Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
88%
Tytan pracy – tak w skrócie można opisać najnowszą flagową lustrzankę Nikona. D5 przeszedł usprawnienia na każdej niemal płaszczyźnie. Otrzymał lepszą matrycę, jeszcze udoskonalono autofokus i ergonomię. Sprawdźmy jak nowe możliwości przekładają się na komfort i wydajność pracy zawodowego fotografa.
Już poprzednia odsłona flagowej lustrzanki Nikona charakteryzowała się pancernym wykonaniem i szczegółowo przemyślaną ergonomią. Nie inaczej jest w przypadku modelu D5, gdzie mamy do czynienia z niemal identycznym projektem body - choć i w tej kwestii producent zaproponował nam pewne usprawnienia.
Mimo sporej wagi - D5 z zamocowanym 24-70 mm f/2,8 waży blisko 3 kg - aparat wygodnie leży w dłoniach. Jest to niewątpliwie zasługa nowego, bardzo głębokiego gripu, wysokiej jakości materiału antypoślizgowego oraz wyraźnego profilu kciuka na tylnym panelu. Właśnie dzięki tym elementom nie odczuwamy zbytniego dyskomfortu podczas pracy.
Niestety zupełnie inaczej wygląda sytuacja z uchwytem w orientacji pionowej. Wprawdzie także i on został przeprojektowany, jednak wciąż jest bardzo smukły i kanciasty, przez co wykonywanie portretów nie należy do najprzyjemniejszych czynności - zwłaszcza, gdy do aparatu podepniemy duży i ciężki obiektyw.
Na pierwszy rzut oka ergonomia pozostała niezmieniona i wszystko wydaje się być nadal na swoim miejscu. Poważniejszych modyfikacji dokonano tylko na górnej ściance aparatu. Przycisk Mode zastąpiono przyciskiem ISO, który został przeniesiony spod dolnego ekranu pomocniczego i teraz znajduje się tuż obok spustu migawki i kompensacji ekspozycji. Natomiast Mode przesunięto na tarczę trybów, z której tym samym zniknął przycisk odpowiadający za ustawienia lampy błyskowej. Wprawdzie nie są to kolosalne różnice, ale do ułożenia poszczególny przycisków (zwłaszcza ISO) będzie trzeba się od nowa przyzwyczaić. Naszym zdaniem taki układ jest jednak bardziej intuicyjny.
Niestety są też pewne minusy. Na uchwycie pionowym (przy spuście migawki) znalazł się wyłącznie jeden przycisk funkcyjny, co jest dziwnym posunięciem producenta. W ten sposób, podczas fotografowania w orientacji pionowej tracimy możliwość wygodnej zmiany ISO i kompensacji ekspozycji. W efekcie, by wybrać dany parametry będziemy musieli obrócić aparat, po czym znowu powrócić do pozycji pionowej. Szkoda, bo na uchwycie wertykalnym spokojnie zmieściłby się jeszcze jeden przycisk.
Tylny panel jest łudząco podobny do tego z D4s - jednak jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Wolne miejsce po przycisku ISO zajął przycisk kontroli prędkości wykonywania zdjęć w danym trybie seryjnym. Pojawił się także nowy przycisk funkcyjny Fn3. Z kolei „Info“ przesunięto pod dolny ekran pomocniczy, gdzie znajdują się także przyciski odpowiadające za balans bieli i jakość zdjęć. Natomiast na przedniej ściance - obok mocowania obiektywu - pojawił się trzeci przycisk funkcyjny, którego działanie możemy dostosować do naszych potrzeb i preferencji. W efekcie na zewnątrz „wyciągnięto“ każdą ważną opcję, dzięki czemu jesteśmy w stanie zmienić najpotrzebniejsze parametry bez konieczności wchodzenia do menu aparatu.
Musimy pochwalić także funkcjonalną tarczę z wkomponowanym kołowym wybierakiem. Dzięki niej będziemy w stanie nie tylko wybrać tryb fotografowania, lecz także ustawić pomiar światła czy dostosować tryb zdjęć seryjnych lub samowyzwalacz. Niestety zabrakło możliwości szybkiego przywołania trybów użytkownika. Te wprawdzie istnieją, ale dostęp do nich otrzymujemy dopiero z poziomu menu.
Ponadto Nikon zapewnia też bardzo przydatną - niestety wciąż rzadko spotykaną w innych profesjonalnych aparatach - możliwość podświetlenia przycisków na obudowie. Tę funkcję włączamy przesuwając dźwignię On/Off na pozycję oznaczoną ikoną żarówki, co pozwoli także rozświetlić dwa pomocnicze ekrany LCD, na których podejrzymy najważniejsze informacje dotyczące fotografowania. Rozwiązanie zaproponowane przez inżynierów Nikona pozwala między innymi na wygodną obsługę podstawowych parametrów podczas korzystania z aparatu w nocy lub w trudnych warunkach oświetleniowych. Pozostaje jednak niedosyt, że podobne diody nie znalazły się także przy slocie na karty, co znacznie ułatwiłoby wymianę nośników po zmroku. Widać nie można mieć wszystkiego.
Zaawansowane aparaty Nikona pod względem możliwości personalizacji pozwalają na naprawdę wiele. Nie inaczej jest w przypadku nowego flagowca. Otrzymujemy cztery przyciski funkcyjne Fn, do których przypiszemy wybrane przez nas ustawienia. Poza tym możemy zmienić działanie także kilku fabrycznie zdefiniowanych przez producenta przycisków. Tak więc wachlarz dostępnych opcji jest bardzo rozbudowany, dzięki czemu każdy będzie mógł dostosować aparat do własnych potrzeb i stylu fotografowania.
Co więcej, użytkownicy otrzymują możliwość precyzyjnej regulacji większości funkcji oferowanych przez aparat. W „menu ustawień osobistych“ dostosujemy nawet takie szczegóły jak kierunek obrotu pokręteł czy krok zmiany czułości ISO. Zoptymalizujemy także współpracę aparatu z lampą błyskową. Zaś wszystkie wprowadzone zmiany możemy zebrać i zapisać jako preset w „banku ustawień osobistych“.
Nikon nigdy nie przykładał szczególnej wagi do menu podręcznego. Podobnie jest i tym razem. Na tylnym panelu znajdziemy przycisk „i”, który pozwoli na wyświetlenie szybkiego menu, jednak jego funkcjonalność jest mocno okrojona i w rzeczywistości ogranicza się tylko do kilku – nie zawsze najpotrzebniejszych - opcji. Przez to z menu podręcznego nie będziemy prawie w cale korzystać. Dla porównania, Canon w swoich najnowszych lustrzankach oferuje możliwość skomponowania ekranu szybkich nastaw, czyli tak naprawdę spersonalizowania drugiej karty podręcznego menu, co daje jeszcze szersze możliwości ustawienia najczęściej wybieranych przez nas funkcji.
Menu główne nie przeszło żadnych wizualnych zmian, co z pewnością docenią dotychczasowi użytkownicy lustrzanek Nikona. Otrzymujemy dobrze znany interfejs, który składa się z pionowo pogrupowanych zakładek. Wybierać będziemy mogli spośród menu odtwarzania, fotografowania, nagrywania filmów (tej zakładki nie było w D4s), ustawień osobistych, ustawień aparatu, retuszu. Poza tym, podobnie jak w aparatach Canona, otrzymujemy również zakładkę “Moje Menu”, gdzie przypiszemy najczęściej używane pozycje.
Trzeba przyznać, że menu główne jest przejrzyste, jednak jego rozkład można uznać za nieco archaiczny - zwłaszcza, gdy spojrzymy na zakładkę dotyczącą ustawień osobistych, która składa się z 7 kart wyodrębnionych kolorami. Niestety, każda z nich zawiera mnóstwo podkategorii, które mogą przytłaczać, przez co odnalezienie i wybranie odpowiedniej opcji może zająć chwilę. Jednak zdajemy sobie sprawę, że z D5 będą korzystać głównie doświadczeni użytkownicy Nikona, a ci z pewnością znają menu na pamięć i potrafią po nim nawigować niemal z zamkniętymi oczami.
D5 korzysta z wizjera optycznego z pryzmatem pentagonalnym, który zapewnia około 100% pokrycie kadru i powiększenie 0,72x. Obok niego znajdziemy także dźwignię pozwalającą na przysłonięcie celownika podczas naświetlania długich ekspozycji. Otrzymujemy również pokrętło regulacji dioptrażu, które zostało umieszczone w wygodnym miejscu (nie tak jak w przypadku modelu EOS-1D X Mark II pod muszlą oczną).
Sam wizjer jest jasny i wyświetla zestaw podstawowych informacji, dotyczących trybu pomiaru światła, blokady ekspozycji, trybu fotografowania, rozmiaru zdjęcia, czasu naświetlania, przysłony, czułości matrycy, kompensacji ekspozycji, stanu baterii i pozostałego miejsca na karcie. Poza tym używane punkty AF są zawsze prezentowane na czerwono, a siłę podświetlenia możemy regulować, co znacznie ułatwia pracę w trudnych warunkach oświetleniowych. Wizjer odznacza się również minimalnym „blackoutem“, czyli charakterystycznym zaciemnieniem pomiędzy poszczególnymi ujęciami występującym podczas wykonywania szybkich zdjęć seryjnych. Jednak poprawa w tej dziedzinie jest akurat zasługą nowego mechanizmu podnoszącego lustro aparatu.
nowy mechanizm podnoszenia lustra
Istotnym usprawnieniem względem poprzednika jest nowy ekran. Wprawdzie to nadal 3,2-calowy wyświetlacz TFT LCD bez możliwości odchylania, ale teraz jest on dotykowy. Ponadto jego rozdzielczość wyraźnie wzrosła - z 920 tys. punktów (D4s) do aż 2 359 000 punktów. To także znacznie więcej niż oferuje flagowiec Canona (1 620 000 punktów).
Zmianę w jakości wyświetlanego obrazu widać od razu. Ekran jest kontrastowy i wiernie odwzorowuje barwy, co pozwala na rzetelną ocenę zdjęć. Niemniej jednak zaobserwowaliśmy tendencje do minimalnego przyciemniania i lekkiego ocieplania prezentowanych fotografii. Na szczęście zarówno jasność, jak i kolorystykę możemy bez problemu skorygować w ustawieniach aparatu. Warto także zaznaczyć, że wyświetlacz nie stwarza żadnych problemów podczas pracy w ostrym świetle, co jest zasługą zastosowanych powłok antyodblaskowych. Również kąty patrzenia są odpowiednie.
W trybie LiveView otrzymujemy ten sam zestaw prezentowanych informacji oraz dodatkowo możemy wyświetlić także poziomicę i siatkę ułatwiającą komponowanie ujęć. Pochwalić należy również fakt, że informacje nie zaśmiecają kadru. Co więcej, w każdej chwili jesteśmy w stanie je ukryć.
W kwestii implementacji dotykowego ekranu mamy mieszane odczucia. Z jednej strony monitor D5 dobrze reaguje na dotyk, pozwala nam na wybór pola AF i wygodny podgląd fotografii, który odbywa się na takiej samej zasadzie jak w przypadku wyświetlania zdjęć na urządzeniach mobilnych. Niestety producent znacznie okroił możliwości ekranu nie decydując się na umożliwienie dotykowej nawigacji po menu, co jest zaskakującym posunięciem. Jednak i tak - mimo tej wady - Nikon D5 oferuje o wiele więcej niż EOS-1D X Mark II, w którym funkcje dotykowe ograniczają się wyłącznie do możliwości wyboru pola AF w trybie Live View.
Niestety standardowy podgląd obrazów wciąż nie uległ zmianie. D5 nadal nie umożliwia nawigacji po zdjęciach za pomocą pokręteł. O ile w przypadku podejrzenia kilku ostatnich fotografii nie będzie to problemem, to już przejrzenie kilkuset czy nawet kilkudziesięciu ujęć okazuje się zwyczajnie niewygodne i wolne. Zwłaszcza, że nie możemy skakać co kilka zdjęć - tak jak w przypadku aparatów Canon.