Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Czy 60 Mp to za dużo, a może jednak w sam raz? Podczas europejskiej premiery mogliśmy na gorąco sprawdzić możliwości nowego bezlusterkowca Sony A7R IV.
Szybkim modelem A9 oraz najnowszymi teleobiektywami Sony próbuje zdobyć zawodowych reporterów, spotterów i fotografów przyrody i sportu. Nieunikniona była zatem kontynuacja serii R - ze względu na wysoką rozdzielczość matrycy - skierowanej do fotografów studyjnych, portretowych, modowych i reklamowych. Model A7R III doczekał się więc następcy, ale takich parametrów nikt się nie spodziewał...
Jak już wiemy Sony A7R IV bazuje na nowej matrycy o rekordowej rozdzielczości aż 61 Mp. To prawie 20 Mp więcej od poprzednika i rekord wśród matryc pełnoklatkowych. Więcej pikseli mają jedynie niektóre aparaty i przystawki średnioformatowe.
Zdjęcia mają imponująca rozdzielczość 9504 x 6336 px. Dzięki temu, nawet po wykadrowaniu odpowiadającemu polu widzenia matrycy APS-C, dostaniemy aż 26-megapikselowe zdjęcie! To tyle, co w modelach Fujifilm X-T3 i X-T30, choć większość aparatów z małymi matrycami ma dziś co najwyżej 24 Mp. Tu pojawia się więc uzasadnione pytanie, czy to przypadkiem nie jest jednocześnie aparat dla spotterów, fotografów przyrody i sportu, którzy dzięki cropowi „wydłużają“ zasięg teleobiektywów?
Inna zaleta cropa w nowym A7 to przecież możliwość podpięcia lżejszych, mniejszych i często tańszych obiektywów APS-C. Dla przykładu, z pełnej klatki i gigantycznych zdjęć możemy więc korzystać w pracy w studio, na mecz lub do lasu zabrać teleobiektyw i swobodnie kadrować, a na wakacje wziąć ten sam mały korpus razem z uniwersalnym i lekkim superzoomem pod APS-C. Czy A7R IV to w takim razie aparat najbardziej uniwersalny?
Producent wykorzystał potencjał 60 Mp również w inny sposób. Wzorem Panasonika, czy Olympusa wprowadził tryb zdjęć wysokiej rozdzielczości. Funkcja Pixel Shift Multi Shooting, czyli fotografowanie z przesunięciem matrycy, pozwala tworzyć z 16 zdjęć w serii jeden obraz o rozdzielczości aż 240 Mp. W menu można ustawić czas pomiędzy kolejnymi zdjęciami, ale łączenie obrazów musi się już odbyć w komputerze.
Pierwsze zdjęcia przykładowe już pokazały jak szczegółowa jest nowa matryca. Ilość detali wprost wgniata w fotel. Zdjęcia prosto z aparatu są przy tym soczyste, kontrastowe, ale nadal naturalne. Możemy nawet uwierzyć w zapowiedziany 15-stopniowy zakres tonalny, choć to akurat trzeba potwierdzić w testach.
Zaskakuje też bardzo dobre zachowanie przy wysokich czułościach. Nawet przy ISO 6400 szum jest minimalny i nie zaciera detali. Producent twierdzi, że mimo wzrostu rozdzielczości o 20 Mp, matryca na najwyższych czułościach nie zachowuje się gorzej od poprzednika. To naprawdę imponujące.
Aby wycisnąć z matrycy jak największą szczegółowość lepiej wytłumiono migawkę, by zredukować jej wibracje. Przed większym wyzwaniem stanął również system stabilizacji. Nasza wstępna ocena jego efektywności, którą producent określa na 5,5 EV, jest jak najbardziej pozytywna, ale konkretną wartość poznamy po pełnym teście.
Taka ogromna ilość pikseli stawia spore wyzwanie innym systemom w aparacie. Historia pokazuje, że nie zawsze procesor, oprogramowanie, czy przepustowość były przygotowane na obsługę matryc wysokiej rozdzielczości. Zawsze odbywało się to kosztem trybu seryjnego, buforu, szybkości ciągłego autofokusa, czy po prostu płynności działania. Tutaj tak nie jest.
A7R IV ma 60 Mp na pokładzie a jednocześnie może fotografować z szybkością 10 kl./s z pełnym wsparciem autofokusa ciągłego (nawet do 68 zdjęć w serii). Co istotne, z tym aparatem na pewno trzeba używać jak najszybszych kart pamięci. My dysponowaliśmy nośnikami klasy UHS-I, co z pewnością zaniżało jego wydajność. Mimo to przy swobodnym fotografowaniu mogliśmy robić zdjęcia płynnie, aparat nie blokował się, a w trybie podglądu zdjęcia można było oglądać bez irytujących zacięć. Na dodatek nie zauważyliśmy żadnych opóźnień przy zmianie ustawień.
Niestety oprócz tego, że potrzebujemy kart szybkich, muszą być one pojemne. Zdjęcie JPEG zapisane w najlepszej jakości to 30-50 MB w zależności od szczegółowości i wartości ISO przy jakiej zostało zrobione, a RAW zajmuje bagatela 117 MB (szkoda, że nie ma trybu małych RAW-ów jak w Canonie). To oznacza, że nasze karty i dyski zapełnią się w ekspresowym tempie - na nośniku 64 GB zmieści się około 550 zdjęć RAW lub 1600 JPEG-ów. Niestety tak duże pliki to również wyzwanie dla komputera.
Dużą zmianą w stosunku do A7R III jest autofokus. Teraz składa się z 567 punktów detekcji fazy i 425 detekcji kontrastu. Cały układ pokrywa niemal całą wysokość kadru i w 74% jego szerokość - w praktyce odpowiada to obszarowi APS-C. Co więcej poprawiono jego szybkość, czułość (teraz od -3 EV) i wzmocniono algorytmy śledzenia. Fotografując przed wschodem słońca, jeszcze w trakcie niebieskiej godziny nie mieliśmy żadnych problemów z autofokusem. Aparat ustawiał ostrość równie szybko i celnie jak w dobrym oświetleniu.
Dopracowano również system śledzenia oka. Po automatycznym rozpoznaniu system podąża za nim w trybie rzeczywistym i naprawdę trudno go zgubić. W praktyce robi to duże wrażenie i w istocie wydaje się, że przynosi też skuteczne efekty w postaci dobrze zogniskowanych zdjęć. Co więcej w menu mamy teraz opcję wyboru, które z oczu ma być śledzone, prawe czy lewe. Wystarczy już też wcisnąć spust migawki do połowy, aby aktywować śledzenie, i po dociśnięciu wykonać zdjęcie. To duża wygoda.
Ten sam system pozwala również wykrywać i śledzić oczy zwierząt. Jest też funkcja automatycznego śledzenia wskazanego na wyświetlaczu obiektu, aktywna detekcja fazy w trybie AF-C przy f/11 oraz wiele drobniejszych, choć przydatnych ulepszeń i ustawień. Wszystkim z pewnością przyjrzymy się podczas pełnego testu.
Podczas premiery mieliśmy zbyt mało czasu, by dokładnie przyjrzeć się wszystkim opcjom związanym z filmowaniem, ale możliwości nowego bezlusterkowca pod tym względem również wydają się interesujące.
Materiał 4K może być rejestrowany z całej powierzchni matrycy lub - bez binningu - w trybie Super 35 mm z obszaru 6K. U poprzednika próbkowanie odbywało się w obszarze 5K. W efekcie na tle konkurencji A7R IV ma się wyróżniać lepszą szczegółowością i wyższą jakością nagrań na wysokich czułościach. W stosunku do poprzednika poprawiono też gradację jasnych tonów i odcieni skóry. Zaletą będzie z pewnością szybki autofokus i tryb śledzenia oka w czasie rzeczywistym podczas nagrywania. Długość pojedynczego klipu nie będzie już też ograniczona do 29 minut.
A co z ergonomią? To nadal kompaktowy korpus wykonany ze stopu magnezu, ale teraz lepiej uszczelniony i już trochę większy. Choć 2-3 milimetry różnicy wydaje się nieistotne, wraz z przeprojektowanym uchwytem znacząco wpłynęły na poprawę ergonomii. Nowy aparat trzyma się wygodniej i w połączeniu z dużym joystickiem oraz nieco zmodyfikowanymi przyciskami, zyskał na wygodzie obsługi. Dopracowano i personalizację, np. przyciskom można przypisać inne funkcje w trybie zdjęć, inne w filmowym.
porównanie nowego Sony A7R IV z A7 III
Zdjęcia nadal zapisywane są na kartach SD, teraz także tych zgodnych z UHS-II, a ponadto gniazdo numer jeden jest w końcu na górze. Fotografowie studyjni mogą ucieszyć się z wbudowanego złącza synchro oraz funkcji bezprzewodowego thetheringu.
Wyświetlacz jest taki, jak w wersji III, ale według producenta zwiększono jego responsywność na dotyk 1.5x. Nam pracowało się z nim świetnie. Szkoda jedynie, że mocowanie nie pozwala odchylać go przy pionowym kadrowaniu - w aparacie studyjnym aż się o to prosi. Za to nowy wizjer elektroniczny OLED o rozdzielczości 5,76 Mp i powiększeniu 0,78x (jak w Panasoniku S1R) zwala z nóg. Obraz jest imponujący, choć przy szybkim panoramowaniu i wciskaniu migawki do połowy niestety przypominamy sobie, że to elektroniczny celownik - obraz smuży lub nienaturalnie się zacina. Można się jednak szybko do tego przyzwyczaić.
Od 2010 roku Sony jest numerem jeden na globalnym rynku bezlusterkowców, a od ubiegłego roku również aparatów pełnoklatkowych - tak twierdzi Sony. Twierdzi też, że o ile w ubiegłym roku udział w rynku lustrzanek i bezlusterkowców rozkładał się po połowie, według prognoz w tym roku będzie to już 2:1 na korzyść aparatów bez lustra...
Patrząc na nowego A7R IV przestaje nas to już dziwić. Ten bezlusterkowiec to technologiczny majstersztyk, dobrze przemyślany, świetnie zaprojektowany i równie dobrze wykonany. Aparat, obok którego zawodowcy nie mogą przejść obojętnie, a który dla amatorów będzie kolejnym marzeniem do spełnienia.
Oczywiście to zbyt zaawansowany model, aby po 2-3 godzinach fotografowania przewiercić go na wylot. Ale z drugiej strony przez ten czas nie znaleźliśmy nic, co moglibyśmy wyraźnie skrytykować. Nawet cena wydaje się dobrze dopasowana.
Zbyt pięknie? Już niedługo nasz pełny test Sony A7R IV, który z pewnością rozwieje wszelkie wątpliwości. Bądźcie z nami!