Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
81%
Po niemal 4 latach Sony prezentuje kolejną generację swojego najpopularniejszego jak dotąd aparatu. Czy A7 IV powtórzy sukces poprzednika i zdefiniuje zawodową pracę fotograficzną na kilka najbliższych lat? Możliwościom aparatu przyjrzeliśmy się dokładnie w naszym redakcyjnym teście.
Nowy Sony A7 IV znacznie rozbudowuje możliwości trybu filmowego względem swojego poprzednika. Tym razem wideo 4K (oraz Full HD) możemy już zapisywać w 10-bitowej głębi, z próbkowaniem 4:2:2, a dodatkowo zyskujemy także możliwość rejestracji w wysokiej jakości z kompresją wewnątrzklatkową All-i (XAVC S-I), użycia przyjaznego dla naszych dysków kodeku H.265 czy zapisu 60 kl./s, co powinno znacznie zwiększyć wachlarz naszych możliwości jeśli chodzi o prace z wideo w wysokiej rozdzielczości.
Do tego producent wprowadza ciekawą opcje mapowania głębi ostrości podczas rejestracji wideo (obszary ostre i nieostre zaznaczane są innymi kolorami), udostępnia nam zaczerpnięty z profesjonalnych kamer profil S-Cinetone, daje pełnowymiarowe złącze HDMI i kontrolkę tally, a obraz 4K próbkowany jest teraz z rozdzielczości 7K, co zapewnić ma nam wyjątkową jakość obrazu.
W praktyce wszystko wygląda nieco zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe i niestety trochę tak jest. Choć jak możecie zobaczyć na ujęciach przykładowych obrazek pod względem szczegółowości wygląda rzeczywiście fantastycznie już przy standardowym zapisie 4K, to filmując Sony A7 IV będziemy musieli borykać się z pewnymi uprzykrzającymi życie ograniczeniami.
Przede wszystkim, choć przepływność dla najwyższej jakości zapisu XAVC S-I oscyluje na poziomie 500-600 Mb/s, producent zmusza nas, byśmy w tym trybie korzystali z kart CFExpress (nawet przy zapisie Full HD). Póki co, do zapisu w tym trybie nie możemy używać kart SD, choć nie ma przeciwskazań wydajnościowych - system informuje nas, że musimy użyć nośników szybszych niż V90.
Po drugie w pełnej swobodzie filmowania ogranicza nas fakt, że zapis 4K 60 kl./s realizowany jest z cropem 1,5x, a niezbyt przydatny okazuje się także zapis w kodeku H.265, gdyż ten z kolei ograniczony jest wyłącznie do prędkości 50 kl./s. Do tego nadal żeby skorzystać z zapisu 24 kl./s musimy przełączać się do trybu NTSC i - uwaga - formatować kartę.
Najbardziej doskwiera chyba jednak fakt, że aparat obarczony jest problemem rolling shutter w nieco większym nawet stopniu niż jego poprzednik, co uwidacznia się podczas filmowania z ręki nawet w podstawowym trybie 4K 25 kl./s podczas trzymania się reguł i nagrywania z prędkością 50 kl./s. Niewielką pomocą jest tu także stabilizacja matrycy, która działa dość przeciętnie i jedyne, na co pozwoli, to realizacja dość statycznych kadrów.
Mamy co prawda nową stabilizację elektroniczną Active, ale znacznie zawęża ona pole widzenia i prawdopodobnie mało kto będzie z niej korzystał. Wszystko to utrudnia realizowanie płynnych, nieporuszonych ujęć z ręki, a i sam obrazek nie wygląda specjalnie płynnie, nawet gdy trzymamy się wspomnianej reguły 180 stopni.
Szkoda tym bardziej, że w trybie filmowym naprawdę fenomenalnie działa usprawniony system AF, który w połączeniu z dotykowym trackingiem pozwoli nam swobodnie, wygodnie i w pojedynkę realizować nawet bardziej skomplikowane materiały. Do tego otrzymujemy także więcej opcji regulacji czułości i szybkości tego systemu dla trybu wideo. Skuteczność systemu AF możecie ocenić na powyższym filmie, na którym przy okazji możecie zobaczyć jak prezentuje się obrazek 4K 25 kl./s nagrywany z ręki, z wyłączoną stabilizacją.
Pochwalić należy osobne menu filmowe, wygodnie umiejscowiony przycisk REC, no i oczywiście wszystkie pomoce w postaci profili Log, peakingu ostrości czy opcji zapisywania plików Proxy. Szkoda tylko, że tego wszystkiego nie jest w stanie w pełni udźwignąć hardware aparatu. Jeśli jednak realizujemy ujęcia głównie na gimbalu, sliderze czy statywie, a nasza praca nie wymaga dynamicznego działania z aparatem, tryb filmowy będzie potrafił zachwycić.