Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Zuiko Digital ED 50-200 mm F2.8-3.5 SWD
We wstępie nazwałem ten obiektyw jedną z najnowszych i najnowocześniejszych konstrukcji Olympusa. To niby prawda, gdyż został on zaprezentowany jesienią zeszłego roku wraz z Olympusem E-3. Testowany egzemplarz był jedynym w Polsce i został wypożyczony (wręcz wyrwany) do testu przez Olympus Polska z europejskiego przedstawicielstwa Olympusa. Jednak cała prawda wygląda tak, że pod względem optycznym i w dużej mierze mechanicznym zoom ten jest jednym z najstarszych obiektywów systemu 4/3. Jego pierwszą wersję pokazano bowiem wraz z czterema innymi w towarzystwie Olympusa E-1 latem 2003 roku. Teraz przeprowadzono jego face lifting oraz - co znacznie ważniejsze - dodano ultradźwiękowy napęd autofokusa SWD (Supersonic Wave Drive).
Tak więc przetestowaliśmy tego odmłodzonego zooma i okazało się że rozdzielczość wypadła co prawda znacznie lepiej niż dobrze, ale wykazała dość oryginalny rozkład na powierzchni kadru. Wykluczyliśmy obecność w procedurze testu błędów, więc uznaliśmy że zoom zapadł na jakąś niemowlęcą chorobę - niedokładność montażu lub niedopracowanie przedseryjnego egzemplarza, bądź zdążył się rozkalibrować. Wypadałoby powtórzyć zdjęcia testowe innym egzemplarzem, ale takiego nie było. Po dokładnym sprawdzeniu że pod względem optycznym 50-200 mm F2.8-3.5 SWD jest identyczny ze "staruszkiem" 50-200 mm F2.8-3.5, postanowiliśmy testy jakości obrazu przeprowadzić ze starszą wersją obiektywu. Problem w tym, że jedyna sztuka tego zooma dostępna w Olympus Polska przez długi czas była w rozjazdach, stąd spore opóźnienie wykonania i publikacji tej części testu.
Konstrukcja
Daleko mu do powagi i solidności obiektywu 35-100 mm F2, ale 50-200 mm SWD dobrze wpisuje się w grupę tych lepszych, czterokrotnych długoogniskowych zoomów. Jest odpowiednikiem małoobrazkowego 100-400 mm i stopniem zaawansowania przypomina właśnie takie obiektywy małoobrazkowe: Tokinę i Nikkora VR 80-400 mm albo canonowskiego 100-400 mm. Odpowiednikami tych obiektywów dla lustrzanek z przetwornikiem o rozmiarze APS-C są zoomy 70-300 mm, ale te traktowane są przez producentów po macoszemu i przeważnie mają stosunkowo prostą konstrukcję optyczną, są lekkie, tanie i bardzo plastikowe. Ale obie te grupy łączy jedna cecha: identyczna jasność zmieniająca się od F4-F4.5 dla najkrótszej ogniskowej do F5.6 dla najdłuższej. A w tym względzie Zuiko 50-200 mm SWD jest lepszy o działkę-półtorej, czym w pełni rekompensuje straty wynikające z mniejszych niż w cyfrowych lustrzankach APS-C rozmiarów przetwornika obrazu.
Optycznie obiektyw składa się z 16 soczewek, wśród których znajdziemy trzy wykonane ze szkła o niskiej dyspersji. Nie zapewniono tu wewnętrznego zoomowania i chyba dobrze, gdyż z nim obiektyw byłby bardzo długi. A tak przy ogniskowej 200 mm i z założoną osłoną osiąga efektowne 30 cm, ale w pozycji transportowej liczy tylko nieco ponad 17 cm. Za to mamy w nim układ wewnętrznego ogniskowania, co jest w tej klasie sprzętu obowiązującym standardem. Napędem autofokusa jest silnik ultradźwiękowy o konstrukcji pierścieniowej, dzięki czemu bardzo uprościła się mechanika układu silnik - pierścień ostrości - soczewki ogniskujące. Autofokus tego zooma jest naprawdę szybki, ale tylko dopóki ogniskowej nie wydłużymy ponad 150 mm. Poniżej ostrość ustawiana jest tak szybko jak w moim "wzorcowym" AF-S Nikkorze 70-200 mm F2.8, natomiast powyżej niej spada niemal dwukrotnie. Powodem jest najprawdopodobniej niemożność wykrywania prawidłowego ustawienia ostrości przy bardzo szybkiej jej zmianie, co ma miejsce gdy korzystamy z długich ogniskowych. Jak więc należy traktować deklaracje Olympusa, że jego E-3 ma najszybszy na świecie autofokus? To może być prawdą, pod warunkiem że do aparatu dołączymy drugi z obiektywów SWD, standardowy zoom 12-60 mm F2.8-4. Ten, porównywany z moim "wzorcem" szybkości autofokusa krótkich zoomów, AF-S Nikkorem 18-70 mm F3.5-4.5 wypada świetnie. Przy swej najdłuższej ogniskowej jest od obiektywu Nikona szybszy o ok. 20 %, a przy najkrótszej aż dwukrotnie! Dobrze by się stało gdyby konstruktorzy lustrzanek Olympusa poprawili system odczytu i interpretacji danych z czujników AF tak, by szybkość autofokusa mogła być równie wysoka przy każdej ogniskowej obiektywu.
Rewolucję przeżył też system ręcznego ustawiania ostrości, w którym nie ma już mowy o Power Fokusie znanym z olympusowskiej optyki nie-SWD. Tu mamy "mechaniczne" ręczne ogniskowanie, z pierścieniem ostrości połączonym z mechanizmami ostrzenia za pomocą przekładni zwalniającej. Pierścień oczywiście nie obraca się podczas pracy autofokusa, ale natychmiast gdy ten skończy pracę jest do dyspozycji fotografującego. I nie musimy już, jak w przypadku starszych obiektywów ustawiać w aparacie trybu MFAF. Możemy korzystać z AF, a i tak Full-Time Manual będzie dostępny.
Minimalna odległość fotografowania to 1,2 m, co przy najdłuższej ogniskowej pozwala uzyskać skale odwzorowania 0,21 (1:4,8). Zmianą we wnętrzu obiektywu jest zastosowanie przysłony, która ma co prawda tyle samo listków co w pierwszej wersji, ale są one inaczej wyprofilowane. Dzięki temu otwór przysłony przy niezbyt silnym jej przymknięciu pozostaje zbliżony kształtem do koła, co zapewnia ładniejsze oddanie nieostrych, jasnych punktów.
Obudowa obiektywu jest w całości wykonana z tworzyw sztucznych. Jedynymi zewnętrznymi metalowymi elementami tego zooma są bagnet i pierścień ze stopką mocowania statywowego. Zewnętrze obiektywu w wersji SWD wyraźnie różni się od wersji pierwotnej. Najistotniejszą zmianą jest przesunięcie o kilka centymetrów do przodu pierścienia statywowego. Teraz podpiera on zestaw obiektyw + aparat bliżej jego środka ciężkości, co mogło zaowocować zmniejszeniem długości stopki pierścienia. Nie projektowano jej jednak od nowa, a dostosowano konstrukcję obiektywu tak, by pasowała tu stopka od zooma 35-100 mm. Tę unifikacje z pewnością docenią nie tylko użytkownicy, ale i księgowi Olympusa. Przesunięcie pierścienia statywowego wymogło przesunięcie do przodu pierścieni ogniskowych i odległości oraz umieszczonego pomiędzy nimi okienka ze skala odległości. Pierścienie przewędrowały o około dwa centymetry, ale pierścień odległości zachował swą szerokość, a pierścień zooma musiał zostać zwężony o 1/3. Ponieważ jednak w pierwszej wersji obiektywu był on bardzo szeroki, to i teraz szerokość jest zupełnie wystarczająca.
Obiektyw jest uszczelniony dla zabezpieczenia przed pyłem i kroplami wody. Może być łączony z pierścieniem pośrednim EX-25 oraz oboma firmowymi telekonwerterami. Jednak przy współpracy z dwukrotnym EC-20, automatyczne ustawianie ostrości możliwe jest wyłącznie z użyciem centralnego sensora AF. Osłona przeciwsłoneczna obiektywu wygląda dość potężnie, gdyż ma długość połowy obiektywu ustawionego na 50 mm. Nie jest ona profilowana. W osłonie znajdziemy oczywiście zasuwane okienko ułatwiające obsługę obrotowych filtrów polaryzacyjnych i połówkowych. Okienko to możemy ustawić w dwóch pozycjach: nad i pod obiektywem.
Osłona przeciwsłoneczna chroni od bocznego światła przednią soczewkę o niezbyt dużej średnicy, przed którą udało się zmieścić gwint mocowania filtrów o średnicy zaledwie 67 mm. Małoobrazkowe zoomy 100-400 mm wymagają filtrów 72 mm albo 77 mm, ale już 70 (75)-300 mm korzystają z filtrów o mniejszej średnicy, przeważnie 58 mm albo 62 mm, ale zdarza się też 55 mm w Sony i 67 mm w jednym z Nikkorów. Przednia soczewka Zuiko Digital ED 55-200 mm F2.8-3.5 SWD albo osłaniający ją filtr są przykrywane kapturkiem, który zgodnie z aktualnymi trendami w Olympusie ma wewnętrzne uchwyty z podciętymi krawędziami, dzięki czemu o wyślizgnięciu się go z palców nie ma mowy.
Obsługa
Obiektyw nie jest zbyt ciężki, stąd nie musi całą swą masą leżeć na lewej dłoni. Bez problemu trzyma go prawa dłoń obejmująca uchwyt aparatu wraz z palcami lewej, które równocześnie obracają pierścień ogniskowych albo ostrości. Dlatego w odróżnieniu od zooma 35-100 mm, tu z ręki wygodniej fotografuje się po zdjęciu pierścienia ze stopką mocowania statywowego.
Ogniskową zmienia się w miarę łatwo, choć w razie potrzeby powody do narzekania by się znalazły. Dotyczy to głównie porównania tego zooma z przetestowanymi już 40-150 mm i 35-100 mm. Tu opór pierścienia jest przy szybkim obracaniu większy niż u nich, a do tego występuje wyraźny opór statyczny pojawiający się przy próbie drobnej korekty ogniskowej. Przy tym zakres obrotu od pozycji "50 mm" do "200 mm" to nie 1/6, a ponad 1/4 obrotu. Różnica niby nieduża, ale dobrze wyczuwalna.
Podobnie rzecz się ma z pierścieniem odległości, który - podchodząc do sprawy obiektywnie - zapewnia komfortową obsługę, ale gdy odniesiemy ją do wspomnianych wcześniej zoomów to sytuacja nie wygląda różowo. Z tym że tam pierścień nie był połączony z żadnymi mechanizmami, więc i o super komfort było bardzo łatwo. Ale jak się chce mieć SWD, to z najwyższego poziomu wygody obsługi trzeba niestety zrezygnować. Pierścień jest połączony ze skalą odległości przekładnią zwalniającą, co zapewnia precyzję ręcznego ogniskowania. Z drugiej strony wymaga to jednak obrócenia pierścienia o ponad pół obrotu jeśli chcemy przejść z jednego końca skali na drugi. Dobrze że obiektyw wyposażono w zdejmowany pierścień statywowy oraz drobiazgi w rodzaju okienka w osłonie przeciwsłonecznej i kapturka z podciętymi krawędziami uchwytu, ale przydałby się też limiter odległości. W sumie nie jest źle, za wygodę obsługi zoomowi 50-200 mm przyznaję 4 punkty.