Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
78%
Matryca APS-C, stabilizowany zoom, szybki autofocus - to tylko kilka rozwiązań, które zamknięto w niewielkim body. Sprawdźmy, czy G1 X Mark III to kompakt na jaki czekaliśmy.
Już dawno nie mieliśmy do czynienia z tak wygodnym i logicznie zaprojektowanym kompaktem. Mimo małych rozmiarów ten aparat naprawdę świetnie leży w dłoniach. Chwyt jest bardzo pewny i fotografowanie jedną ręką nie sprawia najmniejszych problemów. Wszystko za sprawą dobrze zaakcentowanego gripa, wyraźnego anatomicznego profilu kciuka oraz chropowatej i matowej okładziny, która wyglądem imituje skórę.
Natomiast w kwestii ergonomii na próżno porównywać G1 X Mark III do jego poprzednika. Nowy model to zupełnie inna klasa sprzętu i zdecydowanie bardziej dojrzała i przemyślana konstrukcja. Niemniej jednak wprawione oko od razu zauważy, że projektanci i konstruktorzy mocno wzorowali się na kompakcie G5 X. W efekcie otrzymujemy podobne rozwiązania technologiczne i niemal identyczny rozkład przycisków i funkcji.
źródło: Digitalcamerasize.com
Na obudowę nowego G1 X producent „wyciągnął” wszystkie najważniejsze ustawienia, które są potrzebne podczas szybkiego fotografowania. Ponadto skorzystamy ze świetnie zaprojektowanego i dobrze zaakcentowanego pokrętła nastaw, które po raz pierwszy zastosowano we wspomnianym powyżej modelu G5 X.
Zostało ono umieszczone w bardzo wygodnym miejscu - znajduje się na przednim panelu aparatu, blisko spustu migawki (tuż pod palcem wskazującym). Za pomocą pokrętła możemy kontrolować wybrany parametr (przysłonę lub czas naświetlania) oraz wygodnie i szybko nawigować po zdjęciach w trybie podglądu. Brakuje tu jedynie wkomponowanego w duże pokrętło nastaw, przycisku funkcyjnego, który dodatkowo zwiększyłby komfort pracy.
Pomiędzy trybami fotografowania, szybko przełączymy się za pomocą znajdującego się z lewej strony górnego panelu pokrętła PASM, które dodatkowo wyposażono w blokadę. Dodatkowo otrzymujemy dwie pozycje użytkownika (C1, C2), do których możemy przypisać całość ustawień aparatu, co z pewnością przypadnie do gustu nieco bardziej zaawansowanym fotografom. Natomiast po przeciwnej stronie górnego panelu znajdziemy duże pokrętło ekspozycji – ma przyjemną fakturę ale mogłoby stawiać nieco większy opór.
Pierścień, który umieszczono woków obiektywu, wyjściowo odpowiada za zmianę długości ogniskowej, jednak jego funkcjonalność możemy spersonalizować w ustawieniach aparatu. Warto zauważyć, że zoomować możemy na dwa sposoby: pokrętłem okalającym spust migawki lub wspomnianym pierścieniem (płynnie lub „skokowo“, wybierając wartość 24, 28, 35, 50 lub 72 mm). Niestety irytować będzie spore opóźnienie między ruchem pierścienia, a zmianą ogniskowej oraz informacjami wyświetlanymi na ekranie lub w wizjerze.
Nieco skomplikowana może wydawać się kontrola pozostałych ustawień aparatu. Do części z nich dostęp uzyskujemy za pomocą przycisków na tylnym panelu. Natomiast inne kontrolujemy z poziomu podręcznego i konfigurowalnego menu Q, gdzie możemy chociażby zmienić pozycje prezentowanych funkcji lub niektóre z nich w pełni wyłączyć. Na samym początku takie (hybrydowe) podejście do fotografowania może wydawać się to mało wygodne, jednak już po kilku minutach spędzonych z aparatem, przekonujemy się, że ergonomia została dobrze przemyślana - jest intuicyjna.
Wyraźny lifting względem poprzednika przeszło także menu główne aparatu. Wprawdzie wciąż składa się z trzech głównych zakładek, co jest charakterystyczne dla kompaktów Canona, ale tym razem jest ono o wiele bardziej przejrzyste. Pierwsza część menu (8 kart) odpowiada za ustawienia związane z fotografowaniem. W drugiej (5 kart) zmienimy ustawienia aparatu. Z kolei trzecia zakładka (oznaczona gwiazdką) jest miejscem, w którym możemy zapisać nasze ulubione ustawienia. Możemy utworzyć aż 6 kart mojego menu z maksymalnie 6 pozycjami na każdej z nich.
Wygodę i ergonomię pracy może poprawić także personalizacja aparatu. Wprawdzie na korpusie nie znajdziemy żadnego typowego przycisku funkcyjnego, ale producent zostawia nam spore pole manewru. Bez problemu zamienimy między sobą funkcjonalność wszystkich pokręteł (w tym tego znajdującego się na obiektywie), a własne opcje będziemy mogli przypisać do większości przycisków umieszczonych na obudowie. W przypadku każdego z nich otrzymujemy nieco odmienny zestaw możliwych do nadpisania funkcji. Niestety 4 przyciski tylnego wybieraka nie są konfigurowalne. Niemniej jednak i tak każdy powinien być w stanie bez problemu zaprogramować aparat względem własnych preferencji.
Nareszcie pojawił się wizjer - centralnie umieszczony celownik elektroniczny (0,39-calowy OLED EVF), który został zoptymalizowany pod kątem wyświetlacza Organic EL o rozdzielczości z 2,36 mln pikseli. Wysokość punktu ocznego w Canonie wynosi 22 mm, „okularnicy“ będą mogli skorzystać z regulacji dioptrii w zakresie od -3 do +1.
Obraz prezentowany w wizjerze jest bardzo wyrazisty, kontrastowy, a kolory są wiernie odwzorowane. Niestety narzekać możemy na niską częstotliwość odświeżania, przez co obraz nie jest płynnie wyświetlany - podczas ruchu aparatem zauważymy już wyraźne „skoki“. W pewnych sytuacjach uwidacznia się również efekt mory - jednak głównie w przypadku bardziej skomplikowanych wzorów i faktur.
Ponadto G1 X Mark III zapewnia również możliwość prezentowania w wizjerze szczegółowych informacji. Oznaczenia są pogrupowane w ramkach na dole i po bokach celownika. Poza głównymi parametrami ekspozycji, czy informacjami dotyczącymi trybu pracy, naładowania baterii lub pozostałego miejsca na karcie pamięci, wyświetlimy na przykład histogram, a nawet wirtualną poziomicę. Na dodatek sposób prezentowania wszystkich informacji jest dostosowywany do orientacji w jakiej znajduje się aparat (portretowej lub panoramicznej).
Nowy Canon to także zupełnie nowy wyświetlacz. Otrzymujemy w pełni obracany i odchylany 3-calowy dotykowy ekran o rozdzielczości 1 040 000 punktów, co stanowi duże usprawnienie w stosunku do poprzednika. Taki sposób przegubowego mocowania pozwala na znacznie większą swobodę kadrowania z niewygodnych pozycji i kątów patrzenia - zarówno w poziomie jak i w pionie. Ponadto ekran obrócimy do pozycji „selfie“ lub skierujemy bezpośrednio w stronę korpusu, co ochroni powierzchnię przed porysowaniem podczas przenoszenia i transportu. Natomiast sam ekran jest bardzo szczegółowy i kontrastowy. Nawet w ostrym słońcu nie mieliśmy problemu z ocenieniem wykonanego zdjęcia, czy regulacją parametrów.
Również obsługa panelu wyświetlacza jest wygodna i precyzyjna. Dotykiem ustawimy punkt autofokusa, będziemy w stanie wybierać poszczególne funkcje, a także wygodnie przeglądać i powiększać wyświetlone zdjęcia - w taki sam sposób jak na urządzeniach mobilnych. Ale to nie wszystko. Za pomocą ekranu możemy sterować podręcznym menu, a także wertować karty menu głównego, czego nie zapewniają wszyscy producenci. Musimy przyznać, że rozwiązanie zaproponowane przez Canona jest jednym z lepszych.
Ponadto G1 X Mark III zapewnia również taką samą funkcjonalność w kwestii ustawiania ostrości, jak jego starszy bezlusterkowy brat EOS M5. Otrzymujemy więc możliwość dotykowego wyboru pola AF podczas korzystania z wizjera. W ustawieniach aparatu możemy oznaczyć obszar ekranu, który będzie aktywny na dotyk - na przykład 1/4 ekranu. Dzięki temu nie będziemy przestawiać punktu ostrości nosem, a dodatkowo otrzymamy możliwość sterowania obszarem AF na bardzo małym fragmencie wyświetlacza, co poprawia wygodę fotografowania. Ta funkcja w praktyce sprawdziła się bardzo dobrze - otrzymaliśmy coś na wzór wirtualnego joysticka AF.