Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
81%
Po niemal 4 latach Sony prezentuje kolejną generację swojego najpopularniejszego jak dotąd aparatu. Czy A7 IV powtórzy sukces poprzednika i zdefiniuje zawodową pracę fotograficzną na kilka najbliższych lat? Możliwościom aparatu przyjrzeliśmy się dokładnie w naszym redakcyjnym teście.
Z zewnątrz Sony A7 IV od swojego poprzednika różni się nieznacznie, ale zmiany mają istotny wpływ na komfort i styl pracy fotografa. Choć bryła aparatu pozostała co do idei niezmieniona, niemal każdy element body otrzymał ergonomiczne i konstrukcyjne poprawki, które sprawiają, że korpus wygodniej leży w ręce i jest przyjemniejszy w obsłudze.
Body Sony A7 IV jest nadal tak samo ostro cięte, ale tym razem widocznie grubsze z uwydatnionym, głębszym gripem co sprawia, że aparat trzyma się zwyczajnie dużo wygodniej. W A7 III mieliśmy do czynienia z ciągłym podkurczaniem ręki, a to na dłuższą metę mogło powodować dyskomfort. Tutaj body doskonale wypełnia dłoń, w której aparat znajduje teraz dużo lepsze podparcie. Nareszcie nie mamy też do czynienia z problemem, gdy w przypadku większych szkieł palce utykały nam między gripem a tubusem obiektywu.
Istotną zmianą pod względem komfortu pracy jest także "wyciągnięcie" zupełnie na wierzch tylnego górnego pokrętła funkcyjnego, co gwarantuje dużo wygodniejszą obsługę, a także zastąpienie pokrętła korekcji ekspozycji kolejnym pokrętłem funkcyjnym z opcją blokady.
Oczywiście nadal docelowo odpowiada ono za regulację ekspozycji, ale możemy przypisać do niego także inne funkcje aparatu (np. Kontrolę ISO czy trybów balansu bieli, lub profili kolorystycznych). Co więcej ustawienia te możemy swobodnie zamieniać i przypisywać do wszystkich czterech pokręteł aparatu, co znacznie zwiększa możliwości personalizacji. Szkoda, że nie jesteśmy także w stanie przypisać do nich bardziej szczegółowych funkcji jak np. bezpośrednia zmiana ustawień trybu seryjnego czy ustawień AF - te funkcje możemy przypisać jedynie do jednego z czterech przycisków funkcyjnych na korpusie.
Oprócz tego otrzymujemy także nową, lepiej trzymającą się kciuka fakturę joysticka, bardziej uwypuklone przyciski Af-On, Menu i C3, a przycisk REC zamienił się miejscami z przyciskiem C1. W ostatnim przypadku korzyści tego rozwiązania są wątpliwe, gdyż wydaje się nam, że dużo łatwiej przypadkowo wcisnąć przycisk REC gdy znajduje się on właśnie na górnym panelu w okolicy spustu, niż gdy umieszczony był on w sąsiedztwie wizjera. Ale to szczegół. Na uwagę zasługuje natomiast fakt, że wszystkie przyciski i pokrętła oferują dużo większy skok i stawiają przyjemniejszy opór niż w wersji A7 III.
W końcu na górnym panelu pojawił się także przełącznik trybów foto/wideo umieszczony bezpośrednio pod pokrętłem PASM, co pozwoli znacznie wygodniej i szybciej przełączać się pomiędzy realizacją zdjęć i filmów. Wzorem konkurencyjnych produkcji otrzymujemy tu także osobne menu (również to pomocnicze) dla trybu wideo, co znacznie ułatwi nam szybkie dostosowanie poszczególnych ustawień gdy przełączamy się na tryb wideo.
Szkoda natomiast, że aparat nadal nie oferuje możliwości szybkiego przełączania się pomiędzy ustawieniami trybu seryjnego z poziomu body - to funkcja zarezerwowana dla serii A1 i A9. Oczywiście możemy przypisać ją do któregoś z przycisków funkcyjnych, ale nadal cały proces będzie wymagać paru kliknięć w ramach menu „trybu fotografowania”.
Przy okazji zabawna dygresja. Po niemal 10 latach od debiutu serii Sony wreszcie zdało sobie sprawę, że nikt nie korzysta z trybów Scen i filtrów artystycznych - wraz z modelem A7 IV zupełnie znikają one z aparatu, a my w zamian otrzymujemy dodatkowy, trzeci bank ustawień użytkownika na pokrętle PASM.
Jeżeli chodzi o samą wygodę pracy trzeba także wspomnieć o nowym, lepiej przemyślanym ułożeniu portów, które także zostały zmodyfikowane. Jest tu pełnowymiarowe złącze HDMI, a także szybsze (1 Gb/s) złącze USB-C w standardzie 3.2 (także z możliwością stałego zasilania). Co chyba jednak najważniejsze, swobodny dostęp do prawie wszystkich złącz otrzymamy nawet w przypadku pracy z odchylonym ekranem, bez wypinania ich pokryw.
Wyjątkiem jest tu złącze słuchawkowe czego szczerze nie rozumiemy, ponieważ gdyby zasłonić je równie małą klapką jak złącze mikrofonowe problem by się rozwiązał. Warto natomiast wspomnieć, że teraz wszystkie pokrywy umieszczono na zawiasach, dzięki czemu nie będą „majtać się” jak w przypadku wcześniejszych aparatów Sony.
Korpus Sony A7 IV przeszedł jeszcze trzy istotne modyfikacje względem poprzednika: obsługa kart CFExpress typu A, nowy mechanizm ekranu i usprawniony wizjer. W przypadku kart jest to znany już z modeli Sony A1 i A7S III, hybrydowy port, obsługujący jednocześnie karty SD i CFExpress, choć w tym wypadku dotyczy to tylko jednego slotu - drugi akceptuje wyłącznie karty SD.
Tak czy inaczej, obecnie wydaje się nam to najbardziej optymalnym rozwiązaniem na rynku, które pozytywnie odznacza się na tle konstrukcji (patrzymy tu zwłaszcza na Canona i Nikona), dając użytkownikom alternatywę i elastyczność w zakresie używanych nośników. W końcu w niektórych sytuacjach bardziej praktyczna okaże się superszybka karta do wideo, a w innych opcja pracy i back-up'u na jednym rodzaju kart.
Dość istotną nowością w zakresie współczesnej pracy jest także fakt, że w modelu A7 IV stopka Multi Interface oferuje teraz także cyfrowy interfejs audio, dzięki czemu wykorzystamy najnowsze, przyjazne filmującym rozwiązania audio producenta.
Teraz zmiana najbardziej rewolucyjna, czyli nowy, obracany ekran. Sony uległo presji filmujących i zastosowało ekran obracany. I bardzo dobrze (dla filmujących) - każdy kto próbował w pojedynkę nagrywać filmy A7 III wie ile frustracji wiązało się chociażby z odpowiednim ustawieniem poziomu wzmocnienia mikrofonu. Niektórym fotografom się to nie spodoba, bo ekran nie jest już w osi obiektywu, co utrudnia kadrowanie, dla wielu będzie to zmiana obojętna. W redakcji również spieramy się o to już od dawna.
Zawias pracuje z właściwym oporem, a ekran jest sztywno zamocowany na przegubie, choć może nieco denerwować fakt, że po maksymalnym odkręceniu panelu do poziomu nie jesteśmy w stanie odchylić go "do końca" by znajdował się równolegle do korpusu. To sprawa kosmetyczna, ale wiemy, że dla niektórych fotografów bardzo irytująca.
Nowy ekran jest także bardziej praktyczny jeśli chodzi o sam podgląd. Panel LCD wreszcie ma format 3:2 (4:3 w modelu A7 III), co oznacza, że podgląd wypełnia cały kadr. 3 cale w tym formacie przekładają się na widocznie większy obszar wyświetlania zdjęcia. W parze z większą rozdzielczością (1,03 mln punktów względem 921 tys. punktów w modelu A7 III) daje nam to wygodny i szczegółowy podgląd, z czego ucieszą się przede wszystkim filmowcy.
Nadal nie jest to panel o takiej rozdzielczości jak w pełnych klatkach Canona i Nikona, ale różnica względem przeciętnego ekranu modelu A7 III jest widoczna gołym okiem i przyjmujemy ją z otwartymi ramionami. Szczególnie, że nowy panel jest także jaśniejszy, bardziej kontrastowy i lepiej odwzorowuje kolory.
Jeśli zaś chodzi o nowy wizjer elektroniczny, rozdzielczość 3,69 Mp nie robi już dziś na nikim wrażenia i choć jest to jak najbardziej wskazana aktualizacja (z 2,56-milionowego panelu poprzednika), wizjer nie odznacza się niczym szczególnym. Pod względem powiększenia, jasności czy reprodukcji kolorów nie dostrzegamy absolutnie żadnej różnicy względem wizjera z modelu A7 III.
Jedyną bardziej zauważalną różnicą jest możliwość włączenia w menu szybszego, wygodniejszego w dynamicznych sytuacjach odświeżania na poziomie 120 Hz (opcja ta pewnie nie będzie zbyt często używana ze względu na dużą energochłonność) a także minimalnie szybsza i bardziej płynna reakcja na nagłą zmianę natężenia światła (choć to akurat zapewne kwestia nowego procesora i oprogramowania).
W dodatku, mimo iż producent zapewnia, że wraz z nowym panelem zminimalizowane zostało występowanie artefaktów typu false color, to niekiedy nadal ono występuje (tak samo jak mora gdy w kadrze znajdują się proste krawędzie). To po prostu poprawny wizjer wypełniający obecne podstawowe oczekiwania użytkowników i będący bezpośrednim odpowiednikiem paneli zastosowanych w modelach Nikon Z6 II i Canon EOS R6. Jest względnie duży, wygodny i poprawnie odwzorowuje barwy oraz ekspozycję, ale nie oczaruje nas tak, jak celownik modeli A7S III, A1 czy EOS R5. Duży plus należy się natomiast za nową muszę oczną, która oferuje zauważalnie większy komfort podczas pracy z aparatem przy oku.
Jak już wspomnieliśmy, Sony A7 IV rozwija opcje personalizacji, a także otrzymuje nowe menu, które mieliśmy już okazję oglądać przy okazji modeli A1, A7S III czy FX3. Choć nowy układ nadal nie jest tak przejrzysty i intuicyjny jak ten oferowany przez Canona (aktualnie nasz faworyt w zakresie user experience), to stanowi milowy krok względem tego, co oferował model A7 III.
Prostym przykładem niech będzie sytuacja z tego testu. Podczas próby porównania opcji personalizacji przycisków kilkukrotnie przejrzałem menu A7 III i zdążyłem się dobrze zirytować, by w końcu znaleźć je na 8 "podzakładce" 2 zakładki menu pod nazwą „Prz. Własne”.
W modelu A7 IV, z którego menu miałem okazję zapoznać się wcześniej tylko pobieżnie, zajęło to tylko chwilę - ustawienia personalizacji logicznie zgrupowane są w żółtej zakładce ustawień pod pozycją „Dostos. obsługi”.
Dodatkowo, nowe menu jest teraz także w pełni dotykowe, a umiejscowienie wszystkich ustawień znajduje swoje logiczne uzasadnienie w grupach posegregowanych względem ustawień fotografowania, ekspozycji i koloru, ustawiania ostrości, odtwarzania, łączności i ustawień aparatu. Oprócz tego menu oferuje osobny układ po przełączeniu się do trybu wideo. Jednym słowem żegnamy się z jednym z największych koszmarków systemu E.
W przypadku nowego menu irytuje właściwie tylko jedna rzecz, a mianowicie wyrzucanie podzakładek na wierzch dotkniętej lub klikniętej pozycji-matki, co niekiedy utrudnia nawigację. W momencie gdy pozycje z podgrupy wyświetlane są od razu w ramach danej pozycji wydaje nam się to zbędnę i wprowadzające niepotrzebny chaos do całkiem nieźle przemyślanego menu.
Menu pomocnicze względem Sony A7 III zmieniło się nieznacznie - aby przestawić za jego pomocą poszczególne ustawienia nadal trzeba się nieco „naklikać” - ale teraz przynajmniej w pełni obsługuje dotyk, a także, jak już wspomnieliśmy, oferuje odrębny zestaw ustawień dla trybu filmowego. Pozycje w menu pomocniczym możemy oczywiście personalizować wedle własnego uznania.
Cieszy także fakt, że z pozycji kafelka Ustawień Jakości Obrazu możemy błyskawicznie określić nie tylko preferowany format zapisu i opcje kompresji dla każdego z nich ale także szybko przejść do ustawień personalizacji zapisu tj. rozdzielania czy kopiowania zapisu pomiędzy karty.
Pod tym względem otrzymujemy niezbędny standard czyli możliwość przypisania typu pliku (zdjęcia lub wideo) dla danej karty, funkcję back-up'u, gdzie zapis dublowany jest na drugą kartę, czy też opcję gdzie aparat automatycznie przełącza się na drugi nośnik po zapełnieniu pierwszego. Mamy też oczywiście tryb sortowania zdjęć RAW i JPEG na oddzielne karty.
Jeśli zaś chodzi o same opcje personalizacji to nadal otrzymujemy 4 przyciski funkcyjne, ale własne funkcje możemy przypisać do wszystkich przycisków na body, a dodatkowo, jak już wspomnieliśmy, możemy personalizować także działanie wszystkich 4 pokręteł, a cały zestaw ustawień przypisać do 3 banków ustawień użytkownika. Nowością jest natomiast opcja zapisania własnych ustawień na kartę pamięci i przywołania ich w innym aparacie. W ten sposób zyskujemy też 4 dodatkowe cyfrowe banki ustawień, które możemy aktywować z poziomu menu.
Co chyba jednak najważniejsze, do każdego z przycisków jesteśmy w stanie przypisać prawie każdą pozycję znajdująca się w menu (5 zakładek po ok. 30 pozycji), co czyni z A7 IV chyba najbardziej rozbudowany aparat jeśli chodzi o opcję personalizacji. Na „wierzch” aparatu jesteśmy w sanie wyciągnąć właściwie dowolną funkcję - osoby, które chciałyby, by aparat działał według ich zasad będą zachwycone.
Sony A7 IV znacznie rozbudowuje także zestaw oferowanych funkcji bezprzewodowych, do których dostęp jest teraz także znacznie szybszy i wygodniejszy. Najważniejszą nowością jest tutaj jednak nowa opcja bezprzewodowego przesyłania zdjęć na serwer FTP za pośrednictwem Wi-Fi (5 GHz), a także po kablu przy pomocy adaptera USB-Ethernet czy połączenia USB ze smartfonem (na razie nie wiemy czy funkcję te będą obsługiwać wszystkie smartfony).
Oprócz tego, producent przyspieszył pracę z aplikacją Imaging Edge. W przypadku transferów bezprzewodowych może także skorzystać z pasma 5 GHz, a dzięki obecności USB-C 3.2 otrzymamy błyskawiczny tethering w przypadku połączenia z komputerem za pomocą kabla (transfery na poziomie 10 Gb/s).
W przypadku pracy ze smartfonem, Sony miało poprawić także kwestię parowania urządzeń i działania samej aplikacji, która będzie pozwalać także na transfer plików RAW oraz możliwość bezproblemowego przełączenia się między trybem fotografowania a podglądu bez rozłączania (czas najwyższy!). Do tego samo parowanie ma być teraz jednorazową czynnością, po której urządzenia będą się nawzajem pamiętać i automatycznie łączyć za pomocą bluetooth (możliwość przesyłania zdjęć na smartfona na bieżąco podczas fotografowania).
Niestety połączenia ze smartfonem nie byliśmy w stanie sprawdzić, gdyż aktualna wersja aplikacji zwyczajnie jeszcze nie rozpoznaje aparatu. Wydaje się jednak, że producent zaczął tę kwestię traktować bardziej poważnie, o czym świadczyć może także to, że teraz z poziomu aplikacji będziemy mogli łatwo filtrować i grupować zdjęcia do transferu (np. według daty czy ratingu), a także w pełni swobodnie sterować za jej pomocą autofokusem, co może okazać się nieocenione np. podczas pracy wideo na gimbalu, gdzie będziemy mogli łatwo sterować bardzo dobrze działającym systemem trackingu.
Sony A7IV oferuje także poszerzone opcje streamingu, który teraz będzie dostępny w jakości 4K 15 kl./s (to raczej zabieg marketingowy, gdyż trudno stwierdzić, kto decydowałby się na mało płynne strumieniowanie z prędkością 15 kl./s) oraz w Full HD do 60 kl./s, i który będzie znacznie łatwiejszy do uruchomienia. Wystarczy jedynie podłączyć kabel USB i wybrać opcję Live Stream w menu wyboru funkcji, które pojawia się w tym momencie na ekranie (do wyboru także tryb przesyłania zdjęć i tetheringu).
Co więcej, aparat pozwala także na wewnętrzny zapis podczas prowadzenia streamingu, umożliwiając nam wygodny zapis materiału w celu późniejszej ewentualnej edycji. Niestety jeśli marzy nam się wysokiej jakości streaming przy pomocy smartfona będziemy musieli zdecydować się na smartfon Sony - przewodowe połączenie z telefonem ma być możliwe wyłącznie z modelami Xperia (na tę chwilę nie wiemy jeszcze czy wszystkimi).