypadku pomiaru ciągłego nadal nie możemy liczyć na taką skuteczność, jak w aparatach Sony czy Canon, ale niemniej jest to już system w pełni używalny, także w pracy zawodowej.
Mówiąc o autofokusie, warto też wspomnieć o kilku nowościach, których nie było we wcześniejszych odsłonach aparatów Lumix. Otrzymujemy m.in. nowy tryb pomiaru za pomocą pomniejszonego punktu (możliwość dokładnego wcelowania nawet w bardzo małe obiekty), system dbający o utrzymanie płaszczyzny ostrości podczas zoomowania (nawet podczas fotografowania serią), czy opcję kompensacji breathingu. Wszystko to sprawia, że choć autofokus nie jest jeszcze tak doskonały jak w niektórych konstrukcjach konkurencji, to z pewnością nie jest też rzeczą, która ograniczałaby skuteczność pracy z aparatem. Zwłaszcza, że w trybie filmowym, dla którego zapewne kupi go większość użytkowników, autofokus radzi sobie niemal doskonale.
Funkcją, w zakresie której Lumix S5IIX naprawdę bryluje, jest stabilizacja matrycy. Aparaty Lumix zawsze oferowały bardzo dobre systemy IBIS, jednak w przypadku modelu S5IIX jest to zdecydowanie jeden z najlepszych układów na rynku, który - o ile nie nastawiamy się na wielosekundowe ekspozycje po zmroku czy ujęcia krajobrazowe z użyciem filtrów ND - pozwoli nam praktycznie zupełnie zrezygnować ze statywu.
Używając ogniskowej 50 mm, nieporuszone ujęcia z ręki będziemy w stanie wykonać jeszcze przy czasach migawki rzędu 1,3 sekundy. To doskonały wynik, który zapewnia pełną swobodę fotografowania po zmroku, nawet w przypadku ciemniejszych obiektywów.
Jednym z mankamentów opisywanych przez nas w pierwszych wrażeniach z modelu Lumix S5 II był bardzo chaotyczny pomiar światła, który utrudniał zorientowanie się w rzeczywistej ekspozycji zdjęć, a w efekcie spójną pracę. Co ciekawe i tym zakresie Lumix S5IIX wydaje się radzić sobie nieco lepiej. Aparat co prawda dosyć często zmusza nas do wprowadzania ręcznych korekt i jak wszystkie korpusy Panasonica przejawia w niektórych sytuacjach pewną tendencję do przesadnego rozjaśniania kadru, niemniej jednak nie obserwujemy już problemu z sytuacjami, gdzie jasność podglądu zmienia się widocznie po wciśnięciu do połowy spustu migawki czy gdy finalna ekspozycja nie odpowiada podglądowi widocznemu podczas wprowadzania korekt. Niestety nadal aparat nie jest w stanie zasymulować korekty powyżej +/- 3 EV, choć pozwala na regulację w zakresie +/- 5 EV.
Jeżeli chodzi o same tryby pomiaru, otrzymujemy standardowy zestaw, na który składa się pomiar matrycowy, centralnie ważony, punktowy i pomiar ważony w zakresie prześwietleń. Możemy więc skutecznie pracować w niemal dowolnych sytuacjach.
Biorąc pod uwagę to, że Panasonic nie jest przecież liderem rynku z nieograniczonym budżetem R&D, sporym zaskoczeniem była dla nas wzorowa jakość obrazu oferowana przez nową 24-megapikselową matrycę. Zdjęcia z Lumixa S5IIX są bardzo szczegółowe (choć to w dużej mierze zasługa obiektywów) i kontrastowe, ale przede wszystkim charakteryzują się bardzo naturalną reprodukcją koloru. Prawdę mówiąc jedną z najlepszych, jakie do tej pory widzieliśmy.
Być może nie powinno nas to dziwić, bo producent już od dłuższego czasu przy premierze każdej nowej generacji procesora obrazu podkreśla, że jego nadrzędnym celem jest właśnie dostarczenie jak najbardziej realistycznej kolorystyki. I trzeba przyznać, że w tym wypadku wywiązał się z tych obietnic w 100%. Kolory są żywe, ale nie przesadzone, a aparat niemal w każdych warunkach świetnie balansuje biel. Nie ma też żadnego problemu z trudnymi sytuacjami sztucznego oświetlenia, gdzie jednocześnie miesza się światło o różnych barwach. Co ważne, kolorystyka prezentuje się praktycznie identycznie w przypadku plików RAW, co nie będzie nas zmuszało do wprowadzania istotnych korekt w postprodukcji.
Aparat bardzo naturalnie reprodukuje też tony skóry. Oczywiście w tym wypadku dużo zależy od oświetlenia, niemniej jednak matryca Lumixa S5IIX bardzo dobrze radzi sobie z drobnymi niuansami i nie ma tendencji do przejaskrawiania konkretnych tonów.
Sytuacje, w których Lumix S5IIX pokazuje prawdziwy pazur to z pewnością warunki słabego oświetlenia. Jest to zasługa technologii Dual Native ISO, która wykorzystuje dwa osobne przetworniki dla niskich i wysokich czułości. Z podobnymi układami spotkaliśmy się już w niektórych modelach konkurencji, ale trzeba przyznać, że matryca nowego Lumixa jest pod tym względem oprogramowana naprawdę wzorowo. Pod względem kontroli szumu i koloru na wysokich czułościach ISO to jeden z najlepszych o ile nie najlepszy pełnoklatkowy aparat z jakim mieliśmy do tej pory do czynienia. Zdjęcia w rozmiarach ekranowych są używalne aż do czułości ISO 25600, zachowując przy tym pełna kolorystykę i odznaczając się naturalnym nie zacierającym szczegółów szumem.
W sytuacjach słabego oświetlenia pomaga także opcja balansu bieli z priorytetem bieli, która ułatwi uzyskanie naturalnego koloru w przypadkach trudnego dla aparatów oświetlenia, np. pomarańczowego światła starszych lamp sodowych. Poniżej dwa przykłady zdjęć wykonanych ze standardowym balansem automatycznym oraz priorytetem bieli.
Lumix S5IIX to w końcu także świetny system stabilizacji matrycy, który bardzo dobrze wypada także w zakresie trybu fotograficznego. Deklarowana skuteczność systemu tłumienia drgań to 5 EV. W przypadku podłączenia stabilizowanych obiektywów OIS wrasta ona do 6,5 EV. W praktyce nieporuszone zdjęcia na ogniskowej 50 mm byliśmy w stanie wykonać z czasem 1,3 s. W przypadku stałki 85 mm f/1.8 była to z kolei 1/2 s. To świetne wyniki, które pozwolą nam swobodnie fotografować z ręki po zmroku.
Nowy korpus oferuje także bardzo dobry zakres dynamiczny. Jak zobaczycie w rozdziale poświęconym pomiarom studyjnym, w tym zakresie aparat staje na równi z modelami Nikon Z6 II i Canon EOS R6 Mark II, a na wysokich czułościach lekko je nawet przebija. W praktyce możemy liczyć na bardzo skuteczne wyciąganie informacji z cieni i niezłą kontrolę prześwietleń - nawet na wyższych czułościach odratujemy około 1,5-2 EV w światłach i około 3 EV w cieniach bez mocno widocznego wzrostu zaszumienia.
Podsumowując, w zakresie jakości obrazu Lumix S5IIX to bardzo pozytywne zaskoczenie i obecnie jeden z najlepszych pełnoklatkowych korpusów na rynku.