Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
91%
Czwarta generacja linii A7R wyznacza nowy standard wsród wysokorozdzielczych aparatów pełnoklatkowych. Obiecuje przy tym wydajność, która zaspokoić ma potrzeby fotografów pracujących również w dynamicznych warunkach. Sprawdzamy, jak obietnice producenta mają się do rzeczywistości.
Już na pierwszy rzut oka widzimy, że mamy do czynienia z aparatem większego kalibru. Body - choć pod względem wymiarów nie różni się znacznie od modelu A7R III - optycznie widocznie utyło. Można to jednak zaliczyć na plus - w połączeniu z głębszym gripem otrzymujemy świetnie leżący w dłoni i naprawdę dobrze wyważony korpus, który wreszcie sprawia, że kanciasta bryła serii A7 nie sprawia dyskomfortu po dłuższym użytkowaniu.
Podobnie jak dotychczas, szkielet został wykonany z magnezu i dodatkowo uszczelniony. Tym razem jednak otrzymujemy więcej fizycznych uszczelek, zamiast po prostu precyzyjnie spasowanych elementów obudowy, które dominowały we wcześniejszych generacjach aparatu.
Body aparatu przeszło też szereg kosmetycznych, ale istotnych zmian ergonomicznych. Przede wszystkim trzecie pokrętło funkcyjne, które zadebiutowało w modelu A7R III na górnym panelu, zostało w całości wyciągnięte na wierzch, dzięki czemu jest teraz wygodniejsze w kontroli, choć musimy przyznać, że trzeba przyzwyczaić się do mocniejszego zadzierania kciuka do góry. Oprócz tego, pokrętło kompensacji ekspozycji doczekało się wreszcie blokady, a przednie pokrętło funkcyjne zostało umieszczone pod kątem, dzięki czemu stało się bardziej ergonomiczne i precyzyjne.
Bardzo istotne okazują się także mocno uwypuklony i większy przycisk AF-On, który oferuje przy tym przyjemny, wyczuwalny skok oraz zmieniona faktura joysticka AF. Wypłaszczenie kontrolera i nadanie mu dobrze wyczuwalnych wypustek sprawia, że jest teraz łatwiejszy do odnalezienia kciukiem i wydaje się większy, przez co zapewnia nam wyższą precyzję i wygodę. Jest też zwyczajnie przyjemniejszy w dotyku.
Delikatnemu uwypukleniu uległy także pozostałe przyciski na korpusie, a profil kciuka otrzymał nieco bardziej ergonomiczny kształt. Wreszcie pozbyto się też nie zawsze wygodnej i niekiedy otwierającej się przypadkowo blokady pokrywy kart. Teraz, aby ją otworzyć, wystarczy wysunąć pokrywę, co jest szybsze i zapobiega mimowolnemu otwieraniu. Wszystko to z pozoru zmiany niewielkie, ale różnicę odczuwa się momentalnie po wzięciu nowego aparatu do ręki. To po prostu znacznie wyższa kultura pracy.
Aparat bardzo dobrze wypada także pod względem komunikacji. Wreszcie obydwa sloty kart obsługują standard UHS-II, do tego otrzymujemy pełen zestaw złącz. Mamy więc port USB-C (z możliwością ładowania), Micro HDMI, port PC Sync do synchronizacji z lampami „po kablu” oraz złącze słuchawkowe i mikrofonowe.
Cieszy także fakt, że tym razem producent postanowił dołożyć do zestawu ładowarkę, której brakowało w modelu A7R III. Zwłaszcza, że ładowanie baterii przez port USB trwa dosyć długo, bo aż 4 godziny. Warto przy tym nadmienić, że aparat możemy także „doładowywać” za pomocą powerbanków podczas pracy, nie będziemy jednak w stanie przejść na pełne zasilanie przez USB.
Jedną z ważnych zmian w modelu A7R IV jest nowy, duży wizjer elektorniczny o rozdzielczości aż 5,7 Mp. Obecnie jest to układ o największej rozdzielczości na rynku, który do tej pory wykorzystał m.in. Panasonic w modelu S1R. Mamy jednak wrażenie, że tutaj otrzymujemy jeszcze lepszej jakości soczewki i możemy w pełni delektować się krystalicznie czystym obrazem. Już w przypadku poprzednika (3,6 Mp) pisaliśmy, że łatwo zapomnieć iż nie patrzy się przez wizjer optyczny, teraz trudno to już w ogóle zauważyć. Wyświetlany obraz jest jasny, kontrastowy i szczegółowy. Może pochwalić się także bardzo dobrym odwzorowaniem barw. Nie obserwujemy też efektu smużenia po zablokowaniu ostrości czy też „lagów” w słabym świetle, a sam podgląd uruchamiany jest momentalnie po przyłożeniu oka do muszli.
Aby jednak cieszyć się pełną wydajnością wizjera i szybszym odświeżaniem, które może okazać się pomocne podczas fotografowania szybkiej akcji, należy przełączyć się w tryb Fast, który niestety nieznacznie obniża wyjściową rozdzielczość. Tak czy inaczej, jest to najlepszy wizjer z jakim do tej pory mieliśmy do czynienia.
Gorzej niestety wypada odchylany, 3,2-calowy ekran dotykowy o rozdzielczości 1,44 mln punktów. I nie chodzi tu nawet o to, że nie zmienił się on względem poprzednika. Wyświetlany przez niego obraz jest rzetelny i szczegółowy. Problemem nie jest też widoczność w mocnym świetle. Na naganę zasługują natomiast kolejny raz po macoszemu potraktowane funkcje dotykowe. Kiepską implementację dotyku wytykają producentowi użytkownicy w przypadku każdego kolejnego modelu.
Nasze możliwości nadal sprowadzają się właściwie jedynie do ustawienia punktu AF, wyzwolenia migawki czy powiększania podglądu zdjęć. O dotykowej kontroli menu pomocniczego i głównego czy też nawet nawigacji po zdjęciach w trybie podglądu możemy zapomnieć. Nie tak powinno to wyglądać w aparacie za 15 tys. złotych.
Do tego Sony nadal nie może uporać się z problemem bałaganu w informacjach wyświetlanych na ekranie. Ikony są duże, niejednolite pod względem rozmiarów i odstępów, a do tego rozmieszczone dość chaotycznie. Zajmują też sporą część kadru, co niekiedy utrudnia ocenę sceny.
Jak zwykle w przypadku Sony, mamy do czynienia z przesadnie zagmatwanym menu, którego producent uparcie nie stara się poprawić. Oczywiście wraz z każdą kolejną generacją wygląd menu przechodzi delikatny lifting, ale jego systematyka działania pozostaje taka sama. Efekt? Mnogość zakładek, z nieintuicyjnie pogrupowanymi pozycjami, które sprawiają, że szybkie odnalezienie pożądanej funkcji niekiedy graniczny z cudem.
Na szczęście aparat pozwala na programowanie Menu Użytkownika, w którym możemy umieścić najczęściej używane pozycje, a bardzo pomocne okazuje się także menu pomocnicze, wyświetlane za pomocą przycisku Fn, które także możemy programować według potrzeb (54 funkcje możliwe do przypisania), dzięki czemu zaglądanie do tego labiryntu będziemy w stanie ograniczyć do minimum.
Aparat imponuje za to możliwościami personalizacji. Otrzymujemy 3 tryby użytkownika (możliwość zapisania całości konkretnych ustawień aparatu), a własne ustawienia przypisać możemy do 11 przycisków na obudowie. Przy tym liczba możliwych do wybrania opcji, w przypadku większości z nich wynosi aż 100. Co ważne, osobne ustawienia jesteśmy w stanie zapisać dla trybu fotografowania, filmowania i podglądu, a dodatkowo całość ustawień użytkownika możemy zapisać na karcie SD, co pozwoli błyskawicznie je przywołać w przypadku przesiadki na inne body. Standardowo już otrzymujemy możliwość personalizacji sposobu rozdzielania zapisu pomiędzy kartami pamięci.
Aparat oferuje moduł łączności Wi-Fi, za pośrednictwem którego łatwo prześlemy zdjęcia na smartfona z zainstalowaną aplikacją Imaging Edge Mobile, ale także na komputer, do telewizora oraz na serwer FTP. Parowanie ze smartfonem przebiega względnie szybko, nie obserwujemy też opóźnień w podglądzie obrazu, a wielu fotografów ucieszy możliwość ciągłego, automatycznego i bezpośredniego wysyłania wykonywanych zdjęć do smartfona. Do tego dostęp do zdjęć z poziomu aplikacji otrzymamy nawet gdy aparat jest wyłączony.
W przypadku apki Sony Imaging Edge Mobile, oferowany wachlarz funkcji potrafi różnić się w zależności od modelu. W przypadku Sony A7R IV otrzymujemy jednak pełną funkcjonalność, co umożliwia nam swobodne zdalne fotografowanie, ustawianie ostrości i zmianę większości parametrów.
Kolejny raz jednak mieliśmy problem z przywieszaniem się aparatu podczas wysyłania zdjęć na bieżąco, podczas fotografowania, a sama aplikacja miewa też swoje humory co kończy się koniecznością ponownego parowania urządzeń.
Jeśli chodzi o czas wysyłania zdjęć, w przypadku 2-megapikselowego podglądu wszystko przebiega szybko i sprawnie (około 2-3 sekund), niestety sprawa komplikuje się gdy zechcemy przesłać zdjęcie w pełnym rozmiarze. W przypadku aplikacji na telefon, wysłanie 61-megapikselowego JPEG-a trwa kilkadziesiąt sekund. Ale podobnie jest także w przypadku desktopowej wersji apki Imaging Edge, której w założeniu moglibyśmy używać do bezprzewodowego tetheringu. Podgląd pliku RAW otrzymujemy po upływie około 40 sekund od wciśnięcia spustu migawki, co właściwie przekreśla sens korzystania z tego rozwiązania.