Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Portretowy zoom, król reportażu, czy spełnienie marzeń filmowca? Nowy Tamron z mocowaniem Sony E to bez wątpienia konstrukcja unikalna i nietuzinkowa. W nasze ręce trafił właśnie jeden z pierwszych egzemplarzy tego ciekawego obiektywu. Oto co już o nim wiemy!
„Ciekawy” to chyba najwłaściwsze określenie bo ten obiektyw to suma cech, które rzadko idą w parze. To połączenie niestandardowego zakresu ogniskowych z bardzo dużą, jak na zoom jasnością, okraszone garścią zaawansowanych rozwiązań, jak uszczelnienia i rozbudowane opcje sterowania. A wszystko to w całkiem kompaktowym wydaniu.
Już pierwsza, lustrzankowa wersja tego obiektywu wywołała spore zamieszanie. Zaprezentowany w 2019 roku Tamron 35-150 mm f/2.8-4 Di VC OSD cieszył się sporym zainteresowaniem i przypomniał fotografom zakres, który w czasach analogowych stosowany był dość często. Standardowe obiektywy, rozpoczynające się ogniskową 35 mm można było znaleźć w chyba każdym systemie, choć kończyły się zazwyczaj na 135 mm i nie grzeszyły jasnością.
Tym bardziej imponujący wydaje się nowy koncept Tamrona, który oferując światło f/2-2,8 może zastąpić nawet 5 popularnych stałek (35, 50, 85, 100, 135 mm) a w połączeniu z szerokim zoomem (np. Tamron 17-28 mm f/2,8 Di III RXD) pokryć bardzo użyteczny zakres w podróży i w fotografii reportażowej w ogóle.
Oczywiście zakres można rozszerzyć również w stronę ekstremalnego zbliżenia, bo obiektyw zazębia się z zaprezentowanym niedawno modelem Tamron 150-500 mm f/5-6.7 Di III VC VXD, ale coś nam mówi, że zainteresuje on głównie filmowców oraz fotografów okolicznościowych, którzy podczas zleceń będą mogli szybko przejść od szerszych ujęć i zdjęć całej sylwetki do ciasnego portretu.
Obiektyw nie jest bowiem tani. Wyceniony na ponad 8500 zł będzie zapewne poza zasięgiem portfela początkującego amatora. Dla porównania nadal jasny (i stabilizowany) a do tego mniejszy i lżejszy przedstawiciel pierwszej generacji był aż o 5 tys. zł tańszy.
Tak uniwersalne konstrukcje zawsze stanowią też wyzwanie dla inżynierów i designerów. Duża jasność, kłóci się zazwyczaj z kompaktową budową, a duża rozpiętość ogniskowych z wysoką jakością obrazu w całym zakresie i skuteczną korekcją wad optycznych. Jak idea przekłada się na praktykę? Oto nasze pierwsze wnioski!
Biorąc pod uwagę parametry optyczne nie zaskoczyły nas ani wymiary (długość 158 mm, średnica filtra 89 mm) ani waga obiektywu (1165 g). Pod względem gabarytów nowy Tamron wpasowuje się pomiędzy typowy zoom 24-70 mm f/2,8 a reporterskie tele klasy 70-200 mm f/2,8. Również waga nie przeraża, bo ponad 1 kg potrafi ważyć dziś nawet jasna portretowa „stałka”.
Porównanie wielkości ze standardowym zoomem Sony FE 24-70 mm f/2,8 GM
W połączeniu z nowym korpusem Sony A7 IV stanowi dobrze wyważony i zaskakująco wygodny zestaw. Głębszy uchwyt i bardziej pękata budowa „siódemek” najnowszej generacji znacząco poprawiają komfort pracy. Po przepięciu na mniejsze body A7 III różnica była niestety odczuwalna.
Model 35-150 mm f/2-2.8 Di III VXD to jak podaje producent pierwszy przedstawiciel nowej generacji zoomów Tamron. Choć zmiany nie rzucają się w oczy są dość istotne. Przede wszystkim zmienił się kompozyt, z którego wykonano tubus obiektywu. Ma być bardziej wytrzymały, odporny na zabrudzenia zarysowania i „palcowanie”. Czy jest tak faktycznie pokażą dopiero testy długoterminowe, na pewno jest bardziej matowy przez co lepiej komponuje się z nowymi korpusami Sony.
Kolejną, zapewne ważniejszą zmianą, jest nowa konstrukcja pierścieni. Zostały usztywnione, mają ostrzejszą fakturę i nie licują się już idealnie z tubusem, dzięki czemu faktycznie obsługa jest teraz wygodniejsza. Jeśli chodzi o pracą pierścieni nie zauważamy znaczącej różnicy, ale do ich płynności w zasadzie nigdy nie mieliśmy zastrzeżeń.
Wysuwana „pompka” została dobrze uszczelniona i nie czujemy ruchu powietrza podczas zoomowania ale nadal słyszalne jest lekkie tarcie plastiku o plastik (lub właśnie o uszczelkę). Przed kurzem i wilgocią zabezpieczono wszystkie newralgiczne łączenia a bagnet tradycyjnie otacza gumowa opaska. Aha! Producent zwraca uwagę na nowy (bardzie błyszczący!) srebrny „brand ring”, którym będą od teraz zdobione nowe modele obiektywów Tamron.
O ile wszystkie te drobne udoskonalenia bardzo nas cieszą, zupełnie nie rozumiemy jednej zmiany bardzo zasadniczej. Pierścienie w nowym modelu zamieniono miejscami (względem większości bezlusterkowych zoomów Tamron), na co nie znajdujemy żadnego sensownego wytłumaczenia. Być może przesądziły kwestie konstrukcyjne, bo na pewno nie ergonomia i wygodna użytkowników.
Pierścień zooma umieszczono teraz bliżej korpusu, co biorąc pod uwagę jego niewielkie wymiary sprawia, że podczas obrotu palce obu rąk często spotykają się utrudniając precyzyjne kadrowanie.
Umieszczenie pierścienia ogniskowej bliżej przedniej soczewki sprawia też, że ciężar całego zestawu lepiej rozkłada nam się w rękach, co ma znaczenie zwłaszcza w przypadku dłuższych i cięższych obiektywów. Takich właśnie jak ten ponad kilogramowy zoom. Co dziwi chyba najbardziej, pierścień zoomu jest też węższy niż pierścień ostrzenia manualnego, choć z tego drugiego korzystać będziemy przecież sporadycznie.
Z lewej strony tubusu, anatomicznie pod kciukiem, umieszczono tak zwany „switch box”, czyli panel, na którym zgrupowano elementy sterowania (po raz pierwszy zastosowany w modelu 150-500 mm). Znajdziemy tu przełącznik ostrości AF/MF oraz pracujący w trzech trybach przycisk Custom, który pozwala na szybką zmianę funkcji przycisków oraz pierścienia ostrości.
W tym miejscu trzeba wspomnieć o innej nowości, a mianowicie umieszczonym w dolnej części obudowy porcie komunikacyjnym (spokojnie, jest uszczelniony), służącym do łączenia obiektywu z komputerem za pomocą kabla USB (typ A lub C). W ten sposób, dzięki dedykowanej aplikacji Tamron Lens Utility, wgramy aktualizacje, lub właśnie określimy funkcje przycisków, bez konieczności korzystania z konsoli Tap-in.
I tak, za pomocą przełącznika Custom możemy przeskakiwać między zapisanymi odległościami ostrzenia A-B, zmieniać funkcję pierścienia MF (np. ostrzenie / przysłona), lub aktywować ustaloną funkcję aparatu (wybierana z poziomu komputera w Tamron Lens Utility, bliżej przyjrzymy się tej opcji w pełnym teście).
Oprócz tego na obiektywie umieszczono trzy przyciski funkcyjne (by wygodnie blokować ostrość bez względu na orientację aparatu), oraz przełącznik blokady zoomu, który faktycznie rozsuwa się pod własnym ciężarem podczas spaceru z aparatem zawieszonym na ramieniu.
Konstrukcja obiektywu jest naprawdę bogata. W torze optycznym ustawiono aż 21 elementów w 15 grupach (w tym 3 elementy asferyczne i 4 o niskiej dyspersji). Przysłona ma oczywiście zaokrąglony kształt i składa się z 9 listków. Przednią soczewkę pokryto powłoką fluorową co ułatwi jej czyszczenie. Minimalna odległość ostrzenia to od 33 do 85 cm, co trzeba uznać za niezły wynik, bo obiektyw pozwoli kadrować naprawdę ciasno. Tyle na papierze, a jak jest w praktyce?
Pierwsze pytanie jakie się nasuwa w przypadku zoomów o zmiennej jasności, to jak światłosiła zmienia się w miarę wydłużania ogniskowej. Najlepiej zobrazuje to poniższa grafika. Jak widzimy maksymalny otwór zmniejsza się do f/2,2 już przy 40 mm, ale aż do 80 mm utrzymuje się na poziomie f/2,5 (w podstawowym zakresie jest więc jaśniejszy od typowego zooma 24-70 mm f/2,8). Od 81 mm do 150 mm jasność utrzymuje się na stałym poziomie f/2,8.
Jeśli chodzi o korekcję wad optycznych, jak to zazwyczaj bywa, jedne udało się skorygować lepiej a inne gorzej. Zaskakuje bardzo niski poziom aberracji chromatycznej (co ucieszy filmowców) – przebarwienia są niemal niewidoczne nawet przy szeroko otwartej przysłonie.
Cieszy znakomita ostrość (w zasadzie w całym zakresie ogniskowych, tak w centrum jak i na brzegach), co sprawia, że obiektyw faktycznie będzie użyteczną „portretówką”. Nieźle wypada też pod względem korekcji geometrii, choć przy najdłuższej ogniskowej „poduszka” jest już mocno widoczna.
35 mm, f/2 (korekcja geometrii wyłączona, korekcja winietowania wyłączona)
35 mm, f/2 (korekcja geometrii włączona, korekcja winietowania włączona)
150 mm, f/2,8 (korekcja geometrii wyłączona, korekcja winietowania wyłączona)
150 mm, f/2,8 (korekcja geometrii włączona, korekcja winietowania włączona)
Obiektyw ma za to poważny problem z winietą, której nie jest w stanie zneutralizować nawet system automatycznej korekcji aparatu, kiepsko wypada też w pracy pod ostre światło. Bardzo łatwo o bliki i refleksy, a gdy słońce wpada prosto w obiektyw, odbicia międzysoczewkowe sprawiają, że na zdjęciu możemy pokazać chyba wszystkie elementy układu jeden po drugim.
Autofocus jest szybki i bardzo cichy, praktycznie niewidoczny jest też efekt „breathingu” (kolejna dobra wiadomość dla fanów wideo!), choć lekko drży w momencie blokowania ostrości. Nie zdarza mu się też pomylić i dobrze współpracuje z systemami Sony – detekcją oka czy stabilizacją sensora - na 150 mm przy 1/20 s idealnie ostrych jest jeszcze nawet 70% ujęć).
Wszystkie zdjęcia wykonaliśmy z korpusem Sony A7 IV w formacie JPEG (X.Fine) z wyłączonymi korekcjami i funkcjami optycznej optymalizacji obrazu.
f/2
f/2.8
f/4
f/5,6
f/8
f/11
f/16
f/2,8
f/4
f/5,6
f/8