Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
80%
Fujifilm wie, jak robić małe, piękne aparaty, a najnowszy model X-T100 jest tego świetnym przykładem. Ze stylem w parze idą interesujące parametry: 24-megapikselowa matryca APS-C, odchylany o 180 stopni, dotykowy ekran LCD, duża wydajność pracy na baterii i niezła ergonomia. Sprawdziliśmy, jak X-T100 radzi sobie w praktyce.
Fujifilm X-T100 pod wieloma względami nawiązuje do innych modeli z serii Fujifilm X, chociaż brakuje mu kilka ważnych elementów, jak tarcza z przodu czy niezwykle praktyczny joystick.
Stylistyka to chyba najmocniejszy punkt Fujifilm X-T100. Aparat jest utrzymany w klasycznym wzornictwie retro. Korpus wygląda trochę, jak pomniejszony, uproszczony X-T2 o nieco uboższej ergonomii. X-T100 to stylowa odpowiedź na sprzedawanego w podobnej cenie Olympusa E-M10 (w różnych wersjach), który podbija serca wielu blogerów i osób ceniących dobre wzornictwo wśród stosunkowo niedrogich aparatów. Bez wątpienia projektanci Fujifilm zrobili tu kawał dobrej roboty.
Fujifilm X-T100 i Olympus OM-D E-M10 Mark III
Fujifilm X-T100 i Canon EOS M50
Zgrabny korpus ma rozmiary 121 x 83 x 47 mm i waży 448 g. Aparat wykonano z tworzywa sztucznego niezłej jakości, chociaż trzeba zaznaczyć, że przy mocniejszym nacisku, aparat może nieco trzeszczeć. Niestety, w odróżnieniu od np. Fujifilm X100F, czuć, ze X-T100 to aparat z nieco niższej półki. Sprawia wrażenie dosyć delikatnego, ale pamiętajmy, że w tej klasie to raczej norma. To sprzęt amatorski, podstawowy i w żaden sposób nie jest uszczelniony. Z drugiej strony, X-T100 prezentuje się o niebo lepiej, niż tanie lustrzanki cyfrowe w cenie do 3000 zł.
X-T100 ma tylko jeden slot na karty SDHC UHS-1, który jest ulokowany w komorze akumulatora. A tak znajduje się na spodzie aparatu - niestety tuż obok gwintu na statywy. To oznacza, że nie będziemy w stanie wymienić akumulatora czy karty pamięci, bez wykręcania stopki statywu. Gwint ulokowany zdecydowanie niefortunnie. Dla odmiany, bardzo dobrą wiadomością jest zastosowanie gniazda microjack do podłączenia mikrofonu. To rozwiązanie, wciąż wcale nie tak oczywiste wśród bezlusterkowców, docenią w szczególności vlogerzy. Oprócz tego, po przeciwnej stronie korpusu, znajdziemy dwa klasyczne interfejsy: USB oraz miniHDMI.
Ergonomia i użytkowanie
Fujifilm X-T100 jest dobrze wyważony, przyjemnie leży w dłoniach, chociaż nie ma gripa z przodu. W zestawie znajdziemy natomiast malutki, przykręcony uchwyt, który ma ten grip chociaż minimalnie naśladować. I trzeba przyznać, że poprawia komfort pracy, zostawiając zarazem furtkę fanom minimalizmu. Dobrym rozwiązaniem jest delikatnie zarysowany uchwyt na kciuk z tyłu, który pozwala pewnie trzymać aparat w dłoni.
Obsługa aparatu jest przyjemna, ze względu na logiczne, przemyślane ułożenie przycisków oraz tarcz, chociaż nie obyło się bez małych niedoróbek. Przyciski są zazwyczaj okrągłe i nieduże, jak w innych korpusach Fujifilm. Ich skok jest wystarczający, aby obsługa aparatu była przyjemna, chociaż to nie ta sama kultura pracy, co w bardziej zaawansowanych aparatach tej marki.
Ciekawym rozwiązaniem jest zastosowanie na górnej części aparatu pokrętła bez żadnych oznaczeń. Pokrętło wygląda świetnie i ma standardowo przypisaną funkcję zmiany trybów symulacji filmu. Co ważne, jego funkcję możemy spersonalizować na np. zmianę czułości ISO, ale fakt, że producent fabrycznie wybrał dla nas symulację filmu, wiele mówi o tym aparacie. X-T100 to sprzęt lifestylowy. Wielu przyszłych właścicieli będzie zapewne fotografować nim swoje codzienne życie z chęcią publikowania zdjęć w Sieci. A skoro tak to warto wybrać format JPEG. A jak JPEG to droga otwarta do symulacji filmów, czyli po prostu filtrów efektowych. Nikt na rynku nie robi ich lepiej, niż Fujifilm właśnie, co sprawia, że są one ciekawą alternatywą dla wszelkiego rodzaju aplikacji, jak VSCO czy Instagram, które w gruncie rzeczy robią to samo. Na smartfonie mamy paletę filtrów do wyboru palcem na dole ekranu. Efekty możemy podglądać na żywo.
Po przekręceniu górnego pokrętła na ekranie pojawia się widok wyboru trybu symulacji wraz z podglądem
W X-T100 działa to identycznie - rodzaj symulacji filmu można zmieniać dotykowo na ekranie, ale dodatkowo mamy do tego dedykowane pokrętło. To trochę tak, jakby mieć aparat z VSCO i dedykowanym pokrętłem do zmiany trybów. Tyle, że zamiast efektów znanych z popularnej aplikacji, mamy symulacje popularnych filmów Fujifilm. Brzmi lepiej? Naszym zdaniem to świetne rozwiązanie, idące za duchem czasu. Dodajmy tylko jeszcze, że X-T100 to nie pierwszy i zapewne nie ostatni aparat z takim rozwiązaniem. Wcześniej dźwignię filtrów zastosowano między innymi w Olympusie PEN-F, tyle, że tam ten element był ułożony w innym miejscu i nie można było zmienić jego funkcji.
Po drugiej stronie wizjera ulokowano kolejne pokrętła - tarczę trybów, tarczę kompensacji ekspozycji, a także przycisk spustu z dźwignią on/off i malutki, okrągły przycisk funkcyjny Fn wciśnięty gdzieś tam pomiędzy. Pokrętła pracują z kulturą - dosyć twardo, ale precyzyjnie. Trudno mieć do nich jakieś uwagi. Co innego pozostałe elementy. Spust jest dosyć mały, minimalnie wystaje, jest śliski i ma dosyć płytki i mało wyczuwalny skok. Dźwignia on/off jest również zbyt mała i stawia zbyt duży opór. O ile włączenie aparatu nie stanowi problemu to już jego wyłączenie jest kłopotliwe.
Z tyłu mamy układ przycisków dosyć klasyczny dla tego producenta, z jednym wyjątkiem. Tarcza do zmiany wartości przysłony została ulokowana pod kciukiem, ale ułożono ją w pionie, a nie poziomie, jak ma to miejsce w większości aparatów. Jest to trochę zaskakujące rozwiązanie, chociaż w praktyce sprawuje się dobrze. Tarcza jest nieduża, ale pracuje precyzyjnie. Standardowo aparat wydaje dźwięk przy przestawianiu parametru przysłony (na szczęście można to wyłączyć w menu). Przy pojedynczej zmianie wszystko jest ok, ale jak zechcemy zmienić przysłonę o kilka działek to wyczuwalne jest irytujące opóźnienie wynikające z tego, że parametr jest dostosowany do długości dźwięku. W praktyce wygląda to jakby X-T100 przycinał się. A wystarczy wyłączyć dźwięki i po problemie.
Oprócz tego mamy też dedykowane przyciski do wielu ustawień, jak kasowanie zdjęć, podgląd (lewy góry róg), skrócone menu (pod tarczą trybów) oraz DSIP/BACK (prawy, dolny róg). Nie zabrakło również czterech przycisków (AF, timer, prędkość fotografowania, balans bieli) skupionych wokół okrągłego, dużego przycisku MENU/OK. Wszystkie te przyciski pracują dosyć precyzyjnie, mają wyczuwalny skok i są odpowiednio duże. Niestety, podobnie jak X-T20, X-E3 czy X-A5, brakuje jednego z najważniejszych elementów ergonomii - joysticka do ustawiania punktów AF.
X-T100 nie oferuje zbyt wielu możliwości personalizacji przycisków. Możemy jedynie zmienić funkcje pokrętła trybów symulacji filmu (Fn-D) oraz małego przycisku Fn-1, który ulokowano niedaleko spustu.
Producent dobrze wykorzystuje dotykowy ekran, który nie tylko służy do podglądu na żywo i przeglądania zdjęć, ale po przyłożeniu aparatu do wizjera, może zamienić się w panel do sterowania punktem AF. W menu możemy dokładnie ustalić, która część ekranu będzie aktywna - całość, a może tylko połowa (lewa, prawa), albo wręcz ćwiartka. Mamy też kontrolę nad tym, jak ekran reaguje na dotyk w czasie podglądu na żywo - czy ustawia ostrość i robi zdjęcie, a może tylko ostrzy w danym punkcie, albo nie robi nic.
Wielka szkoda, że nie możemy natomiast korzystać z funkcji dotyku chociaż w skróconym menu, które uruchamiamy przyciskiem Q. X-T100 ma dobrze znane Quick Menu złożone z czterech linii po cztery kafelki z podstawowymi parametrami, które można personalizować w głębszych ustawianiach.
Główne menu zostało nieco przemodelowane i prezentuje się znacznie lepiej, niż w zbliżonym cenowo modelu X-A5. Jest przejrzyste, logiczne i dobrze ułożone. Po lewej stronie znajduje się 8 zakładek: pięć czerwonych związanych z ustawieniami fotografowania i filmowania oraz trzy niebieskie, w których znajdziemy ustawienia ogólne.
Skrócone menu w Fujifilm X-T100
Skrócone menu w Fujifilm X-T100
Fujifilm X-T100 ma wizjer OLED o rozdzielczości 2,36 Mp, 100-procentowym pokryciu kadru, powiększeniu 0,62x i punkcie ocznym 17.5 mm. To prawdopodobnie ten sam celownik, co w droższych modelach X-T20 oraz X-E3. To nie jest topowa konstrukcja, ale jak na sprzęt tej klasy jest wystarczająca. Obraz jest jasny, klarowny, delikatne smużenie jest widoczne, ale nie przeszkadza. Nie ma natomiast mowy o spowolnieniu lub wstrzymaniu wyświetlanego obrazu.
W wizjerze możemy wyświetlać najważniejsze informacje, takie jak parametry ekspozycji, tryb pracy, liczba i format zdjęć i filmów czy rodzaju symulacji filmu. Prezentowane informacje są optymalizowane do pozycji w jakiej znajduje się aparat - poziomej lub pionowej. To wszystko sprawia, że wizjer jest mocnym punktem aparatu, a korzystanie z niego jest przyjemnością.
Wyświetlacz w X-T100 również jest identyczny, jak w droższym X-T20. To 3-calowy, dotykowy ekran LCD o rozdzielczości 1,04 Mp. Tyle, że mamy tu nowy system mocowania umożliwiający uchylanie ekranu w trzech płaszczyznach: w górę, w dół oraz o 180 stopni do boku (do pozycji selfie). To nie tylko praktyczne, dobrze zaprojektowane rozwiązanie dla kreatywnego fotografa, ale również dla vlogerów, którzy często sami nagrywają swoje filmy.
Funkcja dotyku działa bardzo dobrze. Gestami możemy nie tylko wyzwalać migawkę i ustawiać punkt AF, ale też przeglądać zdjęcia, przybliżać oraz sterować punktami AF, kiedy aparat jest przy oku. Wyświetlacz reaguje na dotyk prawidłowo, jest czuły i precyzyjny. Sam obraz jest z kolei jasny, kontrastowy i charakteryzuje ciepłymi barwami. Na koniec trzeba wspomnieć o akumulatorze NP-W126S, który ma starczyć na wykonanie do 430 zdjęć oraz wbudowanej małej lampie błyskowej.
W Fujifilm X-T100 nie mogło zabraknąć funkcji bezprzewodowej łączności. Aparat korzysta z technologii Bluetooth, która umożliwia automatyczny transfer zdjęć do smartfona czy tabletu z wykorzystaniem aplikacji Fujifilm Camera Remote. Takie rozwiązanie sprawia, że już chwilę po ich wykonaniu, fotografie znajdą się na urządzeniu przenośnym i będziemy mogli je szybko udostępnić na Facebooku czy Instagramie. Jest też klasyczne już Wi-Fi 802.11b/g/n.