Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
89%
Najnowsza kompaktowa pełna klatka Canona przełamuje schemat tego, co może oferować aparat dla amatorów. Specyfikacja zapożyczona z wyższego modelu R6 Mark II i przystępna cena zostawiają w tyle całą konkurencję. Czy jednak EOS R8 nie został przesadnie ograniczony pod względem wygody pracy? Sprawdziliśmy to w naszym teście.
Pod względem budowy, Canon EOS R8 to w zasadzie kopia modelu RP. Aparat cechuje się niemal identyczną bryłą i gabarytami (132,6 x 86 x70 mm, 461 g), a także oferuje prawie taki sam układ przycisków i pokręteł. Względem poprzednika producent zabiera jeden z trybów użytkownika na górnym pokrętle PASM, ale dodaje zarazem bardzo istotną zmianą na plus. Mianowicie przełącznik ON/OFF zastąpiony został tu przełącznikiem trybów FOTO / WIDEO, w których aparat zapamiętuje osobne ustawienia dla obydwu trybów pracy i wyświetla stosownie dostosowane menu. Oprócz tego, EOS R8 otrzymał nową wielofunkcyjną stopkę z cyfrowym interfejsem, która pozwala np. bezpośrednio podłączyć obsługiwane modele mikrofonów, bez konieczności łączenia ich kablem z aparatem.
W kwestii jakości wykonania i wygody nowego korpusu trudno się do czegokolwiek przyczepić. Aparat zaskakuje swoją kompaktowpścią i niską wagą, ale jednocześnie oferuje wygodny i głęboki grip, a także jest dobrze wyważony. Nawet podczas podpięcia nowego obiektywu RF 24-105 mm f/2.8 nie mieliśmy wrażenie, że aparat jest „zbyt mały”.
Jeżeli chodzi o wytrzymałość, nie można tu oczekiwać pancerności porównywalnej z modelami EOS R5 czy R3 - choć wewnętrzna struktura bazuje na magnezowej klatce, zewnętrza obudowa wykonana jest w całości z tworzywa. To sztywny, przyjemny w dotyku i dobrze prezentujący się materiał, ale podczas przypadkowego uderzenia ma jednak szansę się uszkodzić. Będzie też z pewnością bardziej podatny na zarysowania. O ile jednak obchodzimy się z aparatem w miarę uważnie, nie powinno to być żadnym problemem. Warto też wspomnieć, że EOS R8 jest uszczelniony przed kurzem i zachlapaniami.
Pod względem konstrukcyjnym, model EOS R8 od bardziej zaawansowanej oferty producenta dystansują jeszcze niuanse z zakresu obsługiwanych nośników, łączności czy wydajności pracy. Choć aparat oferuje identyczny zestaw portów co EOS R6 Mark II (złącze cyfrowego wężyka spustowego, port mikrofonu, port słuchawek, USB-C 3.2 z możliwością zasilania i microHDMI), to EOS R8 nie jest w stanie wypuścić sygnału RAW czy 4K 120 kl./s na zewnętrzne rekordery (o tym dalej). Do tego oferuje tylko jeden slot na kartę pamięci i korzysta z mniejszej, mniej wydajnej baterii LP-E17.
Jak już wspomnieliśmy pod względem ergonomii aparat jest niemal identyczny jak model RP. I właśnie systematyka obsługi jest tu główną rzeczą, która najbardziej dystansuje ten model względem wyżej pozycjonowanego wyżej EOS R6 Mark II. O tym czy będzie to miało znaczenie zadedykuję wasz sposób pracy i to, do czego zamierzacie wykorzystywać aparat.
Względem modelu R6 II, aparat pozbawiony jest joysticka AF i trzeciego pokrętła funkcyjnego na tylnym panelu. Bezpośrednio przekłada się to na brak możliwości fizycznej szybkiej regulacji wszystkich 3 parametrów ekspozycji i utrudniony dostęp do regulacji punktu AF. Na ile daje się to we znaki podczas fotografowania?
Wszystko zależy od tego czy jesteśmy chętni korzystać z dotykowego interfejsu, oferowanego przez aparat. Współczesne aparaty Canon bardzo płynnie łączą fizyczną kontrolę przycisków i pokręteł z funkcjami ekranu dotykowego, oferując nam najlepiej opracowaną na rynku hybrydową systematykę obsługi. Wszystko dzieje się tu gładko, błyskawicznie, a wymagana od użytkownika liczba ruchów konieczna do ustawienia danych funkcji jest sprowadzona do absolutnego minimum
Kwestie UX są tu dopracowanego tak dobrze, że w przypadku pracy z ekranem, który błyskawicznie pozwala wybrać stosowny parametr do regulacji czy też przestawić położenie punktu AF, braki ergonomiczne w większości przypadków pozostaną niezauważalne. Tym bardziej, jeśli mamy w zwyczaju pracę w trybach półautomatycznych, gdzie kontrola ogranicza się do regulacji głównego parametru oraz kompensacji ekspozycji. Jest jednak pewien wyjątek.
Podczas naszego ostatniego spotkania z aparatem na zewnątrz panował duży mróz, co wiązało się z koniecznością pracy w rękawiczkach. W tym wypadku brak możliwości obsługi ekranu okazał się bardzo ograniczający i do wygodnej pracy konieczne było spersonalizowanie przycisków funkcyjnych. W tym wypadku mało uwypuklone i niewielkie przyciski były też dosyć trudne do wyczucia w rękawiczkach. Tak samo jak górne-tylne pokrętło funkcyjne zlicowane z obudową.
Podsumowując, o ile fotografujemy na spokojnie, w warunkach które pozwalają nam swobodnie korzystać z ekranu i odrywać aparat od oka w celu kontroli parametrów czy ustawień, nie powinniśmy odczuć tego, że EOS R8 w jakiś sposób nas ogranicza. Gdybyśmy jednak chcieli używać go bardziej reportersko, korzystając głównie z wizjera i ograniczając się do fizycznej obsługi kontrolerów poczuje już widoczną różnicą względem tego, co mają do zaoferowania wyższe modele.
Jak już wspomnieliśmy, nawet na takie problemy znajdzie się tu rozwiązanie, w postaci możliwości personalizacji korpusu, które jak na model amatorski są naprawdę rozbudowane. Aparat pozwala przypisać własne funkcje do 7 przycisków na body, spustu migawki, 4 kierunków tylnego wybieraka oraz przycisku Fn na kompatybilnych lampach błyskowych. A do większości z nich możemy przypisać ok. 25 różnych funkcji.
Personalizacji podlega też działanie pokręteł i pierścienia funkcyjnego na kompatybilnych obiektywach RF, a całość ustawień aparatu możemy zapisać do dwóch trybów użytkownika. Znacznie pomaga nam też fakt, że aparat rozdziela ustawienia między wspomnianymi wyżej trybami FOTO i VIDEO.
W końcu, Canon EOS R8 pozwala też na personalizację układu menu podręcznego, co pozwala ustawić błyskawiczny dostęp do najbardziej pożądanych ustawień przywoływanych jednym wciśnięciem przycisku. A gdyby tego było mało, mamy też opcję zapisania najczęściej używanych własnych menu głównego do zakładki Moje Menu. Pod względem personalizacji amatorski EOS R8 nie różni się wiec znacznie od modeli profesjonalnych.
Menu podręczne modelu EOS R8
Podobnie jest także w kwestii menu. Układ menu głównego i pomocniczego bazuje na tych samych modułach i funkcjonalnościach co cała seria współczesnych aparatów Canon EOS R. Mimo urozmaicenia o funkcje dotykowe i liftingu menu pomocniczego jest także bardzo podobny do rozwiązań z czasów lustrzankowych. Każdy kto miał wcześniej w reku aparat Canona poczuje się tu jak w domu, a i początkujący użytkownicy błyskawicznie się w nim odnajdą - to definitywnie najbardziej przejrzysty i najwygodniejszy system menu na rynku aparatów cyfrowych. Ujednolicenie układu menu pozwala też na swobodne przejście na wyższe modele.
Jak wspominaliśmy, największą zmianą która zaszła tu względem modelu RP jest rozdzielenie układu menu pomiędzy tryb fotograficzny i filmowy, co pozwala szybciej znaleźć najbardziej pożądane ustawienia dla każdego trybu pracy i co pokochają wszyscy użytkownicy pracujący hybrydowo. Jedyne co, to radzimy wyrobić sobie nawyk spoglądania na powiązany z tymi ustawieniami przełącznik trybów - wyjmując aparat torby czy plecaka zdarza się go przypadkowo przesunąć, co może skutkować chwilową dezorientacją. Ten sam problem przejawia zresztą bardziej zaawansowany model R6 Mark II.
Pisząc o menu, warto wspomnieć także o prostej, ale ważnej funkcjonalności, jaką jest możliwość błyskawicznej nawigacji po menu pomocniczym za pomocą fizycznych pokręteł. Bo choć wybranie pożądanej opcji sprowadza się zwykle do dwóch dotknięć palca na ekranie, dzięki takiemu rozwiązaniu możemy też skutecznie korzystać z menu Q trzymając aparat przy oku.
W zakresie podglądu jest nieźle, choć nie doskonale. Niestety Canon EOS R8 nadal wykorzystuje tan sam niewielki (powiększenie 0,7x) wizjer elektroniczny o dość niskiej jak na dzisiejsze standardy rozdzielczości 2,36 mln punktów. Sytuację ratuje to, że jak na swoją specyfikację jest także zaskakująco wygodny, jasny i kontrastowy, ale nadal spoglądając w 3,69-milionowy wizjer R6 Mark II odczujemy dużą różnicę pod względem komfortu. Nie mówiąc już o układach zastosowanych w modelach R5 i R3. Jednym słowem pod względem wygody aparat odstaje od tego, co oferują wyższe modele, ale też nie można powiedzieć, żeby nie dawał się do pracy z wizjerem. Wizjer jest użyteczny i sprawuje się dobrze, a do tego oferuje zwiększoną do 120 Hz częstotliwość odświeżania. Jednak ze względu na rozmiar i powiększenie nie będzie to układ który polecalibyśmy do wielogodzinnej pracy z aparatem przy oku.
Co jednak ciekawe, wizjer modelu EOS R8 ma co nieco wspólnego z flagowym R3. Mianowicie także i tutaj trafiła opcja symulacji wizjera optycznego, w ramach której to, co widzimy w wizjerze dużo bardziej przypomina korzystanie z tradycyjnego celownika lustrzanki (obraz charakteryzuje się większą dynamiką i nie reaguje na zmiany natężenia światła). Wygląda to bardzo dobrze, ale w tym wypadku tracimy możliwość podglądania symulacji ekspozycji w wizjerze.
Znacznie lepiej aparat wypada pod względem ekranu LCD. 3,2-calowy monitor otrzymał zwiększoną rozdzielczość 1,62 mln punktów i z dużym prawdopodobieństwem jest dokładnie tym samym modułem, w który wyposażono model Canon EOS R6 Mark II. Ekran jest wysoce responsywny (najlepsza implementacja funkcji dotykowych na rynku) i działa bardzo płynnie, a do tego może pochwalić się bardzo dobrym odwzorowaniem kolorów i ekspozycji. Poza specyficznymi sytuacjami fotografowania nocą, gdzie ekran LCD nadal nieco przesadnia rozświetla cienie, raczej nie będziemy mieć do czynienia z sytuacjami, gdy zdjęcie zgrane na komputer zaskoczy nas swoim wyglądem. To, co widzimy na ekranie zwykle w 90% pokrywa się z widokiem na skalibrowanym monitorze. Co ważne, wyświetlany obraz jest też spójny z widokiem w wizjerze.
Aparat bardzo dobrze wypada także pod względem kultury wyświetlanych informacji na ekranie. Otrzymujemy pełen zestaw najpotrzebniejszych parametrów, które jednak nie przysłaniają zanadto kadru i które w razie potrzeby możemy ukryć. Bardzo wygodnym rozwiązaniem jest także to, że poszczególne ikony parametrów u dołu ekranu służą także za „przyciski” odpowiadających im funkcji dotykowych (np. regulacja przysłony czy ISO). Dzięki temu otrzymujemy błyskawiczny dostęp do regulacji pokazywanych funkcji.
Jak wszystkie współczesne aparaty, tak i Canon EOS R8 oferuje rozbudowane funkcje łączności bezprzewodowej. Mamy więc możliwość sterowania aparatem z poziomu smartfona i przesyłanie zdjęć na urządzenia mobilne. Aparat pozwala także na podłączenie się bezpośrednio do komputera lub serwera FTP i bezprzewodowy tethering. Każda z tych funkcji działa bardzo sprawnie i podtrzymuje wiodącą pozycję Canona w zakresie systemów bezprzewodowych. O ile w przypadku innych producentów bywa z tym różnie, tutaj po prostu wszystko działa tak, jak powinno. Nie ma problemów z parowaniem, a każdy etap pracy bezprzewodowej jest tak prosty, jak się tylko da.
Producent nie spoczywa jednak na laurach i oferuje także kilka nowości. Przede wszystkim jest to wreszcie możliwość używania aparatu w roli kamery internetowej bez konieczności stosowania jakiejkolwiek zewnętrznej aplikacji. Wystarczy jedynie podpiąć aparat przez USB-C by komputer rozpoznał go jako webcama.
W odróżnieniu jednak od R6 Mark II, Wi-Fi nie obsługuje częstotliwość 5 GHz, tylko działa w bardziej powszechnym standardzie 2,4 GHz. W efekcie nie jest tak szybkie, a połączenie może być mniej stabilne.
W końcu jedna z najciekawszych nowych funkcji - możliwość zgrywania materiału na telefon przez kabel USB-C, bez konieczności parowania urządzeń w ramach łączności bezprzewodowej. Nie dość, że będzie to szybsze, to także ograniczy zużycie baterii. Tym samym, podobnie jak w przypadku modelu R6 Mark II bardzo żałujemy, że w ten sam sposób aparat nie pozwala na zgrywanie materiału na dyski SSD. Nie prosimy nawet o możliwość bezpośredniej rejestracji, ale gdyby chociaż dało się w ten sposób szybko zgrać materiał, bez konieczności wyjmowania kart i wkładania ich do czytników i tak byłoby to dużym udogodnieniem podczas pracy w terenie.