Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Najnowszy korpus Panasonica zmienia układ sił w segmencie pełnej klatki, z miejsca stając się jednym z najbardziej atrakcyjnych aparatów do pracy hybrydowej. Sprawdziliśmy jak świetnie zapowiadająca się specyfikacja modelu Lumix S5 II przekłada się na rzeczywistą pracę z aparatem.
Choć na wejściu do świata pełnej klatki Panasonic zaliczył pewien falstart, od dłuższego czasu powtarzałem, że producent tak naprawdę jeszcze nie zaczął się ścigać i może okazać się czarnym koniem tego boju. Aparaty Lumix mają być może znikomy udział w rynku, ale bez nich wyglądałby on zapewne zupełnie inaczej. Bo Panasonic to producent, który nie boi się tworzyć innowacji i ich wprowadzać.
To w końcu Panasonic zaprezentował pierwszy na świecie systemowy aparat bezlusterkowy (Lumix G1) i zrobił to na całe lata przed pierwszymi ruchami konkurencji (aparat miał swoją premierę w 2008 roku). Poza tym, bez Panasonika aparaty z segmentu konsumenckiego zapewne nadal filmowałyby w rozdzielczości Full HD, a przynajmniej byłyby znacznie pod tym względem ograniczone. To bowiem właśnie seria GH wychowała całe pokolenie filmowców i youtuberów, zmuszając inne firmy do większego otwarcia konstrukcji niższego szczebla na możliwości wideo.
Producent nie przestaje ułatwiać nam życia nawet w obliczu ewidentnego spowolnienia, które dało się zauważyć w ofercie marki Lumix w ostatnich latach. Panasonic m.in. jako pierwszy wprowadził (w tym roku) opcję rejestracji wideo w standardzie ProRes czy możliwość zapisu materiału na dyskach SSD. Jako pierwszy wpadł też na pomysł stworzenia spójnej linii kompaktowych stałek, które ułatwiałyby pracę z gimbalem.
Tego typu przykładów można by mnożyć na pęczki, dlatego tylko kwestią czasu było, aż producent na poważnie weźmie się za segment pełnej klatki i pokaże na co go naprawdę stać. Aby to zrobić, musiał wpierw jednak pokonać swojego największego demona, czyli bazujący na detekcji kontrastu system AF, który, krótko mówiąc nie równał do dzisiejszych standardów.
Biorąc pod uwagę, że zeszłoroczny, topowy model segmentu MFT (Lumix GH6) nadal bazował na starym systemie DFD oraz plotki na temat tego, że nadchodzące konstrukcje współpracować mają z zewnętrznymi modułami LiDAR, szybka zmiana technologii ostrzenia wewnątrz aparatu wydawała nam się mało prawdopodobna. Jednak jak widać w święta rzeczywiście wydarzają się cuda, bo oto na parę godzin przed wigilią na naszym biurku wylądował Panasonic Lumix S5 II, który nie tylko jest pierwszym aparatem producenta wyposażonym w autofokus wykorzystujący detekcję fazy, ale także oferuje świetną ogólna specyfikację. Specyfikację, która zupełnie szczerze czyni go jednym z najbardziej uniwersalnych aparatów pełnoklatkowych na rynku i prawdopodobnie najbardziej atrakcyjną opcją w pułapie cenowym, który reprezentuje.
Czy jednak świetnie zapowiadające się możliwości znajdują podparcie w praktyce? Oto nasze wrażenia po tygodniu obcowania z aparatem. W tym artykule skupiamy się głównie na praktycznych aspektach działania aparatu. Wszelkie szczegóły techniczne o których tu nie wspominamy a także porównanie specyfikacji z modelem Lumix S5 IIX (który trafi do sprzedaży w kwietniu) znajdziecie w osobnym materiale newsowym.
Body modeli Lumix S5 II i S5 II X (z zewnątrz obydwa modele różnią się jedynie kolorystyką) do złudzenia przypomina oryginalnego Lumixa S5. Ergonomia pozostała praktycznie bez zmian, a na body nie pojawiły się żadne nowe kontrolery. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej, zauważymy, że druga generacja „piątki” to dużo bardziej dojrzała konstrukcja.
Jako pierwszy rzuca się w oczy delikatnie bardziej wysunięty wizjer oraz wygodniejszy grip, z lepiej umiejscowionym spustem migawki. W przypadku wizjera przeniesiono też sensor zbliżeniowy na górną cześć muszli ocznej, dzięki czemu nie będziemy przypadkowo przełączać widoku, podczas nawigacji palcem po ekranie aparatu. Wzrosła też jego rozdzielczość (3,6 mln punktów) i współczynnik powiększenia (0,78x). Krótko mówiąc wreszcie mamy do czynienia z komfortem pracy jak w aparatach Sony A7 IV czy Canon EOS R6 Mark II. Wizjer należy pochwalić za jasność i kontrastowość, a także za wzorowe zachowanie spójności w zakresie ekspozycji i kolorystyki z tym, co widzimy na ekranie LCD (rozdzielczość 1860 tys. punktów, jak w modelu S5).
Oprócz tego otrzymujemy też lepiej przemyślane uchwyty paska, a znacznemu usprawnieniu uległ też joystick AF, który działa teraz w 8 kierunkach, a nie w 4 jak u poprzednika (nawigacja po skosie znacznie przyspiesza wybór właściwego obszaru do ostrzenia). Do tego na pokładzie znalazło się wreszcie pełnowymiarowe złącze HDMI, a standard UHS-II obsługują w końcu obydwa sloty. Nadal mamy też możliwość podpięcia battery gripa.
I to by było na tyle… ale zaraz, co to za dziwne wycięcia na kopule wizjera? To kolejny przykład ciekawej myśli technologicznej inżynierów Panasonic. To bowiem nic innego jak dysze wentylatora, który chłodzi matrycę, zwiększając możliwości zapisu. Zamiast jednak, jak wcześniej, umieszczać go na tylnym panelu, gdzie wpłynąłby widocznie na rozmiar aparatu, został on upchnięty na górną ściankę, gdzie pozostaje praktycznie niewidoczny i nie wpływa na bryłę aparatu.
Tego typu rozwiązanie widzimy po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. W końcu to dużo lepszy pomysł niż wentylatory umieszczane bezpośrednio za sensorem, tym bardziej, że konstrukcja Panasonica naprawdę dobrze spełnia swoje zadanie. Nie zauważyliśmy, by aparat się przesadnie zagrzewał, a wentylator, jeśli już się włączy, działa naprawdę cicho (jego moc możemy też w razie potrzeby regulować ręcznie).
Podsumowując kwestie ergonomii, nowy Lumix S5 II to teraz dużo widocznie przyjemniejszy korpus, który naprawdę dobrze leży w dłoni i który ma do zaoferowania bardzo intuicyjną obsługę. Pomaga w tym też najnowszy układ menu, który mieliśmy już okazję oglądać przy okazji modelu GH6 oraz fakt, że dostęp do większości ważnych funkcji otrzymujemy z poziomu fizycznych kontrolerów. Aparaty Lumix mogą pochwalić się też chyba najszybszym i najwygodniejszym systemem kontroli ustawień AF i wykazują doskonałą responsywność na dotyk. Jednym słowem pod względem systematyki obsługi i pracy z aparatem jest naprawdę bardzo dobrze, choć jeszcze nie tak świetnie jak w niektórych modelach konkurencji.
Jak wszystkie Lumixy, tak i korpus modelu S5 II charakteryzuje się trudnymi do dokładnego opisania przypadłościami z zakresu UX. Nie chcę żeby zabrzmiało to źle, bo z pełni magnezową, uszczelnioną obudową jest to aparat iście pancerny, z którym nie musimy się specjalnie pieścić i który jest w pełni przygotowany do wymagającej pracy, ale zestawiając go bezpośrednio z najnowszymi korpusami Sony czy Canona, dostrzeżemy lekką, ale jednak różnicę w kulturze pracy.
Górne pokrętła funkcyjne Panasonica poruszają się na przykład dość luźno i głośno terkoczą. I choć podobnie jest w Canonie, to mniej wyczuwalny skok sprawia, że dużo łatwiej o przypadkowe przestawienie parametrów (zwłaszcza w przypadku pokrętła umieszczonego na roku). Podobnie lekko chodzi spust migawki, a i przełącznik trybów ostrzenia mógłby oferować lepiej wyczuwalny skok (lub bardziej zaakcentowany uchwyt), bo chcąc przestawić aparat z trybu S na C notorycznie przełączałem go na dalszą pozycję MF.
Z kolei 8-kierunkowy joystick egzemplarza który do nas trafił nieco gorzej wyłapywał kierunek „prawy górny skos” od wszystkich pozostałych. Dosyć dziwny w dotyku wydaje mi się też tylny kontroler, którego środkowa część ugina się niczym joystick, a nie pełni to żadnej funkcji (pokrętło pełni także rolę 4-kierunkowego wybieraka, ale środkowy segment ugina się niezależnie od reszty kontrolera). To drobne niuanse, których ocena zależy w dużej mierze od preferencji, i z pewnością trochę się czepiam, ale według mnie jest tu jeszcze miejsce na delikatną poprawę.
W końcu, obserwujemy też dosyć dziwne zachowanie aparatu podczas korekty ekspozycji. Mianowicie podgląd obrazu podczas symulacji korekty nie zawsze odpowiada faktycznej ekspozycji, a do tego zmienia niekiedy swoją jasność po wciśnięciu spustu migawki do połowy. Również finalne zdjęcie odpowiada częściej wartościom widocznym po dociśnięciu spustu niż podczas wprowadzania korekty, co w wielu sytuacjach utrudnia wybór poprawnych ustawień. Niestety czasem też - głownie podczas fotografowania nocą - ekspozycja finalnego zdjęcia nie odpowiada niczemu, co widzieliśmy przed wciśnięciem spustu migawki.
Oprócz tego, choć aparat pozwala na kompensację ekspozycji w skali +/- 5 EV, nie jest on w stanie zasymulować na ekranie rozjaśnienia powyżej + 3 EV. Dodatkowo pomiar światła dość przeciętnie radzi sobie w słabym świetle i często w takich sytuacjach wymaga od nas wprowadzania korekt na poziomie nawet + 2-3 EV. Zaobserwowaliśmy też skoki jasności podglądu podczas filmowania, które co prawda nie są widoczne na zarejestrowanym materiale, ale wprowadzają w dezorientacje i powodują obawy o to czy na pewno wszystko mamy właściwie ustawione. Z tego co pamiętam, problem tego typu zgłaszali już użytkownicy modelu GH5, toteż nie powinna być to dla producenta nowość, niemniej wszystkie z opisanych mankamentów powinna łatwo rozwiązać stosowna aktualizacja firmware’u.
Drobne niedoskonałości aparat wynagradza nam jakością zdjęć i filmów. Musimy przyznać, że układ obrazowania, będący jednym z pierwszych efektów strategicznego sojuszu z Leicą w ramach L2 Technology (a przynajmniej tak twierdzi producent) zrobił nas duże wrażenie. Okazuje się bowiem, że przy dużo mniejszym budżecie Panasonic jest w stanie oprogramować sensor równie dobrze, a może nawet lepiej niż topowa konkurencja.
Przede wszystkim nowa 24,2-megapikselowa matryca naprawdę świetnie radzi sobie w słabym świetle. W przypadku Lumixa S5 II użyteczne zdjęcia otrzymamy nawet przy górnej granicy natywnego zakresu, czyli ISO 51200. Przy czym i przy tej wartości szumy będą względnie „bezbolesne” (oczywiście mówimy o plikach JPEG, bo RAW-ów z aparatu na tę chwilę nie otwierają jeszcze programy do edycji). Jak udało się tego dokonać?
Na imponujące wyniki w zakresie jakości składa się kilka czynników. Najważniejszy jest tu z pewnością nowy, 2-krotnie szybszy silnik obrazu, opracowany w ramach sojuszu L2 Technology. Odpowiada on za wierniejszą reprodukcję barw i bazuje na nowym, „inteligentnym” systemie przetwarzania detali. Całość dopełnia technologia Dual Native ISO czyli dwa osobne przetworniki dla niskich i wysokich czułości (bazowe czułości to ISO 100 i ISO 1600 w przypadku zdjęć oraz ISO 640 i ISO 4000 w przypadku filmowania w Log-u) oraz system kontroli szumu 3D DNR (3D Dynamic Noise Reduction).
I trzeba przyznać, ze nie są to słowa rzucane na wiatr. Choć jak zwykle w przypadku Panasonica, ogólna kolorystyka zdjęć jest dosyć neutralna, aparat świetnie oddaje nasycenie i kontrastowość kolorów. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to obrazek „referencyjny”. W większości sytuacji aparat bardzo dobrze też radzi sobie z automatycznym balansowaniem bieli, co docenimy zwłaszcza po zmroku, ale żeby nie było zbyt pięknie musimy wspomnieć, że mieliśmy też sytuacje, w których żadne z automatycznych ustawień balansu bieli nie było w stanie wychwycić odpowiedniej temperatury barwowej. Bywało też tak, że ustawienie odpowiedniego balansu zajmowało aparatowi dłuższą chwilę.
Tak czy inaczej pod względem możliwości obrazowania jest to aparat, który można śmiało polecać wszystkich fotografom, także tym fotografującym w trudnych warunkach. Ułatwieniem w tym wypadku będzie też imponująca stabilizacja sensora, która obecnie jest jednym z najdoskonalszych systemów tego typu na rynku. Korzystając z obiektywu 50 mm, nieporuszone zdjęcia byliśmy w stanie wykonać jeszcze przy czasie 1 s, ale bardziej imponuje to, że przy nieco krótszych czasach możemy swodobnie fotografować jedną reką (tak zresztą wykonaliśmy większość nocnych zdjęć do tego artykułu). Dodatkowo warto nadmienić, że są to osiągi uzyskane w przypadku niestabilizowanego obiektywu Lumix S 50 mm f/1.8 - w przypadku zoomów wyposażonych w system OIS, łączona stabilizacja DUAL IS powinna charakteryzować się jeszcze większą skutecznością.
Dodatkowo, układ stabilizacji wykorzystywany jest tu do tworzenia zdjęć o rozszerzonej rozdzielczości 96 Mp. W tym celu aparat wykonuje serię zdjęć z przesunięciem matrycy, a następnie łączy je w jeden finalny obrazek. Niestety w tym trybie nie jesteśmy w stanie fotografować z ręki (jak np. w modelu GH6), co ogranicza jego użycie do sytuacji statywowych, niemniej jednak jest to tryb w pełni używalny, który gotowe pliki zapisuje w formacie RAW.
Czy jednak ciekawy układ obrazowania znalazł w końcu podparcie w wydajności, która - przynajmniej w zakresie ostrzenia - była piętą achillesową aparatów Lumix? Mamy dobrą i złą wiadomość. Zacznijmy od tego, że otrzymujemy najbardziej zaawansowany system autofokusu w historii aparatów Panasonic. Za ostrzenie odpowiada tu zarówno standardowa detekcja kontrastu (315 pól AF) oraz, po raz pierwszy, piksele detekcji fazy na matrycy, których jest w sumie aż 779 i które pokrywają ok. 95% kadru w pionie i 90% w poziomie.
Jest to więc wynik bardzo zbliżony do modelu Sony A7 IV, a dodatkowo za poprawę skuteczności śledzenia odpowiadają tu algorytmy wytrenowane na sieciach neuronowych, które lepiej radzić mają sobie z rozpoznawaniem obiektów w świetle kontrowym czy pewniej podążać za głównym obiektem, gdy w kadrze znajduje się wiele dynamicznych rzeczy odwracających uwagę. Oprócz tego otrzymujemy nowy tryb pomiaru za pomocą pomniejszonego punktu (możliwość dokładnego wcelowania nawet w bardzo małe obiekty), system dbający o utrzymanie płaszczyzny ostrości podczas zoomowania (nawet podczas fotografowania serią), czy opcję kompensacji breathingu. Cały system zaś rozpoznaje zarówno oczy i twarze, jak i całe sylwetki ludzi i zwierząt i jest w stanie robić to już z naprawdę daleka oraz w trudnych warunkach oświetleniowych.
W praktyce jest naprawdę dobrze… ale jeszcze nie doskonale. Choć pierwszy system detekcji kontrastu Panasonica żegna się w końcu z charakterystycznym pompowaniem wcześniejszego układu DFD i oferuje naprawdę przyzwoite rezultaty, to jednak wciąż nie możemy mówić tu o poziomie modeli Canon EOS R6 czy Sony A7 IV. Przynajmniej jeśli chodzi o fotografowanie.
Aparat nie przejawia co prawda w końcu problemów z celnością nawet podczas fotografowania nocą i pozwala na pewne ostrzenie w trybie pojedynczym, ale niestety tryb ciągły z wykrywaniem twarzy i oka w zestawieniu z konkurencją wypada już dość blado. Z jednej strony, dzięki wsparciu systemów AI aparat niekiedy jest w stanie poprawnie wyłapać oko nawet z większej odległości przy szczątkowym oświetleniu, z drugiej potrafi zupełnie gubić się przy tak prozaicznych czynnościach, jak jedzenie, gdzie chwilami przysłonięta jest część twarzy modela. Zdarza mu się też przestawiać ostrość na tors gdy model na chwilę odwróci się bokiem, a problemy z poprawnym wyłapaniem twarzy pojawiają się także w przypadku wieloplanu, gdzie z przodu znajdują się obiekty przysłaniające część kadru - aparat priorytetowo traktuje to, co znajduje się najbliżej obiektywu. Do tego system detekcji oka miewa problemy z celnością. Zdarzyło nam się wykonać całe serie zdjęć, gdzie mimo wykrycia oka ostrość znajdowała się na czapce.
W końcu system AF miewa także sporadyczne zadyszki, które bardziej charakteryzowałyby układ detekcji kontrastu niż aparat z detekcją fazy. Mianowicie w niektórych, wydawałoby się dość prostych sytuacjach, system AF rozostrza obraz, jakby nie mógł znaleźć punktu zaczepienia i niekiedy rzeczywiście go nie znajduje, a my musimy kilkukrotnie docisnąć do połowy spust migawki, by w końcu załapał.
Podsumowując kwestie autofokusu w trybie foto, wydaje się, że jest to system dużo bardziej pewny niż wcześniejszy układ DFD, który wreszcie nie przejawia widocznych problemów w słabszym oświetleniu, ale jednocześnie jeszcze nie tak skuteczny jak topowe systemy konkurencji. Przynajmniej w zakresie rozpoznawania i śledzenia oczu oraz twarzy.
Warto nadmienić, że wspomniane mankamenty nie oznaczają bynajmniej, że aparat nie nadaje się do realizacji zawodowych. Lumix S5 II jak najbardziej dobrze poradzi sobie w większości zastosowań (w końcu nie wszystko opiera się o śledzenie oka), może jedynie nie sugerowalibyśmy go jako pierwszy wybór do fotografii ślubnej czy wymagającej reportażówki, gdzie po prostu większe bezpieczeństwo zapewnią nam korpusy konkurencji. W przypadku każdego innego rodzaju fotografii, w których nie musimy polegać na systemach detekcji, możemy raczej spać spokojnie. Tym bardziej, że Lumix S5 II oferuje imponujący tryb seryjny do 30 kl./s (w przypadku migawki elektronicznej) z buforem na 200 zdjęć, który znacznie wykracza poza „amatorskie” zastosowanie aparatu.
Pisząc o skuteczności systemu AF musimy także wspomnieć o fakcie, że szkła z którymi mieliśmy okazję testować aparat (Lumix S 18 mm f/1.8 i Lumix S 50 mm f/1.8) nie były zaktualizowane do współpracy z nowym korpusem (obydwa wgrane miary firmware 1.0), a z racji pojawienia się systemu detekcji fazy stosowne aktualizacje dla obiektywów Lumix S zapewne wkrótce zobaczymy. Może się więc okazać, że przy właściwej optymalizacji skuteczność systemów śledzenia znacznie wzrośnie.
Co jest chyba jednak najciekawsze, a zarazem najbardziej zadziwiające, system AF ukazuje nam zupełnie inne oblicze w momencie, w którym przełączymy się na filmowanie.
Nagle okazuje się bowiem, że aparat jest jednak w stanie skutecznie śledzić twarze i oczy, w dodatku nawet w szczątkowym oświetleniu i ze światłem w kontrze. I musimy przyznać, że w tym wypadku różnica między rozwiązaniami konkurencji, a systemem nowego Lumixa S5 II bardzo mocno się zaciera, o ile w ogóle jest widoczna. Co prawda filmowego AF nie mieliśmy jeszcze okazji sprawdzić w bardzo dynamicznych sytuacjach, ale to, co zobaczyliśmy do tej pory, każe nam wierzyć, że będziemy mogli z niego bez przeszkód korzystać w pracy zawodowej. To doprawdy niewiarygodne, że skuteczność systemu AF może tak mocno różnić się w zależności od trybu pracy, ale fakt ten umacnia tylko nasze nadzieje na to, że ciągły autofokus do fotografowania zostanie przez producenta usprawniony.
A skoro już jesteśmy przy filmowaniu, pora na creme de la creme nowego Lumixa, czyli możliwości rejestracji. Panasonic nie bierze jeńców i jako pierwszy w tym pułapie cenowym pełnej klatki oferuje pełnoprawny, 10-bitowy zapis 6K do 30 kl./s. Co więcej, możemy go realizować zarówno w trybie anamorficznym 3:2 (open gate), jak i w standardowych formatach 16:9 i 17:9.
Po co nam rozdzielczość 6K? Na chwilę obecną, poza ewentualnym cyfrowym cropem, nie będzie to bardzo potrzebne. To jednak ważny sygnał dla rynku, który wymusi na konkurencji zaoferowanie takiej opcji we własnych przyszłych pełnych klatkach segmentu amatorskiego, a co za tym idzie - także lepszych możliwości trybu 4K, czyli tego na czym obecnie najbardziej nam zależy.
Tak samo w modelu S5 II tryb 6K nie będzie wcale najbardziej pożądanym ustawieniem. Ograniczony jest on bowiem do próbkowania 4:2:0 i klatkażu 30 kl./s, nie pozwala na nieograniczony zapis, a do tego będzie powodował nagrzewanie się aparatu. Gdy jednak zejdziemy do rozdzielczości 4K, otrzymamy próbkowanie 4:2:2, opcję zapisu z prędkością do 60 kl./s, a także niczym nieograniczony czas nagrywania.
Warto wspomnieć także o trybie anamorficznym 3,3K do 60 kl./s z próbkowaniem 4:2:2, a także o szeregu przydatnych funkcji. Mamy oczywiście peaking i zebrę, ale Panasonic idzie dalej i udostępnia nam także monitor kształtu fali (Wave Form Monitor) oraz wektoroskop. Mamy też opcję profesjonalnej 4-kanałowej rejestracji dźwięku z 24-bitową głębią i częstotliwością próbkowania do 96 kHz (z opcjonalnym interfejsem audio). W końcu, najciekawsza chyba nowość, czyli tryb Real Time LUT, który pozwala nam ładować dowolne profile LUT i dokonywać konwersji z LOG-a bezpośrednio w aparacie, dzięki czemu od razu otrzymujemy już wstępnie „pokolorowany” materiał.
Tak też nagraliśmy powyższe przykładowe ujęcia, używając wbudowanego w aparat profilu konwersji do Rec.709. Niestety tak, jak i w trybie fotograficznym mamy tu do czynienia z oszukiwaniem podglądu, choć tym razem dotyczy to kontrastowości, a nie samej ekspozycji. Podczas podglądu i rejestracji w trybie RTL symulowany obrazek jest po prostu widocznie mniej kontrastowy niż finalny materiał, co nieco utrudnia rzetelną ocenę ekspozycji i wymaga dokładnego sprawdzania zebry lub monitora fali. Tak czy inaczej to świetne ułatwienie, które pokocha wielu twórców.
Bardzo dobre wrażenie robi także stabilizacja matrycy podczas filmowania, która jest prawdopodobnie najdoskonalszym systemem, jaki do tej pory widzieliśmy w pełnej klatce. Jej zachowanie podczas filmowania przypomina system z serii Lumix GH i - o ile nie zamierzamy biegać z aparatem - nadaje się do rejestracji ujęć z ręki, nie powodując bardzo widocznych skoków obrazu czy innych nieprzyjemnych efektów. Do tego Lumix S5 II oferuje także bazujący na żyroskopach system Active U.S, który dodatkowe stabilizuje materiał. W tym wypadku w wielu sytuacjach będzie nam w stanie zastąpić gimbala. Oczywiście do pewnego stopnia, ale powolny spacer z aparatem w ręku nie będzie już problemem.
Tryb filmowy Lumixa S5 II jest zdecydowanie najbardziej zaawansowanym trybem wideo w tym pułapie cenowym pełnej klatki. Nowy korpus ma jednak pewne ograniczenia. Przede wszystkim S5 II nie oferuje kompresji ALL-i (we wszystkich trybach filmujemy w LongGOP), co niekiedy rzuci nam się w oczy w trudnych warunkach oświetleniowych lub gdy w kadrze znajduje się dużo detali i co dodatkowo obciąża komputery podczas edycji. Mamy też do czynienia z nieco ograniczoną przepływnością (maksymalnie 200 Mb/s przy 50 kl./s, standardowo 150 Mb/s). Nie otrzymujemy też opcji zapisu w standardzie ProRes i opcji zapisu na dyskach SSD, a żeby wypuścić sygnał RAW na zewnętrzny rekorder, konieczne będzie dokupienie opcjonalnej aktualizacji firmware’u w cenie 500 zł. Aparat nie oferuje też popularnych dziś funkcji streamingu.
To jednak przemyślana decyzja i kompromis na który każdy z użytkowników zdecyduje się świadomie, bo wszystkie te braki wypełniać będzie właśnie Lumix S5 II X, który zadebiutuje na rynku wiosną, w nieco wyżej (dokładnie o 300 euro) cenie. Podstawowy Lumix S5 II to więc po prostu bardzie przystępna propozycja dla osób, których realizacje nie wymagają wymienionych możliwości. A nie oszukujmy się, takich osób jest dziś naprawdę dużo.
Panasonic Lumix S5 II to aparat, który powinien odbić się szerokim echem i który zapewne wpłynie na wygląd rynku, a także przysporzy producentowi sporo nowych użytkowników. Mimo, że nie jest to korpus doskonały, to po raz pierwszy pełna klatka Panasonica nie ma się przesadnie czego wstydzić w zestawieniu z konkurencją. A nawet sama ją zawstydza.
Nigdy wcześniej nie otrzymaliśmy bowiem tak rozbudowanych możliwości wideo w tym pułapie cenowym segmentu full frame. Nigdy wcześniej aparat z tego sektora nie mógł pochwalić się też tak zaawansowanym systemem obrazowania. Zaawansowany to zresztą małe słowo. W kwestii jakości obrazu Panasonic Lumix S5 II bardzo pozytywnie zaskakuje, oferując nam jedną z najlepszych kontroli szumów na wysokich czułościach, z jakimi mieliśmy do tej pory do czynienia.
To wszystko obudowane precyzyjnym systemem reprodukcji koloru, wytrzymałym korpusem, nowym lepszym wizjerem, dobrze przemyślaną ergonomią i wydajną baterią, co sprawia, że w nasze ręce trafia bardzo wszechstronny i przyjemny w obsłudze aparat hybrydowy. Czyli dokładnie to, czego chciał producent podczas projektowania nowego korpusu.
Doskonałe pierwsze wrażenie burzą nieco mniejsze i większe przypadłości nowego body. Przede wszystkim w oczy rzucił nam się chaotyczny pomiar światła i niepewny podgląd obrazu. Aparat dość długo się też uruchamia i w przypadku niektórych kart miewa czasem tendencję do chwilowego przywieszania się po uruchomieniu trybu podglądu. Z kolei podczas filmowania zauważymy niekiedy dezorientujące skoki jasności, które jednak nie pojawiają się na finalnym materiale.
Wreszcie najważniejsza z nowości, czyli fazowy system AF. Choć jest znaczną i potrzebną aktualizacją, która wreszcie daje producentowi przepustkę do 1 ligi i która świetnie sprawdza się podczas filmowania, to zaskakująco odstaje wydajnością w trybie fotograficznym, co zauważamy zwłaszcza na płaszczyźnie systemów detekcji.
Warto natomiast brać pod uwagę, że w tych tematach może wiele się zmienić. Wymienione przez nas problemy to z dużym prawdopodobieństwem choroby wieku dziecięcego, które producent może łatwo wyeliminować za pośrednictwem aktualizacji firmware’u. Tyczy się to także nowego układu AF, pod który nie zostały jeszcze zaktualizowane szkła systemu S, a które najprawdopodobniej taką aktualizację otrzymają. Oprócz tego, nie możemy zapominać, że jest to pełna klatka, którą producent plasuje w segmencie amatorskim. I choć nic nie stoi na przeszkodzie, by korpus ten wykorzystywać w pracy zawodowej, prawdziwego pazura pokażą zapewne dopiero kolejne generacje wyższych modeli, które zapewne też w niedalekiej przyszłości trafią na rynek.
Tak czy inaczej, Lumix S5 II jest aparatem godnym polecenia, który bryluje w swoim pułapie cenowym, nie mając w nim w zasadzie bezpośredniej pełnoklatkowej konkurencji. Dodając do tego rosnące portfolio „natywnych” dla systemu L-Mount szkieł Sigmy, otrzymujemy chyba najbardziej atrakcyjną propozycje na wejście w świat zawodowej fotografii i nagrań wideo, która przy okazji oferuje świetną jakość obrazu. I użytkownicy z pewnością zwrócą na to uwagę.
Poniżej przedstawiamy galerię zdjęć przykładowych, wykonanych aparatem Panasonic Lumix S5 na standardowych ustawieniach obrazu, ze sprowadzonym do minimum systemem odszumiania. Do zrobienia zdjęć użyliśmy obiektywów Lumix S 18 mm f/1.8 oraz Lumix S 50 mm f/1.8. Dla zainteresowanych także paczka z plikami RAW do pobrania.
Artykuł jest aktualizowany, wróć niebawem po więcej zdjęć.