Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
84%
Najnowszy Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD to jeden z najciekawszych, ale i najdroższych zoomów producenta, a także obiektyw, dla którego na próżno szukać konkurencji. Sprawdzamy, czy to konstrukcja, którą Tamron ma szansę wejść w segment typowo profesjonalny.
Na osi poziomej wykresu MTF50 umieściliśmy przysłony, a na osi pionowej pary linii na milimetr. Za przyzwoite wyniki w przypadku 24-megapikselowych matryc uznajemy te powyżej 22-25 pl/mm. Zdjęcia wykonywaliśmy w formacie RAW z uwzględnieniem wszystkich przysłon.
Jednym z najmocniejszych punktów nowego obiektywu jest na pewno rozdzielczość, pod względem której Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD notuje jedne z najlepszych wyników, uzyskanych przez testowane przez nas do tej pory zoomy. Należy przy tym odnotować, że obiektyw testowany był na aparacie Sony A7 III, co każe nam wierzyć, że przy podłączeniu do aparatów z serii R, notowania skoczyłyby jeszcze o parę oczek w górę, a szkło byłoby w stanie przebić nawet brylujące pod tym względem konstrukcje Sony (przynajmniej jeśli chodzi o środek kadru).
Duża pochwała należy się projektantom także za to, jak bardzo wyrównaną rozdzielczość obiektyw ten oferuje. Choć różnica między środkiem, a brzegami kadru będzie oczywiście zauważalna, to ogólna rozdzielczość utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie w całym zakresie przysłon, w całym zakresie ogniskowych.
W centrum kadru obiektyw oferuje rozdzielczość na poziome 42-47 pl/mm, co stawia go w jednej linii z profesjonalnymi stałkami. Dodatkowo wyniki te tylko nieznacznie spadają wraz z wydłużaniem się ogniskowych i w najgorszych wypadkach będą plasować się tylko nieco poniżej granicy 40 pl/mm. Szkło jest więc fantastycznie ostre już od "pełnej dziury" i choć najlepsze rezultaty zaoferuje nam w przedziale f/4-f/8, na pewno nie będziemy musieli domykać tak szkła by uzyskać wymierne rezultaty.
Jeśli chodzi o brzegi jest nieco gorzej, ale tu też otrzymujemy na tyle wyrównaną ostrość, że w przypadku modelu Tamron 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD trudno mówić o tzw. sweet spot obiektywu - tutaj niemal każda kombinacja ogniskowej i przysłony zaoferuje nam świetne rezultaty pod względem ostrości, a nieznaczny spadek rozdzielczości będziemy w stanie zauważyć jedynie na szeroko otwartej przysłonie i dłuższych ogniskowych.
Dodatkowo trzeba podkreślić to, że w przypadku testowanego modelu wyniki dla brzegów kadru przy pomiarze MTF zaniżał nieco fakt iż trafił nam się egzemplarz nie do końca wycentrowany, gdzie przy szeroko otwartej przysłonie prawy brzeg kadru był nieco mniej ostry od lewego. Gdyby nie to, wyniki na brzegach prawdopodobnie w całym zakresie wyglądałyby jak przy przysłonach z zakresu f/8-/f16, a my moglibyśmy powiedzieć, że mamy do czynienia z jednym z najdoskonalszych pod względem rozdzielczości zoomów, jakie kiedykolwiek ujrzały światło dzienne.
I tu od razu mała rada - skoro do testów trafił obiektyw z uwidocznioną wadą, oznacza to, że prawdopodobnie takich ezgemplarzy jest więcej, ale zapewne można też trafić tzw. golden copy. I choć problem w naszym przypadku był właściwie marginalny, jeśli chcecie, by nowy Tamron wzbogacił wasz fotograficzny czy filmowy arsenał, radzimy przestrzelić i sprawdzić go przed zakupem pod kątem tej wady. To o czym piszemy dobrze widać na wykresach BxU, które opisują jak ostre dla ludzkiego oka są poszczególne partie kadru, choć jak zobaczycie poniżej i na zdjęciach w praktyce, raczej nie jest to problem, który trzeba będzie sobie przesadnie zawracać głowę.
Warto natomiast nadmienić, że bardzo słabo wyglądające brzegi w przypadku powyższych wykresów dla matrycy, będą prawie niewidoczne podczas zwykłego oglądania zdjęć w rozmiarach ekranowych czy na odbitce. Powyższe wykresy odpowiadają wrażeniom podczas oglądania fotografii w pełnym powiększeniu, dlatego zawsze też publikujemy wykresy dla odbitki 20x30 cm (poniżej), co w wielu wypadkach pozwala pozbyć się uprzedzeń odnośnie danego obiektywu.
Jak widzimy, rozmycie brzegów będzie w zasadzie niezauważalne nawet w najgorszym możliwym przypadku, przy szeroko otwartej przysłonie, w krótkim zakresie ogniskowych. Dopóki nie będziemy fotografować płaskich powierzchni na przysłonach f/2-f/2.8, drukować zdjęć w dużych rozmiarach, a następnie oglądać je z bliska, prawdopodobnie nigdy nie rzuci się nam to mocno w oczy.
Poniżej możecie zobaczyć, jak kwestia rozdzielczości prezentuje się na zdjęciach wykonywanych w praktyce.