Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
91%
Nikon Z 9 rozpoczyna nową erę reporterskich korpusów. Bez migawki mechanicznej, za to z pakietem szybkich i inteligentnych funkcji. Czy dzięki nim zyska czy straci w oczach zawodowców?
Nikona Z 9 nie udało się tak odchudzić w porównaniu do D6, jak R3 w stosunku do EOS-1D. Bo o ile nowy Canon jest lżejszy aż o 400 g od swojego lustrzankowego poprzednika, o tyle Z 9 jedynie 110 g. Producent zapewnia jednak, że w tym korpusie nie było miejsca na kompromisy. Z 9 jest wręcz bardziej wytrzymały od D6. Konstrukcja opiera się na aluminiowym szkielecie i magnezowej "skorupie", jest w pełni uszczelniona i bardziej odporna na mróz. Na próżno szukać na obudowie słabych punktów. Całość jest niesamowicie sztywna i solidnie wykonana, a komory kart pamięci i akumulatora oraz gniazda szczelnie zamykane dzięki gumowym uszczelkom.
Z 9 od wersji lustrzankowej jest wyraźnie mniejszy. Nikonowi udało się przyciąć korpus o 1 cm zarówno od góry, jak i po bokach, uzyskując w ten sposób wymiary 149x149x90 mm, dosyć zbliżone do EOS-a R3.
Mimo że jest mniejszy nie stracił jednak na ergonomii. Wręcz przeciwnie uchwyty i rozkład przycisków są jeszcze lepiej dopracowane. Leży w dłoni pewnie, choć stabilniej w pozycji pionowej. Lepiej rozkłada się wtedy środek ciężkości, ale także sam pionowy uchwyt wydaje się dokładniej przylegać do dłoni, mimo że oba gripy są niemal tak samo wyprofilowane.
Poza tym zarówno w układzie poziomym, jak i pionowym joysticki i przyciski “i” oraz AF-ON są rozmieszczone niemal dokładnie w tych samych odległościach od pokręteł sterujących, by ergonomia obsługi była taka sama bez względu na to, jak kadrujemy.
Gdybyśmy chcieli uparcie porównywać Z9 do D6 albo Z7 pod kątem rozmieszczenia przycisków, bliżej mu jednak chyba do bezlusterkowców. Ale oczywiście w tym zakresie charakter reporterskiej lustrzanki pozostał.
Przełącznik trybu filmowego powędrował we właściwe miejsce koło wizjera, a z racji większego i ruchomego wyświetlacza przyciski, które w D6 są po lewej stronie przesunięto na prawą. Zamianę miejscami zaliczyły przy tym przyciski podglądu obrazu i ochrony zdjęć. Rząd przycisków pod ekranem pozostał, ale i tu zastosowano roszady. Na przykład opcje trybu seryjnego (wskazanego na pokrętle trybów migawki) powędrowały na “grzybek”, są na nim teraz cztery a nie trzy opcje, ale zniknął z niego tryb pomiaru światła.
Większe i wygodniejsze są też joysticki, bardziej ergonomiczny dla obu orientacji jest również przycisk AF. Jedyny minus to pokrętło trybów migawki pod grzybkiem. Wciskanie małej blokady jednym palcem i przekręcanie kciukiem jest bardzo niewygodne, a w grubszych rękawicach wręcz niewykonalne.
Większość przycisków w Z 9 jest przy tym podświetlana. Mogą zaświecić się razem z górnym ekranem przy przekręceniu w prawo włącznika aparatu przy spuście migawki. Dodatkowo można włączyć opcję wyświetlania podglądu obrazu oraz menu w czerwonych odcieniach. To znakomite rozwiązania przy fotografowaniu w nocy, aby blask wyświetlacza nie oślepiał nas i nie psuł adaptacji oka do ciemności.
Struktura menu w Nikonie Z 9 pozostała niezmieniona, ale obok znajomych zakładek pojawiła się nowa, zawierająca wszystkie ustawienia dotyczące łączności przewodowej i bezprzewodowej. Ponadto menu jest teraz trochę szybsze i wygodniejsze w obsłudze za sprawą szybkiego aktywowania lub dezaktywowania funkcji. Jeśli bowiem jakaś funkcja w menu wymaga jedynie włączenia lub wyłączenia, znajduje się przy niej znacznik ON/OFF, który wystarczy aktywować przyciskiem w prawo lub dotykiem. Nie musimy więc już tracić czasu na wchodzenie tę opcję głębiej.
Nowy korpus oferuje oczywiście duże możliwości personalizacji. Przyciski można mapować pod własny system pracy, możliwe jest komponowanie szybkiego menu, a także zapisywanie globalnych ustawień aparatu w postaci banków ustawień od A do D, które na dodatek można przenosić między aparatami.
Jedną z głównych innowacji w tym aparacie jest ruchomy ekran. Ale zamiast bocznego przegubu jak w R3, Z9 ma system przypominający rozwiązanie Fujifilm. Mechanizm pozwala na odchylenie do góry i pochylenie w poziomie, a także odchylenie i pochylenie w pionie. Nie da się jednak wyświetlacza przekręcić do selfie, ani obrócić do złożenia. Ruchy są więc w pewien sposób ograniczone, ale z drugiej strony wygodniej i szybciej możemy korzystać z niego w pionie. W dodatku ikony automatycznie dopasowują się do danej orientacji jak po obróceniu smartfona.
Wyświetlany obraz jest bardzo jasny i kontrastowy, wręcz zbyt idealny. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę,bo oglądane na nim zdjęcia prezentują się dużo lepiej niż w rzeczywistości. To trochę tak jak z ekranami smartfonów.
Doskonale działa dotyk, oferując cały pakiet możliwości. Dzięki niemu można wskazywać punkt AF, wyzwalać migawkę, wybierać ustawiania z menu szybkiego i głównego, a także płynnie przeglądać zdjęcia w trybie odtwarzania.
Do historii przechodzi pomocniczy, monochromatyczny wyświetlacz na tylnej ściance korpusu. Z kolei górny zamienia się na bardziej kwadratowy panel jak w Z7, ale z funkcją podświetlenia we włączniku aparatu.
Wizjer w Z 9 nie bije rekordów rozdzielczości. Bazuje na panelu 3.7 Mp, ale trudno mieć zastrzeżenia do jakości obrazu. Jest naturalnie kontrastowy i jasny, a fotografując nim nie czuć, że patrzymy na mały wyświetlacz. Przy szybkim panoramowaniu w bardzo słabym świetle obraz trochę się rozjeżdża, ale generalnie jakość jest wyśmienita. Ponadto nawet w trybie 120 kl./s nie doświadczamy blackoutu.
Nikon Z9 ma wbudowane dwa gniazda XQD/CFexpress i z racji dużej przepustowości oraz szybkich trybów seryjnych zaleca się stosowanie jak najszybszych kart.
Złącza systemowe na lewej ściance zostały przearanżowane, ale Z9 oferuje z grubsza to samo co D6. Są więc złącza mikrofonowe i odsłuch, HDMI oraz USB-C, a także LAN, ale teraz już gigabitowy. Zniknęło za to złącze przekaźnika bezprzewodowego, bo moduły Wi-Fi i Bluetooth Z9 ma już na pokładzie. Nie zabrakło przy tym gniazda Kensington Lock zabezpieczającego przed kradzieżą.
Jak już wspominaliśmy, komunikacji przewodowej i bezprzewodowej Nikon poświęcił osobną zakładkę. Aparat może się bowiem łączyć z innymi urządzeniami poprzez Wi-Fi, Bluetooth, LAN, czy USB. Znajdziemy w niej opcje łączenia z komputerem, serwerem FTP, innymi aparatami, a także - poprzez znaną aplikację SnapBridge - z urządzeniami mobilnymi.
Podczas testów Z 9 znowu występował problem z traceniem sygnału Wi-Fi przy połączeniu ze smartfonem, jak w innych testowanych przez nas Nikonach. Oczywiście może to wynikać z tego, że ta aplikacja akurat “nie lubi” danego smartfona, ale skoro aplikacja Canona z tym samym smartfonem działa bez problemu, trudno usprawiedliwiać SnapBridge.
Nikon Z9 jest zasilany przez duży akumulator EN-EL18d o pojemności 3300 mAh (36 Wh). To ten sam typ co w reporterskich lustrzankach Dx, ale teraz pojemniejszy aż o 800 mAh i oczywiście zoptymalizowany pod nowy korpus. Jego wydajność będzie się zmienić w zależności od tego, jak dużo filmujemy, przeglądamy zdjęcia, czy w jakim stopniu wykorzystujemy tryby seryjne. Jeśli korzystamy ze wszystkiego po trochu, wydajność będzie oscylować w okolicach 700-800 zdjęć i kilku minut filmów.
Możemy jednak uwierzyć w zapewnienia producenta, że fotografując serią na jednym ładowaniu zrobimy ponad 5000 zdjęć. Aż tak ekstremalnie nie testowaliśmy, ale wyraźnie widać, że wykorzystując tryby seryjne możemy “pstrykać” bardzo długo na jednym ładowaniu.
Nowy akumulator może być ładowany nową małą ładowarką MH-33 albo w aparacie poprzez USB-C. Tak naprawdę MH-33 sama jest zasilana przez ładowarkę USB-C, więc ją można wykorzystać do bezpośredniego ładowania aparatu. W przypadku takiej opcji aparat ma jednocześnie zapewnione stałe zasilanie - w trakcie ładowania nie musimy przerywać zdjęć.